Strony

niedziela, 14 maja 2017

Wiosna i dęby


120517

Ciepło wczorajszego dnia przyjmowałem nieufnie, jakbym nie był pewny swojego odczuwania, albo spodziewał się w każdej chwili zimna i deszczu, najpowszechniejszych cech wiosny tego roku. Dopiero dzisiaj uwierzyłem: jest ciepło i świeci słońce, zaczęła się wiosna! Tak, to nie pomyłka: gdy chodzę opatulony ośmioma kilogramami ubrań, z czapką naciągniętą na uszy, nie widzę wiosny, chyba że w kalendarzu. Jest tutaj pewna dziwność w reagowaniu na temperaturę: w zimie pięć stopni na plusie wydaje się dość wysoką temperaturą, w kwietniu to niemal mróz. Ten miniony miesiąc utwierdził istniejące już wcześniej moje pierwsze, odruchowe skojarzenie: kwiecień – zimno. Po całej zimie przepracowanej w nieogrzewanej hali, po kwietniu spędzonym na dworze, jakże często w deszczu i błocie, nie zieleń drzew, a temperatura i słońce decydują o dostrzeżeniu wiosny. Zaczęła się wczoraj, tyle że rośliny nie wiedziały o jej spóźnionym przyjściu.

Przyjechawszy do bazy, kamping postawiłem przy ogrodzeniu, za którym biegnie alejka wysadzana wysokimi topolami i jesionami; wśród ich konarów ukrywają się wilgi. Na pewno słyszałem je i we wcześniejsze dni, te zimne i deszczowe, ale przysiągłbym, że dopiero od wczoraj budzą mnie tym swoim jakże pięknym dla mnie śpiewem jednoznacznie kojarzącym się z ciepłą porą roku. Budzę się i słucham ich śpiewu, wiem, że za chwilę zadzwoni budzik zmuszając mnie do wielogodzinnej pracy, ale nie czuję niechęci; słucham wilg i czuję, że dobrze zaczyna się ten dzień.

Po pracy poszedłem za miasto; brzegiem lasu biegnie tam znajoma dróżka odwiedzana ilekroć w dłuższe dni pracuję w bazie firmy. Rzadko się to zdarza, ale przez minione kilkanaście lat wiele znalazłem, a nawet odkryłem, idąc tą drogą, niemało chwil i wspomnień związało mnie z nią. Na przykład w niedzielne jesienne i zimowe popołudnia 2004 roku przychodziłem tutaj dla ochłonięcia, gdy po kilku godzinach pisania czułem potrzebę oderwania się od klawiatury. W tamte gorączkowe dni spacery zawsze kończyły się tak samo: szybką chęcią powrotu do słów.

Dzisiaj witałem się z pamiętanymi drzewami i widokami, patrzyłem na zieleń i słońce, na ładną polną dróżkę bez kałuż.

Wzdłuż drogi najwięcej rośnie dębów, ale przecież nie tylko: na samym jej początku wznosi się szpaler wysokich kasztanowców, a do ich pni tulą się bzy, czyli lilaki. Zaczynają kwitnąć, więc nachylałem się nad kiściami kwiatów i wąchałem ich ładny, świeży zapach, któremu trudno dorównać tym wszystkim laboratoryjnym zapachom zamykanym w szkle i sprzedawanym w luksusowych sklepach.

Te krzewy otulały cieniem i zapachem dom mojej babci, dom dzieciństwa, a teraz, po tyluż latach, widząc je równie ładnymi, do ich urody dodaję wiele wspomnień, barw i skojarzeń, wśród których jest także wiele mówiąca nazwa łacińska, a poprzez nią grecka mitologia, miłość i moje pisanie.

Właściwie wystarczy zwolnić, czasami zatrzymać się, rozejrzeć i posłuchać siebie, by dostrzec tysięczne nici łączące nas ze światem, niepoliczone związki chwili obecnej z przeszłością.

Dęby. Jest tam kilka staruszków o klasycznym wyglądzie: grube, krótkie pnie, faliste konary wśród których trudno szukać linii prostych, masywność wyglądu, robiąca wrażenie rosochatość (lubię stare słowa), zwłaszcza wtedy, gdy rosocha usycha, co zdarza się nierzadko, a żywa tkanka drzewa próbuje zamknąć ranę po uschniętej gałęzi. Rosnąc na brzegu lasu, drzewa wychylają gałęzie w jedną stronę, na pola, do słońca, a sięgnąć nimi potrafią daleko. Widuje się wielometrowe poziome gałęzie, które wciskają się w wolną przestrzeń, czasami przy samej ziemi, by tam, w słońcu, rozwinąć swoje liście.

Zdziwiony byłem ilością buków czerwonych, także swoim wcześniejszym niedostrzeganiem ich. Starałem się uchwycić cechy charakterystyczne pni tych drzew, odmiennych od innych dębów, by móc je rozpoznać w zimie, gdy nie ma tak łatwych w identyfikacji liści; mam pewne spostrzeżenia, ale trudna to sztuka, zwłaszcza dla mnie. Z rozróżnieniem odmiany szypułkowej i bezszypułkowej też miałem kłopoty. Tak, tak, pamiętałem: dąb bezszypułkowy na liście bardziej symetryczne i z większą ilością wcięć, czyli klapek, ale dłuższy ma ogonek, czy krótszy? A nerwy? W których dębach dochodzą do wcięć, a w których tylko do szczytów klapek? Ech, zaraza z tą moją pamięcią.

W pewnej chwili, nachylony nad liśćmi, skupiony na oglądzie, szperający w opornej pamięci, roześmiałem się, bo te moje starania rozpoznania odmian wydały mi się ujmującym zajęciem. Ludzie przechodzą widząc… drzewo. Tak widzi znaczna ich część i co gorsza, nie wykazują zainteresowania. Niektórzy rozpoznają dąb bez rozróżnienia odmiany, a rozpoznać te szczegóły potrafią nader nieliczni.

Wróciłem do siebie i zajrzałem do Skarbca Wiedzy Wszelakiej, czyli do internetu: wbijałem sobie do głowy cechy rozpoznawcze, a gdy już ułożyłem chwiejną piramidę słów i zasad na głowie, poszedłem pod las obejrzeć dęby raz jeszcze. Zdziwiłem się ponownie: szypułkowych jest tam mniej niż tych z bez szypułek; możliwe, że z powodu późniejszego rozwijania liści nie miałem możliwości ich rozpoznania.

Może ktoś wie, nota bene, dlaczego edytor tekstu uznaje słowo „internet” za błędnie napisane? Już wiem: napisałem wielką literą i czerwone podkreślenie znikło. Błędem jest jego wyświetlanie, ponieważ za błąd mam pisownię internetu z wielkiej litery; jeśli się mylę, z chęcią przeczytam uzasadnienie.

Nie jestem znawcą drzew, ani wyjątkowym ich miłośnikiem, jednak wielkie drzewa robią na mnie duże wrażenie. Wiele lat temu dane mi było zachwycić się po raz pierwszy ogromem dębu Bartek rosnącym w Górach Świętokrzyskich; kilka razy widziałem Bolesława i Warcisława, dwa wiekowe dęby rosnące niedaleko Ustronia Morskiego. Niedawno dowiedziałem się, że Bolesław, najstarszy dąb w Polsce, skończył żywot, a ja nadal widzę żonę i córkę opartych o jego pień i patrzących w górę, na konary. Leży zwalony i decyzją władz będzie leżeć. W wakacje postaram się zobaczyć pień.

Ilekroć jechałem do Żagania, w wiosce na trasie widziałem tabliczkę informującą o wiekowym dębie, ale jadąc długim ciężarowym zestawem nie miałem możliwości wjechania na mały parking i pójścia pod drzewo. Dopiero parę lat temu, jechałem wtedy busem, udało mi się zobaczyć Chrobrego, najstarszego obecnie dęba w Polsce. Wszedłem do drzewa, do jego wypróchniałego pnia, podniosłem głowę i zamarłem, oczarowany. Jakbym w świątyni natury się znalazł; nie w tym betonowym bunkrze zwanym świątynią, a w miejscu, które świętość wespół z Naturą upodobały sobie. Nierówne, chropawe ściany wewnętrzne pnia ledwie majaczyły w ciemności (wypada powiedzieć, że sypiącego się próchna nie ma tam, olbrzymia dziupla jest oczyszczona), a wzrok przyciągały jaśniejące nieregularne okna wznoszące się na kilku poziomach: to boczne dziuple, pozostałości po spróchniałych konarach. Widok i wrażenie niesamowite i wyjątkowe; gdzież przeżyć można taką chwilę? Od tamtych niezapomnianych minut (w drzewie byłem krótko, wszak wchodząc złamałem zakaz) przejeżdżając pobliską szosą czuję pragnienie pójścia tam jeszcze raz, chociaż teraz, po niedawnym podpaleniu drzewa, zapewne nie miałbym już okazji wejść do dziupli.

Ktoś napisał, że widok sekwoi olbrzymich jest jednym z tych, które koniecznie należy w życiu zobaczyć. Wierzę mu, i gdyby nie Fenicjanie, poleciałbym na drugą stronę Atlantyku. Póki co staję pod każdym dużym drzewem spotkanym na trasie swoich wędrówek i chłonę ową tajemniczą aurę roztaczaną przez wielkie drzewo.







20 komentarzy:

  1. No tak, w końcu przyszła wiosna, a natura wygląda na zdziwioną. U nas nadal kwitną zawilce, a obok rozkwita już marzanka wonna, czyli przytulia. Bzy i kasztanowce jeszcze na coś czekają... Dziwna ta wiosna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Wielkopolsce bzy i kasztanowce uznały, że pora na nie – kwitną, a że wieść o wiośnie idzie od południa, za tydzień czy dwa dotrze i do Ciebie.
      Nareszcie nie będziesz marznąć na rowerze!

      Usuń
    2. Już w sobote nie marzłam :) Za to dziś w ogrodzie, gdy sadziłam pomidory pod folią, to ze mnie kapało! Całkiem pokręcona ta pogoda!

      Usuń
    3. Ciiicho, Aniu. Niech będzie ciepło, nawet za ciepło, bo takie dni są mgnieniem oka w bezkresie zimnego czasu.

      Usuń
  2. Powiem, podobnie jak pisała Ania, przedziwna jest ta wiosna. U nas, na Dolnym Śląsku, już od jakiegoś czasu kwitną bzy i obecnie w pełni kwitnienia jest drzewo maturzysty.

    Chciałbym kiedyś zobaczyć sekwoje i do tego pragnienia dorzucę jeszcze baobaby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasztanowce i mnie kojarzą się z maturami.
      Tak, tak, jeszcze baobaby powinniśmy zobaczyć. A jeśli już układamy takie plany, to dorzucę do listy drzewa, na których rosną pomarańcze i banany; słyszałem, że ich smak dość znacznie się różni od tych ze sklepu. Może po drodze zobaczyłbym rosnący gdzieś w Chinach las miłorzębowy? A skoro byłbym już tam, to warto byłoby machnąć się bardziej na północ i zobaczyć bezkresną tajgę? Później dżunglę i tundrę. I jeszcze… o, cholera, skończyły mi się pieniądze :-)

      Usuń
    2. I drzewa butelkowe; słyszałem, że niektóre z nich napełnione są przednim koniakiem, chociaż trudno mi dać wiarę takim pogłoskom :-)
      A tak na poważnie: Anno, tyle jest cudów natury do zobaczenia, a możliwości tak mało! To niesprawiedliwe.
      Owoców chlebowca spróbowałbym.

      Usuń
    3. Owoce, ach owoce. Może skosztujemy trochę gruszki miłosnej?

      Usuń
    4. Gruszka miłosna? To odmiana? Napisz, Janku, bo nie wiem.

      Usuń
    5. Awokado - egzotyczna gruszka dojrzała w naturalnych warunkach jest chyba o niebo lepsza niż mizerny owoc ze sklepu.

      Usuń
    6. Czasami, w różnych sytuacjach, uświadamiam sobie, jak bardzo mało wiem o południowych owocach. Znam cytryny, pomarańcze, mandarynki, banany. Ach, jeszcze pamelo i kiwi. I tyle.
      Kiedyś, widząc w sklepie te dziwne owoce o egzotycznych nazwach, kupiłem jakiś, nie pamiętam nazwy, ale był… taki sobie. Może faktycznie trzeba spróbować owocu z drzewa?
      Awokado. Jeśli nie zapomnę nazwy, kupię dla spróbowania.

      Usuń
    7. Awokado zawiera pestkę, a ciekawostki o tym owocu znajdziesz tutaj . Na tej stronie opisany jest sposób obierania tej gruszki i innych egzotycznych owoców.

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    9. Krzysiek, Ty lubisz eksperymenty kulinarne, a ja wpadłem przepisy na potrawy z udziałem awokado.

      (W poprzednim wpisie wystąpił mały błąd w adresie strony)

      Usuń
    10. Janku, pewnie, że lubię eksperymenty. W nie moim wykonaniu.
      Awokado spróbuję, bo jak czytam, nic nie trzeba przy nim robić, je się na surowo.

      Usuń
    11. A nie myślicie, chłopaki, żeby zobaczyć sekwoje? To największe, najstarsze drzewa świata. Pamiętają, że ohoho!

      Lstorosłka

      Usuń
    12. Myśleliśmy, dziewczyno, tylko tyle już było pomysłów, że plany się nam poplątały. Ale to nic! Sekwoje obejrzeć można dwa razy, zasługują na takie wyróżnienie.
      Nie wierzę w dobrą pamięć kilkusetletnich sekwoi; na pewno i ich dopadła skleroza.

      Usuń
  3. Wilgi melodyjnie nawołują w wysokich koronach drzew, ale nie ulegaj temu czarowi, one wróżą deszcz:-)
    Aż boję się cieszyć z tego pierwszego ciepłego dnia, nie do wiary, czyżby wreszcie było ciepło? z odrobiną nieufności zdjęłam cieplejsze getry, bo a nuż to tylko żarcik?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, zareagowałaś dokładnie tak, jak ja – nieufnością, ale po tylu tygodniach zimna i chmur jesteśmy wytłumaczeni.
      Wiośnie wydaje się, że skoro jest ładną smarkulą, to wszystko jej wolno.
      Nie wszystko. Ma u mnie krechę.
      Słyszałem, że wilgi najwięcej śpiewają przy większej wilgotności powietrza, ale nic to – dla uroku ich śpiewu nawet na deszcz się zgodzę. Kiedyś w zimie tak bardzo zachciałem posłuchać wilgi, że szperałem po internecie szukając nagrania. Znalazłem i mam je w komputerze, ale jednak śpiew słuchany na żywo jest bardziej czarujący.

      Usuń