Strony

poniedziałek, 9 października 2023

O roślinach GMO

 091023

Przeczytałem książkę „Co kryje się w naszych genach” autorstwa znanej nie tylko w Polsce genetyczki Ewy Bartnik. Wiele znalazłem w tej książce ciekawych informacji, tutaj cytuję fragmenty rozdziału poświęconego modyfikacjom genetycznym roślin. Są w nim moje skróty zaznaczone znakami (…); w oryginale nieco inna jest też kolejność tekstu. Swój krótki komentarz zamieściłem na końcu, oddzielając go gwiazdkami od tekstu książki.

Owocnej lektury życzę!

 * * *

Transgeniczne rośliny uprawne – soja jest tylko jedną z nich – wzbudzają wciąż ogromne kontrowersje i wiele krajów zakazuje ich uprawy na swoich glebach. Dlaczego? Nie całkiem wiadomo, bowiem strach przed tak zwanym GMO (z ang. Genetically Modified Organisms – organizmy modyfikowane genetycznie) rozprzestrzenił się po świecie niepostrzeżenie i właściwie bez racjonalnych powodów.

Jeden z moich znajomych, profesor Tomasz Twardowski z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu, miał zwyczaj pytać przeciwników GMO o to, czy jedli jakieś DNA na śniadanie. Aż trudno w to uwierzyć, ale ludzie często z rozpędu oburzali się i zaprzeczali, że absolutnie, ależ nie! Oni nigdy nie jedzą DNA! A oczywiście prawda jest taka, że w każdym naszym pożywieniu jest DNA obcych organizmów i zjadamy go mnóstwo. Codziennie, z każdym posiłkiem, dostarczamy naszemu organizmowi miliardy obcych genów. Problem jednak z tym, że przynajmniej dla pewnych osób genom, dajmy na to pomidora, w którym zmieniono sztucznie jeden gen, nabiera w przedziwny sposób właściwości trujących, niszczy nasze zdrowie i życie.

Nie wiem, gdzie i kiedy popełniliśmy błąd, że ludzie dziś w takie rzeczy wierzą i są święcie przekonani, że modyfikacje genetyczne żywności to samo zło. (…)

Kiedy rozmawiam na temat GMO, mówię, że ja nie boję się tej żywności w ogóle. Zjadłabym każdą roślinę modyfikowaną genetycznie, bo mam świadomość, że nie ma to żadnego negatywnego wpływu na ludzki organizm i że modyfikacje nie zmieniają podstawowego składu żywności. I choć my, genetycy, od lat tłumaczymy, że rośliny modyfikowane genetycznie są tak samo bezpieczne jak naturalne, to mam wrażenie, że do wielu ludzi racjonalne argumenty nie docierają. Dlaczego? Być może też, paradoksalnie, mamy to w genach. Spójrzmy bowiem na naszych przodków, którzy reagowali lękiem na każdą nową rzecz, zwłaszcza do jedzenia. Coś nieznanego, czego wcześniej nasz pierwotny przodek nie próbował, to zawsze potencjalne zagrożenie dla zdrowia. Lepiej więc pozostać głodnym i nie narażać się, próbując czegoś nowego. Może pozostały w nas jakieś atawistyczne echa tamtejszej ostrożności? (…)

Modyfikując jakiś organizm, zmieniamy w nim czy dokładamy zaledwie jeden, dwa geny. Nasze systemy trawienne z pewnością nie zauważą dodatkowego genu (…) Pomijając już fakt, że wszystkie rośliny uprawne i udomowione zwierzęta są przez nas zmodyfikowane o wiele bardziej niż współczesne GMO z laboratoriów. (...)

Transgeniczna soja wygląda zupełnie zwyczajnie. Rośnie, kwitnie i owocuje tak samo jak tradycyjne odmiany. Ma jednak w swoich genach coś, co wielu ludziom na świecie spędza sen z powiek i przyprawia o paraliżujący lęk – zmodyfikowane geny, zaledwie jeden czy dwa z tysięcy, które tworzą genom tej rośliny. Te niewielkie zmiany genetyczne dokonane w laboratorium pozwoliły zrewolucjonizować uprawę soi. Dały one bowiem tej popularnej roślinie odporność na środki chwastobójcze. (...)

To przecież my, drogami sztucznego doboru sprawiliśmy, że wilk zamienił się w buldożka francuskiego, a kwaśne, drobne, ledwo zjadliwe owoce jabłoni w pyszne, czerwone, duże jabłka. Natura naprawdę ich nie znała! (…)

Nie rozumiem, jak można przeciwstawiać się wprowadzeniu czegoś, co nie tylko jest całkowicie bezpieczne, ale może przysłużyć się zdrowiu rzeszy ludzi. A aktywistów, którzy krzyczeli, że to jest nienaturalne, zapytałabym, czy na przykład noszą okulary, czy się szczepili, czy korzystają z lekarstw – to wszystko też są rzeczy nienaturalne, zdobycze nauki, którymi oni sami chętnie wspierają swoje zdrowie. (…)

Oczywiście mikroorganizmy ze zmienionymi genami występują nie tylko w laboratoriach naukowych. To też ogromne, żywe fabryki różnych substancji, zwłaszcza leków. Weźmy choćby insulinę, której do życia potrzebują miliony ludzi i która dzisiaj pochodzi praktycznie wyłącznie z bakterii modyfikowanych genetycznie. Produkowana jest również w Polsce. Instytut Biotechnologii i Antybiotyków już wiele lat temu uzyskał dobry szczep bakterii, które produkują ludzką insulinę, i opracował technologię jej preparowania. Zresztą imponująco precyzyjną, ponieważ insulina musi być całkowicie czysta, wolna od resztek bakterii i innych zanieczyszczeń. To wręcz koronkowa robota! (…)

Aby docenić, jaki to przełom, wystarczy uświadomić sobie, skąd wcześniej brano insulinę dla chorych. Wcześniej, czyli przed rokiem 1984, kiedy to pierwsze zmodyfikowane bakterie zaczęły produkować ją w USA. Zanim to nastąpiło, insulina była izolowana bezpośrednio z trzustek wołowych lub wieprzowych. Samo pozyskanie i oczyszczenie jej to był ogromny problem. A weźmy jeszcze pod uwagę fakt, że kiedyś na cukrzycę typu 2 cierpiało około 4 procent osób. W miarę jak żyjemy dłużej, a jednocześnie jesteśmy coraz bardziej otyli, procent chorych, a wraz z nim zapotrzebowanie na insulinę, gwałtownie rosną i dawno już przewyższyły możliwości pozyskiwania jej od zwierząt. (…)

* * *

Dalej autorka przytacza inne przykłady wykorzystania bakterii modyfikowanych genetycznie do produkcji leków używanych na przykład w hemofilii, ale też do produkcji… serów podpuszczkowych.

Może więc ci, którzy tak głośno protestują przeciwko GMO, nie powinni przyjmować insuliny ani jeść serów w rodzaju parmezan czy gouda?…

Autorka wspomina o codziennym zjadaniu przez nas miliardów obcych DNA; pozwolę sobie na słowo wyjaśnienia. Otóż struktury DNA są w każdej komórce zwierząt i roślin, a komórki te mają wielkość od jednej do kilku setnych części milimetra. Ile więc ich będzie w jednym kęsie naszego jedzenia?

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz