Strony

piątek, 23 lipca 2021

Ostatni dzień urlopu

 

040721.

Gdzieś przeczytałem o dokładnym chodzeniu jako określeniu wędrowania z uważnym przyglądaniem się wszystkiemu, co bliskie i dalekie, co da się zobaczyć i przeżyć. Bardzo mi się spodobało i żałuję, że nie ja je wymyśliłem. Ta sentencja jest najkrótszym z możliwych opisem mojego planu na dzisiaj, na ostatni dzień urlopu. Mam dokładnie chodzić od wczesnego ranka do wieczora.

Starałem się. Myślę, że z dobrym skutkiem.

Cienista, przyjemnie chłodna dąbrowa, a w niej liczne konwalie, oczywiście już bez kwiatów, ale przywołujące obraz wiosennego kwitnienia; falujące na wietrze łany kolorowych wiechci traw; przyjemny zapach kwiatów ostu; drzewo wiśni ptasiej, czyli dzikiej czereśni, z mnóstwem czerwonych owoców; szmer strumyka ukrytego w zielonej gęstwinie; dojrzewające zboże w słońcu, kwiaty na nieskoszonej łące. Każda z tych chwil niewiele znaczy, ale razem tworzą obraz letniej wędrówki. Trzeba je tylko zauważyć i zapamiętać.

Wiem, gdzie czytałem o dokładnym chodzeniu: u Marii z pogórza. Tak napisała jej znajoma.

* * *

Plan trasy jak zwykle ledwie miałem zarysowany. Ot, widząc ładną dróżkę prowadzącą w dobrym kierunku, poszedłem nią. Dróżka znikła przy którymś polu, a ja z rękami w górze mozolnie przedzierałem się przez gąszcz traw i pokrzyw. Oczywiście nie mam jej tego za złe, bo sam też porzucam drogi; zresztą, niewiele dalej zobaczyłem inną dróżkę, ładniejszą, więcej obiecującą, więc jak zwykle dałem się skusić. Kolejna droga zawiodła mnie na skraj pola dorodnej, gęstej pszenicy, i zamieniła się w dwa ślady kół traktora opryskującego zboże. Poszedłem. Dalej podwójny ślad skręcał nie tam, gdzie chciałem iść, ale szedłem dalej nie chcąc wchodzić w szkodę. W końcu dla wędrówki przyjechałem tutaj.

Niedaleko ładnej, ukrytej w lasach, wioski Grobla był przysiółek Kamienica. Teraz jest to tylko miejsce, bo co prawda stoi tam jeszcze jeden dom, ale niezamieszkały. Widywałem tam tylko właściciela przyjeżdżającego do obrabiania ziemi. Okolica to cicha i bardzo urokliwa, a w pobliżu jest niewielkie wzgórze, do którego mam sentyment. Nie wiem nawet, czy ma nazwę, raczej jest bezimienne, i chyba tylko tamten rolnik wie o nim. Odwiedziłem je dzisiaj. Wzgórze to wyznaczało najdalszy punkt mojej trasy. Po drugiej stronie drogi wiodącej wzdłuż doliny jest nieco większe wzgórze, Szubieniczna. Pod jego szczytem stoi samoobsługowe schronisko, a ze zboczy są ładne widoki. Dzisiaj zobaczyłem, że ścieżka prowadząca do schroniska zarosła, a fragment dachu budynku widać tylko z jednego miejsca drogi wiodącej podnóżem wzgórza. To dobrze, w ten sposób budynek jest chroniony. W środku znalazłem kilka butelek po whisky, dużo wypalonych świeczek i śmieci. Przyznam się do pesymistycznej wizji przyszłości tego budynku, a szkoda, bo ktoś kiedyś włożył sporo pracy w jego budowę.

 Szedłem polnymi drogami starając się wybierać te, które przynajmniej w przybliżeniu wiodły w dobrą dla mnie stronę. Parę razy widziałem na brzegach pól stare kupy gnoju i kałuże cuchnącej gnojówki, czasami wymieszane z czymś białym, chyba wapnem. Paskudny, kosmiczny obraz zanieczyszczeń.

Między brzegiem strumyka a polem rósł pas niezapominajek polnych, chabrów, przetaczników i niewielkich roślinek kojarzących się mi z… lotkami wiązu górskiego. Po powrocie zapytałem Internet o nazwę, to prawie na pewno tobołki polne. Czy kiedyś widziałem tobołki? Wydaje mi się, że nigdy, ale zapewne po prostu nie zwróciłem uwagi.

 Jeśli nazwa jest niewłaściwa, proszę o sprostowanie.

Gdzieś na dzisiejszym szlaku szedłem skrajem pola z sadzonkami… przyznam, że nie jestem pewny nazwy tej rośliny, stawiam na burak cukrowy. Więc szedłem między dwoma rzędami sadzonek, brzegiem lasu, pod wychylonymi ku słońcu konarami drzew, i tam zobaczyłem coś, co mnie ujęło, co kazało zatrzymać się i patrzeć: otóż rośnie tam sporo małych siewek dębowych. Nad głową miałem konary rodziców tych maluchów, które rosną, ale nie wiedzą, jak krótkie będzie ich życie, wszak już jesienią czeka je marny los. Może tak jest lepiej? Nie wiedzieć o przyszłości…

Przy drodze zobaczyłem uschnięte drzewo bez liści, wyglądało przeraźliwie smutno. Jak często u mnie, skojarzyło się z bezradnie wyciągniętymi do nieba dłońmi skrzywdzonego oczekującego pomocy. Aż się wierzyć nie chce, że za kilka miesięcy wszystkie drzewa będą tak wyglądały.

 O jedzeniu czereśni pisałem wcześniej, więc teraz tylko wspomnę o czereśniowych przerwach i czerwonych lepiących się dłoniach. Były ważnymi składnikami wędrówki. 

* * *

Otworzyłem opublikowany tutaj fragment mapy z zaznaczoną trasą dzisiejszego dnia i przez chwilę wędrowałem wzrokiem po nim. Pójdziecie ze mną? Zapraszam.

W górnej części mapy jest Kamienica. Powyżej na zielono zaznaczony jest las porastający zbocza pokaźnej góry Nad Groblą. Właśnie w tym lesie rosną bardzo rzadkie jarzębiny brekinie, kiedyś spotkane i rozpoznane, rośnie też jeden z największych widzianych bluszczy. Byłem tam parę razy, widziałem brekinie, przy okazji i stada muflonów, a z Jankiem mierzyłem bluszcz. Nad słowem „Rezerwat” jest napis „świerk” informujący o wielkim drzewie. Odszukałem go kiedyś, faktycznie, ten wielki samotnik czyni wrażenie. Poniżej świerku są symbole skał. Jest ich tam wiele, są wysokie, miejscami mają pionowe ściany. Kiedyś we dwóch mozolnie, krok za krokiem, schodziliśmy między czarnymi, postrzępionymi skałami, stromym zboczem z luźnymi kamieniami i gałęziami. Pamiętasz, Janku? Byłeś za mną, wyżej, próbowałem robić Ci zdjęcia. A wielki, gęsty i gruby krzew wawrzynka wilczełyko widziany we wsi Grobla pamiętasz? A wcześniej, przy Kamienicy, nad strumieniem, widziałeś kępy śnieżycy? Chyba Ci pokazywałem którejś wiosny.

Bardziej na lewo zaznaczony jest strumień i podana nazwa „Piekiełko”. To dzikie i odludne miejsce przeszedłem dwukrotnie. W lesie na lewo od napisu zaznaczone są buki; widziałem je, szedłem tamtym ładnym lasem. Blisko litery „o” napisu rośnie kilkanaście daglezji, podziwianych i fotografowanych. Rosną też na szczycie Nad Groblą, widać je z daleka. Wznosząc się ponad inne drzewa, wyglądają jak zwichrzenie czupryny góry, co widać na zdjęciu.

Może tyle wystarczy. Na tym malutkim wycinku mapy, który jest przecież niewielką częścią dużo większej całości, chciałem pokazać, jak wiele mówią mi mapy moich gór, jak wiele tam moich śladów i jak bardzo są mi drogie.

* * *

Dzisiejsza trasa:

Z Bolkowa polami do Gorzanowic. Bezdrożami przez Pogwizdów pod Kamienicę. Tam zawróciłem i przez Wzgórze Szubieniczna, wioskę Pogwizdów, wzgórza Schody i Swarna, wieś Gorzanowice, wróciłem do Bolkowa. Rankiem następnego dnia wyruszyłem w sześćsetkilometrową podróż na Lubelszczyznę. Do kaczawskich górek wrócę wczesną jesienią.

























5 komentarzy:

  1. Swietna definicja wędrowania, wędrowanie wymusza nieśpieszność, może nie wymusza , nieśpieszność jest niezbędną częścią wędrowania. Uwielbiam wędroować i najlepiej mi to wychodzi kiedy robię to bez towarzystwa wtedy całą uwagę kieruję na wędrowanie.
    Zdjęcia z kawiatuszkami są śliczne, bardzo lubię polne kwiatuszki.
    Tobołk polne nieraz widziałam ale nie wiedziałam, że mają taka nazwę..
    Teraz Roztocze? Tanew?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa...dla mnie cykiria podróżnik ma kolor jasnego błękitu z domieszką fioletu.

      Usuń
    2. Grażyno, wydaje mi się, że tamte dziwne roślinki to tobołki, ale pewności nie mam.
      Od czasu powrotu z Sudetów trzy razy byłem na Roztoczu, jutro mam jechać po raz czwarty. Opisy są przygotowane, tylko ostatnio mam spiętrzenie, a nie chcę publikować po parę tekstów naraz. Zdradzę, że byłem i nad Tanwią, poznawałem szumy.
      Cykoria podróżnik miałaby kolor jasnego błękitu z domieszką fioletu. Dobrze, mamy więc drugą definicję, po mojej – jako niebieskiego koloru (raczej ciemnoniebieskiego) domieszkowanego mlekiem.
      Te kępy różnorodnych kwiatów polnych i mnie podobają się coraz bardziej.

      Usuń
  2. Wędruję teraz tylko dokładnie:-) wzrok myszkuje na poboczach, pod stopami, w zasięgu, a przede wszystkim nieśpiesznie. Sporo ciekawostek botanicznych wypatrzyłam z auta, w rowie:-) Mąż przyjaźnie patrzy na te moje fanaberie, ale też wiele nauczył się, już rozpoznaje sporo roślin. Czy cykoria nie ma przypadkiem koloru rozbielonej ultramaryny? Największe wrażenie na mnie robią polne drogi, piaszczyste, wysypane kamieniem, żadne tam asfalty, z wielką tęsknotą wspominam zjazd do pogórzańskiej chatki, kamienisty, czasami wymyty ulewami, w zielonym tunelu, to były początki naszego pionierstwa:-) Wczoraj z lekkim smutkiem patrzyłam na kombajny na polu, pożółkłe zboża, rzepaki, ale mąż już wzdycha za jesienią, a ja chętnie poszłabym na grzyby:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj na Roztoczu widziałem pierwsze kombajny i ścierniska. Zaczęły się żniwa, więc szczytowa część lata, po niej będzie już zjazd, więc tym bardziej trzeba nam jeździć na pagórki i chodzić tam! Od powrotu z Sudetów już cztery dni spędziłem na polnych drogach Roztocza. Bo i faktycznie, takie drogi mają urok wyjątkowy.
      Hmm, rozbielona na pewno, ale jaki kolor ma ultramaryna? Musisz pamiętać, że typowy facet rozpoznaje kilka kolorów: niebieski, zielony, czerwony i żółty. Czasami różowy lub buraczkowy :-) Twoja propozycja nazwania koloru kwiatów podoba się mi.
      A propos jesieni, stawiam tezę nie do obalenia!: grzybów, zwłaszcza młodziutkich, nigdy dość!
      Mam nadzieję na jesienne obżeranie się kaniami, ale nim nastąpi, na wiele jeszcze letnich widoków.

      Usuń