Strony

sobota, 2 grudnia 2023

Wałbrzyskie wzgórza i ciekawa przygoda

 121123

Stałem z zadartą głową pod długim wiaduktem ekspresówki S3 biegnącej nad domami Gostkowa na Pogórzu Wałbrzyskim, i patrzyłem na czarne wstęgi betonu na tle szarego nieba. Był zimny i zapłakany listopadowy ranek.

 Listopad. Miesiąc, który w maju, w lipcu, wydaje się tak bardzo uciążliwy, że chyba tylko cudem przeżywany. Gdy jednak już trwa, nierzadko uznaję swoje letnie wspomnienia tego miesiąca za niesprawiedliwe wobec niego, bo przecież różne ma oblicza, a i słonecznie kolorowych wśród nich nie brakuje. Dzisiaj też się taki pokazał, chociaż rano, pod wiaduktem, nic nie zapowiadało późniejszej metamorfozy.

Drugi dzień wałbrzyskich wędrówek zacząłem od przejścia kilku kilometrów wzdłuż budowy drogi ekspresowej S3. Po dojściu pod Kamienną Górę oddaliłem się od budowy i polami, łąkami, nie omijając wzgórz, wróciłem do Gostkowa.

O budowie napiszę osobny tekst, tutaj opowiem tylko o pewnej przygodzie. W ciągu ostatnich paru lat byłem w różnych miejscach budowy wielokrotnie, zawsze idąc polami albo technicznymi drogami (zostaną jako drogi do ruchu lokalnego, np. dojazdu do pól) i nie przekraczając żadnych ogrodzeń. Dzisiaj po raz pierwszy zatrzymał mnie ochroniarz zakazując dalszego przejścia. Uznałem, że nie warto mówić o braku jakiejkolwiek tablicy zakazującej wejścia (na początku drogi był tylko znak zakazu ruchu pojazdów), a zwykłą rozmową zacząłem człowieka pozytywnie do siebie usposabiać. Po kilku minutach pokazał mi którędy najwygodniej iść dalej. Odchodząc życzyłem mojemu rozmówcy spokojnej pracy.

Podobną trasę powrotną przeszedłem rok temu, więc dla lepszego poznania okolicy parę razy skręcałem w przygodnie spotkane dróżki i szedłem nimi póki prowadziły mnie we właściwym kierunku. Któraś z nich zaczęła w lesie kaprysić, więc ją porzuciłem (one mogą tak robić, więc i ja mogę); w rezultacie bezdrożem schodziłem po stromym zboczu ku łąkom jaśniejącym między pniami drzew. 

 


W innym miejscu udało mi się trafić na ogrodzoną rozległą łąkę, w efekcie szedłem wzdłuż drutu kolczastego szukając miejsca dogodniejszego do przejścia. Przeszedłem i nawet udało mi się nie rozerwać ubrania. Przekroczyłem parę strumyków (przysiągłbym, że w miarę upływu lat stają się coraz szersze i głębsze), podszedłem do samotnej mimo swojej piękności brzozy i dotknąłem jej pnia, wszedłem na Młynarkę, sporą górkę z dalekimi widokami na cztery strony świata, a nawet przeciąłem trawiasty pas startowy lotniska. Na prawym widnokręgu często widziałem Góry Wałbrzyskie, a za nimi wiele odległych szczytów Gór Kamiennych; wołają mnie, wołają i czuję, że przywołają. 


W czasie tej dość długiej wędrówki wspomniałem pewne ładne miejsce widziane na jednym z wcześniejszych wyjazdów: była to wąska dolinka między dwoma wzgórzami, a są z tych, którymi nader licznie pączkują długie, rozległe zbocza miejscowego suwerena – Trójgarbu. Na środku dolinki, na niewielkim uskoku, stoi kilka brzóz wyglądających jak perły w koronie. Chciałem je odwiedzić, ale nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie jest ta dolinka. Zszedłem z Młynarki, przeszedłem na drugą stronę wioski i idąc brzegiem lasu i pól drapałem się na jakieś bezimienne wzgórze; parę kilometrów za nim była wioska, a w niej mój samochód. Po prawej pojawiła się wieża GSM, a będąc nieco wyżej zobaczyłem przy niej polną drogę i wtedy poznałem miejsce: właśnie tamtędy szedłem do dolinki z brzozami! Po paru minutach zobaczyłem je ze szczytu wzgórza.


 Stały w żółtych szatach jesiennych i były smutne, nie mogąc w to chmurne późne popołudnie pochwalić się strojami. Zapewne pożegnałbym brzozy i miejsce po paru minutach, ale dostałem prezent – nie wiem, od kogo: zaświeciło słońce przez lukę między granatowymi chmurami nisko nad horyzontem. Przysiągłbym, że kierowało swoje promienie prosto na brzozy, a te zajaśniały feerią ciepłych barw. Patrzyłem, chodziłem wokół, robiłem zdjęcia, stawałem i znowu na nie patrzyłem. 

 







Wiedziałem, że powinienem już iść chcąc przed zmrokiem dojść do samochodu, ale nie odchodziłem. To zdjęcie zrobiłem parę minut przed zgaśnięciem dnia: niżej ciemniał już mrok, tylko brzozy stały w ostatnich promieniach słońca.


Dopiero gdy schowało się za chmury przyczepione widnokręgu a świat wokół pociemniał i stracił większość kolorów, ruszyłem. Szary zmierzch właśnie zmienił się w czarną noc, gdy doszedłem do samochodu.

W Głogowie był uciążliwy objazd. Wolno jechałem wąskimi i krętymi korytarzami wyznaczonymi przez słupki, a gdy minąłem ostatnie, dodałem gazu. Po chwili zobaczyłem świecący czerwono policyjny lizak. Na pokazanym mi ekranie radaru zobaczyłem 60, moją szybkość, i usłyszałem o mandacie 50 zł oraz jednym punkcie karnym.

Zgadza się pan zapłacić? – usłyszałem od policjantki. Po chwili zobaczyłem obok drugą panią w mundurze. Zgodziłem się; może gdybym miał płacić mandat za jazdę z szybkością 51 km protestowałbym, ale nie przy sześćdziesiątce. Po załatwieniu formalności rozmawialiśmy parę minut; zawsze jest dobry czas na rozmowę z uśmiechającymi się kobietami. Okazało się, że jedna z pań też chodzi po górach. W dwie godziny później, już u siebie, po prysznicu usiadłem do komputera i sprawdziłem pocztę. Allegro poinformowało mnie o sprzedaży trzech książek. Była też wiadomość od kupującego:

Ty my, policjantki z Głogowa!

Nazajutrz o przygodzie opowiedziałem koledze z pracy; zapytał mnie, jakie one były.

Bo wszystkie policjantki jakie widziałem były ładne – dodał.

Masz rację! – krzyknąłem w odpowiedzi.

Kasiu i Asiu, dziękuję za oryginalną, miłą przygodę i za zakup.

Obrazki ze szlaku

 Samotna ładnie przybrana brzoza, której tylko słońca zabrakło by zajaśnieć najpiękniejszymi barwami jesieni.

 Często widywane dzisiaj połączenie kolorów: zieleń bliskich pól i granat odległych gór.

 Śnieg na karkonoskich szczytach.

 

Na nasypie drogi S3 kładzione są dywaniki żywej trawy, ale cóż tam wystaje tak licznie? Poszedłem bliżej i zobaczyłem drewniane kołeczki wbite w nasyp. Służą za szpilki zapobiegające zsuwaniu się trawiastych dywanów nim te nie ukorzenią się odpowiednio. Ciekawe, czy w przyszłym roku te drewniane szpile będą zabierane, czy zostaną jako materiał w stu procentach samoistnie biodegradowalny.

 Surrealistyczny obrazek: tojka na środku drogi szybkiego ruchu. Hmm, właściwie czemu nie? Jakby co, jest pod… pod ręką.

 Zmierzch. W dolinie samochody pędzą przed sobą smugi reflektorowych świateł, ale niebo jeszcze pamięta ostatnie minuty dnia.

Trasa na Pogórzu Wałbrzyskim: z Gostkowa pod Kamienną Górę, obejście Jaczkowa od południa, powrót do wioski drogą od strony Trójgarbu.

Statystyka: niespełna 20 km przeszedłem w 6,5 godziny, a przerwy trwały łącznie dwie godziny.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz