Strony

poniedziałek, 7 września 2020

Recenzja książki o Jasiach

 

070920

Kiedy Wioletę Sadowską, twórczynię bloga „Subiektywnie o książkach”, zapytałem o możliwość napisania recenzji mojej książki, usłyszałem odpowiedź uznaną za oczywistą: napiszę, jeśli powieść mi się spodoba. Poczułem coś podobnego do tremy czy obawy. Nie dość, że historię miłości napisaną przez mężczyznę miała oceniać kobieta, to na dokładkę znawczyni literatury, właścicielka wielkiej prywatnej biblioteki, kobieta niemal zawodowo zajmująca się literaturą. Książkę wysłałem i z niepewnością oczekiwałem odpowiedzi.

W końcu z ulgą i radością przeczytałem list ze zgodą na recenzowanie historii moich Jasiów.

Za zgodą autorki, niżej zamieszam jej wrażenia z lektury.

* * *

"Co ważniejsze? Brud wrastający mi w dłonie czy pasja pisania? Świat zewnętrzny czy wewnętrzny? Proza rzeczywistości czy świat ducha?".

Niecodzienna to była podróż po tytułowych górach, której towarzyszyła miłość i muzyka. Niecodzienna, bo jawiąca się niczym sen, w którym rzeczywistość miesza się z tym, co nierealne, ze swoistą fantazją. Historia ukazana w tej mini powieści, zarówno mogłaby i nie mogłaby się wydarzyć. Zależy, w jakim kierunku podążą nasze myśli i wyobrażenia.

Krzysztof Gdula to syn, mąż, ojciec i dziadek. Z wykształcenia i z racji wykonywanej pracy technik, z zamiłowania humanistyczna dusza. Wielbiciel górskich wędrówek, słucha muzyki barokowej, czyta i pisze. Fascynuje go piękno oraz osiągnięcia ludzkiego umysłu. Autor książek "Sudeckie wędrówki" (2016 r.) oraz "Góry Kaczawskie słowem malowane" (2019 r.). Prowadzi swojego bloga.

Jaś uwielbia górskie wędrówki. Podczas jednej z nich, gdy wędruje po Górach Kaczawskich, napotyka młodą dziewczynę o imieniu Jasia. Jak się okazuje, kobieta pojawiła się na jego drodze prosto z 1947 r. Jaś po pierwszym zaskoczeniu, postanawia ulec prośbie dziewczyny i zabiera ją do swojego domu. To początek wielkiej miłości, która zdarza się w życiu tylko raz.

"Miłość, muzyka i góry" to książka, którą wprawiony czytelnik przeczyta w ciągu kilku godzin, ale jednocześnie echo jej istnienia, pozostanie w nim na długo. Tak było bowiem w moim przypadku, gdyż Krzysztof Gdula zręcznie połączył ze sobą świat rzeczywisty i ten z naszych wyobrażeń, dzięki czemu oba zaczęły się przenikać, tworząc obraz pełen sprzeczności, ale i synergii. Otóż element fantastyczny pod postacią wędrówki w czasie wydaje się nierealny, ale to, co w życiu bohaterów dzieje się dalej, każe zweryfikować to przeświadczenie. Do czasu aż autor poprzez wprowadzenie do fabuły nieoczekiwanego zwrotu akcji, wymusza zastanowienie się nad prawdziwym przebiegiem ukazanych wydarzeń.

Nie bez przyczyny, pierwszym członem tytułu tej książki jest miłość. To bowiem właśnie to uczucie staje się wiodącym wątkiem ukazanej historii. Jasię i Jasia zaczyna łączyć prawdziwa miłość obfitująca w zachwyt, wielbienie, płomienność i zmysłowość, także tę fizyczną. Rozwój tych wszystkich stanów emocjonalnych czytelnik obserwuje z perspektywy Jasia, będącym pierwszoosobowym narratorem, który często podkreśla niepowtarzalność dziewczyny. Czy to więc romans? Nie pokusiłabym się o takie zaszeregowanie gatunkowe tej książki, gdyż byłoby to zbyt protekcjonalne. Dla mnie to miłosna historia, okraszona muzyczną nutą, mocno intymna i nieco liryczna, a przy tym urokliwa na swój własny, niepowtarzalny sposób.

Krzysztof Gdula poprzez opowieść o nierealnej miłości Jasia i Jasi, porusza także pośrednio kwestię tego, co jest tak naprawdę ważne w naszym życiu. Autor zestawia ze sobą świat rzeczywisty z duchowym, pytając retorycznie o to, który jest ważniejszy. Czy ten prawdziwy, czy może ten, który daje nam szczęście? Ta ukryta refleksja dość mocno działa na podświadomość, pozostawiając tym samym otwartym pytanie o znaczenie prawdy i jej definicję.


Nie byłam nigdy w Górach Kaczawskich, ale od teraz chyba już zawsze będą mi się kojarzyły z niecodzienną historią miłości Jasia i Jasi. Fantazja, jaką puścił w świat Krzysztof Gdula okazała się bowiem dla mnie niezwykle ciekawą, liryczną wędrówką, w której świat rzeczywisty i nierealny splotły się ze sobą w miłosnym uścisku.

* * *

Wioleto, dziękuję za tak miłe słowa.

Nie tylko Ty kojarzysz Góry Kaczawskie z Jasiami, często i mnie się to zdarza. Idę jakąś kaczawską drogą i nagle pojawia się w głowie pytanie: czy oni szli tędy? Ilekroć jestem w miejscu ich spotkania, tak dokładnie wyznaczonym, i patrzę na ładny, rozległy krajobraz, myślę: oni to widzieli.

Niedawno przyszedł mi do głowy pomysł na przejście trasy między dwoma miejscami wymienianymi w książce, między Lastkiem a Ogierem. Pójdę ich śladami – myślę.

Całkiem tak, jakby oboje byli moimi dobrymi znajomymi. Rzeczywistymi postaciami.

Świadomie i celowo w swoich tekstach zacieram granice między fantazją a rzeczywistością, ale i w swoim życiu nie bronię się przed takim przenikaniem. Dodaje ono smaku i uroku moim chwilom. Unosi ponad prozę dnia powszedniego i czyni mniej zależnym od bolączek codzienności.

Już za dwa tygodnie zobaczę swoje, i Jasiów, Góry Kaczawskie. Zobaczę je w najpiękniejszej porze roku, gdy przed zimowym snem rozpłomienią się pięknymi barwami.


2 komentarze:

  1. Przeczytałam tę recenzję parę dni temu, ale nie miałam możliwości zostawić komentarza. Wspaniała.
    Gratuluję, Krzysztofie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniko. Każda przychylna recenzja cieszy, ta zwłaszcza, ponieważ Wioleta przeczytała zapewne górę książek i ma skalę odniesienia.

      Usuń