Strony

poniedziałek, 27 listopada 2023

Wałbrzyskie wzgórza

 111123

Zarezerwowałem hotelowy pokój w Bolkowie i na dwa dni pojechałem na Pogórze Wałbrzyskie. Doprawdy nie wiem, czy bardziej ciekawiły mnie postępy prac przy drodze ekspresowej S3, czy kierowała mną chęć odwiedzenia znanych co prawda, ale lubianych i ładnych pagórów wałbrzyskich. Czy muszę wiedzieć? Albo inaczej: jestem technikiem do szpiku kości, ale i miłośnikiem wędrówek; nie da się rozdzielić obu powodów. Idąc techniczną drogą przy esce, po lewej widziałem budowę, ale nad nią góry, a było ich wiele, szczyty piętrzą się tam dalej i dalej, aż po kres Gór Kamiennych, aż do rozpłynięcia się ich zarysów w niebieskości dali. 


Patrząc na prawo budowy nie widziałem, a pogórzańskie pola z horyzontem zamkniętym szarogranatowymi szczytami. Po prostu wędrowałem po Sudetach.

Z pewnego widokowego wzgórka patrzyłem na świt i wschód słońca. Czystymi nie były, ale przecież chmury na wschodzie, o ile tylko nie jest ich zbyt dużo, potrafią upiększyć i urozmaicić spektakl początku dnia. Widziałem wyłanianie się z zimnego niebytu zmrożonych kształtów, białawe mgły w dolinach, jaśniejącą szarość świtu, niebo coraz bardziej jasne a później i kolorowe, a w końcu niemal poziome światło niskiego słońca rozpaliło kolory traw, krzewów i drzew wokół mnie. Kolor światła o tej porze dnia, zwłaszcza jesienią, jest tak intensywny, że mój aparat ślepnie dając zdjęcia za bardzo kolorowe, sztuczne, nieudane, a ja widziałem barwy niemal materialne, możliwe do dotknięcia. Maleńkie kropelki rosy (a może wczorajszego deszczu) wiszące na źdźbłach traw i na gałązkach różanych krzewów świeciły, wydawały się wcieleniem pojęć czystości, jasności i wilgotności. Były jak diamenty, ale tylko ja je widziałem.





Mam pokaźną już listę ulubionych miejsc w tych górach, w końcu w sąsiedztwie Wałbrzycha spędziłem 30 dni, a jednym z nich jest wzgórze z brzozami na szczycie. Niewielkie, wznosi się nad okoliczne pola ledwie na parę dziesiątków metrów, ale widoczne jest z daleka i wielce urokliwe. Oto ono.


 
 

Chyba ma swoją nazwę, skoro jest na nim słupek geodezyjny, ale jej nie znam. Może dowiem się od mieszkańców sąsiednich Sadów Górnych, a tak właśnie poznałem nazwę Cycka, równie uroczej górki odległej o kilka kilometrów. Pojadę tam przy najbliższej okazji, zobaczę ten nagi cycek, to znaczy Cycek, oczywiście.


 Z kilku brzóz rosnących na szczycie dzisiaj oglądanego wzgórka szczególnie jedna rwie moje oczy swoją urodą. Uświadomiłem sobie napisanie niemal zapomnianego zwrotu, ale to dobrze, ponieważ powinniśmy starać się pisać w sposób urozmaicony, używając różnych słów i zwrotów, a nie klepać w kółko modne słowa, na przykład o „generowaniu wrażeń w kontekście wędrówki”, co brzmi głupio, a właściwie, pisząc bardziej bezpośrednio, jest bełkotem.

Na zdjęciach z brzozą widać też okolicę, w moich oczach bardzo malowniczą.

Budowa drogi S3 jest na ukończeniu; gdzieś przeczytałem o planowanym otwarciu na wiosnę przyszłego roku, przy czym piszę o odcinku między Bolkowem a Kamienną Górą, ponieważ eska od tego miasta do czeskiej granicy jest już czynna. Trwają prace przy bardzo rozbudowanym systemie odwodnienia szosy, i właśnie patrząc na jeden z licznych rowów przydrożnych zauważyłem coś, co zwróciło moją uwagę. Proszę obejrzeć to zdjęcie w powiększeniu.

 Widać na nim drobne okruchy skalne, a w nich otoczaki, czyli otoczone, z zaokrąglonymi kantami, skały. Cóż w tym ciekawego czy dziwnego? Ten widok jest zobrazowaniem niewyobrażalnego wieku Ziemi i skrajnych metamorfoz jej powierzchni: takie skały, otoczaki, powstają w wodzie. Jej ruch toczy odłamki skał po dnie, a one, uderzając o twardą powierzchnię i o siebie, pozbywają się kantów i z czasem stają się otoczakami. Tutaj kiedyś było morze (a może rzeka), stałem więc na dnie nieistniejącego od milionów lat zbiornika wody. Kiedyś było tutaj obniżenie, a teraz wprost odwrotnie, jest wypiętrzenie; kiedyś pływały tutaj ryby, teraz latają ptaki i chodzą ludzie.

Ludzie, o których w tamtych czasach nikt jeszcze nie myślał, może poza Stwórcą. Maszyna zbudowana rękami ludzi dobyła na powierzchnię ślady przedludzkich czasów.

Tutaj jest artykulik o otoczakach.

Obrazki ze szlaku


 
Oblicza budowy S3. Zniszczone duże drzewo i księżycowy wygląd hałdy kamieni.



 
Na tej budowie widziałem drogi donikąd, a nawet drogę znikąd donikąd. Domyślam się poprowadzenia w przyszłości tych dróg dalej, ale na razie są właśnie takie.

 Znak przebiegu drogi ustawiony wśród drzew. Wokół pola i łagodne pagórki, a gdzie szosa? Kilkadziesiąt metrów niżej biegnie tunelami. Trudno mi się z tym faktem oswoić, ponieważ uderza mnie kontrast między naturalnym, a raczej niewiele zmienionym przez człowieka otoczeniem, a wyobrażonymi wielkimi tunelami pod ziemią i tysiącami pędzących nimi samochodów. Pode mną hałas, światła, pęd, czyli fragment świata skrajnie odmienionego przez ludzi, a tutaj drzewa i pola, cisza i bezruch, chyba że akurat kruk patrolując swój rewir zakracze nad moją głową.


 Ślęża. Odległa, ale często widziana dzisiaj. Ta góra nie jest wysoka, chociaż wznosi się pół kilometra nad pola wokół, ale majestatyczną i czarodziejską jest.



 Kolory jesieni, tym razem modrzewie i osiki.

 Gdzie ta bidulka wyrosła? Chyba niełatwo jej tam żyć.

 Pod wieczór, już wśród domów wioski, pożegnała mnie ta róża wychylając się ku mnie zza ogrodzenia.

Trasa: miedzy Starymi i Nowymi Bogaczowicami oraz Sadami Górnymi na Pogórzu Wałbrzyskim.

Statystyka: 20 km przeszedłem w 7 godzin, a na szlaku byłem 9,5 godziny.

 














czwartek, 23 listopada 2023

Na Pogórzu Izerskim i w gościnie

 051123

Na Pogórzu Izerskim, między Gryfowem Śląskim a Leśną, kilkanaście kilometrów na północ od Świeradowa Zdroju, są dwa sąsiadujące ze sobą jeziora utworzone dzięki spiętrzeniu zaporami wód Kwisy: są to Jezioro Złotnickie i Jezioro Leśniańskie. Byłem tam z Jankiem prawie dwa lata temu; przekonaliśmy się wtedy, że w jeden dzień nie ma szans zobaczyć wszystkich miejsc wartych poznania, bo jest ich tam naprawdę wiele. Dzisiaj wróciliśmy nad Kwisę, widzieliśmy wiele ładnych bądź ciekawych miejsc, a na koniec dnia uznaliśmy, że trzeba nam będzie jeszcze kilka razy wracać by poznać całą okolicę.

Zaparkowałem przy ośrodku Złoty Sen (nazwa nawiązuje raczej do minionych czasów) i ruszyliśmy ku zaporze drogą biegnącą przez dwa tunele wykute w skałach schodzących niemal pionowymi ścianami do wody zalewu. Zrobiły na mnie wrażenie, bo chociaż nie imponują wielkością, czuć jeszcze, mimo ucywilizowania drogą, ich dzikość i pierwotną niedostępność. Nie tylko przy zaporze: mimo że byliśmy na pogórzu, wiele widzieliśmy naprawdę trudnych do przejścia poza szlakiem skalnych stromych zboczy górskich najeżonych żywymi i martwymi drzewami. Widzieliśmy strumienie kaskadami spadające po kamieniach i urwiska, a na krawędzi jednego z nich zobaczyliśmy dziwny zamek, ale o nim później.


 


Po paru latach remontów nareszcie otwarto przejście przez Zaporę Złotnicką, i mogliśmy dokładnie, z góry i z dołu, zobaczyć zaporę i elektrownię. Kwisa jest niepokaźną rzeczką kilkumetrowej szerokości, ale że czasami budzi się w niej dzikie zwierzę, postawiono wspomniane zapory, a spiętrzone wody napędzają turbiny dwóch elektrowni. Dzisiaj poznana zapora tworząca Jezioro Złotnickie ma zadziwiająco duże rozmiary: wysokość ponad 30 metrów i długość 170 metrów. Sama elektrownia też jest większa niż się spodziewałem: trzy jej zespoły prądotwórcze mają łączną moc 4,4 MW, czyli są w stanie dać prąd dla paru tysięcy mieszkań. Cała budowla, kamienna, solidna, została postawiona sto lat temu przez Niemców. Dla mnie to właśnie jest ekologia w najczystszej postaci: owszem, budowa kosztowała mnóstwo pracy, zapewne trzeba było wyciąć wiele drzew, ale działa od wieku, daje prąd bez emisji CO2 i odpowiednio zadbana, dawać będzie kolejne sto lat. Te fakty skojarzyły mi się z motoryzacją: produkowane w końcu XX wieku samochody dobrych marek jeździły 30 lat, a produkowane teraz mają zaplanowane kilkuletnie życie. Ten paskudny zwyczaj powoduje zaśmiecanie Ziemi i marnotrawienie jej zasobów na ogromną skalę. Wracając nad Kwisę dodam jeszcze, że jednym z powodów budowy zapór na górskich rzekach jest ich nieobliczalny i niebezpieczny charakter: potrafią bardzo szybko podnosić swoje wody i zalewać okoliczne pola i miejscowości. Mając zbiorniki mieszczące miliony ton wody i możliwości regulowania tempa jej przepływu, zabezpieczamy się przed powodziami, a prąd mamy niejako przy okazji.

Powierzchnia wody jeziora jest wysoko, pod szczytem zapory.

Trasę ustalił Janek, a koniecznie chciał zobaczyć zamek Rajsko, który okazał się dziwną budowlą. Mimo że niewiele wiem o architekturze, i ja zobaczyłem szczególną i znaną cechę tej budowli: jej styl jest tak określony, jak rasa Reksia podwórkowego. Piaskowe obramowania okien i portali nie pasują do murów, a i te były budowane z tego, co murarz miał pod ręką, ale całość wygląda sympatycznie. Nie mogliśmy wejść do środka, a chciałoby się zobaczyć widok z górnych okien albo z wieży. Na pewno jest imponujący, skoro zamek stoi na wysokim urwisku, kilkadziesiąt metrów nad Kwisą. Wyobrażenie widoków mieliśmy stojąc nieco niżej zamku, na krawędzi skalnego uskoku opadającego spiętrzonymi skałami do rzeki. Między konarami licznie tam rosnących buków widzieliśmy Kwisę zmieniającą się w Jezioro Leśniańskie. Szum szybkiego strumienia pędzącego niżej nas do Kwisy, słońce rozpłomieniające wody i liście buków, skały przysypane bukwią i zarośnięte mchem, wyżej wielki buk z mocarnymi korzeniami spływającymi po skałach, i jeszcze raz słońce pod błękitem. Kamienny mur ogrodzenia zamku jak zawsze budził skojarzenia miłe i wielorakie – o wiekach za nami, o stabilności, bezpieczeństwie i spokojnie upływającym czasie.


 


To urocze miejsce i nawet gdybym nic więcej dzisiaj nie widział, uznałbym dzień za udany, a przecież były i inne widoki, inne ciekawe miejsca.

Chcieliśmy iść dalej, wracać inną drogą, ale okazało się, że… nie ma mostu, tak więc zamek Rajsko Misz Masz był punktem zwrotnym trasy. Nic to, wszak prawda to powszechnie znana, że droga widziana przy powrocie zwykle ukazuje się znacznie zmieniona.

Pojechaliśmy na południe, do Gierczyna, wioski u stóp izerskiego Blizbora, na spotkanie z Anią Kruczkowską. Przywitała nas tak ciepło, jak chyba tylko ona potrafi. W czasie rozmowy o ekologii powiedziała słowa, które swoją celnością i jednocześnie prostotą zrobiły na mnie wrażenie: że zachowania proekologiczne związane z zakupami bywają nie do odróżnienia od biedy lub sknerstwa. Tak, tak, i – dodam od siebie – zapewne w tej cesze tkwi jakaś część trudności z ich przyjęciem i stosowaniem przez wielu ludzi. No bo dlaczego pan Janusz ma nie wymienić spodni czy telewizora (mimo że są dobre) skoro go stać; wszak on biedny nie jest i dlatego sobie kupi nowe coś. Parę godzin rozmów minęło zbyt szybko; może gdybyśmy mieli czas do północy, poruszylibyśmy wszystkie interesujące nas tematy, ale pewności nie mam.

Aniu, dziękuję za poczęstunek i pogaduchę. Zupa z białych warzyw była naprawdę dobra!

Przywiozłem mnóstwo zdjęć i jak zwykle miałem kłopot z wybraniem tych do zachowania. Odczuwam niechęć graniczącą z chytrością na myśl o ich kasowaniu. Mam dziesiątki tysięcy fotografii dokumentujących wędrówki i nadal przybywa ich w szybkim tempie. Jak wiele się zmieniło od czasów mojej młodości i tradycyjnych aparatów na klisze, gdy każde zdjęcie było robione po zastanowieniu, a przywiezienie z wędrówki kilkudziesięciu wydawało się rozrzutnością!

Trasa: z parkingu przy ośrodku Złoty Sen przy Jeziorze Złotnickim na zaporę elektrowni wodnej na Kwisie. Dalej niebieskim szlakiem prowadzącym przy rzece do zamku Rajsko w pobliżu Jeziora Leśniańskiego. Powrót tą samą drogą.

Statystyka: 9 km przeszliśmy w 4,5 godziny, a blisko trzy godziny wałkoniliśmy się na szlaku.