Strony

czwartek, 7 października 2021

Jesienne widoki

 

021021

Przed wybraniem się w dalsze, nieznane mi jeszcze, rejony Roztocza, wróciłem na pola i drogi pod Czarnymstokiem i Gorajcem.

Ranek był chmurny, ale już około dziewiątej wiatr przegnał bure chmury i zaświeciło słońce.

 


Nie miałem ustalonej trasy, niewiele przeszedłem kilometrów, nastawiając się na poznanie okolicy. Nierzadko skręcałem w boczną drogę wiodącą otwartą przestrzenią tylko dlatego, że jej nie znałem, a kiedy schodziła po stoku w stronę lasu, zawracałem. Chciałem chodzić polami i widzieć dal.

Raz jeden wszedłem w las. Widokowe zbocza powyżej Czarnegostoku oddzielone są od równie widokowych wzgórz wznoszących się nad Gorajcem długim jęzorem lasu schodzącego w dół niemal do zabudowań wsi. Las jest trudny do przejścia, a pasujących polnych dróg tam nie ma. Znam jedno dobre przejście, ale dzisiaj zachciało mi się sprawdzić inne – wypatrzoną na zdjęciach Google niewyraźną przecinkę prowadzącą na drugą stronę. Droga była, owszem, ale dawno opuszczona, zarastająca; szło się nią niewiele wygodniej niż na przełaj, jednak szedłem bez przedzierania się, jak to czasami mi się zdarza.

Właściwie to lubię ten mój nie zawsze rozsądny zwyczaj wybierania dziwnych przejść. Bywa ciekawie.

Szedłem na drugą stronę lasu chcąc dojść do miejsca uznawanego przeze mnie za jedne z najładniejszych na Roztoczu. Niemałą częścią jego uroku jest nagłość pojawienia się niespodziewanego dalekiego widoku. Będąc tam pierwszym razem, szedłem mało widoczną drogą wiodącą wzdłuż lasu, bez dalekich widoków, a gdy doszedłem do jej końca, skręciłem w równie mało widoczną drogę poprzeczną i niewiele dalej zatrzymałem się, zdumiony. Byłem na szczycie wzgórza, przede mną stała urodziwa duża czereśnia, obok przy drodze grusza, pola schodziły po zboczu ku lasom w dolinie, a ponad nimi zobaczyłem wzgórza poznane już wiosną, te, do których szedłem. Nieco na lewo w szerokiej dolinie stały domy Gorajca – małe kolorowe drobinki rozsypane wzdłuż niewidocznych stąd szos. Jeszcze dalej, ponad nimi, wznosiły się kolejne wzgórza, zasnute niebieską mgiełką odległości i jesiennego powietrza. 



Widząc w oddali, na tle nieba, samotne drzewo, poczułem chęć pójścia tam. Pójdę, poznam to drzewo, ale nie dzisiaj.

Wróciłem do tego czarodziejskiego miejsca, chcąc przeżyć raz jeszcze tę wyjątkową chwilę otwierania się dali. Wybierając inne drogi – a wśród nich są takie, do których na pewno wrócę – zszedłem w dolinę, a skoro byłem już tak blisko, trudno było nie odwiedzić moich ulubionych miejsc pod (raczej nad) Gorajcem Zagroble.

Nie poznałem nowych miejsc, ale na znane krajobrazy patrzyłem z innych dróg, dopiero dzisiaj poznanych, więc w innej perspektywie i w innym świetle. Widziałem je odmienionymi.

Pod wieczór widziałem brzozy oświetlone niskim słońcem. W swoich jesiennych sukienkach wyglądały prześlicznie, ale ich uroda jest tak zwiewna, tak subtelna, że krzemowy móżdżek mojego aparatu jej nie dostrzegał.

Obrazki ze szlaku.

Czereśnia rosnąca na opisanym górnym miejscu widokowym (tak je nazywam) jest bardzo malownicza, ale nie była jedynym drzewem odwiedzonym, poznanym i podziwianym; kilka razy skręcałem na pola widząc samotne duże drzewo. Do jednej z grusz polnych przybita jest drabina, najwyraźniej służy jako ambona. Siedziałem na niej i jedząc kanapkę, patrzyłem w dal.


 

Widziałem pola z żółto kwitnącymi roślinami; wiem, że to poplon siany dla użyźnienia gleby, ale jego nazwy nie pamiętam. Roślina służy też pszczołom, których widziałem mnóstwo, a ich wielogłosowe bzyczenie było intensywne i przejmujące niczym dźwięki organów.

Pięknie barwią się krzewy aronii. Na tle błękitu nieba lub zieleni traw, w jesiennym słońcu, wyglądają jak na obrazie impresjonisty, chociaż trudno mi uchwycić aparatem ich intensywne czerwone barwy w jakże licznych odcieniach.


 Jeśli już piszę o roślinach, wspomnę konyzę kanadyjską. Z nazwy poznałem ją w lecie, wcześniej jej nie zauważałem. Dziwnie tłumaczę się przed samym sobą: nie zauważałem, bo jej nie było! Wiadomo jednak, że prawda jest inna: poznanie, więc wiedza, otwiera oczy na świat. Teraz widuję tę roślinę bardzo często. Jeśli dodać inne rośliny przywleczone do nas z Ameryki, jak przymiotno czy nawłoć – trzeba uznać, że widuję za często. 

Na drodze siedział motyl. Wyjąłem aparat i zrobiłem krok w jego stronę – siedział dalej. Prztykałem zdjęcia pochylając się coraz bardziej, ostatnie zrobiłem z odległości 20 centymetrów, dopiero wtedy motyl uznał, że poszedłem za blisko. Jaki to motyl? A bo ja wiem? Chyba rusałka pawik, chociaż wolałbym, żeby był nieznanym okazem. Janku, napisz coś.

 Widząc daleki widok w przewie między drzewami, skręciłem w boczną drogę chcąc podjeść bliżej i lepiej widzieć. Pole zarośnięte jest chwastami i polnymi kwiatami, a między nimi zobaczyłem dynie. Jest ich tam mnóstwo, a niektóre są już miękkie, gnijące. Szkoda mi się zrobiło takiej ilości marnowanego jedzenia. Wziąłem mniejszą dynię i zapakowałem do plecaka. W domu zrobię z niej jakąś potrawę, odpowiedni przepis znajdę w internecie – postanowiłem, wcale nie speszony kradzieżą. 

 W innym miejscu na polu z dyniami zobaczyłem wyraźne ślady sedymentacji. Cóż to jest? Woda, ale i ludzie, zwierzęta oraz wiatr, przenoszą drobiny ziemi z góry w dół. Taka jest przyczyna tworzenia się wąwozów, a w dalszej perspektywie czasowej obniżania się wysokości i stromizny wzgórz. Cóż się dzieje z tą ziemią? Jest osadza niżej. Ten proces, mający wiele odmian, geologowie nazywają sedymentacją. Oto jej ślady:

 Na polach ruch. Rolnicy orzą i bronują ziemię, sieją ziarna, rozsiewają nawozy, ale też widywałem kombajny na polach z gryką, trwają więc grykowe żniwa. Ostatnie prace przed nastaniem ciszy na polach. 

 Samochód miałem zaparkowany w centrum Czarnegostoku, przy remizie strażackiej. Przed budynkiem stoi zabytkowy wóz strażacki na drewnianych kołach. Pamiętam wozy na takich kołach, odgłosy ich jazdy i wyciskane ślady na polnych drogach. Pamiętam świat już nieistniejący, a przecież wiekowym staruszkiem nie jestem.

Trasa: wzgórza na wschód od Czarnegostoku i Gorajca Zagrobli.
























8 komentarzy:

  1. Mam tylko jeden krzak aronii, którego listki czerwienieją na tle zielonego świerka, a już cała plantacja to dopiero widok. Niesamowite są te wąskie poletka z miedzami, układające się w barwny pasiak; nie za dobrze Ci na tym Roztoczu? chodzisz takimi urokliwymi drogami, a w Kaczawach wpadałeś w błota, przedzierałeś się przez ostępy, zarośla jak w puszczy pierwotnej:-) U nas dziś pierwszy przymrozek, zdążyłam zebrać pomidory i papryki, a teraz pachnie jabłkami, smażę marmoladę z nich, z rodzynkami:-) wczoraj jeszcze pszczoły wylatywały z ula, kiedy słońce je ogrzało, pewnie będzie ostatnie karmienie przed zimą. Do porannej kawy wizyta u znajomych blogowych, z pogórzańskim widokiem zaokiennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro masz u siebie krzew aronii, to wiesz, że teraz, w słoneczny dzień, wygląda ładniej niż na zdjęciach.
      Nie za dobrze mi na Roztoczu, wcale nie. Mario, ta kraina już nie jest mi obca, skoro dzisiaj spędziłem na roztoczańskich drogach trzydziesty dzień, ale… ze mną jest jak z zakochanym młokosem. Co mu po tej dziewczynie, mimo że ładna i jemu przychylna, skoro on nie potrafi zapomnieć tej, którą musiał zostawić na drugim końcu świata?...
      Kiedy wyjeżdżałem dzisiaj z Lubartowa, było dwa stopnie, a gdy przyjechałem do Krasnobrodu, termometr wskazywał minus dwa. Na szczęście pomyślałem o zimowym wyposażeniu, ale nie do końca: miałem w butach specjalne wkładki na lato, mojego wykonania, skutecznie chłodzące stopy, no i w rezultacie rano miałem je zmarznięte.
      Cztery dni temu widziałem dwa pola z kwitnącym poplonem (zapomniałem nazwy, kwitnie żółto), a wśród kwiatów uwijało się mnóstwo pszczół. Tak buczały, jakby bombowce leciały.

      Usuń
  2. Po raz wtóry piszę - te widoki hen daleko po horyzont są niesamowite. Nie wiem co jest w tych widokach ale są niepowtarzalne takie nasze swojskie. Tak ładnie jesiennie wyglądają kolorowe plantacje aronii. Kiedy jeszcze odpowiednio przyświeci słońce to bajka, jak najlepszy obraz mistrza. To nie znaczy, że moje górki i pagórki nie mają uroku. One są pełne mocy tajemnych. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem: są pełne mocy tajemnej :-) Nie bez powodu nie mogę zapomnieć kaczawskich górek.
      Dal działa na mnie silniej, gdy widzę tam duże samotne drzewo, zwłaszcza na tle nieba. Zaraz chciałbym tam iść.
      Pierwsze czerwone liście na krzewach aronii widziałem w połowie lata, liczyłem wtedy na ładne widoki jesienne, i oto mam.
      Piękną i długą mamy złotą jesień w tym roku.
      Dziękuję, Aleksandro.

      Usuń
  3. Tak, to rusałka pawik - "wszędobylski motyl".
    Popularnie nazywany "Pawim oczkiem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pawik przygotowuje się do snu zimowego. Szuka nektaru i aby mógł fruwać musi odpowiednio rozgrzać swoje mięśnie. W obecnej porze często siada na rozgrzanej ziemi i z niej czerpie jej ciepło, a przy okazji spija wilgoć i sole mineralne.
      Do motyla należy podchodzić kocimi ruchami i uważać na to, aby nie przesłonić mu słońca. Szelest naszego odzienia i odgłos kroków mogą go spłoszyć.

      Usuń
    2. Dzięki, Janku. Wcale nie byłem pewny nazwy, bo nie pamiętałem jej, i dlatego porównywałem zdjęcia w internecie. Zauważyłem, że najłatwiej przestraszyć motyla zasłaniając słońce, ale wydaje mi się, że ten mój był jakiś niemrawy. Podsunąłeś chyba dobre wyjaśnienia: był zmarznięty i z tego powodu trudno mu było latać. Mogło tak być?

      Usuń
    3. Żółto kwitnący poplon, to gorczyca biała.
      Tak, tak - zielona masa tej rośliny użyźnia glebę, a nasiona...
      ...to główny składnik musztardy.

      Usuń