Strony

niedziela, 22 marca 2020

Skały i buty

220320



Byłem dzisiaj na kaczawskiej łazędze. Wyjątkowej, ponieważ sto pięćdziesiątej. Tyle dni spędziłem w tych górach. Głównym celem był Babiniec, rozległa i widokowa góra wznosząca się vis a vis Chrośnickich Kop. Dzień już długi, na szlak wyszedłem o szóstej, więc czasu miałem sporo. W ciągu dnia przyszedł mi do głowy pomysł na zbadanie pewnego przejścia z Babińca na Ptasią, górę w masywie Kop. Przejście okazało się dobre, a skoro byłem już na Kopach, to jakże nie przejść kilometra dzielącego mnie od skał, o których napisałem w powieści?

Oto te słowa z książki:

Tego dnia zapuściłem się w lasy masywu Chrośnickich Kop, i tam, na zupełnym odludziu, znalazłem wyjątkowo ładną skałę. Spodobała mi się podobieństwem do znanej i większej Jastrzębiej Turni w Górach Sokolich, także swoim otoczeniem i ciszą. Idealne miejsce do zastanowienia się nad minionymi zdarzeniami.”



Odludzie jest wyjątkowe. Z leśnego duktu trzeba skręcić między gęste świerki, w ledwo widoczną ścieżynę wydeptaną przez zwierzęta, i przeciskać się między gęstymi gałęziami drzew.


Pierwsze zdjęcie skał zrobiłem parę lat temu, pozostałe dzisiaj. Niestety, mokry śnieg i zimno uniemożliwiły mi podumanie w tym miejscu dumania powieściowego Jasia.

A swoją drogą uświadomiłem sobie, że jej nadałem nazwisko, jemu nie.






* * * *

Na fanpage mojej książki (tutaj), Anna, jej autorka, zamieściła cytat o butach Jasi oraz zdjęcie swoich butów górskich. Chciałem napisać o nich parę zdań.

Chyba nie popełnię gafy, jeśli napiszę, że te buty parę lat temu ofiarowałem jej w prezencie. Tamta chwila w moim kampingu stojącym w Ustroniu, nad morzem, jest we mnie. Pamiętam ją, ponieważ była wspaniałą radością z ofiarowania tych butów. Dlaczego, zapytacie? Bo te buty bardzo mi się podobały, bo je lubiłem, bo były moją maskotką. Dając prezent, poczułem oczywistą zależność: radość ofiarowania jest tym większa, im większa jest wartość przedmiotu dla ofiarującego, a tak właśnie było u mnie.

Tak więc największy prezent dałem sam sobie.

Te buty mają historię.

Był czas, gdy codziennie myszkowałem po Allegro w poszukiwaniu dobrych butów górskich. Kiedyś zauważyłem licytację ślicznie zrobionych, tradycyjnych, masywnych i nowych butów. Ich jedyną wadą był dziecinny rozmiar. Nie zostały sprzedane ani na pierwszej, ani na drugiej licytacji. Trzecia miała tak niewielką cenę, że… kupiłem je. Kupiłem jako maskotkę i taką funkcję pełniły u mnie przez parę lat. W zimie wisiały na ścianie pokoju w bazie, w czasie sezonu karuzelowego stały na blacie szafki albo w kącie łóżka. Czasami brałem je do ręki i oglądałem, zawsze z przyjemnością patrząc na ich świetne wykonanie. To prawdziwe „czerwone sznurówki”, czyli tradycyjnie zrobione buty, szyte z dobrej skóry, bez żadnych membran i innych nowoczesnych wynalazków. Tyle że malutkie, a przy tym masywne, raczej nie do chodzenia w lecie po wygodnym szlaku. To buty na ciężkie warunki. Na mokry śnieg, kamienie, na przedzieranie się przez gąszcz kosodrzewiny. Buty dla prawdziwych wędrowców górskich, nie dla niedzielnych turystów idących na Chojnik.

Kiedy pisałem powieść, stały się pierwowzorem butów Janiny Lastkowskiej, bohaterki mojej powieści. Mowa tam o butach Meindla, ale pierwotnie podałem nazwę rzeczywistego ich wykonawcy, też niemieckiej firmy Hanwag. Dopiero później zmieniłem ich markę na bardziej znaną w Polsce.

Z czasu pisania powieści pochodzą zdjęcia tych dwóch butów: małych hanwagów i wielkich lowa, moich butów. Firma Lowa też jest niemiecka, a te buty są pod paroma względami wyjątkowe. Podobnej konstrukcji (podobieństwa widać na zdjęciu) co hanwagi, ale jeszcze bardziej masywne. To buty praktycznie nie do zniszczenia. Zrobione są z bardzo grubej skóry, mają twardą podpodeszwę (dla znawców: mocna klasa C), nigdy mi nie przemokły, a przy tym są tak bardzo wygodne, że chodzić w nich można mając na stopach jedynie cienkie skarpetki. Niestety, te zalety tworzą i wadę, jedyną ich wadę: ważą trzy kilogramy. Półtora na sztukę.

Stałym zwyczajem cytat a propos z książki:



Czasami, zwłaszcza gdy Jasia wyjedzie gdzieś, oglądam jej buty w szafie. Niektóre kojarzą mi się z miłymi dniami lub zdarzeniami, a inne jakbym widział po raz pierwszy. Patrząc na te klejnociki sztuki szewskiej, wspominam bajkę o Kopciuszku i wtedy myślę, że jej autor wyobrażał sobie takie właśnie pantofelki. Nawet jej buty górskie, a ma ich kilka par, mimo iż z natury swojej są masywne i oczywiście większe od tamtych pantofelków, wyglądają jak maskotki, no bo jakże mają wyglądać jej wysokie meindle rozmiaru 37? Gdy szykuję swoje buty na górskie wędrówki, zawsze i jej butami się zajmuję. Czasami stawiam obok siebie jej buty i swoje, patrzę na nie i uśmiecham się. Właściwie to nie wiem, dlaczego.”












6 komentarzy:

  1. Dziękuję, że dopisałeś tę historię. To dzięki niej zrozumiała jest wartość jaką te buty mają i dla mnie. A fragment z butami w powieści jeszcze wykorzystam, tylko wyjmę z zakamarków swoje buciki w rozmiarze 35 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-)
      Nosisz pantofelki 35?! No, popatrz! A też masz ich pół szafy, jak Jasia? Ciekawe, czy zdarza Ci się pyrgać nimi w kąt przedpokoju, gdy się spieszysz…

      Usuń
    2. Tak. Mam pół szafy butów, a raczej kilka worków, bo nadal nie rozpakowałam wszystkiego. A panrpfle na obcasach często leżały w dziwnych miejscach. Teraz ich prawie nie noszę, bo do cywilizacji musiałabym dojść boso 😂

      Usuń
    3. Więc też masz dużo pantofelków! A powiedz, czy przypadkiem nie masz na drugie imię Janina? :-)

      Na poważnie powiem, że gdy przeczytałem o nierozpakowanych butach, pomyślałem, że to tak, jak u mnie. Całe lata mojego życia w stanie częściowego lub nawet całkowitego „nierozpakowania”.
      Jednak miałem dobry sposób na tę prowizorkę: nauczyłem się ograniczać otaczającą mnie rzeczywistość do otwartej książki.

      A pantofelki można donieść do cywilizacji w torebce. Zwłaszcza, jeśli mają rozmiar 35.

      Usuń
  2. Hej, buty, buty, buty me,
    niestraszne błota i kurzawa.
    Hej, nogi, nogi, nogi dwie,
    na zmianę noga lewa, prawa.
    Hej, czapka, bluza, plecak, pas,...

    To fragment refrenu pewnej piosenki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie pomyślałem, że praktycznie nie znam słów żadnych piosenek. Jednym z bardzo nielicznych wyjątków jest Wspomnienie, wiersz Tuwima śpiewany przez Niemena. Właśnie włączyłem.
      Śpiewu słucham często, ale nie wiem, o czym te panie śpiewają, bo w tych pieśniach używa się niemieckiego.
      Nic to, wystarczy słuchać ich niebiańskich głosów!

      Usuń