Strony

sobota, 7 marca 2015

Góry Kaczawskie: widoki, źródło i gadające pudełko


Z parkingu przy Wrzosowisku na Zapiecek, wzgórza w okolicy Gorzanowic, wapiennik i stary kamieniołom pod Nowymi Rochowicami, Rochowicka Skała, wzgórza między Nowymi i Starymi Rochowicami.



Samochód zaparkowałem przy szosie do Jeleniej Góry, kilka kilometrów za Bolkowem, obok nieczynnego baru. Wznoszące się vis a vis Wrzosowiska stały jeszcze czarne. Czarne i zamglone. Siedziałem czekając na rozwidnienie się i na rozejście mgły, w końcu po kwadransie, ciągle widząc mgłę, westchnąłem i wysiadłem z samochodu.

W encyklopedii Sudetów przeczytałem wzmiankę o nadzwyczajnej urodzie widoków roztaczających się ze stoków powyżej wsi Jeżów. Byłem w tych okolicach rok temu, wiele wtedy widziałem, ale akurat widoków z zachwalanego miejsca nie oglądałem. Przyjechałem zaintrygowany i zaciekawiony. Minęła siódma, gdy stanąłem na odkrytym zboczu Zapiecka, w dole widząc zakola szosy i dwa domki Jeżowa. 


Mgła odsunęła się, ale tylko trochę: widoczne były spore fragmenty wschodniego pasma Gór Kaczawskich, natomiast Góry Wałbrzyskie i oczywiście Karkonosze były dzisiaj ukryte, niestety.

Miejsce warte odwiedzin, szczególnie w zielony i słoneczny czas, chociaż równie widokowych miejsc znam wiele. Postaram się wrócić tam w ładny czas, gdy będzie można posiedzieć na stoku i pogapić się bez pośpiechu i bez marznięcia.

Nie miałem konkretnego planu na dzisiaj, czyli miałem plan dość typowy dla ostatnich moich kaczawskich wędrówek. Przeszedłem na drugą stronę wzniesienia z zamiarem połażenia po okolicy.

Szwendając się po łagodnie falujących polach, wspomniałem ładne miejsce na stoku wzniesienia gdzieś za Gorzanowicami. Nagle zapragnąłem zobaczyć je ponownie, poszedłem więc poszukać je i znalazłem nadspodziewanie szybko. Wokół Młynicznej rozciągają się rozległe pola, sarny przychodzą tam częstować się zasianym rzepakiem. Nierzadko zatrzymujemy się, one i ja, i patrzymy na siebie. One zapewne szacują niebezpieczeństwo, ja chciałbym krzyknąć do nich, żeby zostały, nie przeszkadzały sobie, ale one zawsze uciekają. Szkoda.

Szczyt jest zalesiony, znalazłem na nim ładne skałki, a niżej, na zielonej przestrzeni pól, widziałem wyspy pożółkłych traw, na których cicho siedzą kępy głogów i róż, tu i tam widać drzewa nanizane na nitki dróg, a schodzący na dno dolinki, w stronę rosnącego tam lasu, wąski pasek zarośli ukrywa strumyk. Na małym urwisku, właściwie na stoku zbyt stromym dla rolniczych maszyn, rośnie kilka starych, powykrzywianych czereśni. Ciekawe, jakie są w smaku ich owoce…



Wracałem, a że mgła była mniejsza, drogę ku Rochowicom wybrałem via Zapiecek, żeby z jego odsłoniętego stoku raz jeszcze obejrzeć widoki. Były rozleglejsze, ale Karkonoszy nadal nie było widać; trudno, dalekie widoki zaczekają na mnie. Kiedyś przyjdę tutaj i zobaczę dal aż po horyzont.

Minąłem domki Jeżowa i dnem dolinki poszedłem w stronę Rochowickich Skał, wzdłuż strumienia. Rósł tam Smutny Las. To moja własna nazwa często spotykanych grup wierzb rosnących na mokrych miejscach, głównie wierzb iwa. Stare, spróchniałe i rozsypujące się pnie tyle mają życia, ile w cienkiej warstwie pod korą, a z pękniętego środka wysypuje się próchno. Na poszarpanym wierzchołku sterczą wielkie drzazgi po wyłamanych konarach, które leżą wokół rozsypujące się, porosłe mchami i grzybami, ale jednocześnie z rozczochranej głowy pnia wyrastają młode odrosty.




Powykrzywiane, nierzadko aż do ziemi, konary wierzb wydają się dotknięte reumatyzmem; czasami spotyka się całe gęstwiny konarów i gałęzi poplątanych, czarnych i omszałych, czyniących wrażenie całkowitej martwoty, zupełnego rozkładu. Wiele z nich leży na ziemi nadłamanych i na pół spróchniałych, ledwie paroma włóknami połączonymi z korzeniami, ale nadal żywiących młode pędy, czasami pokaźnych już rozmiarów. Niepowstrzymanie prą w górę, do słońca, nic nie wiedząc o wątłych podstawach swoje bytu, ale wiem, raczej czuję, że gdyby wiedziały, tak samo rosłyby w swoim żywiołowym, pierwotnym pędzie.

Przeraźliwie smutny to las. Czasami wydaje się potrzaskany gwałtownym kataklizmem, czasami wygląda na chorego i rozpaczliwie walczącego o jeszcze jeden dzień życia, a zawsze jest smutny. Rzadko, może gdy poczuję  jego ślepą, dziką i przemożną siłę życia, udaje mi się dostrzec w nim swoisty urok Natury..

Kilometr dalej na zachód, w pobliżu szosy, jest restauracja, a na tyłach posesji stoją stare piece do wypalania wapna; na jednym z nich jest taras widokowy, teren nie jest ogrodzony, można tam wejść. W lesie obok jest stary kamieniołom, poszedłem tam chcąc zobaczyć dokąd prowadzi droga biegnąca dnem i przywitać się z okazałym bukiem tam rosnącym.


 Gdy byłem tam rok temu, był ciemny i chmurny ranek, teraz pokazało się słońce. Buk ponownie zadziwił mnie rozległością swoich imponujących korzeni, a droga skończyła się 100 metrów dalej, na placyku otoczonym stromymi ścianami skalnego wyrobiska. Trochę już widziałem takich miejsc w tych górach: niemal zawsze są tam ślady ognisk, prowizoryczne ławki i… rozrzucone butelki i puszki. Wiele razy widziałem na brzegach lasów, albo w śródpolnych kępach drzew, sterty śmieci. Nie bardzo potrafię wyobrazić sobie, co czuje, o ile w ogóle coś czuje, człowiek wyrzucający śmieci w takich miejscach.

Z kamieniołomu bliziutko jest do Rochowickiej Skały, więc jakże mi było ominąć ją? Dobrze, że odwiedziłem te skały, bo zobaczyłem je inaczej niż poprzednio, zobaczyłem po prostu ładniejszymi. Może dzięki słońcu, a może dzięki leszczynie rosnącej na jednej z najwyższych skał. Drzewko korzeniami czepiło się pęknięcia przysypanego garścią ziemi, a że nad nim sterczy pochyła ściana pękniętego kamienia, przeplotło swoje pędy przez szczeliny i dopiero na szczycie, już w słońcu, połączyło je w podwójny pień i wystrzeliło w górę. Zadziwiające przeplecenie żywej tkanki i martwych głazów oraz uporczywość życia uczyniły na mnie niemałe wrażenie.



Między Nowymi i Starymi Rochowicami rozciągają się pofałdowane stoki pagórów; idąc nimi, za towarzysza ma się rozległe i ładne widoki. Obie wioski łączy kilka dróg polnych, dzisiaj przypomniałem sobie poznane wcześniej i poznałem nowe, a zwłaszcza pewne czarodziejskie miejsce w pobliżu Rochowickiej Skały: droga wybiega spomiędzy drzew rosnących na szczycie wzgórza i nim zacznie opadać, zatrzymuje się na chwilę… To jest to miejsce, wystarczy zatrzymać się razem z drogą i szeroko otworzyć oczy.



Dwa razy przeszedłem tymi wzgórzami od wioski do wioski, a i wracałem nimi pod wieczór do szosy i samochodu.

Szedłem miedzą, później drogą pojawiającą się z nikąd i niknącą na brzegu pola; szedłem wstążką wysokiej trawy słomkowego koloru. 


Nie wiem jak się nazywa ta trawa (powinienem poszperać w googlach, bo ta niewiedza dokucza mi), a ładna jest właśnie kolorem – żywym, jasnym i czystym. Rośnie na brzegu strumyczka szerokości dłoni, a zaczyna się opodal, przy krzewie różanym; wyżej, za krzewem, jest zaorane pole, a więc... Nachyliłem się przy różach, rozgarnąłem wiechcie traw i zobaczyłem klasyczne źródełko: spod kamienia bije woda i płynie jasnym dnem miniaturowego jaru. Słyszałem jej dźwięczny szmer, widziałem drgające refleksy światła. Za mną płynął strumyk, przede mną gładkie pole, obok kolczaste gałązki z czerwonymi owocami dzikiej róży. Źródło. Czarodziejskie miejsce. Wyobraziłem je sobie wiosną, w porze kwitnienia róż i głogów, zielone, w ciepły dzień pod błękitnym niebem. Urokliwy obraz.

A może dom postawić tutaj, przy tym źródle? Mój dom przy źródle…

Szedłem brzegiem strumyka niemal do samej szosy. Wieczorem, w hotelu w Bolkowie, z przyjemnością stwierdziłem, że ten strumień jest zaznaczony na mapie i to nawet dość dokładnie; nazwy niestety nie ma. Mam wymyślić swoją? Różany Strumyk, Polny Strumień, a może po prostu Strumyczek. Pomyślę.
Po raz pierwszy od miesięcy zobaczyłem telewizor. Może coś obejrzę? – pomyślałem biorąc do ręki pilot. Włączyłem, zobaczyłem reklamy, przełączyłem, też reklamy; wydawało mi się, że były dokładnie takie same, jak oglądane rok temu. Na kolejnym kanale była audycja o dinozaurach. Oglądałem 15 minut, w tym czasie usłyszałem 20 ryków tych gadów i widziałem tyleż razy powtarzane te same sceny. Wyłączyłem ryczącą skrzynkę. Teraz wydała mi się ładniejsza

2 komentarze:

  1. Niecka kamieniołomu koło Nowych Rochowic stanowi jedną z pereł botanicznych Góry Kaczawskich. Rośnie tam kilkanaście gatunków storczyków, lilie, przylaszczki, gruszczyki, centurie, goryczki i wiele innych. Niestety obszar zarasta i za kilkanaście lat wiele gatunków zacznie wymierać ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za informację. Może udałoby mi się pojechać tam z kolegą, miłośnikiem rzadkich kwiatów, a już szczególnie storczyków. Tylko nie jestem pewny, o którym kamieniołomie piszesz. Jest ich na mapie zaznaczonych kilka, w tej chwili przypominam sobie dwa z nich. Od szosy biegnącej przez Nowe Rochowice, blisko głównej trójki, odchodzi krótka szutrówka kończąca się w kamieniołomie. To tam rośnie buk z wielkim korzeniami, o którym pisałem. Jeśli pójdzie się szosą w stronę budynków, paręset metrów dalej odchodzi w lewo droga, zdaje się, że stoi tam kapliczka. Droga wiedzie przy samotnym gospodarstwie, a na jego tyłach jest wapiennik i duże wyrobisko ze stromymi ścianami. Na dnie, pamiętam, rosną drzewa, ale i leżą śmieci, jak zwykle w takich miejscach.
    O którym kamieniołomie pisałeś?

    OdpowiedzUsuń