Strony

niedziela, 1 listopada 2015

O zderzeniu


301015

Ósma godzina podróży, do celu, do domu, zostało mi 15 minut jazdy. Przejeżdżałem przez skrzyżowanie jadąc główną drogą, gdy kątem oka zobaczyłem wyjeżdżający z boku samochód. Nie zdążyłem nawet mięśni napiąć, obronić się tym bezradnym odruchem. Wjechałem na tamten samochód, usłyszałem stukot uderzenia i poczułem lekkie (później przyszło zdziwienie jego lekkością) szarpnięcie. Stałem. Silnik nie pracował. Spojrzałem na świecącą kontrolkę ładowania i wyłączyłem zapłon. Czy ja dojadę do domu? – to była pierwsza moja myśl. Odpiąłem pas i otworzywszy drzwi, zobaczyłem płyn wypływający spod samochodu. Chłodnica. Nie dojadę.

-Dobrze się pan czuje? Panie, słyszy mnie pan? Dobrze się pan czuje? Nic panu nie jest? Słyszy…

Słyszałem. Patrzyłem na samochód, na jego zgnieciony przód. Nie miałem już samochodu. W jednej sekundzie mój ford, który woził mnie przez sześć lat i którym okrążyłem Ziemię, przestał istnieć stając się toną pogiętego żelastwa.

-Tak, słyszę. Nic mi nie jest. – spojrzałem na sprawcę – Mój ford. Nie mam samochodu.

-Może zadzwonię. Nic pana nie boli?

W tym miesiącu wymieniłem mu układ wydechowy, blacharz połatał mu błotniki i progi, a ja wczołgiwałem się pod niego malując czarnym mazidłem spód samochodu.

Stałem patrząc bezradnie, właściwie bezmyślnie patrząc na jakiegoś faceta, który włożył rękę pod pogiętą maskę mojego forda i próbował odłączyć akumulator.


 Muszę zadzwonić do Eli, czeka na mnie z obiadem, muszę zadzwonić do ubezpieczyciela, muszę… dlaczego ręka tak mi się trzęsie, że nie mogę utrzymać telefonu przy uchu?.. Jeszcze wczoraj regulowałem układ gazowy, dzisiaj mierzyłem spalanie gazu, było obiecująco małe.

Kwadrans wcześniej tankowałem gaz. Już po zapłaceniu zauważyłem tik taki na półce i kupiłem opakowanie, sprzedawca dłuższą chwilę szukał w komputerze ceny, w końcu zapłaciłem i wyszedłem. Gdyby szukał jedną sekundę dłużej lub krócej, przejechałbym skrzyżowanie nie przeczuwając mijania o tę sekundę zdarzenia. Ale też gdybym wjechał na skrzyżowanie o ćwierć sekundy wcześniej, drugi samochód uderzyłby w moje drzwi i wtedy prawdopodobnie trafiłbym do szpitala…

Jednak nie o mijającym nas o sekundy i centymetry przeznaczeniu chciałbym tutaj napisać, a o ludziach i ich dziwacznych skłonnościach. Sprawca wypadku zachował się dobrze, rozstaliśmy się bez wzajemnej urazy, ściskając sobie dłonie – nie o niego tutaj chodzi.



-Dobrze, że jesteś. – usłyszałem od żony, gdy w dwie godziny później dotarłem do domu.

Nazajutrz rozpocząłem poszukiwania drugiego samochodu, chciałem załatwić jego zakup i jak najwięcej formalności do końca tygodnia, czyli do czasu koniecznego powrotu do Leszna, do pracy. Dzisiaj, po dwóch dniach gmerania w internecie, mam dość tych poszukiwań i to z dwóch powodów. Pierwszy istniał od początku: nie chcę nowego (nowego używanego) samochodu, mimo iż będzie młodszy i lepiej wyposażony, chciałbym nadal jeździć moim, moim fordem. Tym starym, połatanym i pogiętym fordem, bo lubiłem go. Na ile umiałem, dbałem o niego, a on odwdzięczał się niezawodnym wożeniem mnie. Parę miesięcy temu zajrzałem na strony z używanymi samochodami, obejrzałem ofertę dostępną mi finansowo i zobaczywszy samochody znacznie lepsze od mojego, nabrałem chęci kupienia nowego już teraz. Inaczej zobaczyłem obłażący lakier mojego forda, ślady jakichś starych wgnieceń .. Miałem wrażenie jego zdrady. Zamknąłem tamte strony i już do nich nie zaglądałem. W te dni zostałem do tego zmuszony, ale robię to niechętnie. Odczuwam trochę złości do siebie o to irracjonalne zachowanie i o takież przyzwyczajanie się do rzeczy. Z rzeczami bywa jak z ludźmi: nagle znikają.

Dochodzę do drugiego powodu, czyli do meritum.

Przeglądając ofertę, jednocześnie poszukiwałem informacji o wybranych modelach i o tym, na co zwracać uwagę przy oglądaniu samochodu.

Przerażony i totalnie zniechęcony jestem powszechnym zwyczajem oszukiwania przy sprzedaży samochodu. Kiedyś zniesmaczony patrzyłem na poczynania pewnego znajomego, który bez żadnego skrępowania wymontowywał ze sprzedawanej ciężarówki wiele dobrych części i wstawiał w ich miejsca podzespoły zużyte. Brak skrępowania brał się z braku poczucia niewłaściwości takiej praktyki. Teraz dowiaduję się o powszechnym zwyczaju cofania licznika kilometrów sprzedawanego samochodu. Robią to niemal wszyscy, nawet ci, którzy na co dzień mają się za ludzi prawych i moralnych. Może nawet i takimi bywają, ale z chwilą podjęcia decyzji o sprzedaży samochodu jakby się zmieniali, wchodzili z skórę sprzedawcy używanych samochodów, a widzę, iż specjalny to rodzaj ludzi. Powszechne jest też ukrywanie poważnych wad, na przykład faktu zgniecenia karoserii w wypadku, czy wad grożących wypadkiem lub zniszczeniem podzespołów pojazdu (np. mocno zużyte hamulce lub ordynarnie wyłączona kontrolka silnika). W różnych wcześniejszych okolicznościach zwracałem uwagę na niestosowność takiego postępowania i spotkałem się w zupełnym niezrozumieniem, ze wzruszaniem ramionami lub pukaniem się w czoło. Wszyscy tak robią, więc i ja muszę – słyszałem. Gdyby osoba mówiąca te słowa miała być szczera, powinna dokończyć myśl: jeśli nie będę oszukiwać, sprzedam samochód za mniejszą kwotę. Może dlatego nie kończą myśli, że czują, iż wtedy wyraźnie widać byłoby granicę ich praworządności i moralności, tego, co godzi się  robić i tego, co nie, a ową granicą byłyby pieniądze. Może sami przeczuwają, iż żadna to moralność, skoro przeliczana jest na pieniądze? Jeśli mają takie przeczucie, to tym gorzej dla nich, skoro wiedząc, nadal tak czynią.

9 komentarzy:

  1. Czytam i nie wiem od czego zacząć. Zderzenie to straszne przeżycie. Dobrze, że wyszedłeś z niego cało! Ale też rozumiem Twój żal po stracie samochodu- przyzwyczajamy się do przedmiotów, stają się częścią nas samych, jakąś dodatkową odnogą, przedłużeniem ręki... znamy je przecież doskonale, potrafimy wysłuchać najmniejszą zmianę rytmu, wysokości dźwięku warkotu silnika. A teraz trzeba będzie zacząć od nowa. Trochę potrwa nim dostosujesz się do krzywizny fotela (bo przecież ktoś już na nim siedział), do oporu pedałów...
    I wreszcie to, co dla Ciebie było w tym wpisie najważniejsze- miarą uczciwości i moralności są pieniądze. Niestety masz rację. Nie wiem dlaczego ludziom wydaje się, że małe oszustwo ma inną wagę niż duże oszustwo. Tak trudno zrozumieć, że zło jest zawsze złem? Nie ma zła większego i mniejszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno, dziękuję za obecność i za zrozumienie. Już wiem, że jesteś kierowcą i osobą przywiązującą się do użytkowanych rzeczy. Jakże trafne są słowa o wychwytywaniu najmniejszych zmian w odgłosach pracy silnika!
      Dzisiaj kupiłem drugi samochód, przejechałem nim pierwsze dziesiątki kilometrów, z zasadzie jestem z niego zadowolony, ale… Ale jest tak jak piszesz: pojazd nie jest jeszcze w pełni mój, chociaż jestem jego właścicielem. Nie znam go, nie czuję tak, jak staruszka forda. Ten samochód musi nasiąknąć moją aurą, muszę go poznać, obłaskawić, przyzwyczaić się, nie wiem w końcu co ważniejsze. Wiesz, czytałem gdzieś i kiedyś o tej aurze, wydaje mi się, że coś w tym jest, że w twierdzeniu o nasiąkaniu naszą aurą (zostawiając w tej chwili na boku jej istotę) tkwi jądro prawdy. Można to wyczuć, gdy bierze się w rękę swoją rzecz, długi czas użytkowaną, i porówna do wrażenia z dotyku rzeczy nie naszej, używanej przez kogoś innego, obcą osobę. Czy też odczuwasz coś takiego, Aniu? Nie zawsze, ale czasami odczuwam coś… obcość?
      Kilka lat temu miałem łzy w oczach, gdy złomiarz zabierał na lawetę moją angielską mikrę, w tym tygodniu zabiorą mojego forda. Szkoda mi go. Stoi na parkingu taki pokiereszowany, nieużyteczny. Dzisiaj zabrałem z niego narzędzia, żarówki i swoje drobiazgi. Przeniosłem je do bagażnika kupionego opla, ale one tam nie pasują. Aniu, nie pasują, to nie ich miejsce.
      A moralność? Problem w tym, że dla wielu ludzi moralność nie jest tym, czym jest w istocie, ponieważ moralność ograniczają do seksualnego życia kobiety, więc tam, gdzie (w zasadzie) nie ma miejsca na moralne oceny.

      Usuń
    2. Aby nowy samochód przyniósł tyle radości i nie zapomnianych chwil .
      Krzysiek , trzeba iść do przodu i poznawać bo od tego nie uciekniemy . Kolega z pracy FW

      Usuń
    3. A mnie zaskoczyłeś, kolego FW! :-)
      Dziękuję. Jeśli jesteś w pracy, jutro zobaczysz mój nabytek. Cóż, z Lublina dowiózł mnie do Leszna, więc początek nie jest zły.

      Usuń
  2. Przed wielu, wielu laty, gdy jeszcze byłem kilka kilogramów młodszy, jako pasażer dużego fiata, zdziwiony zapytałem kierowcy ,dlaczego zwolnił przed skrzyżowaniem.
    Jechaliśmy wtedy krajową trójką, wokół szczere pola, widoczność bardzo dobra, byliśmy na głównej, a lokalną drogą z prawej strony do skrzyżowania zbliżał się dostawczy Żuk. Dostawczak prawidłowo się zatrzymał, a po przejechaniu skrzyżowania wspomniany (doświadczony) kierowca mówi mi tak
    Ja gdy dojeżdżam do skrzyżowania, widzę nagrobek a na nim napis, Tu spoczywa ten, który miał pierwszeństwo przejazdu.

    Minęło kilka lat. Swoim maluchem główną ulicą wracałem do domu. Zbliżam się do przedostatniego skrzyżowania, z prawej nadjeżdża duży fiat i zatrzymuje się. Gdy już wjechałem na środek, ten z prawej rusza i skręca w moją stronę.
    Dziwne to: " on rośnie mi w oczach". Wszystko dzieje się błyskawicznie, ale moja świadomość odbiera ten fakt jakoś nierealnie, jakby w zwolnionym tempie, a zarazem mam wrażenie , że w tym zdarzeniu nie biorę udziału.
    Głuchy odgłos "bhuum" i nagłe szarpnięcie uświadamia mi, że nastąpiło zderzenie. Wysiadam, za swoim maluchem przechodzę na prawą stronę i spostrzegam, że nasze pojazdy stoją w pewnej odległości od siebie. Nie, chyba zderzenia nie było, ale pogięte blachy nad przednim kołem mówią co innego.
    Kurka wodna, w zeszłym tygodniu wymieniłem resor, sworznie zwrotnicy, opony i ustawiłem zbieżność. No i kicha - nie pojadę w góry.
    - Jak jeździsz, k...a? - gromki głos kierowcy wyrywa mnie z marzeń.
    - Taaak???, To spójrz za siebie i zobacz jaki znak minąłeś.
    Teraz dotarło do drugiego uczestnika zderzenia, że zignorował odwrócony trójkąt.
    W tym momencie zbliżył się do nas pieszy patrol funkcjonariuszy
    (wtedy jeszcze MOcy)
    Dłoń jednego z nich uderza w dach i usłyszałem pozdrowienie z pytaniem:
    - Dobry wieczór, co się wydarzyło?
    - Taki dobry to on nie jest, ponieważ tak wygląda pojazd, który miał pierwszeństwo przejazdu - odpowiadam i niepocieszony wskazuję na moje autko.
    I wtedy przypomniały mi się słowa: "Tu spoczywa ten..."

    Krzysiu, gdyby sprzedawczyni w kiosku, w którym kupowałem krem do golenia i coś tam jeszcze, nie musiała sięgać do swojej torebki szukając banknotów do wydania mi reszty z mojej stówki...

    Czy, Ty Krzysztof, musiałeś mieć zdarzenie podobne do mojego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać, że musiałem, a skoro tak, to raczej nie są takie zdarzenia-zderzenia czymś rzadkim. W sumie było u nas podobnie, z tym, że u mnie było bardzo grzecznie, niemal uprzejmie, i to z obu stron. Aż się zdziwiłem, bo przecież i mnie się zdarza używać mocnych słów. Podobieństwo chociażby w dziwnym przestawieniu samochodów u nas. Gdy wysiadałem, mój ford stał równolegle do drugiego samochodu i bardzo blisko, a stuknięcie było pod kątem prostym. Zastanawiałem się później nad szczegółami, także nad moją szybkością w momencie zderzenia. Duża nie była, skoro nic się nie stało ani mnie, ani drugiemu kierowcy, ale mogłem jeszcze bardziej zwolnić, mogłem. Tylko że takie wnioski to żadne wnioski, bo równie dobrze można by powiedzieć, że trzeba było zatrzymać się przed skrzyżowaniem i rozejrzeć. Nie da się jeździć tak asekuracyjnie.
      Najtrafniej całe zdarzenie podsumowała moja żona: dobrze, że jesteś - powiedziała. Ano, dobrze. Pal licho pieniądze.
      Janku, kupiłem opla vectrę, samochód większy i wygodniejszy od starego, ale jeszcze nie przywykłem myślą i zmysłami do niego, tym bardziej, że na sąsiednim miejscu parkingowym stoi pokiereszowany ford. W poniedziałek zabiorą go na złom…

      Usuń
    2. Masz rację, pal licho pieniądze. Kobiety mawiają, że same pieniądze szczęścia nie dają Uszczęśliwia je ich wydawanie.
      Krzysztof, podobnie jak do nowych butów przyzwyczaisz się do nowego samochodu, I oby Ci on służył jak najdłużej.

      Usuń
    3. Wiesz, Janku, szczerze mówiąc faceci też czują się szczęśliwi, gdy mogą wydawać pieniądze, na przykład na dopieszczanie swoich maszyn, albo na kupno nowych gadżetów, chociaż chyba jednak kobiety bardziej… Oj, żebym się nie naraził nikomu…:)
      Przejechałem oplem kilkaset kilometrów, już mogę powiedzieć, że przyzwyczaję się i to szybko, bo do lepszego łatwo przywyknąć. Miałem kupić corsę, ale po tym zdarzeniu uznałem, że lepiej kupić samochód masywniejszy i cięższy, a ten waży 1250 kilo. Swoją drogą porównanie wag wskazuje, że coś tutaj nie jest w porządku: pasażer waży ledwie kilka procent wagi pojazdu…

      Usuń
  3. Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń