Strony

piątek, 1 września 2023

Lato i Roztocze

 250823

Kolejny dzień odwiedzin ulubionych miejsc. Stali bywalcy bloga może pamiętają zdjęcia zrobione spod topoli rosnącej na miedzy, dwukrotnie już tutaj publikowane. Pierwszą przerwę miałem właśnie pod tym drzewem. Tak, tak, trzeba mi ruszyć dalej, wszak tyle jeszcze miejsc czeka na mnie, ale... trudno mi to zrobić, skoro tutaj jest tak ładnie.

 

Gdzie byłem, pokazuje mapa, co zobaczyłem, starałem się uchwycić na zdjęciach. Widać na nich duże podobieństwa do miejsc odwiedzanych wcześniej. Owszem, są podobne, czyli takie, jakie mi się podobają: urozmaicone, pofałdowane, podzielone wysokimi miedzami i wąskimi polami, wystrojone kępkami drzew i poprzecinane polnymi dróżkami. Podobne, ale niejednakowe, a im lepiej znam te moje miejsca, tym wyraźniejsze różnice między nimi dostrzegam.

Lubię mieć swoje miejsca w okolicy. Takie konkretne, pamiętane i ładne. Dla mnie ładne, bo myślę, że dla innych osób mogą być niewarte uwagi. Może to być miejsce na brzegu brzeziny, osika (ta dzisiejsza) pamiętana z którejś jesiennej wędrówki, kilka brzóz na wysokiej miedzy, zakręt polnej drogi, czereśnia rosnąca na skraju pola, w moich oczach nadal wystrojona bielą kwitnienia jak wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Wiele mam takich miejsc na Roztoczu, wiele w Sudetach, a tam do tej dalece niekompletnej listy dodaję jeszcze skały. Każdy powrót, ponowne zobaczenie tych miejsc i widoków, utrwala moje przywiązanie do nich i dodaje im urody. Tak więc nie mogę (i nie mam takiej potrzeby) zbytnio się śpieszyć z poznawaniem nowych miejsc.





Trwają prace polowe. Nie widziałem kombajnów, chociaż tu i ówdzie jeszcze spotykałem niezebrane zboże. Obserwowałem natomiast orkę i siew, widziałem też pola już obsiane. Janek mówił mi, że raczej nie zboża są siane, bo na nie za wcześnie, a poplon lub rzepak ozimy. Co to jest poplon? To rośliny siane na zatracenie. Rosną, gromadzą w sobie cenne pierwiastki (na przykład azot), a następnie są zaorywane. To, co zdołały uzyskać czy wytworzyć, zostaje w glebie dla upraw zasadniczych.

Widziałem też roztrząsanie obornika na polu. Wieki mijają, mamy nowoczesny przemysł wspomagający rośliny dla nas użytkowe, a gnój nadal jest używany jako najlepszy nawóz. Patrzę na to może nieco odmiennie: dla mnie to przykład silnej współzależności zwierząt i roślin. To, co my, zwierzęta, wydalamy, jest potrzebne do życia roślinom – i vice versa. Najbardziej znanym przykładem jest obieg tlenu i dwutlenku węgla: my przyjmujemy tlen a wydalamy CO2, rośliny odwrotnie – pobierają ten gaz, rozkładają zostawiając sobie węgiel, a tlen uwalniają do atmosfery. Obornik jest konglomeratem najróżniejszych związków chemicznych i pierwiastków niepotrzebnych zwierzętom, roślinom owszem.

Silny „zapach” obornika jest jednym z zapachów dzieciństwa, lat spędzonych na wsi u babci. Nie żyje już od półwiecza, ale widzę ją często. Jest w moich wspomnieniach. Czasami chciałbym wierzyć w życie po śmierci, bo wtedy wierzyłbym w jej zobaczenie…

Dzień był upalny – jak parę poprzednich dni spędzonych na polach Roztocza. Oby tak było jak najdłużej mimo sporych uciążliwości na szlaku. Ilekroć o tej porze, czyli u schyłku lata, oziębia się, obawiam się zmiany już na stałe. Może ciepłe dni już minęły? Niech więc trwają.

Obrazki ze szlaku


Przydrożne kwiaty. Teraz, w drugiej połowie lata, jest ich mniej niż w kwietniu i maju, ale ciągle są liczne, a niektóre będą aż do schyłku jesieni. Chwalę jesień? Nie, pocieszam się.
 
Pszczoły wykorzystują ostatni pożytek.



 Brzozy na wysokiej miedzy. Ta ma dwa metry wysokości (a spotykam nawet pięciometrowe) i niewielką długość, ale wyróżnia ją wąski grzbiet i niemal pionowe ściany z obu stron. Jej zwieńczenie jest ścieżynką przeciskającą się między pniami brzóz.

 Roztoczańskie pole. Proszę sobie wyobrazić ilość dodatkowej pracy, a zatem i kosztów, na tak pochyłych i małych polach. Słyszałem o dopłatach dla rolników uprawiających pola na pogórzu i uważam, że powinni je otrzymywać także rolnicy z Roztocza. Chodzi o utrzymanie upraw, o samowystarczalność żywnościową kraju, a więc o nasze bezpieczeństwo. Żywność powinniśmy mieć swoją, a z zagranicy sprowadzać możemy banany i inne delikatesy.

 Kiedy szedłem betonową drogą mijał mnie bus, a niewiele dalej zobaczyłem wijącą się małą jaszczurkę. Koło jej głowy czerwieniała plama, przednie łapy miała niewładne. Bezskutecznie próbowała uciekać przebierając tylnymi. Żal mi się zrobiło tego ładnego zwierzęcia. Wspomniałem o busie, bo prawie na pewno jaszczurka dostała się pod koło. Powinienem ją zabić żeby się nie męczyła, ale nie potrafiłem tego zrobić.

 

Będąc dzieckiem biegałem na bosaka po takich polnych drogach. Pamiętam delikatny i ciepły dotyk lessowego pyłu: był jak puch gęsi, omalże niematerialny. Jego dotyk był pieszczotą. Pamiętam rzadkie i śliskie, mieszane gołymi stopami, błoto na takich drogach po deszczu. W gorący dzień mokra droga parowała wydzielając charakterystyczny zapach lata i beztroskiego dzieciństwa. Less, ziemia Lubelszczyzny.

 Buraczkowe ściernisko. Informacja dla młodych mieszczuchów: rosły tam torebki z kaszą gryczaną, a kiedy trafiły na sklepowe półki, została po nich taka właśnie buraczkowa szczecina.

 Owoce aronii. Apetycznie wyglądające, napęczniałe sokiem, bardzo liczne i... nikomu niepotrzebne.

 Piękna zieleń tytoniowych liści.


 Wyjątkowo długa plantacja tytoniu. Nie zmieściłem całej w kadrze, ma pół kilometra długości. Przez szereg tygodni co kilka dni trzeba nachylić się przy każdej roślinie (a na hektarze plantacji rośnie ich około 30 tysięcy) i zerwać jej dolne, żółknące liście. Następnie przewieść je do suszarni, każdy liść nawlec na drut, i takie naszyjniki rozwiesić do suszenia. Kiedy są suche, zostaje już tylko zapakować je i zawieźć na skup. Nie, jeszcze nie koniec prac: trzeba grube i twarde łodygi tytoniu ściąć, rozdrobnić specjalną maszyną i przeorać. Palenia (papierosów) na tysiąc lat, pracy tysiące godzin. A mówią, że rolnik śpi kiedy plon sam mu rośnie na polu.

 




Trzcinnik, zwykła trawa wiechlinowata, ale przecież ładna.

 Wczesny koniec dnia. Jeszcze wczoraj – przedwczoraj słońce zachodziło gdy dojeżdżałem do domu, teraz zachodzi gdy ruszam w drogę powrotną, jutro zajdzie nim dojdę do samochodu.

Trasa: z wioski Załawcze koło Turobina na południe, w stronę Gródek. Parking przy cmentarzu.

Statystyka: przeszedłem 16 km w czasie niecałych sześciu godzin; przerwy też tyle trwały.

 

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz