Strony

piątek, 5 sierpnia 2022

Letni dzień na Roztoczu

 290722

Wyjazd bez planu, zamiar tylko jeden: patrzeć na pełnię lata.

W czasie telefonicznej rozmowy Janek wspomniał o zapachu słomy w czasie żniw, znanym i pamiętanym przez nas obu. Zatęskniłem za nim i pozazdrościłem koledze. Niewiele później zatrzymałem się na polnej drodze czując ten zapach przenoszący mnie w dzieciństwo, aromat łączący wspomnienia sprzed półwiecza z teraźniejszością.

Nie ma silniej przeżywanej chwili nad tą, która dziejąc się teraz, obudzi w naszej pamięci podobne a minione. Zapach suchej, rozgrzanej słomy, szczególnie silny w czasie żniw, gdy polem jedzie kombajn wyrzucający za siebie plewy i potarganą słomę, jest dla mnie kwintesencją lata, jego najsilniejszym, najbardziej jednoznacznym symbolem.

Nie tylko rzepakowe żniwa trwają, widziałem wiele kombajnów na polach. Sypie się ziarno do przyczep. Żyto czyli to, co do życia potrzebne, a nawet to, co życie daje. Ileż słów z nim związanych!: żyć, żywić, odżyć, przeżyć, użyć, wyżyć, zażyć – wymieniam tylko te, które przyszły mi do głowy.

Szukając strony, którą kiedyś znalazłem poszukując informacji o rżysku, znalazłem inne, tamta gdzieś mi się ukryła.

Linki do artykulików o etymologii słów rżysko i żyto:  tutaj, tutaj, i tutaj.

Dzisiaj miałem przygodę związaną z cechą używanej mapy. Nie wiem, jak się nazywa, pobrałem ją przez OsmAnd, program do rejestrowania trasy. Jest dość dobra, w miarę dokładna i czytelna w słoneczny dzień, w przeciwieństwie do satelitarnych zdjęć Google, mało widocznych nawet przy pełnej jaskrawości ekranu. Wady jednak ma, na przykład liczne linie wyznaczające… nie wiem, co. Nie znalazłem wyjaśnienia używanych symboli. Może granice gmin, może co innego, dość że nierzadko znajduję drogę tam, gdzie na mapie jej nie ma – albo odwrotnie. Dzisiaj zdarzył mi się ten pierwszy przypadek. Chyba nikt już o niej nie pamięta, nie tylko wydawca mapy, skoro jest tak zarośnięta, że trudna do przejścia. Jej fragment wiódł pod górę po dość stromym zboczu, a za mną otwierał się rozległy krajobraz. Jego urodę podkreślały bliskie drzewa doskonale kontrastujące z dalą, a dodatkowo wzmacniała moja świadomość bycia w miejscu nieodwiedzanym i nieznanym, chyba że sarnom. Idealne miejsce na przerwę.

 



Dzisiaj jeszcze raz miałem wrażenie bycia na odludziu, chociaż w zupełnie odmiennej scenerii.

Mapa informowała mnie o trzech miejscach mających nazwy, co naturalnie nakłoniło mnie na ich zobaczenie z bliska. Wśród nich są Cyganowskie Doły. Hmm, dlaczego cyganowskie, a nie cygańskie? No i skoro doły, to raczej nie będzie tam szczytu wzgórza, mimo użycia na mapie graficznego symbolu szczytu. Tak czy inaczej trzeba sprawdzić, skoro jestem w pobliżu.

Jest tam plątanina dołów i wąwozów porośniętych lasem wyjątkowo trudnym do przejścia. Po wejściu między pierwsze drzewa zawróciłem, ale nie zrezygnowałem od razu. Drugą próbę podjąłem dalej, ale zobaczyłem tam prawie pionowe ściany wąwozu. Pole dochodzi blisko pierwszych drzew, zostaje kilkumetrowy skrawek równej jeszcze ziemi ocieniony wychylonymi konarami drzew, ograniczony z jednej strony uprawą, z trzech ciemnym uskokiem z gęstwiną martwych i żywych drzew. Nic niezwykłego, owszem, ale stojąc tam, w tym niewidocznym zaułku, z dala od polnej drogi, poczułem, że jestem na odludziu.


Wbrew pozorom wcale niełatwo o takie wrażenie, a jest z gatunku tych, które warto przeżyć.

Obrazki ze szlaku.

Proszę o pomoc w rozpoznaniu tej rośliny. Strona mająca funkcję rozpoznawania roślin twierdzi, że to sałata kompasowa (??), ale czy tak jest naprawdę? Niestety, nie zrobiłem zdjęć liści.

 


Jak nazwać kolor tych kukurydzianych czupryn? Jest bardziej rudawy, czy może raczej buraczkowy?

 


Wspominałem już o dziwnym oznaczaniu na mapie szczytów wzgórz, oto dzisiejszy przykład. Skręciłem w boczną drogę chcąc dojść na szczyt wzgórza Duża Skała, ale będąc już blisko zawróciłem widząc, że zgodnie z mapą szczyt jest w zaroślach na zboczu wzgórza. Na zdjęciu widać wzgórze odległe o paręset metrów, a według mapy szczyt Dużej Skały powinien być na prawo, już poza kadrem zdjęcia, i sporo niżej.


Po wejściu na to wyższe wzgórze, zobaczy się niewielki, jasny, urokliwy zagajnik brzozowy, właśnie ten.

 


Siedząc pod brzozami, widziałem horyzont odległy o wiele kilometrów. Chociaż z dojazdem po deszczach lub śnieżycach byłoby trudno, miejsce uznaję za idealne na postawienie domu.

 


Pole zasiane do ostatniego metra. Nie krytykuję, absolutnie nie, przyznam nawet, że nie podoba mi się rozjechanie brzegu zasiewu widoczne na tym zdjęciu.

 


 Nie zobaczyłem w tym roku pełni kwitnienia lnu, ale jego równo położone łany widziałem i zauważyłem, że roślina wyrywana jest z korzeniami. Nie mogłem odmówić sobie przyjemności łamania kawałka łodygi tak długo, aż w końcu odpadła miękka tkanka i zostały elastyczne, cienkie i mocne włókna używane do tkania.

 


Widziałem śmieci przy drodze, najwyraźniej niedawno wyrzucone z parkującego obok samochodu. Barbarzyństwo, inaczej nie potrafię nazwać tego postępku.

 


Wyjątkowo pokręcona brzoza. Widać skutek rozpoznawania przez roślinę kierunków, jej dążność do rośnięcia w górę.


To liście dębu czerwonego, dość rzadkiej u nas odmiany i obcej. Jego liście, pięknie barwiące się jesienią, były wzorem dla projektanta naszych monet. Tak, są na nich liście nieswojskiego dębu; czyż nie jest to dziwne?


 Miesiąc temu słońce jeszcze świeciło kiedy wracałem do domu, zachodziło dopiero po przyjeździe. Dzisiaj po raz pierwszy wyjeżdżałem na koniec dnia, a do domu przyjechałem już w nocy. Tak szybko mijają długie dni, tak długo trwają krótkie!

Poczytuję „Bolesława Chrobrego” Antoniego Gołubiewa, jedną z najlepszych książek jakie znam. Oto cytat a propos.

„Niedosłyszalne są kroki wieczoru. Jeszcze słońce wisi wysoko, a już świeci miedzią. Jeszcze ręce pośpiesznie zagarniają zboże, sierp chrzęści po słomie, a już omdlenie w barku i krzyżu. Powiew zamarł między liśćmi brzóz, przepadł w gęstwinie gałęzi. Długie cienie tracą swą czarną barwę, zapływają smużkami fioletu i błękitu. Jeszcze krzyk koników polnych i świerszczy… Ale niebo – palące na zachodzie – nad głową nasiąka srebrem, ciche i nieruchome jak zmarznięta tafla jeziora. I naraz czujemy: chłód idzie od ziemi i od nieba, chłód na spocone czoło, na zgrzaną szyję, chłód odpoczynku i spokoju. W tym momencie – natężywszy ucho – możemy je dosłyszeć: niedosłyszalne kroki wieczoru.

A tymczasem słońce się chowa za wzgórza. Goreją jeszcze palisady grodu, lecz niżej dachy są bure, a spod okapów sączy się lśniąca czarność. A gdy podniesiesz oczy, dojrzysz, że na srebrnym niebie świeci już kilka gwiazd.”

Strony 104/5, tom III.

Trasa: drogi między Gilowem a Wólką Czarnięcińską, Gajem Czarnięcińskim i Gródkami.

Statystyka: długość 24,5 km, 12 godzin na szlaku, przerwy trwały łącznie 4,5 godziny.
























2 komentarze:

  1. Jakże inaczej wyglądają pola w trakcie żniw w porównaniu z dawnymi latami. Kiedy ustawiane były kopki, potem je zwożono. Trwało to kilka dni. Teraz w jednym dniu sprząta się zbiory z wielu hektarów i pozostają tylko smutne rżyska. A żniwa to w szybkim tempie zwiastowanie nadejścia jesieni. Inaczej o tym myślą rolnicy wiadoma rzecz. Spodobał mi się niezmiernie ten mały zagajnik brzozowy. Z pozdrowieniami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo malowniczo wyglądały te ustawione dziesiątkami snopki zbóż. Obecne żniwa straciły na wyglądzie, chociaż oczywiście nikt nie żałuję wcześniejszego trudu. Na Roztoczu widziałem kombajny nawet na wyjątkowo małych poletkach. Po prostu nikt już nie zbiera zboża inaczej.
      Siedziałem pod jedną z tych brzóz, a kiedy w końcu zebrałem się iść dalej, odwracałem się odchodząc.
      Puste pola, zwłaszcza te zaorane, to faktycznie już jesienne obrazy. Niestety.

      Usuń