Strony

niedziela, 16 czerwca 2024

Pod brzozami

 120624

Nie planując wyjazdu wstałem o zwykłej porze, ale zobaczywszy słońce szkoda mi się zrobiło dnia spędzonego pod dachem. Po dwóch kwadransach wyjechałem, na miejscu byłem dwie godziny później niż zwykle, ale przecież trwają najdłuższe dni roku. Wróciłem na Górny Gościniec z zamiarem dokładnego poznania okolicznych dróżek. Na mapie widać szereg niebieskich „wypustek”, to ślady braku pośpiechu, konkretnego jednego celu, ale i mojej ciekawości: co zobaczę za grzbietem albo zakrętem tej drogi? To zdjęcie zrobiłem na pierwszej bocznej drodze, w którą skręciłem.

 Było warto. Każdą drogę warto poznać. Każda może nam dać coś, czego nie przewidzimy z góry. Może to być ładny i smaczny drobiazg, jak kępa kwitnących wierzbówek wśród których znalazłem maliny z dojrzałymi owocami; widok samotnego drzewa na odległym horyzoncie budzący pragnienie wędrówki; miła chwila sam na sam z przyrodą i własnymi myślami na miedzy pod brzozą, albo coś jeszcze innego, nieprzewidywalnego. Oczywiście nierzadko bywa, że nic ciekawego nie zobaczę i zawracam, ale zawsze mogę sobie wtedy powiedzieć, że próbowałem. A może nieuważnie patrzyłem?

Do jednej z poznanych dzisiaj dróg szedłem kilka kilometrów. Widziałem ją na zboczu równoległego pagóra w odległości około 2 km, była nitką skosem przecinającą pola. Jeśli widzę ją długo i z takiej odległości, to znaczy, że będąc na niej, zobaczę wzgórze, którym właśnie idę. Poszedłem nie najkrótszą trasą. Górny Gościniec skończył się w małej wiosce, dalej droga prowadziła brzegiem lasu i rozległych pól. Pusto tam i cicho; daleko od szosy – tak mi się pomyślało. Dalej droga była mało wyraźna, miejscami zarastająca tak, jak okoliczne pole. Poznałem takie miejsca i w innych rejonach Roztocza. Bywa, że odległych pól rolnicy nie uprawiają, zwłaszcza gdy są małe lub ziemia nie jest urodzajna. Czasami takie pola są zalesiane, czasami po prostu zarastają. Miedzy nimi tu i ówdzie widać wąskie poletka nadal uprawiane, a ściskane z obu stron ścianą drzew i krzewów. Dróg tam mało, a istniejące bywają zarośnięte trawami i chwastami tak gęsto i wysoko, że trudno się nimi idzie. Na tej mapie widać część zarośniętych pól, w rzeczywistości jest ich więcej; widać też zalesione obniżenia wąwozów. Niebieska linia wyznacza moją drogę.

 Jak zwykle daleki widok otworzył się nagle – wyszedłem na drogę widzianą wcześniej. Zatrzymałem się i patrzyłem.

 Już w pierwszej godzinie włóczęgi zwróciłem uwagę na urodziwą brzozę rosnącą na wysokiej między; może i zapomniałbym o niej, ale one mi nie dała, pokazując się jeszcze kilkakrotnie. Posłuchałem wołania i poszedłem poznać ją z bliska. Często skręcam ku samotnym drzewom polnym z zamiarem zrobienia przerwy pod nimi albo chociaż dotknięcia pnia, ale bywa to utrudnione albo i niemożliwe z powodu gęstego zarośnięcia chwastami czy leżących na nich stert uciętych gałęzi. Okazało się, że są to bliźniaczki, a miedza pod nimi jest idealna na dłuższe posiedzenie. Siedziałem i gapiłem się przed siebie, a myśli jak to one – hasały samopas.


W czasie pierwszych wędrówek roztoczańskich odruchowo porównywałem krajobrazy do kaczawskich. Nie zawsze wypadało korzystnie dla Roztocza, ale dość szybko zaakceptowałem je, a niewiele później uznałem za swoje. W Sudetach było inaczej. Owszem, podobały się góry, ale pewną obcość czułem. Dopiero Góry Kaczawskie to zmieniły. Nie tyle całe Sudety, co właśnie te niskie górki i ich pogórze stały się swojskie, moje, lubiane. Patrząc na roztoczańskie pagórki czasami myślę, że Góry Kaczawskie tak mi się podobają z powodu pewnego podobieństwa do Lubelszczyzny, zwłaszcza jeśli uświadomię sobie jak łatwo związało mnie ze sobą podobne Pogórze Wałbrzyskie. Tu i tam kępy drzew wśród pól, łagodne pagórki, pola i polne drogi podobne do tych z wioski moich dziadków, u których jako dziecko mieszkałem. Oczywiście nie brakuje licznych i poważnych różnic, ale przecież urok wspomnień wiele zmienia, a przy tym nie zawsze racjonalnie uwypukla szczegóły. Ot, miedze. We wsiach mojego dzieciństwa na wielu miedzach były ścieżki, ludzie szli nimi skracając sobie drogę do szosy albo do odległej stacji kolejowej. Dobrze się po nich biegało. Teraz takich nie ma, a zarośniętymi i nierównymi trudno się idzie. Ta, na której siedzę, może dlatego mi się podoba, że jest równa i płaska, podobna do tamtych z lat sześćdziesiątych? Inne są też polne drogi, brakuje na nich trzeciego, środkowego śladu: nierównej, skopanej kopytami, ścieżki koni ciągnących furmanki, ale do tej różnicy szybko przywykłem.

 


 

Przed sobą, na wyciągnięcie ręki, miałem wiszące gałązki betuli. Na liściu siedział jakiś… chrząszcz?, a przy nim wiele narośli. Galasy? Dotknąłem je palcem chcąc poznać fakturę, a wtedy te „galasy” ruszyły się. Czy to dzieci tego większego osobnika? Nie wiedziałem. Powróciło wrażenie obserwowania obcego świata. Nieznanego mimo współistnienia z naszym; dzielącego tę samą przestrzeń, a jednocześnie rozdzielonego granicą trudną do przekroczenia; światów sobie obcych i wzajemnie obojętnych. Świat ludzi nie jest jedynym, a Ziemia nie jest tylko nasza.

Są na Roztoczu miejsca szczególnie lubiane i odwiedzane wiele już razy. Dzisiaj przybyło kolejne.

Obrazki ze szlaku

 Pierwsze kwiaty cykorii podróżnik. Mam je za jedne z najładniejszych wśród dziko rosnących. Będą mi towarzyszyć aż do późnej jesieni.

 Bylica pospolita, zwykłe badyle wszędzie rosnące, ale na tle błękitu nieba wygląda mniej pospolicie. Obok wielu innych, ta roślina kojarzy mi się z ciepłą i słoneczną porą roku, z wędrówkami polnymi drogami, przy których często rośnie.




 Przytulia pospolita, kolejna zwykła niezwykła roślina. Jest jedną z tych, których często nie zauważamy, ale przecież jeśli już się im przyjrzymy, okazują się być ładne.

 Ładne kwiaty, nieprawdaż? A to przecież zwykły ziemniak czyli pyr!







 Nie spodziewałem się zobaczyć jeszcze w tym roku tak wiele kwiatów lnu! Widać, że pełnia kwitnienia minęła, ale tyle zobaczyłem, żeby mieć wyobrażenie wcześniejszego wyglądu pola lnu. Udało mi się nawet zrobić parę zdjęć kwiatom. Czyż nie są piękne? Oceniając, proszę wziąć pod uwagę moje (i aparatu) raczej niewielkie umiejętności fotografowania.



 Górny Gościniec. 

Nagie drzewo, wspomnienie zimy. Czy to możliwe? Naprawdę tak będzie wyglądał świat za pół roku?


 Wierzbówki kiprzyce i maliny. Radość dla oczu i podniebienia.

 Dwie sosny i brzoza tak gruba, że aż niepodobna do siebie.

 Gwiazdnice. Nie wiem, jakie. Chyba gajowe, może trawiaste. Na pewno ładne i nie wielkokwiatowe.






 Droga i kwiaty.

Trasa: od Kolonii Biskupie Górnym Gościńcem do Gwizdowa. Powrót drogami na południe od Gościńca, oczywiście na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: 10 godzin na szlaku długości 19,5 km.

PS

W reklamie płynu do prania zamieszczono taki napis: „Z miłości do prania”. Czy naprawdę ktoś kocha pranie? Czy nie można było wymyślić mniej głupie hasło? Niechby „Z umiłowania czystości”?

 





















9 komentarzy:

  1. Jest jakiś uniwersalizm i wielkie podobieństwo polskich polnych dróg i ścieżek.
    Dzisiejsze zdjęcia znów przypominają mi moje dzieciństwo.Oglądam je po kilka razy i stają mi przed oczami obrazy sprzed wielu,wielu lat...
    Wszystkie wakacje spędzałam na wsi na Rzeszowszczyżnie.To przepiękne miejsce w połowie drogi z Przeworska do Łańcuta.Jeżdziłam tam ponad 30 lat.Pokochałam tę wieś i te strony na całe życie.Twoje dzisiejsze polne obrazy są tak podobne do tamtych zapamiętanych na zawsze.To dla mnie jak balsam dla oczu i duszy,ba...-to uczta duchowa......
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też dziękuję, Wędrowniczko. Za ciepły, osobisty komentarz.
      Można przypuszczać, że kanony piękna krajobrazu mieliśmy wpisane w nasze umysły w dzieciństwie. Ja uważam, że właśnie tak mam. Patrzę na czteroletniego wnuka i zazdroszczę mu otwartości i chłonności umysłu, nienasyconej ciekawości świata. Teraz kształtuje mu się jego własny obraz świata, który zostanie z nim na zawsze, może tylko trochę zmodyfikowany, a kiedyś, być może rzucony przez los gdzieś daleko, będzie wspominał krajobrazy dzieciństwa – jak my wspominamy teraz.
      Polne dróżki u nas są wszędzie podobne. Ileż to razy jadąc gdzieś samochodem oglądałem się chcąc przez jeszcze jedną krótką chwilą zobaczyć mijaną drogę! Zawsze budzi we mnie pragnienie wędrówki.
      Właśnie przed chwilą oglądałem mapę, ponieważ jutro wczesnym rankiem pojadę na Roztocze, a za kilka dni w Sudety.

      Usuń
  2. Gdy się i wędruje polnymi drogami i dróżkami człowiek czuje
    się wolny,rozpiera go wewnętrzna radość i zadowolenie.Otaczająca przyroda,śpiew skowronków,zapach traw,kwiatów przydrożnych , zbóż,zapach ziemi-to naprawdę wystarcza do poczucia szczęścia tu i teraz.I rzeczywiście chciałoby się wielokrotnie powiedzieć *chwilo trwaj*...
    Właśnie przed chwilą otrzymałam trzy książki ,pobieżnie je przejrzałam i już wiem na pewno,że będzie to dla mnie uczta nad ucztami.Twoja jasność myśli,refleksyjne czasem obserwacje i stwierdzenia,wspaniała narracja,piękny styl..i mogłabym tak wyliczać...
    Zdjęcia nieomal poetyckie.Od wielu lat też zajmuję się fotografią.Przed kilku laty zlikwidowano portal fotograficzny * Panoramio*-miałam tam kilkaset swoich zdjęć.Wśród nich były też wiejskie drogi i sporo wiejskich klimatów podkarpackiej wsi,przyroda 4 pór roku.Twój sposób fotografowania jest mi bliski,gdyż podobnie nieraz kadrowałam./Nikonem i małym Canonem/

    Dziś byłam cały dzień na wycieczce w Juracie i Kużnicy i wielkie zaskoczenie ilością ludzi.Jeszcze nie ma wakacji,a już wszędzie pełno i gwarno.To co to będzie za kilka dni,gdy skończy się rok szkolny..Zdecydowanie wybieram opcję-wędrowanie wśród pól,sam na sam z przyrodą...
    Czekam na Twoje Roztocze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj byłem na Roztoczu, opis zamieszczę za parę dni, a w czwartej wyjadę w Sudety – jak co roku u progu lata.
      Do południa było dużo chmur, później wypogodziło się, a pod wieczór niskie słońce tak pięknie malowało wszystko wokół, że patrząc pomyślałem właśnie: trwaj chwilo! Zwłaszcza, że już za parę dni dzień się zacznie skracać – bez mojej zgody! :-)
      Środkowa część Roztocza jest bardzo popularna, dużo tam turystów, więc mnie tam nie ma. Jest jeszcze drugi powód: jak dla mnie, ukształtowanie terenu jest tam mniej urozmaicone, a przez to mniej atrakcyjne. No i muszę dłużej jechać.
      Dziękuję za miłe słowa o książkach. Ciekawy jestem Twoich wrażeń po lekturze książki o Jasiach. Historię opisywałem trochę z myślą o kobietach, ale co facet może wiedzieć o was...
      W latach dziewięćdziesiątych przez pięć całych wakacji pracowałem we Władysławowie. Pracy miałem dużo (pół życia mi zeszło w wesołych miasteczkach), ale w ciągu tych w sumie 10 miesięcy kilka razy byłem na mierzei. Już wtedy był tam tłok, teraz zapewne jest większy. Miejscowości tamtejsze mają swój urok, ale… za dużo ludzi. Moja mała wtedy córka najbardziej była zadowolona z plażowania na zalewie, a to z powodu wody płytkiej, ciepłej i bez fal. Teraz jej syn ma tyle lat, ile ona miała wtedy…
      Zdjęcia kadruję tak, jak lubię, jak mnie się podoba. Przyznam się do niewiedzy o zasadach. Kiedyś kolega znający się na sztuce fotografowania zwrócił mi uwagę na uchwycenie słupa energetycznego w kadr, innym razem na gałąź widoczną na brzegu fotografii, w ten sposób dowiedziałem się, że tak nie powinno się fotografować, ale ja dalej tak robię. Po prostu fotografuję to, co sam widzę. Korzystam też z właściwie zerowych kosztów zdjęć: prztykam kilka ujęć nieco zmieniając ustawienie telefonu i chowam go do kieszeni bo mi przeszkadza patrzeć. Zdjęcia przeglądam w domu, wyrzucając zdecydowaną większość, a tych zachowanych (tylko z wędrówek) mam, zaraz sprawdzę, 42 tysiące.

      Usuń
  3. Przypominam sobie moją wieś, drewniane domy, piaszczystą drogę, którą po deszczu płynęły strumyczki wody, a po zagumniu prowadziła ścieżka, uklepana bosymi stopami ludzi, którzy szli w pole, do siana albo na pastwisko po krowy. Potrafiłam rozpoznać, czyje to jest podwórze od strony stodoły, Potem przyszła komasacja gruntów rolnych, wyznaczono "zagrodówki", ścieżka zarosła, a ja wyjechałam "do szkół". Wieś zmieniała się, piękniała, drewniane domy znikały jeden za drugim, a kiedy ostatnio przejeżdżałam nią, nie potrafiłam rozpoznać, czyj to dom. To tak odnośnie Twoich wspomnień z życia na wsi u dziadków. Zachowało się je w sercu, tkliwe, czasami smutne, czasami wesołe, ale jednakowoż cenne jak skarb. Zdjęcie z bylicą i chmurkami jak krzak bawełny, tak mi się skojarzyło:-) Zazdroszczę Ci tego beztroskiego wędrowania, przed siebie, dysponowania swoim czasem, ale chyba kiedyś to już pisałam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak: wspomnienia cenne jak skarb!
      Mario, zauważ, w jak małym stopniu ekonomiczny poziom życia, tak niski wtedy, wpływa na nasze wspomnienia. Obecni młodzi rodzice ze swoją upartą nierzadko dążnością do zapewnienia dzieciom wszystkiego co najlepsze (tak sami mówią) nie wiedzą, że do szczęśliwego dzieciństwa tak naprawdę nie jest to dzieciom potrzebne.
      Kiedy widzę pola szerokości hedera kombajnu, przychodzi mi do głowy, że komasacja gruntów przydałaby się i na Roztoczu. Łatwiej byłoby utrzymać się z ziemi, chociaż nie byłoby tak malowniczo jak jest teraz.
      Mario, owszem, mało mam obowiązków, a Twój czas jest ograniczony (tak myślę) pracą na działce. Tak jest? Chciałem jednak zwrócić uwagę na moje istotne ograniczenia. Otóż mogę swobodnie jeździć, bo od kiedy jestem na emeryturze, czyli od czterech lat, trochę ponad dwa pracowałem. Na przykład w grudniu przepracowałem blisko 300 godzin mimo świąt. Z samej emerytury trudno byłoby o taką swobodę. Zaraz zięć podrzuci nam Franka, mały będzie u nas przez kilka godzin, a w połowie lipca drugi wnuk przyjedzie na dwa tygodnie.

      Usuń
  4. Pierwsze wrażenie jak widzę - to super drogi polne, ale podczas skwaru, jaki obecnie panuje to po otwartej przestrzeni trudno wędrować. Zauważyłam, że od lat jak rolnicy stosują różne sposoby, żeby zwiększać plony, to przy okazji znikają maki, chabry z pól jedynie jeszcze na obrzeżach można spotkać te urokliwe delikatne kwiaty. Mimo, że tysiące razy oglądałam drogi z pojedynczymi drzewami, szczególnie brzozami lub dębami. To i tak za każdym razem kiedy je widzę u Ciebie na zdjęciach czy w naturze jestem zachwycona, mają w sobie jakąś moc, że mnie tak ciągną do siebie. Super wędrówka jak zwykle. Pozdrawiam z gorącego poranka w "Jelonce".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś dzieci rolników wyrywały chwasty rosnące w zbożu, teraz rolnik rozpryskuje chemię. Ilekroć jestem na swoich wędrówkach, zwracam uwagę na nienaturalną jednorodność roślin na polach, a tuż obok wielką różnorodność na miedzach, przydrożach czy – jak wspomniałaś – na obrzeżach pól. Cóż, wiemy oboje, że inaczej być nie może. Akurat z tym się godzę, ale z wycinaniem drzew i krzewów na miedzach nie. Stanowczo nie z paru powodów, racjonalnych i tych mniej rzeczowych, jak na przykład utrata walorów estetycznych. Nam obojgu bardzo się podobają samotne drzewa na miedzach. Nie pamiętam, czy opisałem pewne zdarzenie: otóż specjalnie podszedłem miedzą do wyjątkowo dużej i ładnej gruszy, po chwili zatrzymał się traktorzysta i zapytał, co tutaj robię. Gdy powiedziałem mu o podziwianiu gruszy, zaproponował mi sprzedaż, bo drzewo jest jego. W jednej chwili straciłem do niego całą sympatię.
      Upał dobrze znoszę, gorzej zimno. Na zimowych wędrówkach często mam boleśnie zmarznięte stopy i dłonie, mimo grubego ubioru. W moim subiektywnym odbiorze upalnych dni jest garstka, zimne ciągną się bez końca. Mam też swoje sposoby pomagające znieść upał na wędrówkach, na przykład białą czapkę z daszkiem, jasny podkoszulek, skórzane wkładki w butach, dobrej jakości grube (tak, tak!) skarpety.
      Jest na Roztoczu miejsce już parę razy odwiedzane: na polach obok siebie rosną dwa dęby i nieco z boku brzoza. Czasami wydaje mi się, że oni obaj, czyli dęby, patrzą na brzozę tak, jak mężczyźni patrzą na kobietę. :-)

      Usuń
    2. Aleksandro, teraz spojrzałem na ostatnie zdjęcie. Szedłem pod górę polem (nie ma tam drogi), ale nie po zbożu, a jedną z dwóch kolei wygniecionych przez traktor. To ślad po opryskach, widać takie na niemal wszystkich polach.

      Usuń