Strony

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Góry Kaczawskie. Poszukiwanie skał

Czterdziesta pierwsza wędrówka kaczawska, marzec.
Świerki, Sokołowa Góra, Pańska Wysoczka, Okole, Sołtysie Skały, Leśniak, Kęśniak, Czarcia Ambona.

To był dzień skał w masywie Okola. W ich w poszukiwaniu, a czasami są przemyślnie ukryte z dala od ścieżek, wśród drzew, spędziłem cały dzień, i na pewno nie wszystkie znalazłem.
Wyruszyłem z przełęczy oddzielającej Okole od Świerków, i właśnie ta góra była pierwszym moim celem. Bliziutko szosy stoją pierwsze skały, a są ich trzy, coraz wyższe, grupy. Widoków stamtąd nie ma, ale warto tam pójść dla samych skał, dla zobaczenia ich zawsze fantazyjnych, czasami niepokojących kształtów, dla poczucia dzikości tych miejsc, wdzierania się drzew na nagie kamienie, czasami na pionowe ściany, co zawsze mnie fascynowało będąc pokazem uporczywości życia. Znalazłem tam leśną ambonę, która nadała nazwę całej grupie skał, znalazłem też ciszę.
Tuż poniżej skał leśna droga opasuje wzgórze, widać z niej Podgórki z okolicznymi górami, a nieco dalej, za zakrętem drogi, otwiera się drugi widok, na Lubiechową i ciemny masyw Sokołowskich Wzgórz. Droga wychodzi tam z lasu na łąki opadające łagodnymi stokami do wsi, ładna, zielona droga po której idzie się tak lekko i chętnie; na mapie jej przebieg jest oznaczony dobrze, co wcale nie jest częste.



Zszedłem do wsi aby zobaczyć wylot drogi (kończy się na wprost niższego ujęcia wody) i aby nie iść szosą, zawróciłem. Dróżka prowadzi pod świerkami, niektóre z nich są okazałe: wysokie, grube, z koroną zaczynającą się gdzieś tam pod niebem. Gdy zatrzymam się pod takim drzewem, tuż przy szarym i równym pniu najeżonym patykami uschniętych gałązek, i spojrzę w górę, doznaję dziwnego uczucia: swojej małości i kontaktu z czymś niepojętym dla mnie, a jednocześnie znanym i swojskim. Z wielkim drzewem.
Wszedłem na szlak prowadzący na Okole, i po paru minutach znalazłem drugą z całego szeregu dzisiaj odnalezionych skał, Sokołową Górę; szczerze mówiąc wcale nie dla sokołów ta niewielka skałka. Nieco wyżej doszedłem do duktu pamiętanego z poprzedniej włóczęgi tutaj, duktu prowadzącego na Pańską Wysoczkę. Poszedłem nią licząc na kolejne skały, ale i chcąc rozpoznać przejście z tego wzgórza na Okole. Szczyt Wysoczki jest odkryty, ale zarastający brzozami, więc być może za kilka lat nie zobaczy się z niego dalekich widoków. Świeciło słońce, tak ładnymi czyniące nawet szare pnie bliskich świerków, ale i była delikatna mgiełka; ukrywając szczegóły oddalonej o 2 km Łysej Góry, przydawała jej tajemniczości niebieską patyną z odrobiną srebra.
Nieco na zachód, także w odsłoniętym stoku, tkwią urocze skałki, prawdopodobnie bezimienne. Od strony szczytu niewiele wystają ponad stok, jak to często bywa, ale z drugiej strony, z dołu, prezentują się całkiem okazale. Obrastają zieloniutkim mchem i kępkami czerwonych, drobnych roślin naskalnych, w słońcu wyglądając ciepło i ładnie. Zrobiłem tym skałom wiele zdjęć, na wszystkich chwytając w różnych ujęciach ten sam kontrast bliskich skał z wyrazistymi w słońcu kolorami i niebieskiego zarysu Łysej Góry chowającej się za woalem lekkiej mgiełki.




Pod szczytem Okola spotkałem dwoje ludzi, a piszę o tym zwykłym przecież fakcie z powodu jego rzadkości. Ludzi chodzących po tych górach dla nich samych spotyka się bardzo rzadko, a jeśli już, to albo tutaj, właśnie w okolicy Okola, albo gdzieś pod Skopcem. Nie pamiętam innych spotkań, mimo tylu dni spędzonych na kaczawskich ścieżkach.
Owszem, czasami spotykam ludzi, ale, pominąwszy mieszkańców najbliższej wioski zajmujących się sprawami gospodarczymi, są to ludzie chodzący interesownie: w poszukiwaniu agatów, żelastwa z czasów wojny, jakichś tajemnic poniemieckich. Parę tygodni temu mieszkaniec Chrośnicy, widząc mnie schodzącego z góry, zapytał się, czy szukam bunkrów niemieckich. Dzisiaj spotkałem mężczyznę chodzącego po lesie z wykrywaczem metali, chwilę rozmawiałem z nim, pytał czego szukam i nie uwierzył mi gdy powiedziałem, że niczego; dopytywał się o zawartość mojego wypchanego, jak podejrzliwie zauważył, plecaka. Dziwne to dla mnie i bardzo obce. Owszem, doskonale rozumiem ludzi nie odczuwających potrzeby chodzenia po górach, przecież i ja nie zawsze chodziłem, ale ci ludzie jakby w ogóle nie przyjmowali do wiadomości możliwości istnienia takiej potrzeby u innych ludzi.

Gdy byłem ostatnio na szczycie Okola, najwyższa skała, ta z resztkami starych poręczy, była oblodzona; nie wchodziłem na nią, bo o ile po suchej skale nie ma problemu wejść tam, wystarczy wysoko sięgnąć nogą i podciągnąć się trzymając słupek, to na lodzie łatwe nie jest, a już na pewno nie jest bezpieczne. Dzisiaj na płaskim wierzchu skały urządziłem przerwę na wypicie herbaty i zadzwonienie do domu. Wiele jest tam skał niezauważonych przeze mnie wcześniej, a może po prostu pominiętych. Dzisiaj przedarłem się przez gęste chaszcze ku grupie dzikich skał okazalszych od szczytowych, zaintrygowany ich ścianami pionowymi z jednej strony ścianami, jakby urżnięte były piłą tytana. Wśród wspomnianych chaszczy wiele było ściętych drzewek; wydaje mi się, że w ten sposób leśnicy dbają o widoki z tych najpopularniejszych skał w Górach Kaczawskich.

Poszedłem niebieskim szlakiem w stronę Leśniaka, i dalej, aż do końca masywu. Następna duża grupa skał, to Sołtysie Skały. Łatwo trafić na nie, widać je ze szlaku, chociaż dopiero gdy podejdzie się bliżej, widać je wszystkie i w całej różnorodności ich kształtów. Z drogi widzi się czarne lub szare kształty między drzewami, a gdy podejdzie się bliżej, za nimi dostrzega się drugie, wyższe, a jedne i drugie rosną, czasami nawet potężnieją w swoich niepokojących kształtach. Kilkanaście metrów nade mną sterczał czarny, krzywy, pochylony komin. Wydawało się, że zaraz zawali się wprost na mnie. U jego podstawy leży rumowisko skalne podobne do stożka usypiskowego; dołem jest omszały, poprzerastany drzewami, wyżej nagi i czarny; chybotliwe kamienie stukały głucho, gdy szedłem ku kominowi. W miarę zdobywania wysokości, skała zmieniała swoje kształty stając się zwykłym pochylonym głazem tracącym podobieństwo do komina. Gdy obchodziłem go od drugiej, znacznie łagodniejszej strony, głaz znowu zmieniał się, na powrót przybierając kształt czarnego komina wieńczącego skalisko.
Szczytowa skała Leśniaka jest prostym głazem wysokości paru metrów. Z jednej strony wejście jest łatwe, a ze szczytu ma się ograniczone drzewami widoki na północ.
Ładna jest ta moja dzisiejsza droga, mimo iż bez odległych widoków. Właśnie tutaj, drogą wiodącą wzdłuż masywu, szedłem parę lat temu; jeszcze pamiętam smak radości tamtego słonecznego dnia…
Usiadłem pod jakąś skałą na zwalonym drzewie; gdy zabrakło odgłosów mojego marszu, usłyszałem ciszę. Najmniejszy powiem nie poruszył gałązkami drzew, nie słyszałem też ptaków. Cisza. Słuchałem jej. Podobała mi się. Po chwili gdzieś za mną, z nieskończonej odległości, dobiegł mnie szum, jakby motoru – odgłos z innego świata.
Skały Kęśniaka przypominały mi starą słodycz kupowaną w dzieciństwie, nazywała się szczypka, była bardzo słodka i barwiła wargi. Szczypka łamała się dokładnie tak, jak połamane są te skały pełne zakamarków. 



Spodziewałbym się innych kształtów gdyby miały powstać w naturalnych procesach, natomiast te skały są jakby rozszarpane wybuchem z trzech stron, podczas gdy czwarta jest równą pionową płaszczyzną, czasami przewieszoną. Skały są czarne, zielone i zimne. Ich warstwy są mocno pochylone - ślad po zamierzchłych czasach działania górotwórczych sił próbujących przewrócić ziemię.
Ostatnią skałą, najbliższą krańcowi masywu, jest Czarcia Ambona. Myszkując po zboczach doszedłem do przełęczy pod Wywołańcem, ale Ambony nie znalazłem. Wszedłem na żółty szlak prowadzący podnóżem masywu z powrotem na Okole, ale gdy tylko zobaczyłem między drzewami skały na stoku, poszedłem tam, a po wdrapaniu się wyżej, rozpoznałem ostatnie skały ku którym zszedłem idąc górną drogą. Uznałem, iż z całej grupy znalezionych tam skał, a jest ich sporo, cześć bliższa Leśniakowi zwie się Kęśniakiem, zachodnia natomiast, czyli bliższa krańcowi masywu, jest Czarcią Amboną, ale gdzie przebiega granica nazw, nie wiem.
Gdzieś tam, idąc ku kolejnym skałom, przechodziłem obok małego, ledwie kilka gałązek mającego, krzaczka z zielonymi już listkami i rozchylającymi się właśnie różowymi kwiatkami. Chciałem obejrzeć skały, a wracając przyjrzeć się dokładniej kwiatom, ale wróciwszy nie znalazłem krzaczka. Kluczyłem, zawracałem, rozglądałem się, nadaremnie.
Zszedłem na brzeg lasu, i tą granicą poszedłem na wschód, ku znanej mi i lubianej polance na zboczu Pańskiej Wysoczki. Kiedyś stały tam ławy, chyba też stoły, teraz tylko widoki zostały. Bliski już był koniec dnia, Łysa nadal stała za niebieskim woalem, ale jakby innym, mniej w nim było srebrzystości, więcej ciepłej żółci i perłowej poświaty bliżej słońca.
Mogłem zejść do szosy na brzegu lasu i przejść nią do samochodu, i w tamtą stronę poszedłem, ale gdy mijałem dukt prowadzący w bok, w stronę szczytu Wysoczki, skręciłem, nie wiem czy bardziej z niechęci marszu szosą, czy może z chęci przypomnienia sobie przebiegu drogi. U podnóża góry stoi grupa skał, nie mają nazwy, na mojej mapie nawet nie są zaznaczone, ale warte są zobaczenia: wysokie, strzeliste, wyglądają jak miniaturka gór typu alpejskiego. Natomiast wyżej, już nad skałami, zobaczyłem na pniach świerków pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Gdy po paru minutach doszedłem tam, zobaczyłem piękny widok: surowy, gęsty bór świerkowy, oglądany pod światło niskiego słońca, stał czarny, nocny, zastygły, niemy, a w wąskich prześwitach między pniami drzew świeciło jasne, mimo iż zachodzące, słońce – jakby gdzieś tam, za drzewami, otwarto piec z roztopioną miedzią, a ta jaśniejącymi strugami przelewała się między czarnymi słupami drzew.

Jadąc na nocleg do Proboszczowa, do znanego mi już „Zaczarowanego ogrodu”, zerkałem na mijane wzgórza rozpoznając je i ciesząc się ich znajomością, ale dopiero po zatrzymaniu się i obejrzeniu mapy zidentyfikowałem jedną z większych mijanych gór: to była Wielisławka, która w ten sposób po raz kolejny zaskoczyła mnie. Poczułem coś podobnego do wyrzutu sumienia z domieszką wstydu, dziwne odczucie, ale to ono właśnie wzbudziło we mnie pragnienie ponownego odwiedzenia tej góry. Zrezygnowałem z części jutrzejszych planów, rezerwując sobie parę godzin na wizytę u tej mojej starej znajomej.

12 komentarzy:

  1. Witaj imienniku mojego wnuka.
    Twoje relacje czytam z ciekawością.
    Roślina o różowych kwiatach to zapewne Wawrzynek wilczełyko.

    Może kiedyś się spotkamy na jakiejś drodze w Górach Kaczawskich

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Janie.
    Wawrzynek wilczełyko? Ładna nazwa:)
    Wiesz, mam kłopoty ze zidentyfikowaniem roślin, łatwiej mi poznać te duże, mianowicie drzewa. Tamte roślinki były, jeśli dobrze pamiętam, małe, takie przytulone do skał, wyglądały ładnie, ale nie przyglądałem się im dokładnie.
    Odpowiadam z opóźnieniem, bo dopiero dzisiaj przez przypadek zobaczyłem Twój komentarz. Wcześniej zauważyłem, że jeśli pokaże się nowy, dostaję maila z informacją o tym fakcie; nauczony tego, nie sprawdzałem komentarzy, no bo skoro google nie przysłały mi powiadomienia…
    Dziękuję za zaglądanie do moich tekstów. Czy Ty też odnosisz wrażenie, iż ludzi chcących czytać jest mniej niż kiedyś?
    Ciekawostka: mam dwa imiona. Drugie to Jan:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, Krzysztofie patronie podrózników.

    Tak, to prawda, czytającuch chyba ubyło.

    Twoje relacje z Gór Kaczawskich znalazłem kiedyś na forum Bieszczady Info
    Zaciekawiły mnie niezmiernie
    Dzieki Twoim bezbłędnym opisom zatęskniłem do wędrowek po nieznanych mi pagórkach.

    Mnie osobiście interesują motylki i kwiatki dziko rosnace. Dużo ich umiesciłem w:

    http://www.ogrodniczka.pl/ogrodnicy/3147,07jansiwiutki.html

    Jeżeli nie sprawia Ci to kłopotu napisz dp mnie:

    07jan07@wp.pl

    Będzie mi bardzo miło

    OdpowiedzUsuń
  4. Krzysiu, jeszcze jedno: Krzew o ktorym piszez w relacji i ktorego nie mogłeś odszukać, to zapewne Wawrzynek wilczełyko. Natomiast roslina, ktorej zdjęcie zdobi ten temat to chyba rojnik górski.
    Wiosną, jezeli zdrowie pozwoli, wybieram się w Kaczawskie w poszukiwaniu storczyków.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, Jasiu.
    Szukasz storczyków? Miłe to i oryginalne hobby, a kwiaty, storczyki, mam za jedne z ładniejszych. Zadziwiają mnie urodą, zmiennością, dostosowaniem się do środowiska, także „zmyślnością” w wabieniu zapylających je owadów, by wspomnieć tylko o tym gatunku, który udaje samicę pszczoły:) Chociaż akurat ten chyba nie rośnie w Polsce..
    Jeśli uda mi się, to zamieszczę większe zdjęcie tamtych naskalnych roślin. Oglądałem swoje zdjęcie i zdjęcia podsunięte mi przez google, ale… nie wiem. Na jednym jakby takie same, na drugim wydają mi się inne. Może Ty będziesz mógł upewnić się.
    Na bieszczadzkim forum nie piszę, bo nie mam możliwości pojechania w Bieszczady. Chciałbym oczywiście, ale urlop mogę wziąć tylko między listopadem a marcem, więc w czas niepewnej pogody, a że w tamte góry mam do przejechania 650 km… Kilka tekstów o innych górach zamieściłem, ale później uznałem, że jednak nie ma tam miejsca na teksty o Sudetach. Jeśli dane mi będzie wędrować Bieszczadami, oczywiście opisy zamieszczę tam.
    List napiszę, ale za parę dni, bo w najbliższe mam urwanie głowy. Dziękuję za zaproszenie do rozmowy, Janku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, Krzysztof Jan (podobnie jak Jan Krzysztof Bielecki)

    A teraz mam wątpliwości i wydaje mi się, że to jest Różeniec górski.
    I czuję się niby betoniasrka, zmieszałem się i mnie zamurowało.

    Tak, storczyki dziko rosnace są bardzo ciekawymi kwiatami, a kwiat o którym mówisz to chyba Dwulistnik muszy, który występuje w Tatrach.

    Kilka stanowisk storczyków znam w Kaczawskich, wyruszam na poszukiwanie nastepnych, może uda mi sie "upolować"obuwka.

    A Ty opisujesz swoje wędrówki niezwykle barwnie i..
    pozostań w Kaczawskich.

    Ja nie wymagam pośpiechu., a fotografowanie przyrody nauczyło mnie cierpliwosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Janie.
      Dziękuję za dobrą ocenę moich tekstów. Staram się poprawnie i logicznie opisać co widziałem i przeżyłem, ale nierzadko trudne to zadanie, zwłaszcza przy opisie wrażeń, które najtrudniej przełożyć na słowa. Na pewno wiesz co mam na myśli: czujesz na przykład zachwyt kwiatem, ale jak go wyrazić słowami???
      Więc potrafisz obsługiwać aparat! W takim razie dla mnie jesteś z tej grupy ludzi, na których czasami patrzę tak, jakbym był malutki. Nigdy nie nauczyłem się tych wszystkich zależności: ustawień, przesłon, filtrów, ogniskowych i co tam jeszcze trzeba wiedzieć. Ostatnio mogłem tanio kupić lustrzankę (z drugiej ręki, ale dobrą), zrezygnowałem na myśl o konieczności uczenia się tej całej gałkologii. Poza tym chodzenie z dużym aparatem mogłoby być kłopotliwe, czego może doświadczasz w swoich poszukiwaniach.
      Napiszesz mi gdzie są Twoje storczykowe miejsce w Kaczawskich? Pytam z czystej ciekawości, bo nie zobaczę tych kwiatów; jak zwykle co roku 1 kwietnia wyjadę w siedmiomiesięczną delegację i nie będę mógł jeździć w góry; zobaczę je ponownie w ostatnich dniach października albo już w listopadzie. Są rejony tych gór znane mi dobrze, ale nawet nie wiem jak wyglądają w lecie, chociaż bardzo chciałbym je wtedy oglądać. Znam taką niewielką górkę a propos: nazywa się Storczykowa i jest w południowych Chełmach, przy szosie łączącej Lipę z Jaworem. Byłem tam i pamiętam, że wtedy pomyślałem o storczykach, czy rosną gdzieś tam. Wiesz coś o tym?
      Na razie będę chodzić po tych górach, ale czasami wyjeżdżam i w inne pasma, jak parę tygodni temu w Góry Stołowe. Ostatnio zaczynam zerkać bardziej na zachód, na Pogórze Izerskie. Może wybiorę się tam na rekonesans. Chciałbym też pojechać na kilka dni w Bieszczady…

      Usuń
    2. Witaj, Krzysztofie wędrowniczku!

      Na Storczykowym Wzgórzu i rosną:
      - Kukulkja bzowa, która pachnie niby dziki bez (stąd nazwa) i o dziwo wystepują obok siebie dwie odmiany; kremowa i purpurowa,

      - Buławnik mieczykolistny (na łączce obok sfociłem ich kilka kęp)

      - Podkolan biały, pachnący niczym wanilia.

      Podziwaiałem je wszystkie i oczywiscie sfotografowałem.
      Teraz wiesz, dlaczego Storczykowe Wzgórze
      Na Czartowskierj Skale zakwita Storczyk męski, na łące obok której przechodziłeś w czasie wędrówki przez Wawóz Siedmicki rośnie Stoplamek szerokolistny oraz Pełnik europejski (nie storczyk)
      Na Bukowej Górze i Wapnikach wystepuje Obuwik (poprzednio uciekła mi jedna literka) w rezerwacie Buki Sudeckie rośnie całymi łanami Czosnek niedźwiedzi. i wtedy jego zapach można dociera aż do "trójki"
      W rezerwacie tym kwitnie masowo Lilia złotogłów, niestety zrywana przez okolicznych mieszkańców. Raz nawet przegoniłem dwie amatorki tej rosliny. Nie spoób wymienić jednym tchem wszystkich miejsc.
      Zgadzam sie z Tobą, niejednokrotnie trudno opisać to uniesienie jaskie człowiek odczuwa, ale Ty robisz to fasntastycznie.

      Przez jakis okres nie mogłem chodzić po moich pagórkach (kłopoty zdrowotne), ale mam zamiar w tym roku pozdrowić chociaż część Twoich znajomych szczytów, a mam do nich bliżej, ponieważ mieszkam w Legnicy. Urodziłem się i wychowawełm na wsi i na wsi również oracowałem, chociaż rodzinę założyłem w mieście.

      Ja fotografuję lustrzanką Nikona z obiektywem "armata", a zdjęcia robiłem jeszcze w epoce Smieny i Zenita. Chetnie mogę Ci udzielić stosownych instrukcji.

      Musze kończyć, bo tego domaga się mój najmłodszy wnuk Mikołaj

      Usuń
    3. Janie, właśnie myszkuję po mapie ustalając trasy na najbliższy weekend; czytając w encyklopedii o Jeżowie (mała wioska przy szosie nr 3, parę km od Bolkowa w stronę Jeleniej), przeczytałem coś, co może zainteresuje Cię. Cytuję.:
      „Rejon Jeżowa znany jest z występowania licznych gatunków storczyków (Orchis) i lilii złotogłów (Lilium margaton).”
      Wiedziałeś o tym?

      Usuń
  7. Wybacz błędy, ale pomagał mi Miki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Janie.
      Jutro jadę do Łodzi, do syna i wnuczki. Jedną mam, ale za to jak ładną!:)
      W góry mam nadzieję pojechać za tydzień. Pojadę na pewno, przecież został tylko miesiąc do końca mojego sezonu.
      Przejeżdżam przez Legnicę jadąc w Kaczawskie. Z reguły jadę od Lubina i na pierwszym rondzie skręcam w prawo w stronę Złotoryi, a gdy jadę we wschodnie Kaczawy, rondo przejeżdżam prosto i przejeżdżam miasto jadąc w okolice Bolkowa. Czasami skręcam gdzieś wcześniej, na skróty, jak na przykład tą drogą obok Storczykowego.
      Rozumiem, że wymienione przez Ciebie pierwsze trzy nazwy są nazwami storczyków, a jeśli tak, to faktycznie wiem już skąd nazwa wzgórza.
      Zdrowie na szczęście dopisuje mi, kondycja też: iść mogę bezdrożami, z plecakiem, 30 kilometrów nie odczuwając dużego zmęczenia – i mam nadzieję zachować taki stan długo. Długo jak na mój wiek, oczywiście:)
      Dobrze, że będziesz mógł iść, wiem, jak bardzo może brakować włóczenia się. Niech więc tegoroczny Twój sezon storczykowy będzie wyjątkowo udany, Janie.
      Dzięki za ofertę nauki. Lustrzanki nie mam, więc nie bardzo mam na czym się uczyć, ale jeśli kiedyś miałbym taki aparat, przypomnę Ci propozycję:)
      Pozdrowienia dla Mikiego!

      Usuń
  8. Witaj, Krzysztof.

    Właśnie zauważyłem Twoj wpis o Jeżowie. Dzięki za przypomnienie, do planów dopisuję odwiedziny tamtych terenów.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń