Strony

środa, 17 stycznia 2024

Najady i czarne skały

 070124

Wbrew twierdzeniu niektórych naukowców patrzących na świat przez szkiełko, boginie słodkich wód, najady, istnieją. Dzisiaj wczesnym rankiem zdobyłem kolejny dowód ich mieszkania w sudeckich strumieniach: otóż nagrałem szept najady. Posłuchajcie.

 

Jest trochę zakłócony wiatrem, ale te gromowe odgłosy Boreasza tylko podkreślają delikatność szeptów boginki. Niestety, nie pokazała mi się, ale łatwo to wytłumaczyć moim wiekiem. Nie bez powodu napisałem o północnym mroźnym wietrze zwanym przez Greków Boreaszem; piszę wielką literą, bo jak to zwykle bywało w Helladzie, wiatr był u nich osobowym bóstwem, a wiejący z północy miał takie właśnie imię.

Było około ośmiu stopni na minusie, a synoptycy pisali o odczuwalnej na poziomie – 15 stopni. Na pewno tyle było, czułem temperaturę piekącymi policzkami. Wracając zatrzymałem się na stacji paliw i tam zobaczyłem siebie w lustrze – miałem czerwoną twarz. Nie marzłem, bo założyłem na siebie połowę zawartości szafy, w tym trzy pary skarpet, ale na założenie kominiarki się nie zdecydowałem.

Nocowałem w Bolkowie, w hotelu znanym od ponad dziesięciu lat, a na wędrówkę wybrałem wzgórza kilka kilometrów na południe od miasta, a więc byłem na Pogórzu Wałbrzyskim. Bliżej miasta są mało wypiętrzone, ale dalej całkiem pokaźne. Na przykład pasmo kilku wzgórz z głęboką przełęczą między Truskolasem a Młynarką. Nota bene, pierwsza nazwa jest wielce oryginalna, druga dość często spotykana w Sudetach.


 


Profesor Miodek tak wyjaśnia etymologię nazwy „Truskolas”:

>> (...) Druga - upatrywała w tej formie nazwę topograficzną oznaczającą lasy, gdzie opadło dużo igliwia, bo staropolski trusk to „szelest, trzeszczenie”, a później gwarowe „opadłe igły drzew szpilkowych”. <<

Byłaby więc to góra porosła borem o szeleszczącym podłożu. Gdzieś w internecie widziałem zdjęcie góry z dodaną truskawką. Jak się okazuje, skojarzenie jest błędne.

Na zboczu Truskolasu widziałem drogę ostro pnącą się ku szczytowi, mają tam być ruiny schroniska, podnóże góry jest bardzo malownicze, więc trzeba mi się tam wybrać.

Na Pogórzu Wałbrzyskim sporo widuję wypiętrzeń; takich małych górek o wysokości kilku metrów. Są wśród nich bardzo malownicze, z dalekimi widokami, wiele z nich zdobi grupka drzew, najczęściej brzóz. Lubię je i zbaczam z drogi by zobaczyć je z bliska.


 

Z jednej takiej miniaturowej górki zobaczyłem po drugiej stronie doliny górę normalnej (jak na pogórze) wysokości, a na jej zalesionym zboczu skały. Od pewnego czasu odczuwam potrzebę oglądania skał, miałem rezerwę czasu, plan trasy rzadko nie jest u mnie rygorystyczny, więc przypatrzyłem się szczegółom podejścia i ruszyłem w dół. 

 

Przybliżenie:

 

Skały znalazłem bez problemów, a okazały się całkiem malownicze. Są czarne niczym bazalt, ale to zlepieńce powstałe z osadów; jak rodzynki w cieście tkwiły w nim otoczaki. Szczerze mówiąc moja wiedza geologiczna jest tak mizerna, że nim ten mój wniosek zapisałem tutaj, sprawdzałem. Wyobraźcie sobie skalę czasową i zakres przemian materii budującej te skały: otóż na dnie morze nieistniejącego od milionów lat gromadził się żwir i skalne złomki jako pozostałości po skałach z gór już wtedy ulegających niszczeniu. Okruchy skalne poruszane przez wodę ulegały zaokrąglaniu stając się otoczakami, a na nie opadały kolejne warstwy pyłów, żwirów, resztek roślin i zwierząt. Po niezliczonych wiekach przeobrażeń na skutek ciśnienia i oddziaływań chemicznych, osad nabrał spoistości. A po następnych tysiącach wieków ruchy w głębi skorupy ziemskiej wypchnęły skały, już zlepione, w górę. Tak więc te góry i ich skały powstały z resztek dawnych gór, nieistniejących już od milionów lat. Wieczne są tylko procesy przemian morfologicznych, góry natomiast mają swój kres. Te, po których chodzę, też kiedyś przestaną istnieć. One po trochu przestają istnieć każdego dnia: idąc poruszyłem niewielki kamień, potoczył się w dół stromego tam zbocza. To był mój mikroskopijny udział w procesie denudacji, jak to mówią geologowie, czyli przemieszczania materii w dół i wyrównywania poziomów.




 

Link  dla dociekliwych.

W końcu do tych czarnych skał przyszedł człowiek, zwierzę powstałe mgnienie oka wcześniej, popatrzył i mruknął do siebie czując satysfakcję:

– Dobrze zrobiłem idąc tutaj.

Obrazki ze szlaku

 Kapliczka zamurowana jak więzienie. Może jest poświęcona Chrystusowi Uwięzionemu? Jest taki?






 Meandrujące strumyki.

 Ogłowione wierzby. Kiedyś dowiedziałem się, że ucinanie konarów wierzb wydłuża im życie, co w pierwszej chwili zdziwiło mnie, ale to prawda. Chodzi o kruchość wierzbowego drewna; odłamanie się grubego konaru może poważnie uszkodzić cały pień, ale przecież nie uszkodzą cienkie odrosty.

 Róża i szadź. Zabrakło słońca, by ta zimowa kompozycja roziskrzyła się pięknie.

 Zwarta ściana zarośli uniemożliwiająca przejście. Zgodnie z mapą krzaków nie powinno tam być, więc zapewne wyrosły bez jej wiedzy. Powoli przeszedłem wzdłuż brzegu, ale przejścia nie znalazłem. Ominąłem gęstwinę wchodząc wyżej, na zbocze górki.


 Unieruchomiony wiatrak z dziwnie wykręconymi łopatami wirnika. Czy są uszkodzone? Może ktoś wie?



 Sople lodu, zawsze wdzięczny obiekt do fotografowania. Przypomniałem sobie, jak kiedyś mozolnie piąłem się po stromym i zaśnieżonym zboczu przełomu Lipki, rzeki w pobliżu Wlenia, żeby z bliska sfotografować podobne sople.

Trasa na Pogórzu Wałbrzyskim: ze wsi Wierzchosławice na północ, w stronę Bolkowa, następnie obejście wokół masywu Młynarka-Bukowa. Wejście na bezimienną górę w Sadach Górnych, powrót przez wieś... Półwieś :-)

Statystyka: na szlaku byłem 8 godzin i kwadrans, przeszedłem 18,5 km w czasie niecałych sześciu godzin.























3 komentarze:

  1. Najady? pewnie, że istnieją, przecież Twoje nagranie to dokumentuje, tylko najady tak szepczą, nikt inny tak nie potrafi, szczęściarz z Ciebie.
    Znowu wybrałam sobie zdjęcie, urzekło mnie to z kiedyś ogłowionymi wierzbami i jeszcze te z meandrującymi strumykami.
    Kapliczka rzeczywiście przedziwna, było tam coś w środku?
    Sople, mam nadzieję, niedługo podziwiać, wybieram się do lodospadów w Rudawce Rymanowskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się czytając o Twojej wierze w istnienie najad w polskich strumieniach. Miej nadzieję – jak ja mam – na ich zobaczenie :-)
      Zdjęcia zrobiłem na rozległej, płaskiej dolinie między wzgórzami, płynie tam kilka strumieni; tam też rosną ogłowione wierzby. Jednak najwięcej rośnie tam olsz przy strumieniach.
      Do kapliczki nie zaglądałem, a faktycznie mogłem sprawdzić co w niej jest.
      Grażyno, niech Ci słońce roziskrzy oglądane sople lodu!

      Usuń
    2. O tak, może trafi się dzień słoneczny. Dziękuję.

      Usuń