Strony

wtorek, 6 września 2022

W piękny wrześniowy dzień

 020922

Mimo usilnych moich starań bycia cicho w czasie szykowania się do wyjazdu, zawsze obudzę żonę, dlatego wstaję później niż chciałbym. Dzisiaj jednak i syn miał iść do pracy bardzo wcześnie, skorzystałem więc z okazji wstając razem z nim o 3.30, a dwie godziny później byłem już na Roztoczu. Świtało. Eos była dzisiaj przecudna, a i słońce pokazało się z najlepszej strony. 

 


 
Przypomniałem sobie, co tak naprawdę znaczy złota godzina w fotografii. Szkoda tylko, że te najpiękniejsze chwile trwają tak krótko. Proszę porównać dwa pierwsze zdjęcia; widać na nich znaczną zmianę oświetlenia, a dzieli je raptem półtorej minuty czasu! 
 

 


 


 

 
 Będąc wyżej, zobaczyłem w dolinach niskie, jasne mgły poranne – urokliwy znak przełomu.

Na tych wzgórzach byłem parę tygodni temu, ale ostatnio, będąc po drugiej stronie doliny, wypatrzyłem ominięty wyraźny szczyt, polną drogę prowadzącą w jego stronę i samotne drzewo na rozległej płaszczyźnie pól. Na wzgórze dotarłem szybko i bez kluczenia, ale drzewa, tak wyraźnie widocznego z odległości paru kilometrów, nie znalazłem. Nie wiem, gdzie się ono schowało. Wiem, wiem: zmiany perspektywy są czasami tak znaczne, że uniemożliwiają rozpoznanie okolicy, a na drzewo jeszcze zapoluję. Samo wzgórze, a ma dziwną nazwę Czworaszek, jest wyraźną obłością. Stojąc na nim, nie ma się wątpliwości, gdzie jest punkt szczytowy, a tak często bywa na Roztoczu. Widoki z niego są zacne, dalekie, a z jednego miejsca, od strony najbardziej stromego zbocza, są po prostu piękne. Nie tylko ja tak twierdzę, skoro postawiono tam ławkę.  





Less jest pyłem o mikroskopijnej ziarnistości. Zmoczony zmienia się w homogeniczne śliskie błoto, wyschnięty staje się mało spoistą skałą, łatwą do rozkruszenia chociażby pod naciskiem kół. Pamiętam zabawę sprzed ponad półwiecza: po letniej burzy szło się na drogę i na bosaka brodziło w ciepłych kałużach, przerabiając wodę i lessową glebę w rzadkie ciasto. Do dzisiaj pamiętam delikatność tego błota. Przy dotyku lessowy pył wydaje się niematerialny, jakby z puchu gęsiego był zbudowany. Pamiętam też warkocze kurzu kłębiące się za rzadko wtedy przejeżdżającymi samochodami i jego charakterystyczny zapach zmieszany z dymem spalin. Dzisiaj ten kurz widuję tylko za maszynami pracującymi na polach, bo niemal wszystkie drogi, po których wtedy biegałem, są zalane asfaltem.

Jaki jest kolor suchych pól lessowych? Beżowy? Google podsunął mi taką odpowiedź:

>>Pochodzenie pyłu mineralnego oraz warunki jego osadzania mają wpływ na kolorystykę. Less ma najczęściej barwę żółtą lub płowożółtą, ale można spotkać również osady w kolorze szarym, czerwonym czy brązowym.<<

Właśnie: płowy! Sprawdzałem: niektóre odmiany kolorów uznawanych za płowe i beżowe są takie, jak zaorane i suche roztoczańskie pola.

Obłe kształty roztoczańskich (i pogórzańskich) pól przyciągają wzrok, szczególnie o tej porze roku, gdy ich spokojne, wiele lat wyrównywane pługiem, odkryte linie są wyostrzone i podkreślone rozdrobnieniem ziemi pod siew. Są homogeniczne, mogą być widziane jako nudne, ale w moich oczach ich przewidywalność, to ujednolicenie, jest spokojem i pewnością. Może takie ich widzenie ma związek z chaosem zalesionych wąwozów? A może z moim wiekiem?

Przechodząc przez wieś Chłopków zobaczyłem tablicę informacyjną gospodarstwa agroturystycznego; ciekawe, ilu ma gości – pomyślałem. Prawie dwa miesiące spędziłem na drogach Roztocza, sporo chodziłem w czasie wakacji, a turystów widziałem jedynie nad Tanwią, przy jej szumach, czyli niskich progach skalnych na rzece. Spotykałem ich jeszcze w Szczebrzeszynie, Zwierzyńcu czy Krasnobrodzie, natomiast na swoich drogach widuję najczęściej rolników jadących ursusami C-330. Pytają mnie wtedy, czy nie zabłądziłem, gdzie i po co idę, ile grzybów nazbierałem. Nikt nie wyraził przypuszczenia, że może jestem tutaj dla urody krajobrazów.

Tak więc o tej krainie mogę powiedzieć to samo, co o moich ulubionych górach: poznaję swoje Roztocze i swoje Góry Kaczawskie – raczej nieznane turystom ograniczającym się do paru popularnych miejsc, nota bene wcale nie najładniejszych. Nie wiem, dlaczego tak jest. Albo Roztocze jest tak mało popularne i mało znane (poza kilkoma wymienionymi miejscami), albo moje oceny walorów krajobrazu są tak odmienne od ogółu turystów, że tam, gdzie ja chodzę, oni nie bywają. Dodam jeszcze, że nie brakuje mi ich. Jest czyściej na moich szlakach, bo śmiecą tylko miejscowi.

Na zapamiętanym z poprzedniej wędrówki rozdrożu skręciłem w lewo właściwie na chybił trafił, a gdy niewiele dalej doprowadziła mnie do szosy, miałem zawrócić, zainteresował mnie jednak niewielki fragment ładnie ukształtowanych zboczy, a nad nimi pokaźne wzgórze. Poszedłem tam na zwiady, niewiele mając czasu.


Okolica okazała się tak ładna, że obiecałem sobie wrócić tam za parę dni i poznać ją dokładnie. Mijałem tam plantację malin. Smętnie wyglądały krzewy bez owoców, z usychającymi liśćmi, ale parę krzaczków zachowało garść owoców – najsmaczniejszych, bo ostatnich.

Obrazki ze szlaku

Ulewne deszcze szybko wypłukują kręte koryta w polnej drodze, a jeśli znajdą ujście, nawet i studnie. Ta była niewielka, miała może ćwierć metra głębokości, ale zdarzają się znacznie głębsze.

 

Na tym filmie nieco widać lekkość lessowego pyłu. 


 

Czy to są żurawie? Proszę o podpowiedź.

 

 Oto miedza nie tyle zaczynająca się i kończąca, a pojawiająca się i znikająca. Miedza efemeryda. 

 


Brzozy na miedzach i na skrajach lasów. Zgrabne, powabne, jasne i piękne. 

 






Trasa: wzgórza między Smoryniem, Gorajcem-Zastawie i Chłopkowem.

Statystyka: 12,5 godziny na szlaku; przejście 20,5 km zajęło mi nieco ponad 7 godzin. Resztę czasu przesiedziałem patrząc lub rozmawiając przez telefon.
























2 komentarze:

  1. Och, proszę pana, to modelowy wręcz wschód słońca:-) Bardzo możliwe, że to już żurawie szykują się do odlotu, ponoć za dwa tygodnie ruszają, i gdzieś tam odbędzie się z tego powodu Święto Żurawi, uważam, że sympatyczna impreza. Lubię te wczesnoporanne pasma mgły rozciągające się w dolinach, zanim słońce je przegoni. U nas nie ma pól, nic się nie uprawia, wszystko zarosło trawą, a przed 20 laty, kiedy kupiliśmy ziemię, do lasu ciągnęły się łany rzepaku:-) Pachnie jesienią, leżą owoce pod drzewami, blisko chatki rośnie dzika grusza, mnóstwo ulęgałek, które fermentują, a wokół unosi się całkiem przyjemny winno-owocowy zapach. Brzozy są urokliwe, dlatego posadziłam trzy przy chatce, urosły już wielkie, nie wiem, czy za jakiś czas nie będą stanowić zagrożenia i trzeba je będzie położyć, ale może wytrwają do końca naszych dni i dla kogoś innego będę problemem:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, zrobiłaś miłą niespodziankę! Jesteś, w końcu jesteś :-)
      Może tych brzóz nie ruszajcie, niech rosną.
      Teraz żeby opłacał się siew, trzeba mieć dziesiątki hektarów. W czasie swoich wędrówek kilka razy rozmawiałem z rolnikami z Roztocza, mówią, że uprawiają niejako z nawyku, a większość z nich nie ma komu przekazać ziemi. Jednak myślę, Mario, że ten proces wyhamuje. Młodych rolników wielu nie ma, ale jeśli są, to mają dużo więcej ziemi niż ich ojcowie. Dzisiaj, będąc na Roztoczu, zwróciłem uwagę na mnogość wszelakich plantacji. To sposób na utrzymanie się z kilku hektarów. Z takiego zasianego areału nie da rady, ale jeśli będzie tam rosło parę tysięcy krzewów porzeczkowych, na przykład, to jest spora szansa na godziwe zarobki.
      Parę dni temu trafiłem na gruszę mającą spore owoce i dobre. Napełniłem nimi dwie kieszenie i w drodze szybko je opróżniłem. Tymi mocno dojrzałymi pożywiały się... osy. Było ich tam mnóstwo.

      Usuń