080416
Minęła
godzina 21, odgłosy lunaparku ucichły, światła zgasły. Dzisiaj już na pewno nie
będę wołany do pracy, mogę więc spokojnie kontynuować swój wieczór. Jeden z
tych lubianych, gdy mogąc nazajutrz wstać później, siedzieć będę jeszcze długo
po przepołowieniu nocy.
Ustawiłem
książki na półkach, uśmiechając się na wspomnienie ich wybierania z
biblioteczki w zimowym pokoju: wracałem do nich parokrotnie, za każdym razem
dorzucając kolejne. O niektórych wiedziałem, że nie przeczytam, ale może
chociaż zajrzę, przekartkuję. Po prostu chciałem mieć je ze sobą. Przy rannej kawie otworzyłem jedną. Nie,
sama się otworzyła na stronie z zakładką włożoną tam przeze mnie dawno temu.:
„Do
drugiej zasię urny z dłonią wyciągniętą
Podchodziła
Nadzieja – lecz dłoń była pusta…”
Kiedyś
te słowa wywarły na mnie ogromne wrażenie. Te, i wiele innych ze wspaniałej
poezji Ajschylosa.
„Jakże
mam cię, gdy już serce więcej
nie
boli, nazwać, panie? Maszt jesteś, nadzieja
okrętu! Słup, co wspiera strop domu! Rodziców
radość,
syn pierworodny! Ziemia zrozpaczonym
jawiąca
się żeglarzom! Pogoda wiosenna
po
długiej słocie zimy! Źródło wśród skwaru!”
Ateńczyk
pisze o długiej słocie zimowej! Ech, gdyby on tutaj zawitał! Gdyby zawitał,
zabrałbym go w Góry Kaczawskie i pokazał dziesiątki strumieni tych gór. Może
nadałby im swoje nazwy? Może jedną chociaż tragedię umieściłby pod Lastkiem?
Cytat
jest powitaniem. Pięknym powitaniem, nieprawdaż? Owszem, tyle że wypowiedziała
je Klitajmestra do swojego męża, którego w godzinę później zaszlachtowała.
„Z
dawnam już te zapasy obmyślała skrycie,
długom
na nie czekała – i otom zwycięska!
Tu
stoję, gdziem cios zadała! Spełnione dzieło.
A
jakem go zgładziła, powiem i niczego
Nie
zaprę się. Szeroki, długi płaszcz, zatratę
Pysznie
tkaną, jak wielką sieć na jego ciało
Zarzucam,
że ni uciec, ni odeprzeć ciosu
Nie
zdoła. I uderzam go dwakroć. Dwa razy
Krzyknął
– i legł bez siły. A gdy legł, uderzam
Trzeci
raz – dar dziękczynny dla onego Zeusa
Podziemnego,
co w zmarłych panuje krainie.
Padł
i ducha przez usta szeroko otwarte
Wyrzygnął
z krwi strumieniem. Bryznęła krew świeża
Z
taką mocą, że czarnym zrosiła mnie deszczem.
A
jam poczuła rozkosz, niby rola orna,
Gdy
w niej ziarno kiełkuje, a z nieba Zeusowe
Leją
się potoki…”
Wstrząsające
swoją pychą wyznanie nienawiści i zbrodni, ale rozumiem ją i skłonny byłbym
bronić jej. Wszak ten zarąbany, Agamemnon, mąż i jednocześnie głównodowodzący
wojskami greckimi, skazał na śmierć ich córkę. Była niewinną owieczką, ale
ojciec dał sobie wmówić, baran jeden, że tylko po przelaniu jej krwi odwrócą się
wiatry. Bo przecież trzeba było płynąć pod Troję, żeby ratować honor jego
brata, któremu żona przyprawiła rogi! Ech, te chłopy!
Dopisek
z soboty, 16 kwietnia.
Znowu
pada, jutro też ma być deszczowo; nie mam ochoty chodzić po górach w deszczu,
marzy mi się zobaczyć je nie tylko w wiosennej szacie, ale i w słońcu. Po pracy
pojechałem na zakupy, zaparkowałem pod biedronką i poszedłem na spacer. W
deszczu, ale zaczynam obawiać się, że nim padać przestanie, skończy się kwitnienie.
Znalazłem ścieżkę wiodącą tyłem przydomowych ogródków, szedłem nią gapiąc się
na kwiaty; nagle myśl, widokami wiosny uwolniona od przyziemnych zmartwień,
wydobyła z pamięci słowa Gilgamesza i znajdując swoiste podobieństwo,
skojarzyła je z wyznaniem Klitajmestry. Postanowiłem znaleźć te słowa, także
moją odpowiedź. W kampingu, po rozpakowaniu zakupów, usiadłem przy laptoku i
zadałem mu pytanie o Gilgamesza. Wyświetlił mi około 50 plików, w których
napisałem to imię. Aż tyle? – byłem zdziwiony. Cóż, ten utwór, chyba najstarszy
poemat świata, towarzyszy mi od wielu lat. Oddaję głos bohaterowi tego dzieła,
a słowa kieruje on do bogini Isztar.
„Gdybym cię za żonę wziął,
czym ci odpłacę? Czy dam ci suknie?
Czy olej dla ciała? Czy miałbym chlebem cię sycić i karmić? Napitkiem
napoić godnym władczyni?
Lepiej swe lica pięknie
umaluj i na rojnych ulicach przebywaj, ciało swe w powabne suknie odziewaj,
niechaj cię tam weźmie, ktokolwiek zechce!
Tyś koszyk z żarem gasnący,
gdy zimno, drzwi poślednie, nie chroniące od burz i wiatrów, zamek, co grzebie
pod sobą walecznych, słoń, co czaprak swój zrzuca i depce, smoła, która ubrudzi
niosącego, bukłak dziurawy, co moczy niosących, głaz wapienny, który ścianę
kruszy ciężarem, taran, który wprowadzono w kraj nieprzyjaciół, sandał, który
chodzącemu stopę obciera. Któremuż z kochanków swych byłaś wierna? Kto twój
pasterz? Kto ci się podobał?”
Moja wersja:
Tyś koszyk z żarem
grzejącym, gdy zimno,
Drzwi masywne, co chronią od
burz i wiatrów,
Dom broniący murami
mieszkańców,
Kamień węgielny, podstawa
tego domu,
Bukłak z wodą dla
spragnionych,
Sandał, ochrona stopy
zmęczonej.
Tragedię
Ajschylosa i historię sumerskiego Gilgamesza dzielą morza i wiele wieków,
jednak po upływie tysiącleci ja, mieszkaniec odległych rejonów Europy,
wspominam te dwa utwory i znajduję w nich urok. Miła chwila ponad wiekami z wielką
literaturą; chwila o bezmiar odległa od codzienności.
090416
Od
rana pada. Między karuzelami świecą kałużę, rozmoknięta glina przykleja się do
butów. Wóz z kuchnią stoi na zaśmieconym placu: wokół leżą połamane betonowe
płyty, rozbite telewizory i butelki, sterczą szare badyle zeszłorocznych
roślin. Nieco z boku, tam, gdzie nie chodzą moi koledzy, rośnie brzoza. Wziąłem
aparat i poszedłem popatrzeć na nią. Dotykałem jej i słuchałem, ale ona, zajęta
kwitnieniem, nic mi nie powiedziała… A może to ja nie potrafiłem dostatecznie
wyciszyć się dla usłyszenia jej cichego szeptu. Przeszkadzało mi otoczenie,
widok wozów i karuzel, świadomość krótkości chwili przed pracą.
Zrobiłem jej kilka
zdjęć i poszedłem na śniadanie.
Zająłem
się porządkami w swoim warsztacie, a że w południe nadal padało, zaproponowałem
szefowi wyjazd do bazy i kończenie prac zimowych, skoro z powodu pogody w ten
weekend dużego ruchu, a tym samym i pracy, nie będzie. Pojechaliśmy w trzech. W
ten sposób niespodziewanie, jeszcze przed zmierzchem, umyty, ogolony i
przebrany, wyjechałem swoją vectrą do miasta na zakupy - wszak kuchnia została
wśród śmieci. Gdy zaparkowałem na brzegu parku i wysiadłem, poczułem zapach
wiosny. Pierwszymi jego nutami były wilgoć i chłód, ale głębiej tkwiły w nim
liczne, miłe, chociaż trudne do rozróżnienia nuty. W tej jednej krótkiej chwili
zachłyśnięcia się tym zapachem pojawił się we mnie obraz wilgotnych,
rozchylonych ust kobiecych.
Dopiero
później dostrzegłem związek.
Rozglądałem
się: brzozy otulone zieloną mgiełką, zieleniejące się modrzewie i wierzby,
kwitnące forsycje i mirabelki, jakieś małe zielone listeczki wystające
spomiędzy zeszłorocznych traw, żonkile narcystycznie zapatrzone w siebie na
trawie między jezdniami, pierwsze, nieśmiałe jeszcze, żółte główki mniszka
szukające swoich pobratymców, kwitnące śliwy wiśniowe wokół ronda dwa razy
objechanego z ich powodu. Wiosna. Wspomniałem góry; gdyby nie ten deszcz,
pojechałbym. Może za tydzień?
Na
kolację smakowita odmiana po codziennej porcji wędlin w lunaparkowej kuchni:
wypatrzony w sklepie wędzony ser z oliwkami i oliwą przyprawioną ziołami
prowansalskimi. Komputer uruchamiał się, a ja rozkoszowałem się smakiem
jedzenia tak odmiennego od codziennego.
Oglądałem
cudne zdjęcia z filmiku, którego adres przysłał mi Janek. Na którejś wędrówce
uświadomiłem sobie, że niezależnie, czy poznawanie naszej planety traktować
będziemy jako powinność poznania dzieła bożego, więc jako czyn na poły
religijny, czy jako czyn natury estetycznej, skutek będzie taki sam: nasze
wzbogacenie duchowe – rezultat obcowania z pięknem.
Patrząc
na sfotografowane cuda natury, pomyślałem o moich górach.: Kto je zna? Ilu
ludzi podziwia? Komu przychodzą na
myśl, gdy mowa o polskich górach? Czy są obecne w takich zestawieniach, jak to
oglądane? Poczułem żal i pragnienie bycia wśród kaczawskich wzgórz, żeby swoim
przeżywaniem zapewniać je o podobaniu się.
Facebook
sam, nie pytając się o moją zgodę, ponownie uruchomił wyłączone przeze mnie
konto u nich i masowo przysyła niechciane listy. Ta ich namolność i nieliczenie
się ani ze mną, ani z polskim prawem, odbieram jako kolejne potwierdzenie
słuszności mojej decyzji wypisania się stamtąd. Zlikwidować konta się nie da,
po prostu nie i już. Gdy próbowałem to zrobić, zasypali mnie (właściwie nie
oni, tylko ich komputery) zdziwionymi pytaniami: u nas jest tak bardzo super, a
ty nie chcesz?? Nie, nie chcę. Unikam nie tylko reklam, ale i niedbale
napisanych lub nachalnych stron.
Wieczorem
koncert B-dur Albinoniego na obój z opusu siódmego.
Witaj, Krzysztof.
OdpowiedzUsuńKtóremuż z kochanków swych byłaś wierna? Kto twój pasterz? Kto ci się podobał? Niechże ci wyliczę, Isztar, twych gachów!
Pójdź ku mnie, Gilgameszu, oblubieńcem mym zostań! Nasienia z ciała swego użycz mi w darze! Ty mi jeden bądź mężem, ja twoją żoną! Złoty wóz każę dla ciebie zaprzęgać, wóz ze złota i z lapis lazuli, o złotych kołach, o sterczących rogach z elektru, niech ci zaprzężone będą burze, muły ogromne!
I wtedy mnie olśniło. Teraz będą Twoje słowa Krzysztof, które
jakże przypominają literaturę starogrecką:
Ich dzikość i tak silnie odczuwana przy nich własna samotność; poczucie wieczności trwania tych skał i znikomość długości ludzkiego życia; ich obojętna na wszystko nieruchomość i cykliczność przemian lasu wokół. Dwa oblicza natury: chaotyczne i niepokojące, surowe i zimne, kształty martwych skał, a wokół nich i na nich życie - odmienne od naszego i przez to trudno zrozumiałe, częstokroć delikatne i krótkotrwałe, ale jednocześnie życie trwalsze od tych kamieni, które w pierwszym wrażeniu wydają się być wieczne.
Krzysztof, wiesz gdzie Twoje słowa wyczytałem?
A teraz w Twoich Krzysztof, słowach zmienię nieco szyk wyrazów:
UsuńIch dzikość i tak silnie przy nich własna samotność odczuwana;
poczucie wieczności tych skał i znikomość długości ludzkiego życia trwania;
ich obojętna na wszystko nieruchomość i cykliczność tych lasów wokół przemiana.
Dwa oblicza natury: surowe i zimne, chaotyczne i niepokojące, kształty martwej skały, a wokół nich i na nich życie - odmienne od naszego i przez to trudno zrozumiałe, częstokroć delikatne i krótkotrwałe
Cześć, Janku.
UsuńGdy otwierałem stronę, nie widziałem drugiego Twojego komentarza, tego, w którym podajesz tekst źródłowy cytatu, i przez chwilę zastanawiałem się, gdzie napisałem cytowane słowa. Uznałem, że zapewne przy okazji opisywania górskiej wędrówki, ale której – nie wiedziałem. Wiesz, trochę tych tekstów nazbierało się.
Twoja zmiana miała na celu upodobnienie tekstu do wiersza, jak rozumiem. Słowa brzmią inaczej, faktycznie, powiem jednak, że wydają się zbyt rozwlekłe jak na wiersz. Za bardzo rozgadane. Teraz przypomniał mi się wiersz, który wywarł na mnie duże wrażenie.
Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.
William Blake
Ech, tak umieć pisać wiersze!
Dzięki, Janku.
Było o poezji, więc niech będzie coś o wiośnie:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=a0hFZPvanMs&feature=share
Muzyka i kwitnienie. Piękne!
UsuńDrzewa w sekundy pokrywające się liśćmi, kwiaty rozchylające płatki… Jak robiono te zdjęcia? Z ustawionego aparatu co godzinę, czy co jeden dzień? Ale wtedy widoczne byłyby wahnięcia gałęzi pod wpływem wiatru. Janku, wiesz jak to było?
Krzysztof, poszczególne sekwencje tego filmu są skomponowane ze zdjęć wykonywanych w ciągu jednego dnia.
UsuńZwróć szczególną uwagę na wędrówkę słońca w lesie.
A rozwinięcie kwiatów - to kwestia kilku godzin, gdy dzień jest słoneczny i cieplutki. Dla naszego oka jest to niezauważalne.
Mówisz o wietrze? Spójrz na liście dębu.
Mówiłem Ci kiedyś, ze marzę o takim filmie ze zdjęć, ale muszę zdobyć odpowiedni statyw. Moja lustrzanka ma odpowiednią funkcję, którą mogę wykorzystać do tego celu. Wyceluję na kwiatka i dam start: zdjęcia co 5 min w czasie 8 godzin i to mi da 48 zdjęć.
Gdy z tych zdjęć stworzę film o szybkości wyświetlania 16 klatek na sekundę, to wydarzenie z ośmiu godzin będzie wyświetlone w trzech sekundach.
Cholewka, rozproszono mnie i przedstawiłem nie te wyliczenia, które zamierzałem.
UsuńJeżeli aparat ma zadane: zdjęcia co 5 min przez 7 godzin, to wykona ich 84. Aby oszukać ludzkie oko i sprawić wrażenie ruchu wystarczy zmieniać obrazki z szybkością 12 klatek na sekundę. Dla uzyskania bardziej płynnego ruchu wystarczy podnieść szybkość wyświetlania.
Aby być w zgodzie z tytułem Twego tematu, teraz będzie o górach:
OdpowiedzUsuńA kiedy przyjdzie na mnie pora,
ażebym, smutnych dróg wędrowiec,
opuścił ziemski ten manowiec
i padnie moich dni zapora,
chciałbym swój w Tatrach mieć grobowiec
odwieczna z szarych want komora,
ta sama jutro, co i wczora.
Gdzieś w dali zbyrka kierdel owiec,
łomocą w żlebach spadłe głazy
od ścian odbite tysiąc razy
napełnią echem świat bajeczny,
i patrzą dumnie i surowo
turnie schylone nad mą głową...
Tam bym spał cichy i bezpieczny...
Ten wiersz opublikował w lipcu 1914 r przed wyruszeniem na wojnę Mariusz Zaruski założyciel i pierwszy naczelnik Straży ratunkowej TOPR
Był to niezwykle ciekawy człowiek, a o nim przeczytasz w:
http://histmag.org/Mariusz-Zaruski-czyli-czlowiek-wszechstronny-721
Janku, tak to sobie wyobrażałem, ale nadal myślę, że trudna to sztuka. Owszem, przemiany zachodzące w jeden dzień są łatwiejsze do udokumentowania, jak myślę, ale wystarczy zmiana zachmurzenia, i już po zdjęciach. A drzewo pokrywające się liśćmi? Teraz pomyślałem, że właściwie wystarczyłoby przychodzić pod drzewo raz dziennie, i zrobić zdjęcie z tej samej pozycji przy takim samym świetle.
UsuńTak czy inaczej efekty są ładne. Gdy będziesz miał swoje takie zdjęcia, koniecznie przyślij.
Zajrzałem na podaną stronę, przeczytałem historię syna i wnuka powstańców – typowe dzieje Polaków tamtych czasów. Kochał nie tylko góry, ale i morze, co świadczy po prostu o wrażliwości na piękno i majestat przyrody. Wiesz, Janku, nie raz myślałem o wybraniu się w Tatry, ale gdy pomyślę o ludziach idących rzędem na szlaku, o tłoku w lecie na tatrzańskich ścieżkach, to… odechciewa mi się.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńStare dzieje, dwa razy byłem w Tatrach i nie i również z tego samego powodu nie byłem zadowolony.
UsuńA kto chce spotkać sznur ludzi, nie musi wyjeżdżać w Tatry. Wystarczy wybrać się na Śnieżkę.
Więc reagujemy podobnie, Janku. Niechętny jestem tłumom zwłaszcza teraz, po kilku latach wędrowania pustymi drogami kaczawskimi; polubiłem i doceniłem ciszę. Na ogół idąc cały dzień nie spotykam tam nikogo, wyjąwszy bliskie okolice wiosek lub parę popularnych miejsc. W moich górach są to szlaki na Okole i na Skopiec. Ze szczytu Skopca nie widać dali, a i droga na ten szczyt nie ma dużych walorów widokowych, a jednak ruch jest stosunkowo spory. Najwyraźniej ludzie chodzą tam, ponieważ jest to najwyższy szczyt kaczawski. Zdobywają koronę gór polskich? Możliwe. Może właśnie z tego samego powodu Śnieżka ma tak dużo gości?
UsuńJanku, wczoraj wieczorem odebrałem "Błękitną kropkę", dzisiaj zacząłem czytać.
A ja pomału kończę czytanie "Błękitnej kropki".
UsuńNiemiecki astronauta Alexander Gerst w czasie swego półrocznego pobytu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w 2014 r ustawił apart fotograficzny do automatycznego wykonywania zdjęć. 12500 fotografii połączył w film, który trwa 6 min. Wiele bym dał, żebym mógł zobaczyć Ziemię z tej perspektywy. Na pewno nam nie będzie to dane, ale może nasze pokolenia...
Zobacz, Krzysztof zorze polarne, wschód słońca, światła miast, burze... :
https://www.youtube.com/watch?v=lNwWOul4i9Y&feature=youtu.be
(Daj obraz na pełny ekran)
Cześć, Janku.
UsuńFilm obejrzałem przed chwilą, ale za widno mam w kampingu. Zaraz pójdę na spacer, do filmu wrócę po zmierzchu; zapowiada się ciekawie.
My na pewno nie polecimy, to prawda. Nasze dzieci też raczej nie, wnuki szansę mają, prawnuki niemal pewność. Tak to widzę wierząc w dobrą przyszłość Ziemi i ludzi. Przyszłość nieodległą, bo wszak wiadomo, że za parę miliardów lat słońce kończąc swój żywot napuchnie tak, że sięgnąć może Ziemi, ale jakoś nie martwię się tym zdarzeniem. Szczerze mówiąc wątpię, czy aż tak długo istnieć będzie gatunek ludzki. Wyobrażam sobie, Janku, możliwość niedzielnego wypadu na robitę dla popatrzenia na Ziemię, a za dodatkową opłatą dla wyjścia z rakiety w otwartą przestrzeń i pofikania tam koziołków. Za 100 lat może wystarczy na taki bilet kilka dni pracy? Kto wie.
Czasami myślę, patrząc na Helenę, moją wnuczkę, że jako dziewięćdziesięciolatka zapewne dożyje XXII wieku. Jaki wtedy będzie świat? W czym taki sam, w czym odmienny od dzisiejszego?
To ja z innej strony- napisałeś o zapachach! Aż się uśmiechnęłam, gdy czytałam :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, dlaczego? Czy dlatego, że poczułem zapach, czy z powodu skojarzenia? Wiesz, Aniu, zapach był silny, trudno byłoby nie poczuć go, a skojarzenie? Sam się zdziwiłem i nie od razu zrozumiałem ciąg moich skojarzeń. Otóż ten zapach jednoznacznie kojarzył się mi z płodnością. Wiosenna płodność przyrody natychmiast przeniosła się na płodność naszego gatunku, a dalej już normalnie, jak to u faceta, któremu wiele skojarzeń kręci się wokół, hmm, wokół ust kobiecych.
UsuńOdezwał się belfer (za przeproszeniem) we mnie i niżej napisałem wypracowanie na temat filogenetycznych źródeł tego mechanizmu, ale może innym razem.