Strony

sobota, 29 sierpnia 2015

O związku między DJ a bodziszkiem


W mojej pracy mam możliwość słuchania (niechcący, ale jak nie słyszeć dudnienia?) dyskdżokejów przy pracy. Nieźle poznałem tajniki tego zawodu i wydaje mi się, że, znając odpowiednie chwyty, mógłbym starać się o taką pracę. Oto krótki zbiór sposobów bycia dobrym didżejem.:

Jednym ze sposobów rozbawienia ludzi na dyskotekach (oj, przepraszam, teraz są kluby – albo cluby – muzyczne) jest skandowanie niezupełnie dla mnie logicznych słów: „jak się bawi tak się bawi”. Muszą jednak być dobre te słowa w swoim pozytywnym oddziaływaniu na tłum, bo słyszę je często i to wielokrotnie powtarzane, za każdym razem głośniej i szybciej. Ludzie coś odkrzykują, nie mogę ich zrozumieć. Może w ten sposób oni chcą rozbawić didżeja? Wielce to intrygujące, ale łatwe do stosowania.

Ostatnio jakbym mniej słyszał zapytania „Are you ready?” nie wiedzieć czemu zadawanego tak, jak napisałem, po angielsku, ale w rozbawianiu tańczących skuteczne jest nadal, skoro nie jest zapomniane.

Równie tajemniczy jest dla mnie mechanizm rozweselającego działania słów innego pytania, tym razem po polsku: „Dlaczego tutaj tak cicho?”. Doprawdy, zagadkowe to dla mnie, ale ponieważ niewątpliwie działa, mógłbym wykrzykiwać te słowa do mikrofonu, skoro chcą słuchać i potrzebują do dobrej zabawy, a nawet płaciliby mi za ten krzyk.

„Zróbcie tutaj jakiś hałas” jest odmianą tamtego zapytania o ciszę. Czasami zawołanie to jest pojedyncze, czasami jakby wielopiętrowe, narastające: DJ każe zrobić hałas, tańczący krzyczą, on twierdzi, że nie słyszy (możliwe, że z powodu dużych słuchawek na uszach), wtedy oni krzyczą jeszcze głośniej, a ten głuchy DJ znowu nie słyszy i domaga się kolejnego krzyku. Tamci ryczą, DJ w końcu słyszy i wtedy wszyscy dobrze się bawią.

Oczywiście do zabawy potrzebne jest jeszcze dudnienie. Programuje się komputer, a ten symuluje rytmiczne walenie w bębny, co puszcza się przez kilowatowe wzmacniacze według dość prostej reguły: im głośniej, tym lepiej dla tańczących. Proste.

W tej dość elitarnej grupie ważnym sposobem rozbawiania jest krzyk i przekleństwa. Cóż, krzyczeć nie jest trudno, a kląć potrafię jak pijany dorożkarz, czyli jak karuzelnik, więc śmiało mogę usiąść przed konsolą DJ. Karuzele już mi się trochę znudziły, chętnie zmienię pracę, a zmiana byłaby o tyle łatwa, że pozostałbym w znanej mi branży określanej mianem „rozrywkowa”.

Od jutra rozsyłam swoje CV do dyskot… do muzycznych clubów.



270815

Dzisiaj, w kolejny piękny dzień lata, słońce towarzyszyło mi od rana do wieczora. Nie unikałem go, nawet do obiadu usiadłem przy stole stojącym w słońcu, chcąc widzieć jedzenie nim oświetlone, a widok ten warty jest zobaczenia. Pół dnia przechodziłem bez t-shirta; w gorący dzień lata jego bawełna wydaje się być pancerzem oddzielającym mnie od świata, a bez niej czuję rozkoszny, dosłownie cielesny, kontakt ze słońcem, z wiatrem, z latem. Gdy dwa dni temu założyłem kamasze, po raz pierwszy od paru tygodni, musiałem od nowa uczyć się w nich chodzić, było mi niewygodnie, ciężko i gorąco. Przed chwilą, a jest późny wieczór, wyszedłem na dwór ubrany tylko w krótkie portki, ale nie odczuwałem zimna, a przyjemny chłód letniego wieczoru. Każdej zimy wspominam takie chwile i nie mogę nadziwić się przemianie aury.

Park w Żarach. Tu i ówdzie kwitły malutkie bodziszki, ale po dwóch dniach naszej tutaj obecności większości z nich już nie ma, zostały zniszczone…

 Wnętrze pomieszczenia mieszczącego duży generator prądu jest wyłożone czarną pianką głuszącą uformowaną w faliste dolinki i wzgórki, przez co wygląda trochę niesamowicie – jak studio nagrań albo tunel metra. Włączyłem zasilanie układów generatora, podszedłem do ekranu sterującego, poprztykałem chwilę przyciskami wychodząc z menu, w końcu dotknąłem przycisku „start”. Gwizd elektrycznego silnika rozruchowego został po sekundzie przykryty ostrym, wielodźwięcznym, przenikającym mnie na wskroś, rykiem sześćsetkonnego diesla. Poczułem silny wiew powietrza pompowanego przez tego potwora, niezabezpieczone drzwi kłapnęły zamknięte przeciągiem, zrobiło się ciemno, zielona poświata ekranu rozjaśniła się. Rzuciłem okiem na parametry pracy zespołu i wcisnąłem wielką dźwignię włącznika prądu. Wyszedłem zamykając za sobą wygłuszone drzwi – ryk zamienił się w daleki pomruk, a ciemność w oślepiającą jasność słonecznego dnia lata – dwa kroki i dwa światy. Gdy obchodziłem wokół ciężarówkę z generatorem patrząc pod nogi, w trawie zobaczyłem tak charakterystyczną różową drobinkę. Klęknąłem nad nią i z upodobaniem patrzyłem na jej płatki, tak ładne, tak ujmujące. Moje tete a tete z kwiatem zostało przerwane zauważonym kątem oka ruchem tuż obok; gdy podniosłem głowę, metr od siebie zobaczyłem wielkie, najeżone gumowymi zębiskami, koło traktora. Powolutku toczyło się w moją stronę. 


Spojrzawszy wyżej zobaczyłem uśmiechniętą gębę kolegi, widział mnie, dawał mi czas na odsunięcie się. Podniosłem się i zrobiłem krok w tył, silnik forda ryknął, zębiska na kołach zawirowały i przetoczyły się. Patrzyłem pod nogi, na stłamszoną trawę, szukając mojej drobinki, ale nie znalazłem. Nie było już bodziszka i jego kwiatu.



A co z tytułowym związkiem między DJ a bodziszkiem? Nie ma go, i właśnie to jest piękne.




10 komentarzy:

  1. To ja też bez związku ;) Czytam,tylko nie mam czasu na komentowanie (czytam o świcie na tablecie,w jednej ręce trzymając kanapkę a w drugiej kubek z kawą)
    Świetne koło,takie wielgachne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Anno. Wykorzystujesz czas maksymalnie:)
      Ty, Skowroneczku, powinnaś zaprzyjaźnić się z Eos, bo obie wstajecie równie wcześnie. Może w końcu dowiedziałbym się od Ciebie, czy ona faktycznie ma palce różowe, jak twierdził Homer, czy tylko jej peplos jest taki. Powiesz mi to kiedyś?
      Koło jest duże, ale jest to koło przednie, dwa razy mniejsze od tylnego, które ma ponad pół metra szerokości, sięga mi czoła, a i zęby ma większe. Ośmiotonowy traktor nie tyle stoi na oponach, co na tych zębach, a gdy jedzie, wgryza się nimi w ziemię, zostawiając za sobą skośne blizny – wyrwaną z korzeniami darń.
      Często zwracam uwagę na kontrasty, czasami tak silne, że tworzące wrażenie życia w dwóch światach. Ot, chociażby najstarszy, na który Ty (jak większość ludzi mających kontakt ze mną) zapewne zwróciłaś uwagę: robotnik z wesołego miasteczka tak pisze i czyta Prousta. Akurat ten styk światów opatrzył mi się, w końcu mam z nim do czynienia na co dzień, chociaż bywa też, że rozglądam się wokół, zdumiony, albo i przerażony, zastanawiając się, gdzie ja jestem i jak tutaj trafiłem – jakbym żył w dwóch światach.
      Życie pokazuje mi niemal codziennie inne światy.
      Tutaj dwa takie kontrasty: pierwszym jest zestawieniem wielkiego koła i maleńkiej roślinki – siły i bezbronności, nowoczesnej techniki i odwiecznej przyrody. Drugi, to równie maleńka jak kwiatek bodziszka chwila wyrwana z hałasu i chaosu, z zatłoczonego ludźmi świata techniki i dudnienia silników lub głośników, moja chwilka nad tym kwiatkiem.
      Kolejne światy nieprzystające do siebie, ale przecież moje światy. Żyję wśród nich, czy raczej między nimi.

      Usuń
  2. Kontrasty: pełny dzień i głęboka noc. Zda się, dwa różne światy. O świcie, podobnie jak o zmierzchu, tak wyraźnych różnic już nie ma. Dwa stany się przenikają.
    Nowoczesna technika o potężnej mocy i dzika "bezbronna" przyroda. A co się dzieje z potężną techniką, gdy pozostawimy ją na pastwę bezbronnej przyrody?
    Stawiam dolary przeciwko orzechom - w chwili gdy pochylałeś się nad drobnym bodziszkiem, nie słyszałeś potężnego dudnienia głośników.

    Jesteśmy sami w pomieszczeniu. Obok znajduje się zegar i zdajemy sobie sprawę, że w pewnych momentach nie słyszeliśmy tykania budzika. Byliśmy w innym świecie?

    A może to jest odwrotnie? Człowiek czytający Prousta zajmuje się pracą fizyczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszne spostrzeżenie: świt i zmierzch można by zdefiniować jako styk dwóch światów: jasności dnia i ciemności nocy, jako ich stopniowe przenikanie, czy zastępowanie.
      Janku, obaj wiemy, co się stanie z naszym światem, gdy zabraknie ludzi i zostaną tylko ludzkie twory. Coś podobnego widziałem na samym koniuszku Polski, blisko źródła Sanu: ślepa wstążka dziurawego asfaltu kończąca się gdzieś na skraju lasu i kraju, zarastała krzewami i drzewami. Jadąc szosą, musiałem manewrować samochodem żeby je ominąć. Delikatne, zdawałoby się, życie, zwycięża tam nasze martwe twory.
      Pochylony nad kwiatem raczej nie słyszałem hałasu, ale akurat tutaj nie tworzyłbym linii granicznych światów, tak po prostu działa nasz umysł. Gdy jest czymś mocno zajęty, nie wystarcza mu „mocy obliczeniowej” na inne zajęcia. Poza tym nasz umysł ma zdolność wyłączania dopływu do świadomości niepotrzebnych, nic niewnoszących do aktualnego obrazu otoczenia, informacji. Dlatego po jakimś czasie nie słyszymy tykania zegara, ale usłyszymy, że tykać przestał, a to dlatego, że zmiana nastąpiła i jesteśmy o niej informowani.

      Usuń
  3. Znów będzie bez związku. Przejechałam dziś przez Kaczawy (jechałam samochodem z domu do Karpacza) Przesłałam im Twoją tęsknotę. Myślę, że One też za Tobą tęsknią, czekają.I wiesz, próbowałam patrzeć Takimi oczami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno, skoro o Górach Kaczawskich, to zawsze w związku najściślejszym:).
      Ciekawe, którędy jechałaś… Chyba przez Złotoryję na południe, drogą 328, później 365 do Jeleniej Góry; jechałabyś wtedy drogą, którą ja często jadę z Leszna, via Głogów i obrzeże Legnicy. Mam na tej drodze kilka swoich ulubionych miejsc. A może trzymałaś się głównej drogi, jadąc trójką przez Jawor i Bolków? Też znana mi droga, ale prowadzi brzegiem moich gór, tamta trasa przecina je. Gdy zdarzy mi się jechać od Jawora w stronę Jeleniej, często zjeżdżam z głównej drogi jadąc malowniczym skrótem przez wioskę Lipa. Boczne drogi wiodą bliżej gór.
      Tak, tęsknię. W następnym poście będzie coś o tym. Za niecałe dwa miesiące skończę karuzelowy, zacznę górski sezon. Już niedługo.
      Myślisz, że i góry czekają na mnie?
      Anno, dziękuję Ci za te słowa. Dziękuję za myśl o mnie w czasie jazdy przez Kaczawy.

      Usuń
    2. Jechałam przez samo serce- drogą 328. Nawet Organy Wielisławskie podziwialiśmy. Jestem pewna,że góry na Ciebie czekają, można to było wyczuć w ich zastygłym w słońcu majestacie. Są już jesienne.

      Usuń
    3. Dziękuję, Anno.
      Znam to miejsce. Szosa biegnie przez wioskę, jest tam kilka zakrętów, jadąc na południe widziałaś Organy po lewej z odległości około 200 metrów, parę domków na chwilę zasłoniło widok. Wielisławka jest jedną z moich gór. Byłem z wizytą u niej kilka razy, a wiele, wiele razy pokazywała mi się tak, jak pokazuje się kobieta: piękna w swoich przemianach, zagadkowa i pociągająca swoim urokiem.
      Anno, czy mogę zwracać się do Ciebie zdrabniając Twoje imię? Anno jest takie… oficjalne.

      Usuń
    4. Pewnie, dla większości jestem Anią, dla części Akacją, dla niektórych Rudą, no jeszcze czasami Małą. Lubię każde że swoich imion, pseudonimów, ników i przezwisko.

      Usuń