Strony

czwartek, 30 września 2021

Widokowe drogi

 250921

Kilka dni temu, przejeżdżając przez wieś Czarnystok, zauważyłem tak ładną drogę polną, że od razu postanowiłem przyjechać tutaj w najbliższym czasie. Dzisiaj poznałem tę i wiele sąsiednich dróg oraz dwie piękne trasy widokowe, chyba najładniejsze z poznanych do tej pory.

 

Przy tej okazji powiem, że dzisiejsza wędrówka jest dwudziestą szóstą, a ich łączna długość wynosi około pięćset kilometrów. Jak oceniam znajomość Roztocza, może zapytacie? Mam ledwie pojęcie o drogach mniej niż połowy regionu, a nieźle znam dwa niewielkie fragmenty, tak więc o znajomości nie może być mowy.

Dzień był chmurny, chociaż nieco cieplejszy od poprzedniego, skoro drugi sweter i rękawice miałem na sobie tylko rano. Swoją długością dni są już jesienne: jadę w nocy, wychodzę na szlak o wschodzie słońca, wracam do samochodu o zachodzie lub niewiele przed nim. Krótko trwał ten czas, gdy słońce wschodziło zaraz po moim wyjeździe, a zachodziło po powrocie do domu; chwilami myślę, że tamte dni tylko mi się śniły.

Kilka kilometrów na zachód od Zwierzyńca biegnie boczna szosa łącząca Gorajec na północy z Góreckiem na południu i dalej z Józefowem. Kilka już razy jechałem nią, więc tylko swoją gapowatością mogę tłumaczyć niezauważenie tej polnej drogi. Za dziwne można uznać przejechanie ponad dwustu kilometrów dla zobaczenia jakiejś polnej drogi, ale przecież była tylko pretekstem wyjazdu. Jadę dla kontaktu z naturą, dla widoku dali, tej urzekającej czarodziejki, a coraz częściej dla ciszy i bycia samemu.

Na mapie niebieską linią zaznaczyłem trasę przejazdów. Dzisiaj chodziłem między wsiami Lipowiec a Gorajec Zagroble. Miejsce, które tak mi się podoba, jest tam, gdzie napis „Park”, w górnej części mapy. Zaznaczę tylko, że na tej mapie, jak na wszystkich znanych mi polskich mapach papierowych, linie lasów i przebieg polnych dróg nijak się mają do rzeczywistości. Chodząc tak, jak ja chodzę, czyli bez szlaków, ale z zachowaniem pewności miejsc i dróg, należy mieć ze sobą telefon z dostępem do internetu i zewnętrzną baterię z kabelkiem do ładowania. Mapę papierową noszę na wszelki wypadek, ale używam jej sporadycznie. Jeśli już o tym piszę to dodam, że mając na uwadze awarię telefonu lub brak dostępu do sieci, należy zawsze wiedzieć, w którą stronę iść, by dojść do najbliższej wioski, a jeszcze lepiej jest wiedzieć, jak wrócić do samochodu.

Na wschód od szosy wznosi się długie pasmo wzgórz zalesionych dopiero parę kilometrów głębiej, bliżej szczytów. Wzdłuż szosy biegnie droga dnem doliny, a wyżej są inne, biegnące skosem po wzgórzach lub je trawersujące. Bywa, że wchodzą w lasy albo skręcają nie po naszej myśli, ale wtedy można wybrać inną i pójść tą, z której są dalekie widoki na wschód. Czasami bezpośrednio z drogi, czasami wystarczy skręcić na pola i przejść nimi na nieodległy grzbiet wzniesienia. Dróg biegnących w poprzek, czyli od szosy pod górę, ku wzgórzom, jest więcej – jak ta zauważona z samochodu. Nie wszystkie poznałem, więc wkrótce wrócę tam.


 Na północy, w pobliżu Gorajca Zagroble, ten widokowy pas zmienia się w styk kilku wzgórz, miejsce poznane wiosną i ponownie w lecie, w czasie pierwszego powrotu. Piękne zwieńczenie widokowego szlaku.

Szedłem boczną, zieloną drogą wiodącą pod szczytami po drugiej ich stronie, a kiedy wszedłem na grzbiet, stanąłem jak wryty. Miejsce zapamiętałem i wrócę tam żeby dać się zachwycić ponownie.


 Schodziłem niżej, w stronę ulubionych, znanych mi już miejsc, a widoki towarzyszyły mi na całej drodze. Szedłem coraz wolniej, zatrzymywałem się nawet, chcąc odwlec chwilę dojścia do końca drogi, na dno doliny, ale gdy już tam byłem, z bliska widziałem miejsca swojskie, znane, budzące wspomnienia miłych chwil. Właśnie tam jest druga droga, właściwie kolejna droga polna wyróżniona pamiętaniem o niej. Oto zdjęcia tej drogi zrobione teraz i wiosną, dla przypomnienia i porównania widoków.



 


Odwiedziłem wszystkie pamiętane zakątki tego niewielkiego a jednego z najładniejszych skrawków Roztocza.

Odchodząc, oglądałem się, bo uporczywie krąży mi po głowie myśl o niewiadomej przyszłości. Mam nadzieję wrócić tam wkrótce, ale nie wiem, co przyniesie przyszłość.

Tak więc jeszcze ostatnie spojrzenie za siebie, na moje miejsce.

 Uwaga językowa.

Mam skłonność do wypowiadania nazwy wioski jako dwuwyrazowej, czyli Czarny Stok, co nie brzmi prawidłowo. Wiadomo, że obydwa człony nazwy Białystok odmienia się, np. „jadę do Białegostoku”, ale czy tak samo jest z nazwą tej wioski? Wydaje mi się, że nie, czyli „jadę do Czarnystoku, nie Czarnegostoku”, ale pewności nie mam. Proszę o komentarz.

Późniejszy dopisek.

Myliłem się. Dzięki Ikroopce teraz wiem, że odmieniać się powinno obydwa człony nazwy, więc „jadę do Czarnegostoku”.

Obrazki ze szlaku.

Widziałem zmasakrowane krzewy rosnące na miedzach, a były to głównie tarniny. Wiem, że rolnicy muszą co parę lat wycinać część gałęzi, skoro rozrastające się krzewy wchodzą na pole, ale szkoda mi tych roślin. Wyglądają przygnębiająco, nie bez powodu napisałem o masakrze.

Na jednej z plantacji tytoniu zauważyłem mnóstwo kwitnących iglic – kontrastowe zestawienie kwitnienia z zamieraniem – ale ten mój ślepota, czyli telefon udający aparat fotograficzny, nie widział kwiatków, tak ładnych przecież.

 Znaleziona gdzieś na uboczu duża kępa dzikich róż jeszcze kwitła. Kwiaty tych roślin mają wyraźną cechę niepewności czy skromności, przeciwnie do pysznych róż ogrodowych. Pachniały delikatnie, nienachalnie i po swojemu, czyli różanie.

Minąłem gęsto zarośnięty zagajnik, przeszedłem pole z tytoniem, za nim wdrapałem się na wysoką miedzę i odwróciłem. W oddali zobaczyłem moje miejsca zasnute dymem snującym się nad kartofliskami. Gdzie jeszcze można zobaczyć (i poczuć) widok, który kiedyś był tak częsty, że stał się symbolem jesiennych dni i prac na polach?

 Parę dni temu spotkany padalec zamarł w bezruchu na mój widok, dzisiaj ledwie zdążyłem zrobić zdjęcie szybko uciekającemu zaskrońcowi. Nie słuchał moich zapewnień, że tylko dla zdjęcia nachylam się nad nim. 

 Parę razy podskubałem garsteczkę malin, ale bez entuzjazmu, czyli bez łakomstwa. Owoce są mało soczyste i niesłodkie, a nawet lekko kwaśne, mimo malinowego ładnego koloru. Najwyraźniej potrzebują słońca dla słodyczy i aromatu. Spotkałem też plantację winogron. Przyznam się do skubnięcia jednej kiści: liczne owoce były czarne, słodkie i dobre.


Widziałem pole obsiane zbożem. Patrząc na ziarna leżące na glebie, przyszła mi do głowy myśl o zamknięciu jednego cyklu przyrody i otworzeniu drugiego. Zaczęło się nowe misterium narodzin i wzrostu.

Warkot traktorów dobiegał mnie właściwie cały dzień. Trwają wykopki, orka, talerzowanie ziemi i wyrównywanie jest dziwnymi obrotowymi zębatymi walcami, a więc przygotowywanie ziemi pod nowy zasiew. Obojętnie co się dzieje, jakie dobre czy złe wiadomości płyną z wielkiego świata, ziemia ma rodzić, bo z niej bierze się początek, czego nie wie wielki świat zapatrzony w siebie.

Trasa: początek we wsi Czarnystok. Poznawanie polnych dróg między Lipowcem a Gorajcem Zagroble.





















Wzgórza Trzebnickie w kwietniu i w listopadzie.


Zdjęcia zrobione z działki kolegi.




10 komentarzy:

  1. Kojące widoki:) Co do nazwy - bliższa mi jest odmiana analogiczna do Białegostoku, czyli powiedziałabym (odruchowo) do Czarnegostoku, w Czarnymstoku, etc, gramatycznie obie nazwy są przecież identyczne, zerknij, proszę, tu:
    https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Babimost-Bialystok-i-Krasnystaw;4898.html
    Wracając do widoków; poza tym, że znajome, to kojarzą mi się również z naszymi... Wzgórzami Trzebnickimi 😊 nie wiem, czy znasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem na stronie PWN, ale też na stronie dr Macieja Malinowskiego, cenionego przeze mnie polonisty. Obok Białegostoku, wspomina i Krasnystaw jako nazwy odmieniane w obu członach; przez analogię należy uznać odmianę Czarnegostoku. Dziękuję, Ikroopko.
      Czy znam Wzgórza Trzebnickie? Spójrz wyżej, dla Ciebie zamieściłem tam kilka moich zdjęć.
      Bywam tam parę razy w roku, ale tylko ze dwa razy byłem dalej, poza najbliższym sąsiedztwem działki kolegi, która jest właśnie na terenie tych wzgórz. Jest na jego działce piękne miejsce, którego mu zazdroszczę.
      Tak, są bardzo podobne do Roztocza. Jedynej różnicy nie widać na tych zdjęciach, a widać na tych wyżej, na których jest daleki horyzont: otóż wzgórza roztoczańskie są bardzo rozległe. Zbocza ciągną się nawet parę kilometrów, wzgórza nie mają charakteru stożków.

      Usuń
    2. Dziękuję za zdjęcia, przepiękne! To jest ulubiona okolica rowerowa mojego męża, dla mnie kondycyjnie już niedostępna (raz mi się udało zrobić 60 km, ale to było z dziesięć lat temu), za wysoko;) I, oczywiście, Wzgórza nie są tak rozległe, jak Roztocze, wiadomo.

      Usuń
    3. W tamten typowy dla listopada dzień długo chodziliśmy po Wzgórzach. Pamiętam, jak przechodziliśmy przez pole: buty tak się oblepiły gliną, że ważyły po sto kilo. Mamy w planach wybrać się ponownie, ale jakoś nie możemy zgrać terminu.
      Moja żona też nie może mi towarzyszyć.

      Usuń
    4. Ja zawsze chodziłam z moim mężem w góry, w rowerowych wycieczkach po mieście i w niedalekiej okolicy też mu towarzyszyłam, ale ostatnio mam kiepską kondycję i coraz rzadziej jestem aktywna, wolę zwiedzanie bardziej miejskie, czyli samochodem, a jeśli per pedes, to po równym;)
      Jeszcze a propos nazwy; dzisiaj, sprawdzając, czy aby dobrze odmieniam Piątek (zdegradowany środek Polski 😉), trafiłam na odpowiednią stronę i upewniłam sie co do odmiany Czarnegostoku, zerknij: http://nlp.actaforte.pl:8080/Nomina/Miejscowosci?nazwa=Czarnystok

      Usuń
    5. Świetna strona! Zapisałem w zakładkach, na pewno będę do niej zaglądał. Dziękuję Ci, Ikroopko.
      A ja zawsze chodziłem bez żony. Moja połowa nie okazywała zainteresowania, a teraz zdrowie jej nie pozwala. Uważam, że mnie praca pomagała. Całe dnie na nogach, w ruchu. Teraz zostało mi tylko chodzenie po Roztoczu. Chociaż… za kilka tygodni wrócę do pracy na pół roku, więc ruchu mi nie będzie brakowało.

      Usuń
  2. No dzisiaj to mnie zauroczyłeś tymi drogami kompletnie. Widoki tych pofalowanych pól, łąk robi niesamowite wrażenie. Nie dziwię się Tobie, że byłeś zachwycony i chcesz tam wracać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że zauroczyłem :-)
      Siebie też. Jutro (w piątek) muszę być w zakładzie samochodowym, ale pojutrze, chyba też w niedzielę, będę na Roztoczu. Mam w planach powrót na te wzgórza, a za około dwa tygodnie pojadę w Sudety. Czekają tam na mnie moje górki.

      Usuń
  3. A jak tam z wąwozami? po drugiej stronie wzgórz, w okolicach Wywłoczki, Topólczy, Kawęczynka jest ich mnóstwo. Granatowe winogrona najlepsze, zwykła stara odmiana, słodka i aromatyczna; w tym roku również u nas obrodziły, zostaną dla ptaków, trochę ja poskubię, zapasy w postaci kompotów, soków i niespróbowanej jeszcze zawartości butla zostały z zeszłego; Drogi jak lubię, i niewyasfaltowane:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, wiem o wąwozach w tamtych stronach i mam w planach ich poznanie, ale póki słońca, chodzę otwartymi przestrzeniami. Ot, dzisiaj: wszedłem w las porastający ten kamienny parów (pamiętasz zdjęcia?), ale szkoda mi się zrobiło widoku słonecznej dali i zawróciłem, poznanie zostawiając na chmurne dni.
      Winogrona były dobre, co i żona potwierdziła; przywiozłem kiść dla niej. Wpadłbym do Twojej piwniczki, to zaraz zrobiłoby się w niej luźniej :-)

      Usuń