Strony

sobota, 11 sierpnia 2018

O sztuce

100818
Kilka już razy podejmowałem próby zdefiniowania sztuki i opisania jej roli i wartości w naszym życiu, ale zawsze uznawałem napisany tekst za gorszy od oczekiwań i ambicji, co częstą jest trudnością piszącego. Ten tekst jest kolejną próbą, na pewno nie ostatnią, ponieważ wiem już, że któregoś dnia znowu przyjdą do mnie słowa zdolne wyrazić to, co tkwi we mnie i co tak trudno ubrać w słowa. Czy zdążę je zapisać, nim się ulotnią? Nie wiem, ale będę próbować – jak dzisiaj.
Pierwotnie tekst miał być o związkach fotografii ze słowami, ale w czasie zgłębiania zagadnienia jasne stało się dla mnie podobieństwo wszystkich dziedzin sztuki, nie tylko tych dwóch. Zaznaczając ten fakt, posłużę się jednak niewieloma i dość dowolnie wybranymi przykładami, może z powodu trudności w ogarnięciu całej przebogatej dziedziny sztuki, a może dla nieobciążania tekstu nazwami i nazwiskami.
Zacznę od oczywistej konstatacji dotyczącej zdjęć: tak naprawdę szukamy na nich nie utrwalonej przez nas rzeczywistości, a jej odbicia w nas. Szukamy takiego kwiatu, jakim wydał się nam wtedy, jakimi zobaczyliśmy motyle skrzydła, brzuch chmury napęczniałej deszczem czy kształt architektoniczny. Chcielibyśmy powrotu tamtej chwili oczarowania, zadumy, wspomnień i skojarzeń, smugi słonecznego światła w którym dostrzegliśmy i usłyszeliśmy buczącego bąka; w fotografii chcielibyśmy znaleźć ślad zapachu nagrzanej zieleni i naszej radości lub zmęczenia, więc tego wszystkiego, co ta chwila dała nam i co nadal tkwi w nas.
Czy to możliwe, skoro zdjęcie nie pachnie, będąc dwuwymiarowym wirtualnym tworem, a litery są skrajną umownością właściwie nijak się mającą do naszego odczuwania obywającego się bez słów? Jak te wszystkie oczekiwania zmieścić w kształtach i kolorach fotografii, w paciorkach czarnych znaczków nanizanych na wersety tekstu?

A przecież nierzadko udaje się autorowi zdjęcia czy tekstu wrócić do tamtej chwili i odnaleźć wszystko, co zawierała. Co prawda wiadomo, że nie w fotografii ani nie w opisie tkwiły wrażenia, a w jego pamięci, że zdjęcie lub słowa tylko je przywołały, ale tak jest ze zwykłymi zdjęciami klikniętymi ku pamięci i z takimi słowami. Jednak gdy uda się przekroczyć tajemną granicę i wejść na dziedziniec sztuki, sytuacja się zmienia, ponieważ podobne wrażenia są budzone i w osobie, która nie widziała własnymi oczyma przedmiotu fotografii czy opisu. Co prawda u odbiorcy obrazy i wrażenia nie będą zawierać tamtego promyka słońca, jednak zmieszczą jego własne przeżycia, odmienne, ale przecież tak podobne wartością i oddziaływaniem. Zdarza się nawet, że przywoła je, zapomniane, i przywrócą do życia pozwalając ujrzeć je w niedocenionej dotychczas lub nawet niedostrzeganej krasie, co bliskie już jest czarom, ponieważ sztuka zdziera tutaj z widzianego świata zasłonę naszej ślepoty, efektu przyzwyczajenia i codzienności – a więc obojętności.
Dla mnie jej największa wartość wcale nie tkwi w zachłyśnięciu się dziełem, w nie zawsze autentycznych westchnieniach zachwytu, a właśnie w otwieraniu nam oczu na świat, który, wydawało się nam, dobrze znamy, a który pokazuje się innym, bardziej pociągającym i piękniejszym. Jej wartość w obudzeniu w nas potrzeby kontaktu z pięknem, a poprzez niego w przydaniu naszemu życiu sensu i radości.
O wartości sztuki można mówić dopiero wtedy, gdy COŚ poczujemy, gdy obcowanie z dziełem wzbudzi w nas odzew, a wcale nie musi tak być, także w kontaktach z najbardziej znanymi i uznawanymi dziełami.
Wartość sztuki nie tkwi w galeriach, nie w siedmiocyfrowych cenach dzieł, a naszym wrażeniu stania u bram innego świata, w którym dostrzegamy niewyraźne zarysy krainy baśni – naszych najwznioślejszych marzeń i tęsknot. W naszej chęci, później i potrzebie, przekroczenia tego magicznego progu. Nie wiem, co jest za nim, ale jawi mi się coś bardzo oderwanego od codzienności i bardzo urokliwego.

Sztuka oddziałuje na innym poziomie niż wychowanie, codzienne nawyki, lokalne i narodowe zwyczaje ukształtowane w odmiennych realiach; sztuka odwołuje się do tkwiących głęboko w naszych umysłach pragnień i potrzeb, do tęsknot wspólnych wszystkim ludziom. Dlatego obrazy Altamiry sprzed kilkunastu tysięcy lat nadal czynią na nas wrażenie, są przejmujące jak „Guernica” Pabla Picassa, obraz namalowany ledwie kilkadziesiąt lat temu. Dlatego Japończyk potrafi doskonale zagrać Szopena, „Libellula”, akwarelowy żart Gustawa Moreau, ma w sobie magnetyczny urok pieściwej tajemnicy, niedokończona „Pieta Rondanini” Michała Anioła zawiera nieskończone współczucie i ból, melodyka koncertu skrzypcowego Beethovena każe domyślać się przekroczenia przez kompozytora tamtego progu, a Marcel Proust w słowa zamienia tajemnice naszego przeżywania.
Przebogata różnorodność świata i ludzkich doświadczeń może właśnie w sztuce znaleźć pierwiastki wspólne, nici łączące ludzi ponad wszystkim, co ich dzieli. Język sztuki jest naszym ludzkim prajęzykiem, który tylko ona pamięta i umie do nas przemawiać zapomnianymi na co dzień słowami naszego ducha.





Niżej cytaty bardzo a propos z "Pamięci i stylu" Marcela Prousta

Jednak z powodów całkowicie metafizycznych, których poszukiwanie wykroczyłoby poza granice szkicu o sztuce, miłość do Piękna nie może być płodna, jeśli kocha się je wyłącznie dla rozkoszy, jaką ono daje. I jak szukanie szczęścia dla niego samego prowadzi jedynie do nudy – ponieważ po to, by szczęście znaleźć, należy szukać czegoś innego niż ono samo – tak i przyjemności estetycznej zaznajemy niejako przy okazji, jeśli Piękno kochamy dla niego samego, jako coś, co rzeczywiście istnieje poza nami i jest nieskończenie ważniejsze od radości, jaką sprawia. (...) tuż obok istnieje wieczna rzeczywistość, intuicyjnie postrzegana dzięki natchnieniu. Talent, jakim zostali obdarzeni, to zdolność utrwalania tej wszechmocnej i wiecznej rzeczywistości, której z entuzjazmem i jak gdyby słuchając nakazu sumienia, poświęcają swoje krótkotrwałe życie, chcąc nadać mu jakieś znaczenie. Tacy ludzie, czujni i niespokojni w obliczu świata domagającego się rozszyfrowania, są wyczuleni – za sprawą jakiegoś prowadzącego ich ducha, którego głos słyszą, owej wiecznej inspiracji istot genialnych – na te elementy rzeczywistości, na które ich szczególny talent rzuca właściwe sobie światło.”

Bardzo trafnie czujemy, że nasza mądrość zaczyna się tam, gdzie kończy się mądrość autora, my zaś chcielibyśmy otrzymać odpowiedzi na nurtujące nas pytania, podczas gdy on może nas tylko obdarować pragnieniami. Owe pragnienie może w nas wzbudzić jedynie wówczas, gdy zmusi nas do kontemplacji najwyższego piękna, które osiągnął ostatnim wysiłkiem swojej sztuki. Jednak dzięki osobliwemu i skądinąd opatrznościowemu prawu duchowej optyki (prawu, które powiada, że nie możemy uchwycić niczyjej prawdy i musimy ją stworzyć sami) kres ich mądrości do tego stopnia jawi się nam jako początek naszej, że w chwili, kiedy powiedzieli już wszystko, co mogli powiedzieć, wzbudzają w nas poczucie, że nie powiedzieli jeszcze niczego. Skądinąd, jeśli stawiamy im pytania, na które nie potrafią odpowiedzieć, żądamy od nich odpowiedzi, które niczego by nas nie nauczyły, gdyż poeci jedynie budzą w nas uczucie, każąc nam odczytywać dosłowne znaczenia tam, gdzie oni dostrzegali jedynie osobiste wzruszenie.”

10 komentarzy:

  1. Ciekawe spostrzeżenia. Niesamowite jest to, że na każdego z nas sztuka działa inaczej i inaczej ją odbieramy. Pewnie związane jest to z indywidualnymi doświadczeniami, wrażliwością, ale i chwilowym nastrojem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby dość nudnie, gdyby wszyscy jednakowo reagowali :-)
      Wymienione przez Ciebie czynniki niewątpliwie wpływają na odbiór dzieł sztuki, od siebie dodałbym jeszcze obycie ze sztuką i wiedzę o niej. Jeśli ktoś z domu wyniósł zwyczaj nierzadkich z nią kontaktów, ma pewne pojęcie, doświadczenie, możliwość porównania, rozmów z osobami o podobnych zainteresowaniach i potrzebach (zaznaczam to słowo jako ważne), będzie mógł inaczej, szerzej i głębiej, widzieć czy słyszeć. Odczuwać, odbierać. Doświadczyłem tego słuchając muzyki klasycznej: na początku trudniej mi było dostrzec całą złożoność i wszystkie aspekty utworu. Teraz trochę łatwiej, ale widzę, że gdybym miał wiedzę i uszy mojego syna, absolwenta średniej szkoły muzycznej, ulubione moje utwory usłyszałbym inaczej; wierzę, że pełniej.
      Dzieła natury skłonny jestem uznawać za specjalny gatunek sztuki, a te oboje oglądamy dość często i robią na nas wrażenie. Czyż nie tak, Prawie Babciu Aniu? :-) No i widzimy doskonale, jak wiedza o przedmiocie oglądu zwiększa jego siłę i głębię, ponieważ im więcej wiemy, tym bardziej złożony i piękniejszy widzimy świat. Dla Ciebie łąka nie jest taka, jaką ja ją widzę. Ty widzisz ją bardziej złożoną i zapewne piękniejszą.

      Usuń
    2. Masz rację, ja wiedzę i obycie ze sztuką wrzuciłam do hasła "doświadczenie". Muzyki klasycznej doświadczałam bowiem od urodzenia- tato był prawdziwym melomanem i gdy moi koledzy jednym tchem wymieniali nazwy zespołów rockowych, ja potrafiłam wymienić kompozytorów sprzed wieków. Z naturą pewnie też jesttak, jak piszesz. Tam, gdzie Ty widzisz zieleń, ja widzę poszczególne zioła. Ty jednak odbierasz świat przez wielość i różnorodność doświadczeń, większą od mojej.

      Usuń
    3. Może tak, chociaż niekoniecznie, na pewno inaczej, ponieważ świat i ludzi widzimy przez pryzmat swojego ducha. Dlatego tyle jest obrazów świata, ilu jest patrzących, i dlatego sztuka zadziwia innością spojrzenia, więc różnorodnością.
      Nie wyniosłem z domu zwyczaju słuchania muzyki klasycznej ani kontaktu ze sztuką; czasami myślę, że gdyby było inaczej, byłbym kimś innym i zapewne miałbym inny zawód. Do dzisiaj wydaje mi się, że stoję w rozkroku między dwoma światami...
      Właśnie! Za cztery tygodnie kończymy sezon, a więc zacznę drugi – wędrówek. Wrócę do drugiego swojego świata.

      Usuń
  2. Przeczytałam Twój tekst już w dniu premiery, ale było już bardzo późno i nie byłam w stanie nic mądrego napisać. Trochę mi szkoda, Krzysztofie, że odstąpiłeś od pierwotnego zamiaru, zwłaszcza, że sam dostrzegasz " podobieństwo wszystkich dziedzin sztuki, nie tylko tych dwóch" [słów, czy raczej przekazu literackiego i fotografii] - byłam tego bardzo ciekawa. W tak szeroko ujętym temacie (wszystkie dziedziny sztuki) nie czuję się na siłach jakkolwiek polemizować (zbyt słabo się znam), za to mogę zgodzić się z Twoim wywodem :-)
    Przyszło mi na myśl, że ja, a może i inni (np. Ty) chcemy za dużo naraz - zawrzeć na fotografii, obrazie albo w słowach. Muszę zastanowić się, ile naprawdę potrzebuję, by... wystarczyło i usatysfakcjonowało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniko, rzadko kiedy napisany tekst w pełni mnie satysfakcjonuje; ten też wyobrażałem sobie inaczej. Gdy pojawiły się pierwsze myśli, związek między słowami a obrazem zdjęć wydał mi oczywisty i prosty do uchwycenia, a później, gdy usiadłem przy komputerze, okazało się, że oczywistym nie jest tylko dla tych dwóch dziedzin. No bo skoro jest dla obrazu ze zdjęcia, to przecież dla każdego obrazu, także tego namalowanego, a dalej pojawiła się rzeźba. No i tak ów związek rozmazał się czy rozszerzył, a pierwotne założenie tekstu ulotniło się. Nic to, któregoś dnia napiszę inaczej, może lepiej.
    Wierzę, że w słowach można zawrzeć wszystko, ale jeśli ma się tak ambitne zamiary, to raczej Ty jesteś na trudniejszej pozycji. Inaczej mówiąc wydaje mi się, że to, co plącze się po głowie, co się widzi duchem, łatwiej zawrzeć w słowach niż w fotografii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysztofie, nie widzę nic złego w wąskim, lecz osobistym ujęciu tematu. Nikt nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego i nie każdy potrafi dotknąć i wskazać, zwrócić uwagę na szczegół, który go poruszył. Ty potrafisz, więc nie obawiaj się niczego, rób swoje - tak jak to czujesz :-)
      Jeśli chodzi o mnie, to masz rację - jestem w trudniejszej, a na pewno bardzo trudnej sytuacji. Mnie nawet brakuje słów, by określić to, co chciałabym zawrzeć na fotografii. To, co dotąd znajduję (osiągam) dalekie jest od wrażeń towarzyszących z obcowaniem ze sztuką. Zgodzisz się jednak, że już same próby mierzenia się ze swoim celem, mają jakąś dziwną, uzależniającą moc :-)

      Usuń
    2. Zgodzę się, Aniko :-), ponieważ te próby są nie tylko celem, ale i drogą, w pewnej mierze sensem, na pewno pasją. Przyznasz chyba, że bywają także udręką niemożności i zwątpienia, ale i rzadkiego rodzaju radości, gdy zbliżymy się do naszego wyobrażenia. Chociaż wydaje mi się, że swoją poprzeczkę umieściłaś na wyższej wysokości niż ja swoją. Tutaj też powinienem postawić uśmiech, który w tym miejscu byłby znakiem zrozumienia i akceptacji.

      Usuń
  4. Piękny i głęboki jest Twój tekst. Gdzieś tam dotknąłeś Tajemnicy i przypomniałeś mi o moich marzeniach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, madame Sensitive.
      Dotknąć kobiecej tajemnicy, to dla mężczyzny wydarzenie i sukces. :-)
      Ilekroć trafi tutaj ktoś z zewnątrz, spoza grupki bywalców tego bloga, zastanawiam się, jakie zakręcone, pomylone, przypadkowe drogi zawiodły go tutaj. Jak było z Tobą?

      Usuń