Strony

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Płeć, geny i kultura


071217



Przygotowując się do pisania tego tekstu zajrzałem na kilka stron. Na początku, po przeczytaniu definicji pojęcia gender, nie rozumiałem o co chodzi z szumem wokół tego słowa i pojęcia, jakie potocznie niesie. Wszak gender to tyle, co zachowania, role, oczekiwania związane z płcią. Jakże więc być zwolennikiem czy przeciwnikiem gender, skoro te różnice istnieją wszędzie i od zawsze; skoro są immanentne względem płci? To tak, jakby być przeciwnikiem płci, więc po prostu nielogiczne a nawet bzdurne. Dopiero później zauważyłem, że ludziom potocznie nazywanym zwolennikami gender chodzi nie tyle o same różnice, co o to, że uznają je za wyłącznie kulturowe, a nadto szkodliwe dla dziecka, bo zabierające mu swobodny wybór, zmuszające do określonych ról i zachowań w społeczeństwie. Zdaje się, że oni byliby za takim wychowywaniem dziecka, jakby nie było płci, jakby dziecko miało dopiero wybrać, czy chce mieć cechy chłopca, czy dziewczynki, albo które cechy zachowań zechce przyjąć z obustronnej ich palety. Ma to być wolne od stereotypów wychowanie zapewniające dziecku szczęście w dorosłości. Tak mi się wydaje, bo ich strony nie zawsze są dla mnie jasne. Na dwóch z nich przeczytałem słowa o tradycyjnym wybieraniu niebieskiego koloru dla chłopców, różowego dla dziewczynek. Dla mnie to sprawa drobna, bez znaczenia, czysto umowna kulturowo, ale chyba dla bywalców tych stron ma znaczenie, skoro podają ten przykład na swoich stronach. Nie bardzo rozumiem dlaczego.

Zauważyłem parę błędów na ich stronach, nie tylko wynikłych z uprzedzeń i braku wiedzy, ale i logicznych. Tutaj podam jeden, zawarty jest w niżej wklejonym krótkim tekście.:



„Specjaliści zajmujący się pojęciem szczęścia wśród jego warunków wymieniają: poczucie wolności, satysfakcję z wykonywanej pracy, możliwość decydowania o sobie, realizowania swoich pasji, dysponowania swoim czasem. Podkreślają też, że coraz częściej poczucie wypalenia i depresja dotykają tych ludzi, którzy mają nawet wysokie stanowiska i dochody, znaczną pozycję społeczną i modelowe życie rodzinne, ale w sile wieku orientują się, że chcieli iść w życiu zupełnie inną drogą.
Wynika stąd, że trudno będzie osiągnąć szczęście człowiekowi, któremu ktoś narzucił sposób zachowania i wyrażania emocji. Komuś, kto próbuje wypełnić pewną narzuconą mu rolę, zamiast z energią i radością odkrywać w sobie indywidualne cechy, talenty, możliwości.”



Błąd tkwi w jednoznacznym, z rękawa wyciągniętym wniosku, skoro wcześniej nie wykazało się związków między narzucaniem zachowań tradycyjnie przypisywanych do określonej płci, a opisaną traumą. Z tekstu można wysnuć tylko wniosek, że trudno być szczęśliwym komuś, kto nie robi tego, co chciałby robić. Tylko taki wniosek jest tutaj poprawny, a jeśliby stosować logikę argumentacji autora, równie dobrze można wpisać dowolny powód; ot, na przykład brak wiary byłby nieźle tutaj umocowany. Zainteresowanych odsyłam na strony z tym tekstem. Wystarczy wziąć w nawias kilka kolejnych słów i polecić google ich wyszukanie; ten jest z edziecko.pl, co zaznaczam dla porządku.

Nieco niżej piszą z wyrzutem o wychowaniu na stuprocentowych mężczyzn i takie kobiety. Doprawdy, nie wiem skąd taki argument. Ilu rodziców w obecnym społeczeństwie wychowuje swoje dzieci na takich „stuprocentowców”? Na ludzi sukcesu osiąganego po trupach, także szczęśliwego życia dziecka i nastolatka – owszem, ale dotyczy to mamony i pozycji, nie płci. Kolejny dziwny argument.

Ponieważ tekst jest powtarzany na kilku stronach www, chyba uznawany jest za ważny i wartościowy dla… właściwie nie wiem, jaką nazwę wpisać. Dla genderystów? Niech taka zostanie, może później ją zmienię.

Swoją drogą warto byłoby zbadać, ilu spośród nich, tak dbających o szczęście dziecka, wywiera na nie presje, chcąc uczynić z nich ludzi sukcesu, a przy tym pozwalają, oczywiście, mieć chłopcu różowe ubrania, a to dla zapewnienia mu wolności decydowania.



Co chciałbym tutaj napisać? Zwłaszcza chciałbym wskazać genetyczne uwarunkowania niemal wszystkich różnic, o których genderyści mniemają, iż są li tylko kulturowe. Chłopcem czy dziewczynką po prostu się jest, z różnicy płci wynikają wielorakie różnice w zachowaniach, preferencjach, w pojmowaniu wartości, w umiejętnościach, w ograniczeniach. Niewielka część tych różnic, ta mniej lub wprost mało znacząca, jest pochodzenia kulturowego, jak na przykład wspomniane wybory kolorów, czy ogólniej strojów.

Jakby o kobiecości czy męskości miały decydować portki lub sukienka…

Nie bardzo rozumiem związek między swobodą wyboru zabawek dziecka, a szczęściem dorosłego człowieka, między założeniem przez chłopca różowych spodenek, a spełnionym życiem, chociaż zgadzam się, gdy czytam, że dziecko samo powinno wybrać swoje zabawki, oczywiście w granicach rozsądku, także finansowego. Nie, skoryguję nieco tę wypowiedź: od lat uważam, że dziecko, obojętnie jakiej płci, nie może dostawać zabawek w postaci broni i wojskowego sprzętu; mniemam, iż to stanowisko nie wymaga wyjaśnień.

Owszem, widzę wyraźny związek między wmawianiem dziewczynie, że nie może być pilotem śmigłowca, co jest jej marzeniem, a jej szczęściem; między zmuszaniem chłopca do bycia mechanikiem, skoro on chciałby być stylistą kobiecych fryzur i ma dryg do tego zajęcia. Jeśli na tym polega ten ruch, ta ideologia, to się do niej przyłączę, ale odnoszę silne wrażenie, że tak nie jest.

Wychowaniem, zwłaszcza rygorystycznym, można przytłumić pewne cechy uznawane za typowe dla określonej płci, na co trudno dać zgodę; zapewne w tym przypadku ramię w ramię z genderystami będę protestować, ale takich momentów wspólnego wystąpienia raczej nie będzie wiele. Dodam jeszcze, że te stłumione cechy nadal istnieją, i mogą objawić się w różny, czasami dziwny albo i dziwaczny sposób.

Przeglądając ich strony, chwilami odnosiłem wrażenie nie zauważenia przez „genderystów” faktu zaistnienia już zmian, które postulują. Nikt już nie zmusza dziewczynę do małżeństwa i rodzenia dzieci, gdy ona chce studiować. Tak było kiedyś, a społeczeństwa europejskie (bo w innych częściach świata różnie z tym bywa) same odeszły od takich przymusów. Wydaje się, iż z braku poważnych problemów ci ludzie skupiają się na drobnostkach, w rodzaju nie kupowania lalek dziewczynkom i niebieskich portek chłopcom.

Ten ruch spóźniony jest o sto lat, jest też daremny, jako że kulturowo zacofanym ludziom, którzy nadal szczęścia dziewczyny upatrują w szybkim zamążpójściu i w rodzeniu dzieci, raczej nie wytłumaczą nieprawidłowości ich poglądów, a już na pewno nie tak, jak to robią na swoich stronach: jakby posiedli jakąś wiedzę tajemną.



Kobietą lub mężczyzną, z wszystkimi istotnymi cechami płci, jest się niezależnie od wychowania. Płeć rozumianą nie tylko jako cechy ciała, ale i umysłu, mamy zapisaną w genach, a skutkują one odmienną budową i działaniem przede wszystkim naszych umysłów, ciał w drugiej kolejności. Inaczej mówiąc, kobietą się jest, ponieważ ma się umysł kobiety, i nikt ani nic tego nie zmieni. Nawet pomyłka natury, która, tak bywa, kobiecie da męskie ciało. Albo odwrotnie.

W odległych epokach tkwią korzenie wielu naszych cech, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Zauważyć należy, że ukształtowaliśmy się w czasach diametralnie odmiennych od obecnych, część cech wtedy, gdy ledwie podnieśliśmy się z pozycji czworonożnej.

Wspomnę tutaj o dwóch przykładowych cechach z tych trudniejszych do przyjęcia, jako że przejawy wpływu genów (fachowo mówi się tutaj o fenotypie) dotyczą nie ciała, a funkcjonowania naszego umysłu. Zaznaczam ten fakt, ponieważ ogół ludzi łatwo przyjmuje wpływ genów na wzrost, kolor oczu czy skłonność do chorób, a więc wpływ na ciało, natomiast ma kłopoty z uznaniem oddziaływania naszych genów na umysł, na jego umiejętności, skłonności, predyspozycje. Na to, jak odczuwamy, jak reagujemy, co lubimy i czego się boimy. W znacznej mierze na to, jacy jesteśmy.

O siódmej jest jeszcze ciemno, przez plac firmy idę do pracy w mroku słabo rozjaśnianym nielicznymi lampami. W zagraconym kącie stoi maszyna przykryta plandeką, a ja, mimo iż wiem, co to jest, ilekroć przechodzę tamtędy, w pionowym kształcie widzę sylwetkę człowieka (ale tylko w ciemnościach, za dnia już nie). Podobnie jest, gdy wejdę do biura lunaparku. Jest urządzone w ciężarówce, jak wszystko tutaj, i obecnie nieużywane, dlatego na zimę wstawiono tam ludzką postać zrobioną z plastiku. Wiem, że nie ma tam nikogo, ale ilekroć wchodzę, mój mózg daje mi informację o byciu człowieka w pomieszczeniu.

Zwraca uwagę niezależny od naszej wiedzy i woli automatyzm takich identyfikacji będący rezultatem działania naszego umysłu, który tak został ukształtowany, aby doszukiwać się ludzi w otoczeniu; świadoma refleksja zawsze przychodzi później. Zauważyć trzeba, iż nikt nie uczy się takiego szukania podobieństw i takich identyfikacji, mamy je zakodowane, a to znaczy, że są w nas geny, które spowodowały wpisanie tej dążności w strukturę mózgu. Dopisek w naszym genomie dokonał się w dawnych czasach, gdy wiedza o człowieku w pobliżu nierzadko decydowała o naszym bezpieczeństwie, co doskonale tłumaczy powód zaistnienia zapisu.

To przykład, jeden z ich dużej liczby, silnej bezwładności ludzkich cech, których przemiany zostały daleko z tyłu za szybkimi zmianami warunków życia gatunku. Szybkimi, bo kulturowymi. Nadal bojąc się ciasnych i ciemnych pomieszczeń, zwłaszcza nam nieznanych, nie boimy się autostrad, mimo iż w jaskiniach już nie czai się niebezpieczeństwo, a na szosach giną tysiące.

Dlaczego piszę o tym? Aby wykazać, że tkwią w nas echa pradawnych czasów, że nadal wpływają na nas, i wcale nie mam na myśli wpływów dotyczących naszego ciała, jak na przykład wstawanie włosów (kiedyś futra) gdy nam zimno, a cech ściśle związanych z naszym umysłem, z postrzeganiem świata i innych ludzi, z naszym reagowaniem i wartościowaniem.



Właściwie dlaczego tak baczną uwagę mężczyzna zwraca na urodę kobiety? Dlaczego ta jej cecha bywa decydującą w wyborze małżonki? Dlaczego stawia się ją obok, albo i wyżej, tak ważnych dla wspólnego życia cech jak uczuciowość, zgodność charakterów, wspólnota zainteresowań? Pod tym względem kobieta jest nieporównywalnie mądrzejsza od mężczyzny, proporcje te w znacznej mierze odwracając. Zarówno męskie, jak i kobiece wybory dają się doskonale tłumaczyć na gruncie przemian ewolucyjnych, ale tutaj wrócę do wyborów mężczyzny.

Nasi odlegli przodkowie wybierali swoje partnerki jako przyszłe matki, co i obecnie nie jest nieprawdą, obok wszystkich kulturowych powodów bycia razem mężczyzny i kobiety. Ale która kobieta jest płodna, skoro czasami bywa, że nie zachodzi w ciążę mimo starań obu stron? Dla ówczesnych facetów był to poważny problem, z którym radzili sobie obserwując wygląd kobiet. Gładką cerę, pełne czerwone usta, dobry stan zębów, wyraziste oczy, ładne włosy, uznawali za cechy zdrowia młodej kobiety, a tym samym za przejawy płodności. Przez tysiąclecia owe zewnętrzne oznaki zdrowia zlały się w jedno z kanonami kobiecej urody, i obecnie, wybierając ładną dziewczynę za żonę, już nie pamiętamy, że tak naprawdę wybieramy tę, o której mniemamy, iż będzie płodna. Względy estetyczne pojawiły się później, są wtórne, kulturowe, zbudowane na tamtym fundamencie.

Podobnie było i jest z wielkością biustu: kiedyś uznawano za fakt oczywisty, że im większy biust, tym większe możliwości karmienia osesków. Teraz już wiemy, że takiego związku nie ma, ale mechanizm, raz zapisany w nas, funkcjonuje dalej: skoro ma większy biust, to wykarmi więcej dzieci, a skoro tak, to dobrą będzie żoną, więc… łatwo o erekcję. Tego rodzaju męskie reakcje dowodzą, iż najgłębszym, najpierwotniejszym powodem zainteresowania kobietami i seksem jest pragnienie posiadania potomków.

Dla jasności zastrzegę, iż wcale nie uważam, iż obecnie mężczyźni interesują się kobietami jedynie z powodu chęci posiadania dzieci. Nie. Ten i ów, ta i owa, mogą być daleko od takich pragnień. Piszę tutaj – nie dość zastrzegania – o praprzyczynach, podaję pierwsze, pierwotne powody zabezpieczone w sposób nie potrzebujący nauki, zrozumienia czy zapamiętania, a zabezpieczeniem jest zapis w genach. To dlatego chłopcy i dziewczyny, nawet jeśli ich rodzice trzymali ich w niewiedzy, niechby w izolacji, gdy przyjdzie czas, gdy stają się dojrzali płciowo, zaczynają zerkać na siebie i widzieć w niej, w nim, kogoś innego. Kogoś, kto budzi ciekawość i rozkoszny niepokój.

Wracam do urody.

Kobiety szybko rozpoznały zasady męskiego reagowania i zaczęły oszukiwać upodobniając się do oczekiwanych kanonów płodności. Pojawiła się kosmetyka. Pierwsze znalezione grzebienie mają wiele tysięcy lat, a jeszcze niedawno dziewczyny przygryzały wargi, żeby mieć czerwieńsze usta. O niezależności od naszej wiedzy i nierzadko woli, o automatyzmie działania naszych reakcji, dobitnie mówi fakt pozytywnego męskiego reagowania na sztucznie, bo sztuką kosmetyki, podwyższoną urodę kobiety, o czym przecież doskonale wiedzą. Owszem, w grę wchodzą też względy dodane później, estetyczne, jednakże pożądanie nie pojawia się z powodów estetycznych, mając związek z tamtym równaniem: ładna czyli płodna.

W dawnych czasach zaawansowana ciąża i miesiące opieki nad zupełnie bezradnym małym dzieckiem uzależniały kobiety od pomocy grupy lub ojca dziecka. Piszę o czasach, które trwały wiele tysiącleci, niemal całą historię ludzkiego gatunku, a jeszcze wcześniej naszych bezpośrednich przodków. Nie było instytucji ślubu, a i małżeństwo nie pojawiło się od razu, o samodzielności finansowej kobiet nawet nie wspominając, bo to są dzieje ostatnich wieków, a nawet dziesięcioleci. Kobiety zauważyły, iż najłatwiejszym sposobem związania ze sobą mężczyzny i uzyskania jego pomocy jest seks. Ten fakt uruchomił nacisk ewolucyjny doprowadzający do szeregu przemian w kobiecej fizjologii i psychice. Wskażę tylko parę: ukrycie znamion okresu płodnego, tak często i silnie manifestowanego wśród zwierząt, miało utrzymać zainteresowanie mężczyzn seksem przez niemal cały czas, a nie tylko w nieliczne okresy sprzyjające zapłodnieniu, jak to do dzisiaj zostało u wielu zwierząt, oraz zdolność kobiety do odczuwania rozkoszy seksualnej, także w czasie ciąży.

Przy okazji uwaga a propos. Nie bez powodu napisałem o seksie niemal cały czas: chodzi o menstruację. Znany jest fakt synchronizacji cyklów menstruacyjnych w grupach kobiet wspólnie i długo przebywających razem, na przykład skoszarowanych. Mechanizm jest stary, uruchamia się bez woli kobiet, a ma za zadanie nie dopuścić do przewagi kobiet, które akurat nie mają miesiączki, i przez to mogłyby być uznane za atrakcyjniejsze dla mężczyzn. Brzmi paskudnie samczo? Tak, wiem. Jak pisałem, nasze cechy zostały wykształcone w czasach diametralnie odmiennych od współczesnych; my sami też byliśmy inni.

Dopiszę jeszcze trafny aforyzm, bardzo tutaj pasujący: jedyną sztuką, jaką kobiety z pasją uprawiają przez wieki, jest sztuka podobania się. Tak właśnie było i jest, ponieważ kobiety wiedzą, iż podobanie się mężczyźnie jest ich bronią i zabezpieczeniem, nawet jeśli nie uświadamiają sobie tych zależności, dbając o wygląd li tylko dla własnej satysfakcji. Inaczej mówiąc piszę tutaj o praprzyczynie, o tym, co jest u podstawy.

Przez trudny do wyobrażenia czas kobieta zajmowała się dziećmi i ogniskiem (mam tutaj na myśli to wszystko, co teraz nazywamy domem), mężczyzna był dostarczycielem dóbr i ochroniarzem. Zapewniał jedzenie i bezpieczeństwo. Ten podział utrwalił się, a jego przejawem jest odmienność psychiki kobiet i mężczyzn. Odmienność mało zależna od wychowania i trudna do zniwelowania wpływami kulturowymi.

Kobieta mniejszą zwraca uwagę na urodę mężczyzny, większą na jego stałość, słowność, stabilność materialną i emocjonalną; większe znaczenie przywiązuje do domu niż spełniania się poza domem. Akceptuje jego starszy wiek (w pewnych granicach oczywiście, najczęściej jest to kilka lat), a nawet taki preferuje, spodziewając się po starszym mężczyźnie większej odpowiedzialności i lepszego statusy materialnego (pierwotnie nie tyle dla siebie, co dla dziecka).

Listę można wydłużać, ale zna ją każdy, zwłaszcza każda kobieta. Mężczyznę bardziej ciągnie do męskiego towarzystwa, do sprawdzania się, działania, akcji, niż do siedzenia w domu. Nie bez powodu tak liczne są męskie stowarzyszenia, spotkania przy piwie czy na polowaniu. Kobieta łatwiej widzi w drugiej kobiecie konkurentkę, niż robi to mężczyzna względem swojego kumpla.

Te cechy też mają konkretne i łatwe do wskazania uwarunkowania ukształtowane w toku rozwoju naszego gatunku: przez krocie tysiącleci życie mężczyzny, wojownika lub myśliwego, zależało od towarzysza, nie towarzyszki. Przez tysiąclecia mężczyzna więcej czasu spędzał w męskim gronie, z mężczyznami dzieląc niebezpieczeństwa i radując się sukcesami. W domu, czyli tam, gdzie jego partnerka, tylko bywał. Te fakty ukształtowały nas poprzez, między innymi, wzmocnienie znaczenia przyjaźni, nierzadko do pozycji przodującej – ponad związki z kobietą.

Dlatego – a podałem powód główny i najstarszy – mężczyźnie trudniej odnaleźć się w domu na emeryturze, niż kobiecie.



Słyszałem o kobietach, które usilnie udowadniają, iż w niczym nie ustępują mężczyznom. Starania mam za chwalebne, jeśli dotyczą zdolności umysłowych, jeśli te kobiety starają się zaprzeczyć mniemaniu części mężczyzn o mniejszej inteligencji kobiet. Gorzej, dużo gorzej, gdy słyszę, że na pieszej wycieczce kobieta niesie plecak chcąc pokazać mężowi i światu, że i ona potrafi. Uwarunkowania i ograniczenia fizyczne są faktem, więc śmiesznością jest zaprzeczanie im. Mężczyzna może w domu pełnić role tradycyjnie kobiece, częściowo nawet powinien, ale nie zastąpi kobiety, i nie myślę tutaj o ciąży, rodzeniu i karmieniu, a o tworzeniu domowego ciepła, atmosfery tego domu, do którego się tęskni będąc daleko, lub później, w dorosłości, gdy wspomina się dom rodzinny. Taki dom stworzyć potrafi tylko kobieta. Nie wiem jak to się dzieje, myślę, że uwarunkowania genetyczne tkwią i tutaj, ale na samym dnie, wyżej jest niemal wyłącznie jej wyjątkowa umiejętność. Mężczyzna jest pod tym względem ( i nie tylko pod tym) upośledzony, jako że może tylko wspomóc kobietę w tej jej  umiejętności, sam niewiele potrafiąc. Dla jasności: nie byłem i nie jestem zwolennikiem sztywnego podziału ról w domu. Uznaję faceta, który popołudnia spędza siedząc przed TV z puszką piwa w ręku, podczas gdy żona uwija się w nieskończonym kieracie zajęć, za trutnia i lenia. W domu nie ma zajęć tylko kobiecych i tylko męskich, chociaż dziwne mi się wyda, gdy w tym samym czasie on będzie dawać dziecku kaszkę, a ona naprawiać cieknący kran lub nosić drewno do kominka.

Jeśli już wspomniałem o upośledzeniu, o niższości mężczyzn wobec kobiet, zacytuję fragment słów mojej znajomej, ale wcześniej zastrzegę, iż o niższości lub wyższości płci nie można mówić wprost porównując cechy im właściwe. Bo i cóż to za przewaga – większa siła? Jest silniejszy i rządzi światem w większym stopniu niż kobieta, to fakt, a co z tego, odpowie moja znajoma.:



„Czy z racji zadań kobiety, nadanych jej przez naturę, ona jest GORSZA od mężczyzny? Dlaczego jedna z drugą nie pomyśli, że to mężczyzna jest "gorszy", uboższy o tyle od niej? Uboższy o świadomość ciała i płodności, uboższy o ciążę, o ruchy dziecka, o rosnący z powodu rosnącego dziecka brzuch, uboższy o sam poród nawet, który w bardzo wielu przypadkach jest niesamowitym, cudownym przeżyciem, uboższy o niesamowity związek z dzieckiem, którego żaden z nich po prostu nie ma i mieć nie może, o karmienie piersią, które zaraz po porodzie jest nieprawdopodobnym aktem natury łączącym matkę z dzieckiem w sposób nie do opowiedzenia.

Cóż z tego, że położysz, mężczyzno, rękę na moim brzuchu i poczujesz kopnięcie. Cóż z tego, że serce ci zmięknie, a może i łza w oku zalśni, gdy będziesz patrzył, jak twój syn ssie moje mleko. Cóż z tego. Ty nie wiesz, jak to jest. Co z tego, że rządzisz światem, kupujesz i sprzedajesz akcje, robisz biznesy, co z tego? Co jest ŻYCIEM? Akcje, czy ten mały, nieświadomy niczego a pożądający jedynie moich ramion i mojej piersi?”



Jeśli już znajoma napisała o związku matki z dzieckiem, dodam parę słów na temat najściślej związany z opieką nad oseskiem – o uczuciowości kobiet. W miłości erotycznej są na wyżynach trudno dostępnych mężczyznom, a matczyne uczucie do dziecka jest po prostu synonimem bezwarunkowej miłości. O takiej właśnie miłości pisał Paweł z Tarsu w swoim hymnie. Skrzywdzenie matki, a niechby tylko doprowadzenie jej do łez, jest czynem skrajnie nagannym nie tyle z powodu urodzenia nas i podcierania tyłka, co z właśnie z powodu jej miłości do nas. Miłości, która ją ubezwłasnowolnia, jako że włada nią w sposób absolutny. Miłość do dziecka czyni kobietę bezbronną (chociaż w pewnych sytuacjach ona potrafi znaleźć w tym uczuciu potężną siłę) i dlatego niegodziwością jest brak szacunku do matki. Także brak starań o jej dobrostan.

Istnieje bardzo stary i jednocześnie wymowny zwyczaj stosowany do dzisiaj: w sytuacjach zagrożenia życia broni się, ewakuuje bądź ukrywa, przede wszystkim dzieci i kobiety. W ten sposób bez słów uznaje się życie kobiety za wartościowsze dla ludzkości, społeczeństwa, rodu, od życia mężczyzny. Bardzo mądry zwyczaj, jednak tkwi w nim prastare jądro, o którym aż się boję napisać: jeden mężczyzna wystarczy na wiele kobiet.



Jeszcze uwaga o odmiennym traktowaniu zdrad małżeńskich zależnie od płci.

Wiadomo, że zdrada kobiety jest gorzej i ostrzej oceniana, niż zdrada mężczyzny. Niesprawiedliwe? Owszem, ponieważ nie może być dwóch norm oceny, chciałbym jednak wskazać prosty fakt rzucający znacznie złagodzone światło na ten dualizm ocen. Różnica w ocenie zdrad, a występuje ona na całym świecie i u bardzo różnych kultur, wynika z jednego faktu zasadniczego dla rodu, rodziny, męża: potencjalne fizjologiczne skutki męskiej zdrady zostają gdzieś tam, natomiast kobieta przynosi je ze sobą do domu. Ta różnica tkwi u podstaw odmienności ocen, o których mowa. Powodem jest więc nie tyle odmawianie kobiecie praw, które daje się mężczyźnie, co po prostu fizjologia. Inna sprawa, że akurat tutaj kobieta jest na gorszej pozycji; zresztą, nie tylko tutaj. Powie ktoś, że w obecnych czasach dostępności dobrych środków antykoncepcyjnych ta różnica traci na znaczeniu? Powiem, że owszem, trochę traci, a dlaczego trochę, powiedzą te panie, które „niechcący” zaszły w ciążę. Powiem też, że obecnie obie zdrady – kobiety i mężczyzny – nie są już tak bardzo odmiennie oceniane, jak to było w przeszłości. Zmiany więc zachodzą, a że dotyczą sfery ważnej dla człowieka i mocno w nim zaznaczonej, potrzebny jest niemały czas.



Wystarczy, za bardzo się rozpisałem.

Na początku zaznaczyłem, że mało wiem o gender pojmowanym jako ruch społeczny czy ideologię, dlatego chętnie przeczytam komentarze prostujące moje błędne widzenia.


56 komentarzy:

  1. Cóż Krzysiu, mylisz się, mniemając, że obie płci traktowane są równo i mogą o sobie stanowić. Z jednej strony nadal to mężczyzna ma utrzymywać dom i jeśli ma z tym roblem uważany jest za nieudacznika.Mężczyzna wybierający urlop macierzyński i wychowawczy też wzbudza niezdroą ciekawośći ludziom trudno zrozumieć, ze to jego artnerka leie zarabia, a tata świetnie poradzi sobie z dzieckiem. Z drugiej strony, kobieta samotnie pijąca kawę, czy idąca do kina to w małym miasteczku nadal problem. Dziewczyna kopiąca piłkę postrzegana jest jako chłopczyca, itd. itp. Czy nam się to podoba czy nie płeć nie jest tylko uwarunkowaniem biologicznym, ale i kulturowym. Pomyśl, o ilu zawodach mówi się, że są "niemęskie" albo "niekobiece" (np. nauczyciel w przedszkolu to... nawet nazwy zawodu nie ma!) A Gui jako budowlaniec?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, pisząc te przykłady w gruncie rzeczy przyznajesz mi rację, wszak twierdzenie o istnieniu różnic w cechach płci są osią tekstu. Utrzymywanie domu przez mężczyznę mieści się w zwyczajach uwarunkowanych całą historią ludzkiego gatunku. Do tego stopnia, że dążność do przynoszenie mięsa do domu mamy zapisaną w jakiś niepojęty sposób w genach, dlatego łatwiej kobiecie być na utrzymaniu męża, niż odwrotnie. Tutaj nie tylko wpływ społeczny się zaznacza.
      Co do zaznaczonych przez Ciebie ocen i oczekiwań… Wiesz, czytam o nich i wychodzi mi, że jestem nowocześniejszy i bardziej „gender” niż myślałem, bo ani dla mnie, ani dla świata takiego, jakim go widzę, nie ma żadnego problemu, ani nic niepasującego, gdy dziewczyna kopie piłkę albo jest kierownikiem budowy. Z Twoich słów wnioskuję, iż są ludzie, dla których jest to problem. Dziwne to dla mnie.
      Kilka lat temu Diana, znajoma o której pisałem tutaj parokrotnie, opowiadała mi o przedszkolaku pracującym w przedszkolu, do którego chodziła jej wnuczka. Miał dedry i niemal całe ciało podziergane, był zwalistym chłopem o basowym głosie, i był… przedszkolanką, czyli przedszkolakiem, a na dokładkę dzieci go uwielbiały. Bardzo mi się spodobał ten przedszkolak.
      Wiem, że cechy płci mają także uwarunkowania społeczne, Anno. Dobrze o tym wiem. Nie udowadniałem nic innego, uznałem jedynie te cechy za mniej ważne w obrazie kobiecości i męskości. Cały tekst można by zmieścić w jednym zdaniu: o płci nie decyduje kolor ubrania ani inne tego rodzaju "różnice", a wszystkie istotne cechy płci mamy zapisane w genach, i wychowanie nawet jeśli to zmieni, to minimalnie.
      Chciałbym poznać jasną i dokładnie podaną wykładnię ideałów gender, bo nie bardzo wiem, o co im chodzi. O brak męskich i kobiecych zawodów? Anno, one są i będą, bo różnimy się fizycznie i psychicznie. Na upartego kobieta będzie strażakiem, ale będzie jej ciężej niż mężczyźnie, więc po co się jej mordować? Bo chce udowodnić, że może? Wiesz, jeśli trafi się pojedynczy taki przypadek, to nic, niech będzie strażakiem, skoro tak bardzo chce, ale jeśli próbuje się do tego rodzaju dążności dobudować ideologię, to chyba już jest coś nie tak.
      Bo kobiety i mężczyźni po prostu się różnią i dlatego nie są dla nich dobre wszystkie zawody.

      Usuń
    2. Krzysiu, nie sądzę, by kobiecie o posturze Doroty Wellman było trudniej nieśc ciężary niż mężczyźnie pokroju skrzata. Siła, wytrzymałość to nie są cechy płci. I wybacz, ale atmosferę mojego rodzinnego domu budował tato. To też nie jest cecha płci. I wiesz, znam małżeństwa, gdzie to kobieta "nosi spodnie".
      Ale nie w tym rzecz, ideologia gender (oczywiście nie w swojej wojującej postaci) dowodzi, że wiele zależy od wychowania. Jeśli dziewczynka będzie miała dostęp do takich samych zabawek jak chłopiec, to niekoniecznie wybierze lalkę i odwrotnie. I może dzięi temu będzie świetnym mechnanikiem samochodowym, a nie mierną ekspedientką. I tak samo chłopiec mający wybór może zostnie świetnym przedszkolanem albo przedszkolaniniem (bo zgodnie z normą jezykową tak ten zawód powinien się nazywać) a nie kiepskim budowlańcem.
      Wiem, wiem, mogę się wymądrzać, ale jeśli staniemy obok siebie, to ja jestem małą kruszyną (i lubię to określenie), a Ty całkiem rosłym facetem.

      Usuń
    3. Ale ta mała kruszynka śmiga na rowerze po górach niczym kozica.

      Usuń
    4. Przedszkolanin. Słuszna uwaga, za którą dziękuję, Aniu.
      Jeśli pisze się jakiekolwiek uogólnienia dotyczące ludzi, zawsze ma się na myśli pewne zauważalne prawidłowości, a nie regułę bez wyjątków. W przypadku spraw płci jest tylko jedna taka reguła, ta dotycząca rodzenia, wszystkie inne cechy podlegają znacznemu rozrzutowi. Owszem, są kobiety większe i silniejsze do mężczyzn, zapewne też mające niższy głos od swojego partnera, lub mniej od niego uczuciowe i wrażliwe, jednak nie przeczy to twierdzeniu o większych wymiarach mężczyzny, jego większej sile, ani, z drugiej strony, o większej uczuciowości i wrażliwości kobiety.
      Zgadzamy się co do swobodnego wyboru zabawek przez dziecko. A swoją drogą zapytałem dzisiaj w pracy dwóch kolegów mających małe córeczki, czy kupiliby im zabawkowy samochód, gdyby chciały. Obaj zareagowali tak samo: najpierw zaskoczenie, później dziwne spojrzenie na mnie, w końcu przytaknięcie. Bo „co za różnica?, aby dobrze się bawiła” – usłyszałem.
      Jeśli wynik tych moich badań uznać za reprezentatywny dla obecnych trzydziesto- i czterdziestolatków, to wtedy pojawia się pytanie o cel, do którego dążą genderowcy, o czym napiszę niżej.
      Nie zgadzamy się w ocenie znaczenia wyboru zabawek. Czy robione były badania wpływu swobodnego wyboru zabawek przez dziecko, a jego szczęściem w dorosłości? Jak można by zbadać wpływ zabawki na wybór zawodu? Pytając się dorosłego już człowieka? Słyszałem ten argument kilka razy na stronach genderystów i jestem nim zdziwiony, jako że nie znajduję podstaw do tak jednoznacznych powiązań.

      Usuń
    5. Ciąg dalszy.
      Twierdzę, iż bardzo mało jest osób obojga płci, które swoje szczęście zawdzięczają pracy. Tych, których praca uszczęśliwia. Owszem, nie tak rzadko zdarza się, że sprawia satysfakcję (ale i tacy ludzie są w mniejszości), cała reszta po prostu robi swoje, spełnienia i szczęścia szukając poza pracą. Większe znaczenie dla psychicznego dobrostanu mają warunki pracy. Zarówno te fizyczne, jak i dotyczące stosunków międzyludzkich. Mnie sprawia satysfakcję dobrze zorganizowana przeze mnie i wykonana praca, ale pracuję w hałasie, w smrodzie i na zimnie, a nadto moje stosunki z szefem są w opłakanym stanie – i te fakty mają większe znaczenie, tłumiąc tamtą satysfakcję. To przykład jednostkowy, ale nie odosobniony.
      Twierdzę, iż kobiecie kierownikowi budowy będzie ciężej pracować nie tylko dlatego, że łatwiej mężczyźnie łazić w gumowcach po błocie jako silniejszemu, ale i ze względu na jej wrażliwość, która to jej cecha będzie poddana ciężkiej próbie w chropawym środowisku męskim, na dokładkę robotniczym, czyli bardzo chropawym. Zapewniam, że wiem, co mówię o takim środowisku. Czy w takich warunkach łatwo będzie jej budować szczęście? Myślę, że trudniej niż mężczyźnie na tym stanowisku, więc po co? Żeby udowodnić sobie i światu, że potrafi? Jakim kosztem i – powtórzę pytanie – po co?
      Jak wspomniałem, właściwie nie wiem, jaki jest cel tego ruchu czy ideologii. Wykazać, że wszystko, co może mężczyzna, może i kobieta? Że nie ma zawodów kobiecych i męskich? Że wszystkie cechy płci (poza wspomnianym wyjątkiem) są do wyuczenia, więc kulturowe? Czy o to chodzi genderystom?
      Cóż, jeśli się im uda, biedni będą mężczyźni, i to z powodów, które zdaje się, że tamtym nie przychodzą do głowy: otóż jest silna obawa, że w rezultacie wyleją dziecko z kąpielą, że w kobiecie zniszczą kobiecość, ograniczając ją do rodzenia. Tylko że wtedy nie będzie już kobiety, a po prostu samica.
      Aniu, na koniec napisałaś coś, co napisać mogła tylko kobieta, i co właśnie z tego powodu mi się spodobało. Ilekroć Cię zobaczę, myślę o Tobie jako kruszynce (w moim męskim rozumieniu to ciepły komplement), a o ile pamiętam, zdarzyło mi się i tak zwrócić się do Ciebie. Wierz mi, że ze świecą należałoby szukać mężczyzny, któremu sprawiłoby przyjemność nazwanie go kruszynką.
      O takich różnicach, a nie są one li tylko kulturowe, starałem się napisać w swoim tekście.
      Czy po wprowadzeniu ideałów gender, kobieta ma się obruszać na takie jej nazwanie? Nie wykluczyłbym tego, bo spotykam się z protestem po usłyszeniu pochwały wyglądu kobiety.
      Dziwne to bardzo.

      Usuń
    6. Krzysiu, zapytałeś kolegów, czy dziewczynce kupiliby autko, a dopytałeś, czy chłopcu kupiliby lalkę? Sprawdź ich reakcję.Dziewczynka może się bawić sitkiem, zwłaszcza córeczka tatusia, ale chłopiec z lalką to... Mamisynek. Czujesz różnicę?
      I gwoli wyjaśnienia- tak jestem typową kobietą ukształtowaną kulturowo 😄

      Usuń
    7. Aniu, nie pytałem o lalki dla chłopca, może dlatego, że obaj mają kilkuletnie córki i ich odpowiedzi nie byłyby miarodajne. Myślę, że gdyby mieli synów, raczej nie zgodziliby się tak łatwo na lalki dla nich, jak zgodzili się na samochodziki dla córek. Tylko że widzisz, Aniu, ja nie robię z tego poważnego problemu, a za taki uchodzi u genderystów, skoro czytałaś o nim; ja też czytałem na dwóch stronach. Można odnieść wrażenie, iż brakuje im pomysłów na inne przykłady…
      Dlaczego za tak ważne uznają zabawę chłopca lalką i wybór kolorów pokoi i ubrań? Chciałbym poznać ich wyobrażenie związków przyczynowo-skutkowych między dobrym, udanym życiem, a różowym bądź niebieskim kolorem majtek czy spodni.
      W te dni wracałem myślą do Twojej przykładowej kobiety wybierającej zawód mechanika i robiącej to dobrze. Wiesz, pomijam już tutaj swoje wątpliwości co do spełniania się, tym bardziej osiągnięcia szczęścia w takiej pracy, ale… Aniu, ilekroć spojrzałem na swoje dłonie, myślałem o jej dłoniach, że wyglądałby tak samo, albo i gorzej. Mnie się zdarzają dni, gdy pracuję głównie ołówkiem lub miarą, ale mimo takich przerywników mam czarne skórki wokół paznokci, a i te bywają czarne, nie do umycia z dnia na dzień. Trudno też mi powiedzieć, żeby skóra moich dłoni była delikatna. Myślałem o mężu czy chłopaku tej dziewczyny naprawiającej samochody. Jak odczuwałby pieszczotę jej dłonią, jak całowałby tę dłoń, co widziałby przy stole… Czasami, na szczęście rzadko, wykonuję jakąś pracę mechanika. Nie raz zdarzyło mi poranić dłonie, nie raz nie mogłem odkręcić śruby, nie mając dostatecznie dużo sił w ręku.
      Czy rozumiesz, do czego zmierzam, Aniu?
      Po co to wszystko? Pewnie, zgadzam się a priori: kobieta może być dobrym mechanikiem, chociaż zapewne procentowo takich kobiet jest mniej w populacji niż mężczyzn, ale ta praca, i szerzej: pewnego rodzaju prace, nie są dla kobiet. Więc po co? Czy aby nie jest tak, że genderyści chcą udowodnić światu (a może po prosu sobie?), że kobieta nie jest gorsza od mężczyzny?
      Niech więc nie udowadniają, bo ja, i miliony innych mężczyzn, wiem, że gorszą nie jest nic a nic, a częstokroć jest lepszą. Nade wszystko jest po prostu inną niż facet.
      I w tym jej urok.

      Usuń
    8. Piszesz właśnie jak mężczyzna uformowany kulturowo. Właśnie udowadniasz, że jesteśmy ukształtowani kulturowo. Dlaczego kobieta nie może mieć dłoni uwalanych smarem? A zniszczone przez ocet w fabryce śledzi już tak? (W "Kapitan Navigation" przy produkcji pysznych śledzi w occie pracują same kobiety, z daleka się je rozpoznaje- pachną (śmierdzą?) octem) Myślisz, że to łatwa praca? Pójdźmy dalej skoro kobiecie nie przeszkadza spracowana dłoń ukochanego, to dlaczego taka dłoń u kobiety ma przeszkadzać? Kobieta ma leżeć i pachnieć? Pytasz po co kobiety chcą pracować w męskich zawodach. Bo po prostu chcą. Bo takie miały marzenia i je spełniają. Mam znajomą, która jest żołnierzem zawodowym i kierowcą ciężarówki. To jest spełnienie jej marzeń. Wybór. Twoje myślenie też zostało ukształtowane przez tradycję, czyli kulturowo.
      Pewnie mnie łatwiej zrozumieć zjawisko z dwóch względów. Po pierwsze jestem kobietą, a więc tą która pozbawia się prawa wyboru. Po drugie, mój tato musiał wykonywać "niemęskie" prace: prał, gotował, prasował zajmował się córkami. Ale sprzątanie zostawiał mi, bo nie lubił ( ja też nie lubię, tak samo jak nie cierpię prasowania) Można zatem rzec, że mieliśmy genderowy model rodziny.
      I oczywiście kolor ubranka powinien być drugorzędny (ale wierz mi nie jest! Dla wielu mam ten róż i błękit to podstawa egzystencji, tak samo ważny jak kolor dziecięcej kupki) Tym kolorem dziecko jest stygmatyzowane od urodzenia. Pokój dziewczynki różowy chłopca niebieski. Nic pomiędzy! Różowy, więc jesteś dziewczynką. Masz być grzeczna, nie brudzić się, nie garbić, być miłą i posłuszną, uśmiechniętą. Masz nauczyć się gotować, sprzątać, opiekować dziećmi (lalki). Czytać możesz harlekiny i oglądać brazylijskie seriale. W sumie możesz się dobrze uczyć, ale i tak ci to do rodzenia dzieci niepotrzebne. Studia? Po co? Lepiej byś sobie męża znalazła.
      Niebieski- jesteś chłopcem. Masz prawo ubrudzić się, krzyczeć ( o, widać będzie mieć mocny charakter), dostaniesz samochodziki do zabawy. Nie wolno ci płakać ( fe, mazgaj, mężczyźni nie płaczą), czytać możesz powieści sensacyjne i oglądać filmy wojenne. Uczyć się, jak najbardziej, ale tylko wtedy gdy masz zostać lekarzem albo inżynierem. Możesz palić papierosy przed 18, próbować alkoholu też (bo co to za facet, który nie wypije?) I możesz kogoś pobić ( no przecież musi umieć się bronić!)
      Myślisz, że przejaskarawiam? Może trochę, ale 25 lat pracy w praktycznie wiejskiej szkole pozwoliło mi dobrze poznać funkcjonujące w naszym kraju wzorce zachowań. Warunkuje nas nie to jakim jesteśmy człowiekiem, ale jaką jesteśmy kobietą i jakim jesteśmy mężczyzną. A to nie jest sprawiedliwy podział.

      Usuń
    9. Tak, jestem uwarunkowany kulturowo. Nie twierdziłem, że tak nie jest, a jedynie, że dostrzegalne różnice w postrzeganiu pewnych aspektów życia i świata, różnice między kobietą a mężczyzną, za fundament mają uwarunkowania genetyczne. Na nie nakładają tradycje kulturowe, nierzadko będące dalekim skutkiem tamtych różnic genetycznych. Bywają trudno rozpoznawalne, jako że ulegają transformacji przez kulturę właśnie, ale nadal istnieją i mają wpływ na nas. To twierdziłem w oparciu o wiedzę nabytą z dość licznych książek, jako że ewolucjonizm, ale też psychologia, także ewolucyjna, oraz etologia, od wielu lat leżały z zakresie moich zainteresowań.
      My się cały czas mijamy w rozumieniu.
      Aniu, zbijasz argumenty, których nie stawiałem. Pisałem o zwracaniu uwagi na urodę kobiet, starałem się wyjaśnić filogenetyczne uwarunkowania tegoż, a z tym związana jest sprawa tych rąk mechaniczki (dobrze odmieniłem?). Poprzednio nie dokończyłem myśli, zrobię to teraz: jawi mi się obraz społeczeństwa, w którym kobiety nie dbają o siebie tak jak do tej pory (bo to zwyczaj kulturowy), mają czarne paznokcie (bo się spełniają w pracy) i nie reagują uśmiechem zadowolenia, gdy facet nazwie je Kruszynką lub pochwali wygląd, bo wszak odrzucają te naleciałości kulturowe. No i w związku z takimi cechami świata zastanawiam się, jak będą reagować mężczyźni nie będący genderowcami. Mojej córce w takiej sytuacji zwróciłbym uwagę na możliwe kłopoty związane wybranym przez nią zawodem mechanika. Tak, masz rację: przez wzgląd na uwarunkowania kulturowe. Nie oznacza to wszakże, że nakłaniałbym swoją córkę na spa i leżenie w ładnej pozycji.
      Zwyczaje, bardzo bogate i różnorodne, większego dbania o wygląd przez kobietę niż mężczyznę, wyrosły na gruncie wrodzonych nam odruchowych ocen i potrzeb. Na gruncie genów. Objawia się to w bardzo wielu sytuacjach. Gdy kobieta usłyszy, że ładnie wygląda, zareaguje zadowoleniem i uśmiechem znacznie częściej i silniej, niż w analogicznej sytuacji mężczyzna. Pewnie, można powiedzieć, że to reakcja wyuczona, kulturowa, zdaje się, że genedrowcy na wszystkie różnice mają tę jedną odpowiedź, ale może zastanowiliby się, skąd się to wzięło? Dlaczego nie jest tak, że to mężczyzna więcej dba o wygląd niż kobieta, że to on się promiennie uśmiecha, a nie on. Kultura, usłyszę, wiem. Tak tłumacząc wszystko, co płci dotyczy, właściwie niemożliwą czyni się rozmowę.
      A ja wspomnę tutaj filmik oglądany na youtube, a nagrany przez genderowca. Na filmie widać było jego twarz, na chwilę pokazało się parę zdjęć. Gdy mówił o cechach płci, na sekundę pojawiło się zdjęcie kobiety otulonej jakąś wschodnią szatą. Aniu, tego rodzaju argumenty odbieram z uśmiechem, jako że są jaskrawym dowodem wypaczenia pojęć dotyczących płci. Najkrócej jak się da: nie szata i jej kolor decyduje o płci, chociaż zwykle jest dobierana ze względu na płeć, co oczywiście wynika z kultury.
      Osią niezgody w rozmowach tutaj jest genetyczny fundament psychicznych różnic, natomiast na równe traktowanie obu połówek ludzkości wyraziłem swoje poparcie, więc nie ma potrzeby przekonywania mnie.
      Twoje doświadczenia są łatwe do wyobrażenia, wszak mam podobne, jak znaczna część ludzi. W praktyce, zwłaszcza w środowiskach małomiasteczkowych i z niższym wykształceniem, wiele zostało ze starych czasów, wiele jest przejawów lekceważenia kobiet i przypisywania ich do garnków czy określonych zawodów, także kardynalnych błędów w wychowywaniu dzieci. Tak, wiem o tym, ale też widzę szybkie zmiany. Wiesz, zmiany w świadomości społecznej zawsze wymagały długiego czasu, a im środowisko mniej wykształcone, tym silniej w nim zakorzenione stare zwyczaje i widzenie świata. Biorąc pod uwagę dużą bezwładność, zmiany zachodzą szybko, natomiast ruch gender raczej je opóźnia niż przyspiesza. Nie „raczej”, a po prostu opóźnia.

      Usuń
    10. Aniu, pisałem o sporym rozrzucie cech osobowych, o tym, że są kobiety mające sporo cech uznawanych na męskie – i vice versa. Gui na pewno mieści się w tych granicach, a czy jest mężczyzną w ciele kobiety, powiem tutaj o pewnym eksperymencie.
      Aby niejako oficjalnie, urzędowo, stwierdzić płeć, potrzebne są specjalistyczne i skomplikowane badania (skomplikowane także dla uniemożliwienia udzielania tendencyjnych odpowiedzi), ale sama Gui może sobie udzielić odpowiedzi na to pytanie, a następnie przekazać je Tobie. Czy pasuje jej kobiece ciało? Czy dobrze się w nim czuje? Takich pytań można jeszcze kilka dodać. Aniu, raz tylko widziałem… nie, dwa razy widziałem Twoją córkę, znam ją bardzo mało, ale mimo tego uważam, że jest kobietą, także psychicznie. Po prostu jest bardziej stanowcza, zdecydowana i tyle.
      Jeśli już o tym mowa, powiem, że u siebie dostrzegam sporo cech kobiecych i czasami, zwłaszcza gdy mi źle, myślę sobie, że Bóg się pomylił… :-)
      Aniu, co do ostatnich Twoich słów… Czy Ty naprawdę odczuwasz niesprawiedliwość, gdy ktoś powie o Tobie: „to jest mądra kobieta”, a nie „to jest mądry człowiek”?
      Bo ja nie widzę tutaj niesprawiedliwości, skoro połowa ludzkości jest kobietami, druga mężczyznami, skoro zwroty w rodzaju „ta kobieta”, „ten mężczyzna” są zwykłymi w ludzkim języku. Owszem, poczułbym się potraktowany niesprawiedliwie, gdy ktoś powiedział tak: „jak na kobietę jest mądra”.
      Dlaczego wyrażenie „mądra kobieta” (tutaj podane jako przykład) jest dla Ciebie niesprawiedliwe?

      Usuń
    11. Wiesz, z racji wyglądu zaakceptowałam fakt bycia kobietą, a nawet zaczęłam go czasem wykorzystywać. Ale czasem chciałabym być mężczyzną i nie musieć się tłumaczyć z mojej rowerowej pasji. Czemu moich kumpli nie pytają, czy nie boją się sami jeździć rowerem?
      Mądra kobieta? Wolę mądry człowiek, bo kobieca mądrość kojarzona jest z intuicją, mądrością ludową, a nawet wiedzą tajemną. Mądrą kobietą też jestem ( w znaczeniu wiedźmy), ale jeśli chodzi o moją wiedzę ogólną i zdolności analityczne to wolę być jednak mądrym człowiekiem . A jeśli chodzi o Gui, to ona uwielbia swój wygląd i bycie kobietą, ale to ona w swoim domu wymienia żarówki, skręca meble i do niej należy domowy śrubokręt (w czasie naszych rowerowych wypraw do niej należało zapewnienie sprawności rowerów, składanie namiotu; ja zajmowałam się gotowaniem i planem wycieczki)

      Usuń
    12. W swoim ciele czuję się dobrze, tak dobrze, jakbym czuła się w ciele męskim.
      Kierownikiem budowy nie będę, bynajmniej nie dlatego, że będzie to za trudne. Raczej obawiam się, że nie będzie wystarczająco wymagające. Widzę się raczej w projektowaniu hydrotechnicznym.
      Ale, jako że jestem człowiekiem zawsze mającym plan B i C, jakby mi nie miało wyjść w zawodzie wyuczonym i wymarzonym, chciałabym się przyuczyć na mechanika rowerowego.
      A jak zabraknie mi siły do odkręcenia śrubki, to zamiast mięśni, których mogę mieć mniej od kolegi, użyję mózgu: do odkręcania śrub nie jest potrzebna siła, a moment siły. Moment proporcjonalny jest sile i ramieniowi, na którym siła jest przyłożona. Skoro nie mogę zwiększyć siły, zwiększę ramię siły. I w ten sposób, mimo różnicy biologicznej, nie będę gorsza.
      Dzisiaj montowałam siłowniki w szafkach kuchennych. Mąż trzymał drzwiczki i podawał śrubki.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    13. Gui, zrobiłaś na mnie wrażenie swoją wypowiedzią o zbyt łatwej pracy na budowie i wyborem pracy trudniejszej. Faktycznie, budowa jest trudna raczej z powodu ludzi i bałaganu, nie z przyczyn technicznych. Gratuluję takiego stanowiska. Podziwiam Cię za nie. Powiem Ci jeszcze, że chciałbym, żeby moja żona miała takie umiejętności, bo bardzo nie lubię technicznych prac w domu. Podobałby mi się taki podział: żona naprawi drzwiczki, a ja zajmę się obiadem. Tyle że z tego powodu nie tworzę żadnego systemu poglądów i ani mi w głowie być genderystą takim, jakim go pojmuję, nadto mam się za typowego faceta i na dokładkę stuprocentowego.
      Drogie panie Kruczkowskie :-)
      Pisałem o sporej zmienności cech osobowych w populacji; biorąc ten fakt pod uwagę, trudno się dziwić smykałce Gui do techniki, a odnoszę wrażenie, iż obie piszecie o tym jakby z satysfakcją. Jeśli dobrze czytam między wierszami, to znaczyłoby, że uzdolnienia Gui czegoś według Was dowodzą. Chciałbym dowiedzieć się czego mianowicie.
      A tak przy okazji zapytam o Chudą. Zdaje się, że ona nie ma tak rozwiniętych zdolności technicznych, prawda? Jeśli tak, to zapytam, czy obie Twoje córki byłyby (mniej więcej) jednakowo wychowywane. Podejrzewam, że owszem, bo tak zwykle jest w małżeństwach. Jeśli jednakowo lub podobnie, to jak wytłumaczysz różnice między zainteresowaniami i zdolnościami swoich córek?

      Usuń
    14. Chuda? A niby kto obecnie sprzedaje kable w markecie budowlanym? I wie, jak połączyć kabelki w gniazdku? Moje dzieci bez względu na płeć były wychowywane tak samo. Wszystkie rządziły w kuchni, zbierały owoce na działce, budowały z klocków, majsterkowały, czytały książki. Zabawki też miały wspólne. Gdy Piotr zażyczył sobie lalki, dostał ją. W efekcie Piotr świetnie dogaduje się z siostrami, piecze najlepsze torty (i ozdabia je) a przy tym jest informatykiem.A dziewczyny potrafią naprawić, co się zepsuło, ugotować obiad, upiec ciasto, załatwić sprawę w urzędzie.
      Czego dowodzą umiejętności moich dzieci i moje? Ze jesteśmy ludźmi, którzy łatwo się uczą, lubią wyzwania i że to nie jest zależne od płci.

      Usuń
    15. Aniu, pytałem o uzdolnienia Chudej, bo gdyby były inne, ciekawiłoby mnie Twoje wytłumaczenie.
      W swoich kometarzach zbijasz argumenty, których nie stawiałem.
      Puk, puk, Aniu, jesteśmy po tej samej stronie, więc nie traktuj mnie, bardzo Cię proszę, jak przeciwnika. Nigdzie nie twierdziłem, że kobiety są gorsze, mniej inteligentne, ani nic podobnego. Osią tekstu było, co łatwo sprawdzić zaglądając wyżej, twierdzenie, które podtrzymuję z całą stanowczością, o istnieniu uwarunkowań genetycznych płci. Pisałem, że istotne cechy odróżniające mężczyzn od kobiet, mamy zapsiane w mózgach, które się różnią. Płeć psychiczna, to wszystko, co mężczyzna pojmuje jako kobiecość, a kobieta jako istotę męskości, mamy zapisaną w głowie, bo mózgi mają płeć. Mózgi kobiety i mężczyzny się różnią. Problemem w tej rozmowie jest Twoje jeżenie się: skoro on mówi o uwarunkowaniach i genach, to znaczy, że przypisuje kobietę do garów i ma ją za głupszą. Powtarzam po raz kolejny: jesteśmy inni, co nie znaczy, że jedni są lepsi od drugich. Po prostu inni. Oboje stoimy po tej samej stronie, Anno: oboje chcemy pełnej równości obu płci.
      Także w obrębie płci występują znaczne różnice, o czym także pisałem. Jedna kobieta będzie ważyć 40 kilo, druga, przy procentowo tej samej ilości tkanki tłuszczowej, ważyć będzie dwakroć tyle; jedna kobieta ma smykałkę do techniki, druga nie, facet może urodzić się z kluczem w ręku, a drugi nie będzie wiedzieć, jak się go trzyma w ręku, ale jeden i drugi będzie mężczyzną (psychicznie), jak kobietami są Twoje córki, a ich zdolności ani nie ujmują, ani nie dodają im kobiecości, ponieważ kobiecość niewiele ma wspólnego z umiejętnością przykręcenia drzwiczek, a męskość nie sprowadza się do umiejętności naprawienia samochodu, mimo iż procentowo więcej facetów niż kobiet potrafi to zrobić.
      Piotr dostał lalkę i w efekcie świetnie dogaduje się z siostrami… Aniu, proszę, proszę…

      Naszą rozmowę czytała moja córka. Jej pokoju, nota bene, nie malowałem na różowo, ani nie wciskałem jej na siłę lalek, tyle że nie robię z tych faktów wielkiego halo, bo sprawa to co najmniej drugorzędna dla psychicznych cech płciowych i szczęścia dorosłej osoby. W liście córka przysłała mi informację o pewnym eksperymencie, o którym dowiedziała się na studiach (jest psychologiem). Podam niżej adres, kliknij, proszę, tekst nie jest długi, a może wiele wnieść do naszej rozmowy:
      https://pl.wikipedia.org/wiki/David_Reimer

      Przy okazji mojej rozmowy z kumpelką o prawie ustanowionym bodajże w Nowej Zelandii, a umożliwiającym wybranie trzeciej płci, zajrzałem do tej samej wikipedii, chcąc odświeżyć swoją wiedzę o transseksualizmie. Wpisz takie hasło w okienko wikipedii, i przeczytaj artykuł; wymaga uwagi, ale jest do zrozumienia przez laika. Dowiesz się o pewnych uwarunkowaniach kulturowych, ale nade wszystko (w dziale o mózgu), dowiesz się o istnieniu różnic między mózgami kobiet i mężczyzn, o płci mózgu.

      Usuń
    16. Krzysztofie! Ja Ci dam brak umiejętności technicznych! Jak tylko zrobię szkolenie i uprawnienia SEP, to Ci instalację w domu mogę rozprowadzić! :D
      Zrezygnowałam z płciowo "właściwego" zawodu nauczycielki w szkole na rzecz na początku niewiadomej. Owszem, do marketu budowlanego trafiłam z duszą na ramieniu, ale obecnie jestem w miejscu, w którym jest mi lepiej niż w szkole. Fakt, czasem klient nie do końca ufa moim wskazówkom i próbuje upewniać się u kolegi, który pracuje dwa tygodnie i wie na razie czym różni się gniazdo pojedyncze od podwójnego. Czasem muszę poprosić kolegę o zdjęcie ciężkiego okapu z samej góry regału, ale zwykle jestem w stanie poradzić sobie z obowiązkami w pracy sama. Mam podrapane ręce i długie, pomalowane na czerwono paznokcie - czarne obwódki tylko, jak dzień wcześniej szoruję napędy w rowerach. Nie czuję się przez to mniej kobieca. Więcej - czuję się bardziej kobieca, mając poczucie, że sobie radzę, że mogę być drobną blondynką w różowym kasku z kryształkami (tak, koledzy mnie takim obdarowali) pracującą w markecie budowlanym i rzucającą grzejnikami na równi z rosłymi mężczyznami. Bo mam kontrolę, siłę i możliwość radzenia sobie samej.
      Ale masz rację - tu nie chodzi o to, by kobiety teraz szturmem ruszyły do warsztatów samochodowych, a chłopcy do salonów piękności i przedszkoli. Ale o to, by każdy z nas mógł, jeżeli chce. Bez krzywych spojrzeń, zdziwienia, "dobrych rad".
      Co do różnic w zainteresowaniach moich i Gui - znaczenie mogą mieć także uwarunkowania środowiskowe - inne grupy rówieśnicze, inni znajomi, partnerzy, doświadczenia okresu dorastania co też niewątpliwie kształtuje charakter. Stąd ona gra na komputerze, a ja piszę słowa. Ona wygina się na jodze, a ja dźwigam ciężary na siłowni. Ona jest twardo stąpającą po ziemi babką o twarzyczce aniołka, a ja wciąż szukam.
      Co zaś do samego genderu - w formie akademickiej jest niesamowicie ciekawy. W formie medialnej stał się niestrawny. Miałam na uczelni semestry, w których więcej miałam przedmiotów z genderu i feminizmu niż z samej polonistyki. I ten akademicki gender - analiza tekstów kultury przez pryzmat płci twórcy i narzucanych mu kulturowo ról, analiza samego procesu stopniowego uciekania z tych ról - to naprawdę fascynująca rzecz. Problemem genderu stała się jego kariera w mediach, zrobienie z niego szatańskiego straszaka, który rozbije instytucję tradycyjnej rodziny. Niech rozbija! Tradycyjną rodziną jest nadal ta, w której kobieta w salonie znajduje się tylko, gdy ma za długi łańcuch. Niech tradycyjną rodziną stanie się rodzina szczęśliwa - gdy każdy z jej członków może wybrać swobodnie kim będzie i jaki będzie, w granicach poszanowania praw drugiego człowieka.
      Ubranka są tutaj tylko symbolem przypisania dziecka od narodzenia do konkretnej grupy - jesteś dziewczynką/jesteś chłopcem - zamiast - jesteś człowiekiem. Tu nie chodzi o różowy i błękitny (bo widzisz, ja na przykład jako dziewczynka uwielbiałam niebieski), nie o lalki i auta, a o szersze wzorce zachowania. O to, że kobieta winna wyglądać, mieć wydepilowane nogi i się nie pocić. Odbiera się nam prawo do kobiecości w dresie, z brudnymi dłońmi, z przekleństwem w ustach. "Dziewczynkom nie wypada kląć/palić/upijać się" A chłopcom już tak? O to chodzić winno w ruchach genderowych - o bycie przede wszystkim człowiekiem, dopiero później przedstawicielem płci (z zastrzeżeniem, że ta biologiczna może nie odpowiadać tej kulturowej i psychicznej).

      Usuń
    17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    18. Za mamę wypowiadać się nie będę, ale ja walczę z jednym podejściem: "Na upartego kobieta będzie strażakiem, ale będzie jej ciężej niż mężczyźnie, więc po co się jej mordować?" "Gorzej, dużo gorzej, gdy słyszę, że na pieszej wycieczce kobieta niesie plecak chcąc pokazać mężowi i światu, że i ona potrafi." "W domu nie ma zajęć tylko kobiecych i tylko męskich, chociaż dziwne mi się wyda, gdy w tym samym czasie on będzie dawać dziecku kaszkę, a ona naprawiać cieknący kran lub nosić drewno do kominka." kobieta może być strażakiem i wcale nie musi być jej ciężej, kobieta może nieść plecak na zmianę z mężem i wcale nie musi jej być ciężej (bo na przykład lepiej organizuje sobie czas , więc miała go więcej na sen poprzedniej nocy - dzisiaj jest bardziej od męża wypoczęta i ma więcej energii rekompensującej mniejszą siłę fizyczną). Mąż - zamiast żony - karmi dziecko, bo ma niższy, kojący głos, którym jest w stanie zahipnotyzować niejadka, a tymczasem kapiący kran go rozprasza, więc czemu kobieta miałaby kranu nie dokręcić (rekompensując mniejszą siłę wspomnianym wcześniej ramieniem przyłożenia siły).

      Usuń
    19. Krzysiu, ależ nie traktuję Cię jak wroga, tylko nie zgadzam się z Twoją tezą. Z jednej strony piszesz o równouprawnieniu, by po chwili pisać, że kobieta nie powinna być pilotem, bo ciąża albo mechanikiem, bo się ubrudzi.
      I uprościłeś moją wypowiedź dotyczącą Piotra, wyjmując tylko ten element z lalką, a przecież to była drobnostka, bo chodziło o fakt, że wszystkie dzieci były wychowywane podobnie.
      I o to mi przede wszystkim chodzi. O wychowywanie dzieci na ludzi, a nie Księżniczki i Rycerzy, bo ten model kulturowy przestał się sprawdzać. A podany przez Twoją córkę przykład odnosi się do narzucania dziecku płci. Ono było wychowywane "na dziewczynkę" czyli znów mówimy o płci kulturowej.
      Ale fakt, dyskusja zaczęła nam się rozjeżdżać i prowadzić na manowce.
      Może gdybyś był drobną blondynką i spotykał się z lekceważeniem, bo taka mała drobna kobietka to nie powinna tego czy tamtego, zrozumiałbyś dlaczego zależy mi na odróżnieniu płci biologicznej od kulturowych ograniczeń związnych z postrzeganiem kobiety i mężczyzny.
      P.S. Tak jestem małą drobną kobietką, naprawę roweru zostawiam Darkowi. Nie potrafię napompować kółek w szosówce (8 atmosfer) Ale to ja zajmuję się domowymi finansami, a znajomi mojego męża twierdzą, że "mam jaja". I cała moja próba bycia archetypem blondynki pali na panewce :)

      Usuń
    20. Stało się COŚ.
      Coś wielkiego.
      Gui i Chuda napisały komentarze na moim blogu! :-)
      Co do meritum mojego tematu powiem, że straciłem nadzieję już nawet nie na porozumienie, ale nawet na jego prezentację. Pasuję, Czesiu.
      Powiem słowo o ruchu gender.
      Zwolennicy, czy raczej zwolenniczki tego ruchu, bo mniemam, iż kobiety w nim przeważają, chcą zbyt szybkich zmian jak na możliwości akceptacji społecznej. Społeczeństwa nie przekona się tak szybko, jak przekonać można jedną osobę. Zdaje się, że zapominacie o tym.
      W tej szybkości tkwi praprzyczyna sprzeciwów, natomiast w waszej nieumiejętności jasnego wyłuszczenia swoich racji znaleźć można wrogów i prześmiewców. Mogłybyście popracować nad jasnością i precyzją swoich prezentacji.
      Mam nadzieję na niezagubienie przez was tego, co mężczyzn najbardziej pociąga w kobietach, ani na niezatracenie istoty męskości w mężczyznach, bo gdy nie ustrzeżecie się tego, czeka was los samotnych, ale za to szczęśliwych, ludzi.
      Życzę Ci poczucie spełnienia.

      PS
      Wolałbym dać do zrobienia instalację w domu kobiecie niż mężczyźnie, bo spodziewałbym się jej lepszego wykonania. Nie dlatego, że kobiety mają większe umiejętności techniczne, ale dlatego, że mam kobiety za ludzi bardziej odpowiedzialnych.

      Usuń
    21. Och, nie zauważyłem Twojego wpisu, Anno.
      Wszędzie, gdzie pisałem o ograniczeniach, o trudnościach zawodowych kobiet, miałem na myśli naturalne, czyli biologiczne uwarunkowania. One są obojętne zarówno emocjonalnie, jak i… jak powiedzieć? Niech będzie genderowsko. Kobieta nie bardzo nadaje się zarówno na kierowcę trzęsącej się maszyny, jak i na pilota, ale w moim najgłębszym przekonaniu nic to jej nie ujmuje, bo dotyczy jej cech fizycznych, niezależnych od niej.
      Swoje wypowiedzi zbytnio kategoryzujesz, Aniu. Rycerze i księżniczki. Tak było kiedyś, u szlachty, w domach w wielkimi tradycjami, później tylko tradycyjne role, ale ich przypisywanie ma sens, który starałem się bezskutecznie wyjaśnić. Tutaj tylko dodam, że ta tradycyjność nie oznacza kobiety-kuchty.
      Mam obawy, które wyraziłem w słowach kierowanych do Czesi. Obawiam się waszego zbytniego nastawienia na szczęście, co wcale nie mam za dobre w życiu. Szczęście jest tak nieokreślone i tak rzadkie, że właściwszym wydaje mi się ustalenie innego celu nadrzędnego, na przykład godnego życia bez złych emocji.
      Mam obawy o dzieci, które mogą poczuć się zagubione w procesie identyfikacji siebie i swojej płci. Obawiam się, że skutkiem ubocznym szerokiego wprowadzenia zasad gender może być większa ilość osób zagubionych, tych istot trzeciej płci. Za dużo tutaj ideologii, dogmatów, dęcia. Po co to wszystko? Wystarczy słuchać się siebie, swojego serca, a dziecko nie traktować jak gówniarza, które ma się słuchać, a jak małego człowieka.
      Oto moja ideologia (niby) gender.
      Zapewniam, że zdaję sobie sprawę z istnienia kłopotów, które mają kobiety, a nie mają mężczyźni. Piszę o tym, bo wspomniałaś o tym problemie. W wielu sytuacjach jest wam trudniej i musicie udowadniać coś, czego facet nie musi dowodzić. To pokłosie dawniejszych czasów. To się zmienia. Pokolenia naszych wnuków nie będą już mieć takich problemów.
      Aniu, jutro wstaję o trzeciej, jadę z Jankiem na Dudziarza, górę z laskiem różanym, więc muszę kończyć.
      Dobrej nocy dla Ciebie i Twoich dziewczyn.

      Usuń
    22. Problemem jest to, że gender, to nie ruch. To nawet nie idea. Gender to płeć kulturowo-społeczna, czyli to, co narzucono społecznie przedstawicielom płci. Nie mówi, co robić, a stwierdza fakt istnienia takiego mechanizmu.
      Co zaś tyczy się nazwanych przeze mnie wyżej ruchami genderowymi - jak sama zaznaczyłam - medialnie stały się nieznośne. Totalnie wykoślawiły to, czym gender był. Ale zwykle jest tak, że do szerszej prezentacji trafiają ekstrema. Lepiej się klikają i sprzedają.
      Sprzeciw budzi we mnie przypisywanie ról społecznych, które mają poparcie przede wszystkim w stereotypie. Ok, mężczyzna nie zostanie matką biologicznie, ale wiele kobiet matkami zostaje tylko biologicznie, bo mimo przynależności płciowej nie wykształcają w sobie szeregu potrzebnych uczuć i odruchów.
      Nie mam zamiaru palić różowych tiulowych sukienek i plastikowych garnuszków, nie podoba mi się rewolucyjny charakter pewnych działań, bo jest to totalnie chybione - wpływa na umacnianie na pozycji TEGO ZŁEGO GENDERU. Brak jest po prostu pozytywistycznej pracy u podstaw. Wpajania od samego początku na wszystkich poziomach rozwoju - zarówno w domu, jak i instytucjach - jednej podstawy: jesteś człowiekiem.
      I nad tym ubolewam - że fala popularności genderu tak totalnie go wykoślawiła i wypaczyła. Że straszy się nas genderem, zamiast mówić "możesz być, kim chcesz, jeżeli masz do tego predyspozycje".
      Także tak, masz rację - tzw. ruchy genderowe dość często tworzą negatywny obraz samego genderu, jako konceptu teoretycznego i akademickiego oraz ruchów o mniej rewolucyjnych zapędach. Nie trafiają do planowanego odbiorcy, bo nie posługują się jego językiem i obracają się w innym świecie pojęć. Ale nie potrafię zgodzić się z tym, że ewolucja przypisała nam role społeczne i tak ma być. Ewolucja przypisała nam role biologiczne. Społeczne narzuciliśmy sobie sami i czas, byśmy mogli z nich wyjść.
      Dobrej nocy i pozdrawiam cieplutko

      Usuń
    23. Och, Marzeno, wywołałaś mój uśmiech.
      Jestem facetem i reaguję jak facet. Dla faceta takie słowa kobiety są jej usilną próbą przekonania, że da radę, że wszystko potrafi. Uśmiech z powodu pewnego niezrozumienia. Dwie płci nie się dla walki ze sobą, panowania jednej nad drugą, konkurowania, a dla uzupełniania się. Dla wspomagania. Tak też postrzegam istotę małżeństwa.
      Patrząc na ten plecak na kobiecych ramionach albo na zmordowaną strażaczkę po trudnej akcji, myślę sobie, że jednak wyznajecie ideologię konkurowania. Udowadniania.
      Niepotrzebnie, Marzeno. Istnieją całe sfery, gdzie nie tylko dorównujecie mężczyznom, ale znacznie ich przewyższacie, ale wy jakby zapominacie o ich istnieniu.

      Usuń
    24. Chuda, ależ ja wiem, że wiele oczekiwań, zachowań, zwyczajów dotyczących mężczyzn i kobiet zostało ukształtowanych przez ludzi, jest pochodzenia kulturowego. Nic innego nie twierdziłem tutaj. Starałem się jedynie uzasadnić przy pomocy paru przykładów swoje stanowisko przeciwne do stanowiska genderystów, że wiele z tego wszystkiego, co różni mężczyznę i kobietę w zachowaniach, w reagowaniu, w widzeniu, jest pochodzenia filogenetycznego, czyli zostało wykształcone w toku rozwoju gatunku, albo i wcześniej, oraz że zastało zapisane w genach.
      Ewolucja przypisała nam określone role: męską jest zapłodnienie, kobiecą noszenie ciąży i urodzenie. Zdaje się, że na ten podział się zgadzacie. Jednak z niego wynika cały szereg innych skutków, już nie tak jaskrawo widocznych, a wymagających do spostrzeżenia pewnej wiedzy z zakresu psychologii, etologii, a nade wszystko biologii zajmującej się ewolucją. W pradawnych czasach, gdy nasi przodkowie nie mieli uczelni, ani nawet takiej inteligencji jak nasza, rolę nauczyciela, na ogół okrutnego w sposobach nauki, miała natura. Do dzisiaj tkwią w nas tysięczne ślady jej nauki. Do dzisiaj (to przykład gdzieś tutaj już podany) wstaje nam futro, gdy jest zimno, mimo iż dawno tego futra nie mamy, a rzadkie włosy na ciele. Do dzisiaj słodkie nam smakuje, gorzkie odruchowo wypluwamy, i tego nie ma potrzeby uczyć ludzi. My to mamy zapisane w genach, a dzięki temu zapisowi kiedyś łatwiej było zjeść coś pożytecznego, a ominąć trujące, natomiast teraz istnieje wielki przemysł słodyczy i część naszych kłopotów z wagą. Przykłady można mnożyć. Dotyczą one zarówno ciała, jak i funkcjonowania umysłu, jego predyspozycji i skłonności. Cywilizację mamy od paru tysięcy lat, cywilizację techniczną tego rodzaju, jaki znamy, od paruset lat. Ten okres czasu jest mgnieniem oka w historii naszego gatunku i naszych bezpośrednich poprzedników. 99,9999% czasu ludzie i nasi przodkowie żyli w warunkach zupełnie odmiennych, w tym czasie zostały w nas wykształcone pewne cechy przydatne do przeżycia i do posiadania potomków. One nadal w nas istnieją, jako że mechanizm kopiowania DNA jest nierozumny, mechaniczny, chociaż bardzo wyrafinowany, i kopiuje wszystko jak leci. Tkwią w nas ślady doświadczeń tysięcy pokoleń – i będą tkwić nadal, jak we wszystkich innych zwierzętach.
      Wiele różnic kulturowych między płciami wynika z różnic biologicznych, tyle że uległo transformacjom, także skrzywieniom. O jednej z bardzo wielu, nie, o paru, wspomniałem wyżej, najobszerniej o odmiennym traktowaniu zdrad kobiety i mężczyzny, jednak nie o takich różnicach myślałem zabierając się pisania tekstu, jako że ta nie ma bezpośredniego związku z uwarunkowanymi genetycznymi psychicznych różnic między płciami, w istocie będąc kulturową, chociaż bardzo, bardzo starą. Jednak jak napisałem wyżej, pasuję, ponieważ czuję, że moje argumenty po prostu są pomijane lub opatrznie rozumiane.
      Na zakończenie więc wyrażę swoje zdziwienie radykalnym, ostrym podziałem zgody genderystów na wpływ genów na ludzi: na ciało niech sobie wpływają, na nasze zachowanie już nie, bo… Bo co? Nie, bo nie, czy nie, bo jesteśmy ludźmi? Czy macie inny argument, który pozwala wam ignorować wiedzę naukowców i tysiące wieków naszej historii?
      Z biologicznego punktu widzenia jesteśmy zwierzętami i wszystko, co związane z genami, po równo dotyczy ich i nas. Cała różnica, to możliwość wykorzystania naszej wysokiej świadomości, inteligencji i woli, jednakże ta różnica w żaden sposób nie zaprzecza genetycznym uwarunkowaniom różnic między mężczyzną a kobietą.
      Te z kolei nie uzasadniają twierdzeń o przewadze którejś płci, ale o tym pisałem już parę razy.

      Usuń
  2. Krzysiek, pewnym fragmentem tego tekstu, trafiłeś w samą dziesiątkę w to, z czego zwierzyłem Ci się kiedyś o moim życiu. Przy najbliższym naszym spotkaniu, powiem Ci o co mi chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Janku.
      Chyba domyślam się, o której myśli piszesz. Mam nadzieję, że pamiętasz o Dudziarzu? W niedzielę nad ranem dostaniesz smsa o moim zbliżaniu się do Legnicy :-)

      Usuń
    2. Tak się w moim życiu ułożyło, że pracowałem w zawodzie opanowanym przez kobiety, a one były bardziej zadowolone, gdy ich zespołem kierował mężczyzna.

      O której godzinie będzie w niedzielę pobudka?

      Usuń
    3. Dla mnie, amatora ewolucjonisty i psychologa, taki wybór kobiet jest zrozumiały bo wytłumaczalny.
      Janku, w sobotę zadzwonię i ustalimy godzinę; myślę, że będę około piątej. Pojedziemy przez Lipę na Przełęcz Radomierską za Kaczorowem, znam tam dobre miejsca na zaparkowanie, a na Dudziarza jest żabi skok.

      Usuń
    4. Krzysiek, czytam i czytam Twoją wymianę poglądów
      z Anią oraz Chomikiem i w głowie mi się zakręciło.

      Powiem krótko:
      - nie podobają mi się ciała kobiet kulturystek, nic nie widzę w tym pięknego,

      - nie podobają mi się w sporcie ciała kobiet dźwigających ciężary. Jak je nazwać - ciężarówki?

      - trudno mi sobie wyobrazić kobietę w zaawansowanej ciąży pilotującej F16 albo gaszącej pożar i tym podobne.

      Usuń
    5. Jasiu, kobieta żyje jakieś 80 lat. W ciąży chodzi 9 miesięcy razy ilość dzieci! Naprawdę te kilka miesięcy wyklucza jej marzenia o zostaniu pilotem??? Oj mało wiesz o ludzkich marzeniach!

      Usuń
    6. Hm i o to chodzi, kobiety nie są naczyniem, opakowaniem na upodobania mężczyzn. Są takim samym podmiotem jak płeć przeciwna. Mają marzenia, zdolności, pragnienia. Czy ktoś się pyta kobiet o ich upodobania, dostosowuje się do obrazów przez nie wymyślanych? Współcześnie, kiedy te oczekiwania, wymagania są przez kobiety artykułowane często można spotkać się z niepochlebnym komentarzem i pytaniem po co? Zdecydowanie wolę być podmiotem niż przedmiotem.

      Usuń
    7. Chomiku, pod tą Twoją wypowiedzią się podpisuję, wyrażając swoje poparcie.

      Usuń
    8. Aniu, kobiet pragnących pracy jako pilot myśliwca, mechanik samochodowy, czy strażak nie ma wiele, raczej jest ich mało. Nie może więc być argumentem, bo i za czym miałby przemawiać? Że kobieta może, gdy zechce? Zgodziliśmy się już na to, a przyszło mi to nawet nie łatwo, a w sposób naturalny, bo i ja tak uważam. Dlaczego w rozmowie o cechach płci taką wagę ma mieć fakt, że kobieta zastała pilotem? Co on ma udowadniać? Pytam, bo nadal nie bardzo wiem, o co chodzi.
      Podejście do kobiet zmienia się w dobrą stronę i bardzo, bardzo szybko. Nie przyśpieszy się tego procesu w taki sposób, jak czynią to genederyści. Raczej się go zwolni.
      Jeszcze o myśliwcu-kobiecie. Przeciążenia, jakie występują w czasie lotu, nie są na organizm kobiecy, ponieważ jest delikatniejszy i bardziej skomplikowany od męskiego, takie sytuacje mogą poważnie utrudnić zajście w ciążę i jej utrzymanie. Chyba że jej nie zależy na tym.
      W latach pięćdziesiątych próbowano posadzić kobiety na traktory, a nie były one wtedy tak wygodne jak są teraz – trzęsły okropnie. Szybko zrezygnowano. Widzę tutaj podobieństwo.
      Anno, pilot szybowca, małego samolocika turystycznego – owszem, ale nie myśliwca. Nie dlatego, że kobieta jest gorsza, wcale nie. Powód wyjaśniłem wyżej. Powiesz, że jest to jednak możliwe, gdy kobieta będzie bardzo, bardzo chciała? Cóż, w ten właśnie sposób genedrowcy szkodzą własnej sprawie, bo moją reakcją, a ze swoją przychylnością wobec kobiet jestem w mniejszości wśród facetów, byłoby westchnięcie.

      Usuń
    9. Janku, kulturystki faktycznie nie wyglądają ładnie. Zresztą, kulturyści też. Owszem, trochę mięśni u mężczyzn, jędrne ciało u kobiet – i dość. Góry muskułów wyglądają po prostu brzydko.

      Usuń
    10. A Wy ciągle o ciąży, po ciąży już może człowiek płci żeńskiej być pilotem? Z jednym się zgodzę- ciało kulturysty bez względu na płeć nie każdemu się podoba. Ale gra mięśni... cóż. Wiecie jak brzmiał najpiękniejszy komplement jaki usłyszałam? "Ania, ale Ty masz muły" - zakończony westchnieniem zazdrości mojego kolegi wuefisty.

      Usuń
  3. Krzyśku, kij w mrowisko włożę delikatnie ;)
    Słowo gender ma wiele znaczeń. Używane jest w tym niejednoznacznym, o ktorym napisałeś, upowszechnionymi zresztą przez pamiętny list biskupów (czy episkopatu nawet, nie pamiętam - musiałabym sprawdzić) i obecnie to już jak zawracanie Wisły kijem. Znaczenie już się przykleiło z negatywną etykietką i przepadło, stało się słowem ideologicznym.
    Patrząc w sposób radykalny na historię kobiety i mężczyzny można byłby opisać ją jako niewolnictwo. Prawa wyborcze kobiet w świecie zachodnim to wiek dwudziesty (Szwajcaria 1971), w świecie islamu obecny wiek.
    Prawo naturalne, argument odwołujący się do natury. Czy jeśli coś jest naturalne, bądź nienaturalne to uprawnione jest wyciągnięcie wniosku, że jest dobre i piękne lub złe i brzydkie? Nie wiem. Leki są sztuczne, a ratują życie. Podobnie z faktu, czyli opisu tego jak jest, było nie wynika w sposób logiczny, że tak być powinno lub dobrze, aby było tak dalej. Nie wynika również rzecz przeciwna. Pozostaje więc „nie wiem” i zastanawianie się.
    Nie zgłębiałam tego zagadnienia lecz sądzę, że mózgi kobiet i mężczyzn nie różnią się, fizjologia tak (hormony, menstruacja itd). Co więcej wydaje mi się, że jest coraz więcej dowodów na to, że płeć w zasadzie jest niezdeterminowana biologicznie w sposób zdecydowany, że to kontinuum lub kwestia proporcji. Sama nie wiem co o tym myśleć.
    Myślę teź o tym, że przypisanie określonej roli mężczyznom i kobietom jest wykluczające dla obu płci. Bardzo duże na mnie wrażenie zrobiła myśl Foucault o tym, że więcej o danej kulturze mówi to, co wykluczała, wyrzucała poza nawias, niż dokładny, poprawny jej opis.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chomiku, to, co dotyczy naszych cech psychicznych nie jest zaprogramowane jak w komputerze, nie jest kategoryczne. Nawet najsilniejszy zapis genetyczny, mianowicie pociąg seksualny, możemy siłą woli zgnieść. Podałem przykład skłonności naszego umysłu do widzenia w ciemnościach ludzi tam, gdzie kształt tylko bardzo ogólnie przypomina człowieka; tę cechę też możemy zniwelować ćwiczeniami. Podobnie, tylko z różną skalą trudności, z potrzebą macierzyństwa, podobania się, potrzeby drugiej osoby, właściwie ze wszystkimi cechami tak jest. Tylko co z tego? Tamci ludzie uznają psychiczne cechy płci za tylko kulturowe, ja, opierając się na wiedzy nabytej z dość licznych książek uznanych ewolucjonistów i etologów, także na podstawie swoich obserwacji, uważam, że treść kulturowa jest nakładką na podstawę utworzoną przez geny.
      Jednak nie ta różnica jest tutaj najważniejsza, a cel do którego dążą tamci ludzie i jego skutki.
      Świat, do którego dążą jest mi z gruntu obcy, brzydki, sztuczny i… mało kobiecy. Dobrze, że go nie zobaczę.
      Jesteś psychologiem. Powiedz, czy nie zastanowiły Cię skutki uboczne dla psychiki dziecięcej tych metod urawniłowki? Czy nie sądzisz, że dzieci mogą się poczuć zagubione w procesie identyfikacji swojej płci i w utożsamianiu się w nią? Skoro właściwie nie będzie różnic między „nią” a „nim”? Ja mam tutaj pewne obawy, a Ty?. Czy Ciebie nic nie niepokoi w takim postępowaniu wobec dzieci?
      Chomiku, powiem wprost: dobrze, że mam swoje lata, że mam z górki, bo chyba musiałbym poważnie zrewidować swój obraz kobiety, a bez tych cech, które dla mnie są pierwiastkiem kobiecości, a dla tamtych niepożądanym wpływem kultury, nie byłoby istot, które podziwiam, szanuję i chciałbym kochać.

      Usuń
  4. Kurcze, Krzysiek. Kobieta też ma duszę. Stawiasz sprawę zdecydowanie, nawet trochę szantażujesz ;). Wszystko albo nic. A czy jesteś gotowy zrewidować swoje myślenie o atomie, że nie krążą wokół niego elektrony? Pierwiastek kobiecości i upodobanie? Panowie też mieli upodobanie w swoich niewolnicach, a Szecherezada opowiadała bajki przez tysiąc i jedną noc.
    Brzmię jak femistka, ktorą nie jestem (to kolejne słowo, ktore dźwiga na swoich barkach negatywną konotację), lecz oczu zamykać również nie chcę. Żyjemy póki życia w nas i proszę nie wykręcaj się latami, ponieważ łatwy to unik powiedzieć - „Mnie to nie dotyczy, mam z już z górki” i pamiętaj, że sam sprowokowałeś tę rozmowę. W latach też jestem posunięta i nie w tym rzecz, człowiekiem się jest niezależnie od wieku. Będę próbowała zrozumieć ten świat, póki oddycham i mogę myśleć, a Ty z kolei brzmisz jakbyś stawiał ultimatum - „taka jak chcę albo zabieram swoje zabawki”.

    Konsekwencje, czyli cele jak o tym napisałeś są najważniejsze, a wlaściwie ich przewidywanie. Myślę prosto, jeśli coś wprowadzam np. nową technologię, prawo, książkę do listy lektur w szkole podstawowej to staram się przewidywać, jakie mogą być tego rezultaty, co chcę promować, czego chcę zakazywać.
    Gender to dla mnie temat trochę oboczny, nie dotyka podstawowej kwestii i robi zamęt w kłopocie związanym z „rewolucją kobiet”, bo chyba można to już tak nazwać. Uprzednim, takim kulturowym, świadomościowym zwrotem były dzieci i ich prawa. Teraz już wszyscy wiedzą, co oznacza przemoc wobec dzieci, że dziecko to mały człowiek oraz że przy mieliśmy do czynienia i z dobrymi, i złymi skutkami tego zjawiska. Dobre jednak przeważały. Uwrażliwiliśmy się na przemoc, zły dotyk, ujawnione i napiętnowane zostały pedofilskie zdarzenia w kościele i życiu świeckim lecz jednocześnie przekonaliśmy się, że nie wszystkim dzieci wierzyć należy, wiele osób dorosłych zostało skrzywdzonych. Podobnie może się zdarzyć ze zjawiskiem „metoo”.

    Świat, w którym żyjemy jest niesamowity. W którą stronę zmierza - nie wiadomo i moim zdaniem jest to cały czas dryf. Nikt tego nie ogarnia, ale może tak było zawsze? Kłopot polega na tym, że obecnie dokonuje się to za życia pojedynczego człowieka (nawet kilkukrotnie), a nie przez wieki. Nie wiem jak to jest z procesami kontrolującymi, weryfikującymi. Czy są, czym są, dzieją się, czy ich nie ma z uwagi na takie przyspieszenie. Najbardziej martwi mnie brak myślenia nad myśleniem, czyli niedostatek porządnej humanistyki, w tym filozofii, ktora w przeszłości zajmowała się podobnymi kwestiami. Kto, co dzisiaj pełni tę rolę.
    „Urawnilowki”, o której piszesz nie zauważam, raczej podążanie za kolejnym wzorcem, odsłona, przybliżenie. Kobieta i mężczyzna zyskuje tożsamość przez swoje doświadczenia życiowe, rodzinę, szkołę, przyjaciół. Człowiek szuka siebie. Ja - jak pamiętam - chciałam być przede wszystkim człowiekiem, osobą kochaną, być w bliskim związku. Czy mniej, czy bardziej delikatną to chyba było drugorzędne. Sposoby zachowania, te akceptowane, pożądane przez innych w większym stopniu narzuca kultura (moim zdaniem). Gdyby przyjrzeć się - historycznie - kanonom piękności (gruba, chuda, mniej lub bardziej unisex) oraz zachowaniom obu płci to były uwarunkowane obowiązującym stylem życia, niestety (tu kamyk do Twojego ogródka) narzucane przez dominującą płeć. Geny są odpowiedzialne za temperament, za to że jesteśmy istotą społeczną - relacje, więzi są dla nas jak woda życia, też instynkt spłodzenia potomków. Zachowania płci zdają mi się bardziej skutkiem tzw. rynku pożądanych, propagowanych ideałów niż wynikiem genetyki. Zachowania są formą dla instynktu, popędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się Twoja wypowiedź, brzmi w niej poruszenie, emocja :-) Dziękuję Ci za nią.
      Może zostawmy na boku kwestie korzeni cech uznawanych za męski i kobiece, bo nie ich pochodzenie jest tutaj najważniejsze, a nadto nie ma tutaj miejsca na setki stron wyjaśnień i przywoływanie rezultatów naukowych badań.
      Urawniłowką nazwałem skutki gender takimi, jakimi je pojmuję i wyobrażam sobie, bo nadal nie mam jasności co do istoty tego ruchu. W paru miejscach czytałem o dawaniu lalki chłopcu, albo nie dawaniu mu niebieskich spodni, ale przecież, na Boga, nie o te drobnostki chodzi w tym gender. Jeśli nie, to o co? O równość praw? One są już równe, teraz potrzebny czas, rozsądne działania też, żeby ludzie przyjęli to do wiadomości, bo niektórzy mają kłopoty z pojmowaniem tej równości. O udowodnienie, że co może mężczyzna, może i kobieta? To ma być gender? Tak na poważnie? A może o usunięcie różnic między płciami? Całkiem możliwe, bo co raz czytam o nich, i jakby z wyrzutem. Czyli jak ma być? Chłopaki i dziewczyny mają wybrać sobie te cechy, które uznają za pasujące im, niezależnie od ich identyfikacji? Taki misz masz kobieco-męski? Jakie wobec tego cechy miałyby wyróżniać kobiety i mężczyzn, skoro neguje się uznawanie cech za męskie i za kobiece?
      Każdy człowiek zyskuje w życiu swoją tożsamość, zarówno kobieta jak i mężczyzna, ale Ty chyba piszesz o tożsamości w znaczeniu ogólnym, a jaka miałaby być ich tożsamość płciowa, tożsamość kobiety i mężczyzny, gdyby dążenie gender się ziściły? Obraz, jaki tutaj mi się wyłania, jest brzydki, mało kobiecy, z rozmytymi, może nie do rozpoznania, cechami obecnie jednoznacznie kojarzonymi z określonymi płciami. Nie chciałbym żyć w takim świecie. Chomiku, napiszę raz jeszcze: to, co istotne w płci, co z jednego człowieka czyni kobietę, z drugiego mężczyznę, i nie mam na myśli drobnostek w rodzaju zawodów czy ubiorów, mamy zapisane w mózgu. Nasz umysł ma płeć. Najistotniejsze różnice zawsze wyjdą na wierzch, chyba że będą celowo i świadomie tłumione.
      Cała reszta, w tym także tak ulubiony przez genderystów wybór kolorów i zabawek, jest niewiele znacząca.
      My się ciągle mijamy. To, co zwolennicy gender podają jako istotne składniki rozróżniające płcie, są w istocie sprawami drugorzędnymi i faktycznie na ogół kulturowymi. Tylko że pod fasadą kultury tkwi coś, co im umyka, może dlatego, że jest głęboko ukryte i dla dostrzeżenia wymagające specjalistycznej wiedzy, z którą oni chyba nie mają ochoty się zapoznawać. Oni wiedzą. Wzajemnie się cytują, nie dostrzegając nawet logicznych, o merytorycznych nie wspominając, błędach.
      Moje „nie chcę takiego świata” nie jest zabraniem zabawek, wszak starannie odpisuję na każdy komentarz. Jest wyrazem mojej negatywnej oceny ich świata.
      A co ostatniego zdania: tak, wiele naszych zachowań ma charakter fenotypowy, na przykład temperament. Pewnie, można go kulturowo zmienić, faktów to jednak nie zmienia. Kobietą i mężczyzną po prostu się jest od urodzenia i niezależnie od wychowania; jest się także psychicznie, z wyraźnymi różnicami między płciami.
      Reszta jest do sporów, zmian, kultury i gender.

      Usuń
    2. Nasz mózg ma płeć. Powiedz to Marii Curie-Skłodowskiej albo mojej Gui. Męskie mózgi w kobiecych ciałach.

      Usuń
    3. Drogi Krzyśku,
      dziękuję Ci za pochwałę i wielcem rada, że zauważyłeś emocje w mojej wypowiedzi. Kobiety wszakże są bardziej emocjonalne, wzruszają się i marzą o wielkiej miłości, ponieważ bez niej nie są spełnione, podobnie jak żyć nie mogą bez męskiego ramienia, a mają to wdrukowane w swój kobiecy genotyp :))). A z kolei męzczyżni to wielcy myśliwi i muszą gonić za króliczkiem, gdyż w przeciwnym razie ich - z kolei - genetyczna płeć nie dopełni się.

      Kilka słów tytułem sprostowania. Kobietą i mężczyzną prawdopodobnie nie rodzimy się, przykro mi :(. Tożsamość płciowa pozostaje nieustalona do czasu dojrzewania pomimo obecnych już od urodzenia drugorzędnych cech płciowych. Za nasze zachowania kobiece czy męskie, tak jak są one stereotypowo postrzegane odpowiada kultura. Układ kobieta podległa mężczyźnie jest silnie utrwalony, tysiąclecia w naszym kręgu kulturowym. Zabetonowane są wzory zalotów i zachowań przystających każdej z płci, przy czym płeć słabsza praw mniej dostała w tym systemie naczyń połączonych, lecz nie od Boga, czy natury. Są różne kobiety i różni mężczyźni, są ludzie. Każdy człowiek jest inny. Cóż, mężczyżni tęsknią za starymi czasami, za utraconym statusem i ciężko im się w obecnym świecie odnaleźć. W świecie, w ktorym kobieta może zarabiać więcej od mężczyzny, może być dobrą matematyczką, budowniczym mostów, nie wystarcza jej pocałowanie ręki i wydzielanie kieszonkowego na dom lecz oczekuje partnera, z którym będzie wspólnie dzielić niełatwe przecież życie. Rzeczywiście dla mężczyzn jest to potężny cios, wymagający zbudowania tożsamości w odróżnieniu od danej na wstępie i na zawsze wielkości z racji płci.
       
      A teraz kilka sprostowań (ciut złośliwa będę). Temperament jest w pełni uwarunkowany genetycznie (typ układu nerwowego, szybkość pobudzenia, hamowania, natężenie), czyli cholerykiem bądź flegmatyczką się po prostu jest i nic na to poradzić nie można. Temperamentu nie możemy mylić z cechami charakteru, osobowości, ponieważ to zupełnie coś innego, a często dochodzi do nieporozumień na tym tle.

      Krzysiek, a Ty „w koło Macieju” - o swoim ideale kobiety, która powinna być ukształtowana tożsamościowo już od poczęcia. Oj, narażasz się ;P. Mam dla Ciebie dobrą nowinę, za niedługi czas najprawdopodobniej będziemy mogli określać pożądany genotyp przyszłego dziecka, tzn. będzie to możliwe technologicznie – pytanie czy tego chcemy?
       
      Piszesz o misz-maszu i niepewności kobiet oraz mężczyzn odnośnie wyboru swoich cech. Tak, nic nie jest dane, trzeba się przez to przedzierać, obie płci, a kiedyś tylko kobiety musiały to robić.

      Ponieważ z definicją gender jest kłopot - dżenderyzm stał się workiem, do ktorego obie strony wrzucają swoje marzenia i zgryzoty spróbuję sprawę uporządkować lecz to już w kolejnym wpisie, ponieważ przekroczyłam 4096 znaków.

      Usuń
    4. Słowo gender jest obce w języku polskim. W języku angielskim jest neutralne i oznacza „rodzaj”, najczęściej jest tłumaczone jako płeć społeczno-kulturowa (w odróżnieniu od słowa sex, czyli płeć biologiczna).
      Słownik:
      1/ w socjologii oznacza możliwość rejestrowania i opisu zjawisk związanych z tożsamością płciową i jej przemianom na przestrzeni dziejów. Opis zjawisk, a nie postulat do zmiany czegokolwiek. Neutralnie.
      2/ w politologii słowo używane do opisu relacji między płcią, a władzą i miejscem w hierarchii społecznej. Liczy się kwestia politycznej i ekonomicznej pozycji kobiet.
      3/ gender mainstreaming - strategia polityczna przyjęta w UE - działania na rzecz równouprawnienia kobiet i mężczyzn (równouprawnienia, a nie dekonstrukcji płci!) i nie dopuszczania do marginalizowania problemów kobiet.
      4/ w gender studies - badania nad płcią kulturową z zakresu różnych dziedzin: filozofii, antropologii, psychoanalizy. Tak jak jest urban studies, tak pojawił się kierunek poświęcony płci.
      5/ w teorii queer - teorii odmienności, tradycja intelektualna związana z LGBT. Wbrew niektórym niepokojom teoria queer nie jest wdrażana w polskich szkołach lecz o zgrozo! można ją spotkać na uniwersytetach. Dla przedstawicieli tego nurtu już samo nazywanie chlopcow chłopcami, a dziewczynek dziewczynkami jest opresyjnym kształtowaniem ich tożsamości.
      6/ w feminizmie różnicy - jest interpretacją płci biologicznej i tego, że radykalnej różnicy pomiędzy płciami nie da się zatrzeć i nie powinno się tego robić. Różnica bowiem jest wartościowa i należy ja docenić, a nie dekonstruować. Wydaje mi się, że jesteś zwolennikiem tego rozumienia :D. Jesteś feministą:).
      7/ ideologia gender, genderyzm - kościół myli pojęcie gender mainstreaming z rozumieniem pojęcia gender w teorii queer. Strach przed „ideologią gender” jest nieuzasadniony, co więcej kościół sprzeciwia się samemu rozróżnieniu na sex i gender, uważając że role mężczyzn i kobiet są inne na mocy prawa naturalnego (do argumentu natury odniosłam się już w poprzednim komentarzu) i macierzyństwo kobiet jest ich powołaniem, a nie rolą społeczną, ktorą można kształtować czy wybierać.
      To tyle dzisiaj i pozdrowienia ślę.

      Usuń
    5. Słuszne zastrzeżenie: tak dla równouprawnienia, nie dla dekonstrukcji płci. Dalej nie wiem, co jest istotą tego ruchu, co dla nich najważniejsze, skoro najczęściej czytam o wyłącznie kulturowych uwarunkowaniach cech płci, albo o lalkach czy kolorach ubrań.
      W związku z tym zastrzeżeniem powiem, że odnoszę wrażenie, jakby ten ruch zakręcił koło i zwrócił się przeciwko sobie. Skoro słowo gender oznacza tożsamość płci, to dlaczego ten ruch wybrał właśnie to słowo na nazwanie siebie, skoro wygląda na to, jakby walczył z cechami płci, negował je, albo redukował do wychowania i koloru ścian w pokoju dziecka. Nie rozumiem tego. Nie rozumiem, dlaczego tak usilnie wmawia się ludziom wtórne, bo kulturowe, pochodzenie cech płci. Czemu to dla nich takie istotne, skoro wydawałoby się, że bez względu na źródła tych cech, powinni dbać o nie lekceważenie ich, o podkreślanie tego wszystkiego, co z kobiecością się kojarzy. Wydawało by się, że raczej powinni informować społeczeństwa o zaniedbaniach i niedobrych stereotypach związanych z kobietami, a co oni robią? Nawet tak przychylna kobietom osoba jak ja czuję zdziwienie, albo i oszołomienie, a nawet chwilami zażenowanie po lekturze ich stron. Oni działają przeciw interesom kobiet. Oni stworzyli ideologię. Odnosi się silne wrażenie, iż po prostu wiedzą, i dlatego wiedza nie jest im potrzebna.
      Teoria queer. Matko Boska. To prawda, Chomiku? Oto następny krok gender.
      Dziękuję za nazwanie mnie feministą :-)
      Można powiedzieć, że jestem nim chociaż siebie samego widzę jako po prostu miłośnika kobiet. Od wielu lat miewam raczej znajome niż znajomych, bo po prostu z kobietami lepiej mi się rozmawia. Lubię was, podobacie mi się także pod względem psychicznym. Faceci są jak dla mnie zbyt rzeczowi, za mało w nich delikatności. Tylko co z tą cechą u kobiet zrobią genderyści czy ci… queerowcy? Także o tym myślałem, pisząc o niedobrym obrazie świata, jaki mi się tu wyłania.
      Kościół nie powinien wtrącać się do spraw płci, małżeństwa i kobiet, bo tyle o nich wie, co ksiądz dowie się od swojej gosposi lub przez kratkę w kościele. Kościół nie ma moralnego prawa wyrażania się o kobietach po wiekach poniewierania nimi. Nie lubię, gdy mówi się o powołaniu kobiet, źle mi to pachnie. Jeśli powołaniem kobiet jest rodzenie, to, analogicznie, powołaniem mężczyzn jest zapładnianie, a takie pojmowanie męskości i kobiecości jest ich sprowadzaniem do poziomu samców i samic. Starzy kawalerowie którzy nie mają żon ani dzieci (przynajmniej oficjalnie), niech się zajmą sprawami wiary lub swojej prostaty, a nie młodymi kobietami.
      Chomiku, dobrze, że zamieściłaś te wyjaśnienia. Troszkę rozjaśniłaś mi w głowie.

      Usuń
    6. Z praca dalej ciężko, pozostaje weekend lecz niestety bez niedzieli, ta musi zostać przeznaczona na świąteczny makowiec.
      Nie dziwię się, że nie rozumiesz i pomóc nie mogę, ponieważ ja też nie wiem, o co chodzi z gender i przede wszystkim dlaczego budzi to takie emocje, nawet Twoje, chociaż nie to akurat rozumiem - strata złudzeń zawsze boli, a ta jest wymierna. Dla mnie to proces budzenia się kobiet jako ludzi. Kobieta jest człowiekiem tak jak mężczyzna i płeć chyba niewiele ma tu do rzeczy. Są ograniczenia z obu stron i cechy genetyczne (np. opieka nad potomstwem) lecz byłabym bardzo ostrożna z ich unieruchamianiem, ponieważ człowiek różni się od zwiherząt przez myślenie, poddawanie refleksji swojego życia. Stał się cud i przekleństwo jednocześnie. Świadome kształtowanie swojego losu i wydzieranie naturze jej praw, reguł. Przekleństwo, ponieważ łatwiej się odnaleźć w systemie, regułach. Oczywiście większości, a o resztę mniejsza. O te resztę się upominam i o innych, nie tak silnie zdeterminowanych. Zauważ, że nawet nie umiem zająć radykalnego stanowiska z powodu obciążeń kulturowych, właśnie z racji płci. Nie potrafię sobie wyobrazić innego świata, a chciałabym.
      Dzisiaj słuchałam kolejnej rozmowy (było o duszy na przestrzeni dziejów, zaczęło się od Greków naturalnie) o imaginacji. Skupiamy się na faktach lecz to, co nas rozwija to wyobrażenia. Śmiem myśleć, zadawać sobie pytania i próbować na nie odpowiadać oraz nie bać się rozważania i odpowiedzi.

      Wbrew pozorom kolor niebieski i różowy ma znaczenie, podobnie jak kupowane zabawki. Moim zdaniem warto się pochylić nad zainteresowaniami dziecka, tropić i wspierać je, zamiast kierować się płcią. Boleję nad swoją chrześnicą, która ma intuicję naturalną matematyczno-fizyczną lecz jej rodzice - humaniści wspierają wiadomo co oraz edukacja szkolna robi swoje. Moje doświadczenie - pół roku wspierania chrześnicy w lekcjach i zaczęła uważać przedmioty ścisłe jako łatwe. To wszystko jest trudne, ponieważ dzieciaki muszą wpisywać się w obowiązujący kod kulturowy. My jesteśmy „out of date” lecz nasze doświadczenia są dla nich bezcenne, te nie wprost lecz przetworzone przez szerszy obraz, kontekst.
      Jesteś „facetem” i nie rozumiesz. Jasne, ponieważ to rewolucja

      Usuń
    7. Chomiku, na końcu swojej wypowiedzi zaczęłaś o ważności kolorów, by zaraz przejść do ważności swobodnego wyboru dawanego dziecku. To dwie zupełnie odmienne sprawy, w moim widzeniu marginalna i ważna. Jeśli według Ciebie wybór koloru ubrań czy ścian jest tak ważny, prosiłbym o uzasadnienie tego twierdzenia. Drugie, o swobodnym wyborze danym dziecku, uzasadniać nie ma potrzeby.
      Emocjonalnie ja niemal zawsze reaguję, co mam za jedną ze swoich cech kobiecych. Tutaj objawiła się po raz pierwszy po prostu dlatego, że ta dyskusja jest pierwszą na tym blogu, wcześniej były na ogół krótkie, albo bardzo krótkie, notki w rodzaju „byłem, czytałem”.
      Dopiero po publikacji wczorajszej odpowiedzi zauważyłem, że napisałaś dwa komentarze. Już się trochę gubię w nich. Było późno, więc odpowiedź przełożyłem na dzisiaj.
      Facet goni za króliczkiem, a ona potrzebuje męskiego ramienia. Ha ha, Chomiku. Trochę rozbawiły mnie te słowa, piszę bez ironii, szczerze :-)
      Spróbuję tak.:
      Wiadomo o wielkim apetycie na seks u młodych mężczyzn, prawda? Gdy chłopak jest w wieku 15-16 lat, wybucha w nim zainteresowanie seksem z taką siłą, że codziennie potrzebuje paru minut odosobnienia, a podnieca go wszystko, nawet myśl o poruszających się tłokach silnikowych, nawet małe zdjęcie. Czy zgodzisz się ze mną, gdy napiszę, że ten silny pęd do seksu jest dany mu w genach? Chyba nikt nie będzie twierdzić, że ojciec nie przekazał mu tego zainteresowania w procesie wychowania. Wiemy, że u mężczyzn możliwości uprawiania seksu maleją z wiekiem, że stopniowo przestaje być homo eroticusem, chociaż psychiczne potrzeby utrzymują się właściwie do końca życia, aczkolwiek w starszym wieku damski tyłek już nie przesłania tak świata jak nastolatkowi. Chyba zgodzimy się z napisanym?
      Teraz pomyślmy o rozległych skutkach społecznych i ogólniej, kulturowych, tego popędu. Są widoczne w bardzo wielu dziedzinach życia, odciskają swój ślad także z dala od erotyki i seksu. Wiele elementów mowy, naszych gestów, zachowań, sposobów rozumowania, zwyczajów, wiele dowcipów nawet, jest mniej lub bardziej związanych z męskim pragnieniem seksu. Jest cała gałąź usług i produkcji związana z seksem. Trudno tutaj wymieniać wszystkie związki, ale mniemam, że zgodzisz się, Chomiku, iż są bardzo liczne i wpływają na kształt naszej kultury.
      Tak, kultury, ale tutaj pora na zadanie pytania o przyczynę tych wszystkich cech cywilizacji związanych z seksem.
      Fundamentem tego całego gmachu są geny.
      Żaden gen nie każe chłopakom oglądać się za seksownie ubraną dziewczyną, żaden gen nie każe zaczepiać na ulicy kobiet i składać im erotycznych ofert, jak to bywa w zwyczaju w niektórych krajach, bo to są przejawy ich kultury, nie genów, ale bez nich nie byłoby popędu, a za nim tego rodzaju zachowań i wszystkiego, o czym napomknąłem.
      O takim rozumieniu wpływu genów na nas i o genetycznych uwarunkowaniach pisałem od samego początku.

      Usuń
  5. Wpis będzie w dwóch częściach, ponieważ w jednej się nie zmieści.
    Pierwsza cześć.
    Cieszę się, że zgadzamy się w dwóch sprawach - kobieta jest podmiotem i jesteś za rownouprawnieniem. Jednakże nie postrzegasz konsekwencji tych poglądów. Zdaje mi się, że rzeczywiście nie znasz i nie rozumiesz kobiet. Zajmujemy zgoła odmienne pozycje i odwoływanie się przez do kobiecej części Twojej natury nic tutaj nie wnosi, wręcz może być odbierane jako pewna łaskawość. To oczywiste, że każdy z nas ma cechy uważane za kobiece i męskie, chociaż one są po prostu ludzkie, przynależące do człowieka.
    Trudno rozmawia się w pisaniu, ponieważ ucieka ironia, kpina, a takim w zamierzeniu miał być wstęp o gonieniu króliczka. Karykaturą.
    Wiele argumentów pojawiło się w wypowiedziach Twoich adwersarzy, kobiet, do których i ja się zaliczam. Plączą się już wątki z powodu ich długości lecz przekaz pozostaje niezmienny. Spróbuję odnieść się konkretnie do tego, o czym piszesz, do kolorów.
    Najpierw zdanie na temat seksu, ponieważ mogę krótko je skwitować. Formy zalotów i formuła związku kobiety z mężczyzną jest kulturowa. O kształcie relacji, pozycji i prawach kobiet decydował (i zdecydował) mężczyzna, a nie geny. Czy brano pod uwagę zdanie, uczucia kobiet? Nie. Czy sytuacja kobiety była dla niej korzystna? Nie. Nie miała nawet praw wyborczych i własnych pieniędzy. Na co mogła liczyć? Na dobrego męża. Uważasz, że to wystarczające?

    Kolory ubranek i rodzaj kupowanych zabawek mogą stanowić papierek lakmusowy wrażliwości rodziców i innych otaczających je dorosłych na potrzeby dziecka. Skąd dziewczynka lub chłopiec mają wiedzieć, co ich pociąga, interesuje, jakie mają talenty, jeśli wpychamy je w koleiny utartych, zwyczajowych stereotypów męskości i kobiecości, jeśli lifestylowe media krzyczą „bądż różowa”. Dziecko jest podmiotem i powinniśmy dawać mu tyle wolności decydowania, ile jest to możliwe biorąc pod uwagę jego wiek. Dlaczego dziewczynka ma bawić się lalkami, chodzić w sukience, nie wdrapywać się na drzewa, jeśli to lubi. Oddziaływanie dorosłych jest brutalne (to oni mają siłę, rację, narzędzia aprobaty i krytyki) i subtelne - przez symboliczne kolory i radość malującą się na twarzy taty widzącego swoją laleczkę - grzeczną dziewczynkę ze złotymi lokami z kokardą. Podobnie jak duma matki i ojca z synka, ktory koledze dał w nos i nie maże się, czyli jest wojownikiem (tu nawiasem mówiąc masz grecki powód zdominowania kobiet lecz to sprawa na osobną dyskusję). Dziewczynka pomaga mamie w kuchni, a chłopiec nie musi, za to idzie z ojcem do garażu, aby pomóc ojcu w myciu samochodu. To, o czym piszę to standardowe wizerunki płci, mają dużą moc, ciagle jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Druga część wpisu.
    Wiele osób wciąż postrzega w taki sposob kobietę i mężczyznę. Dlatego myślę o gender jako o rewolucji kulturowej, ktora się dokonuje. Ostatni (w kontekście czasu) jej akord to akcja #metoo, o której pewnie nie słyszałeś. Zaczęło się od bardzo dobrze udokumentowanego artykułu w New Yorkerze, o pewnym ważnym i wpływowym, hollywoodzkim producencie Harveyu Weinstenie i tweecie aktorki Alyssi Milano, ktora oskarżyła go o molestowanie seksualne. Napisała: „Ja też. Jeśli wszystkie kobiety, które były kiedyś molestowane seksualnie napisałyby „ja też” w statusie, być może pokazałybyśmy ludziom jaką skalę ma to zjawisko”. Miliony kobiet z całego świata zaczęły używać tego hasztagu, opisywać swoje doświadczenia i wskazywać osoby odpowiedzialne. Po raz pierwszy w historii odium nie dotykało ofiary tj. kobiety (ponieważ miała krótką spódniczkę, umalowane usta, sama chciała, przecież wiadomo, że jak kobieta mówi „nie” to oznacza „tak”, sama chciała itd.) lecz mężczyzny. Obejrzyj sobie stary film „Pracująca dziewczyna” (The working girl). Zwróć uwagę na scenę w samochodzie z szefem. Ona nawet nie potrafiła nazwać zachowania Kevina Spacey molestowaniem, nadużyciem, czuła tylko niesmak. Wtedy nie było takiej kategorii, nie było słowa.
    Za słowem gender nie przepadam, ponieważ obarczono je negatywną konotacją. Stoi za nim autorytet zapyziałych polskich księży, etykieta zła wszelakiego, zrzucanie winy i straszenie środowiskiem LGBT (kiedy czegoś nie znamy, to się tego boimy) i obrona prawa naturalnego, ktore ma być prawem, choć nim nie jest. Czy prawo naturalne pozwala uczynić jedną z płci niewolnikiem? Byłam jedną z kilku kobiet na całym roku na swoim politechnicznym wydziale. Różnych miałam profesorów ale zdarzały się trudne sytuacje. W tej chwili na tym wydziale proporcje się wyrównały i stało się to w wyniku upartego dążenia kobiet do realizowania ich marzeń. Mężczyżni w tym nie pomagali (chociaż niektórzy tak). W zasadzie sądzę, że kluczowym czynnikiem wyzwolenia kobiet była możliwość pracy, dzięki której uniezależniły się finansowo od mężczyzny. Nie wiem, czy wiesz ale początkowo komputery obsługiwały i projektowały kobiety, dopóki nie zmknięto przed nimi możliwości aplikacji na te wydziały.
    Często odwołujesz się do siebie, że Ty byś tak nie robił. Niestety inni tak postępują. To są te wzorce kulturowe, o których próbujemy Ci opowiedzieć. Opowiedzieć, jak to wygląda z drugiej strony. Bawią mnie i jednocześnie przerażają te opowieści o kobiecie, ktora nie może prowadzić F16, czy mieć ręce uważane smarem. Takie ręce też można kochać, pokochać. Kochanie zdaje mi się raczej rysem indywidualnym odwołując się do metafory dwóch połówek pomarańczy. W męskich słowach czuję pieśń ze starych, dobrych (ironicznie) wiktoriańskich czasów, w których kobiety musiały uważać, aby nie spaliło ich słońce, ponieważ biała płeć była w cenie na rynku małżeńskim. Jak dobrze, że te czasy minęły.

    OdpowiedzUsuń
  7. Część trzecia wypowiedzi. Dodam jeszcze jeden wpis, ponieważ przeraziłam się Krzyśku, kiedy przeczytałam opis z https://pl.wikipedia.org/wiki/David_Reimer! Zrobiło mi się strasznie! Złamano człowieka, złamano jego płciowość. Zrobili to jego rodzice i specjaliści. Przypomina mi to terapię dla homoseksualistów. Okropne i niedopuszczalne.

    Co to wnosi do naszej rozmowy? Niezrozumiałe dla mnie wnioski wyciągnąłeś z opisu życia Dawida Reimera. Dla mnie – nie wolno łamać i zmuszać do płci, a tak się dzieje jeśli chłopiec musi wykazywać się stereotypowymi cechami “niebieskiego chłopca”, a dziewczynka odpowiednio “różową kobiecością”.
    Kolejna sprawa to tożsamość płciowa, czym jest? Nie mylmy tożsamości płciowej ze sposobami zachowania się w szkole, w pracy, w związkach, w domu, z czystymi czy brudnymi paznokciami, z zawodami, zainteresowaniami, talentami, umiejętnościami, wrażliwością i jej brakiem itd. Te drugie są uwarunkowane przez doświadczenia, kontekst kulturowy (ramę, w której funkcjonuje jednostka), geny konkretnego człowieka (człowieka, a nie dziewczynki czy chłopca).
    Myślenie w kategoriach genów męskich i kobiecych, czy mózgu płciowego jest szalenie groźne. Pulę genów otrzymujemy z przetasowania, pół na pół, talii genów swoich rodziców (ich przodków) i nie ma genu odpowiedzialnego za bycie stuprocentową kobietą, czy stuprocentowym mężczyzną, ponieważ tę stuprocentowość określa kontekst historyczno-kulturowy. Szukanie w mózgu struktur odpowiedzialnych za płeć jest moim zdaniem bardzo, bardzo niebezpieczne i nie znam wiarygodnych badań w tym obszarze. Ok, mogę ich nie znać, bardzo wielu rzeczy nie wiem czy nie znam lecz przecież mogę pomyśleć na ten temat i czytać ze zrozumieniem.

    I tak po kolei. Badania dotyczą opisu struktur mózgowych (pogrubienie, zwiększenie, więcej/ mniej zakrętów, więcej/mniej istoty szarej, białej, większy/mniejszy mózg), a nie funkcji tychże, nie wspominając już o złożoności i współdziałaniu. Zapis EEG i wszelkie inne zapisy wyładowań mózgowych nie opiszą ich treści, ponadto nigdy nie wiemy, co jest przyczyną a co skutkiem.

    Przeczytaj uważnie opisy różnic – nie mówią o niczym więcej niż dymorfizmie płciowym, a on nie przekłada się na poczucie płci (kim jestem) – to pozostaje jak na razie tajemnicą. A odnosząc się do naszej dyskusji – płeć a preferowane zachowania - w ogóle nie ma nic do rzeczy. Na przykład twierdzenie, że statystycznie mężczyźni mają lepiej rozwinięty zmysł przestrzenny, a kobiety lingwistyczny wydaje się zdecydowanie niepotwierdzone: co było pierwsze jajko, czy kura. Ostatnio słuchałam rozmowy z genetykiem – zafascynowany opowiadał o tym, że trauma holokaustu (reakcja na stres) może odkładać się w genotypie, przed dwoma laty przebadano jakąś grupę osób.

    Przeraża mnie poszukiwanie różnic pomiędzy płciami, ponieważ niestety bardzo przypomina mi końcówkę dziewiętnastego wieku i połowę dwudziestego czyli usilne poszukiwania metod zróżnicowania ludzi sprowadzających się do eugeniki - autorem pojęcia i jednocześnie twórcą psychometrii i psychologii różnic indywidualnych był Galton (od niego wzięły początek testy inteligencji). Był za tzw. eugeniką pozytywną, czyli pozytywną selekcją. BRR! Z ciekawostek również Bell był zwolennikiem eugeniki, Uważał że głuchota jest dziedziczna i zalecał zakaz zawierania małżeństw przez głuchych. Historia eugeniki jest straszna, z punktu widzenia współczesnej genetyki, eugenika jest uznawana za pseudonaukę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chomiku.
    Trudno mi się odnieść do Twoich słów, bo musiałbym pisać przede wszystkim zaprzeczenia lub sprostowania: ja tak nie pisałem, ja tego nie sugerowałem, ja tak nie myślę ani nie piszę, itd. Nieporozumienia. Ot, pierwsze z brzegu, czyli od góry, te o seksie. Stwierdzasz, że formy zalotów i formuła związków (…) jest kulturowa. Gdybyś zajrzała do moich słów, znalazłabyś wśród nich takie samo stwierdzenie. Ja pisałem, że bez uwarunkowanego genetycznie pociągu seksualnego (posłużyłem się pociągiem męskim, ale w pewnej mierze dotyczy to także kobiet), nie byłoby sporego obszaru naszej kultury. Przy czym pisząc słowo „kultura”, ma się tu na myśli nie tyle dzieła sztuki pięknej, co to wszystko, co jest ponad naturę, co jest wytworem człowieka. Czynię te zastrzeżenie, bo może zaraz przeczytam, że nie ma nic kulturalnego w gwałcie czynionym na kobiecie. Chomiku, dość żmudne są te ciągłe sprostowania i zastrzeżenia.
    Słowa o molestowaniu kobiet i eugenice, o braku swoich pieniędzy i swobody decydowania o sobie, nijak się mają zarówno do tematu rozmowy, jak i do treści moich wypowiedzi. Nie wiem, dlaczego się tutaj znalazły. Na wszelki wypadek, czyniąc aprioryczne sprostowanie, napiszę, iż tutaj stoję obok Ciebie, w pełni Cię popierając.
    Kolor ubrań od biedy można by uznać za Twój przykładowy papierek lakmusowy tylko wtedy, gdyby ubierać dziecko w biel, albo w ubrania neutralnych kolorów, jakichś beży, na przykład. Jeśli założy się różowe ubranie chłopcu, niebieskie dziewczynce, tym samym dokonuje się – w waszym rozumieniu – wyboru za nich, tyle że w przeciwną stronę do wyboru niegenderowców.. W dalszym ciągu nie wiem, dlaczego tak często czytam na pewnych stronach o kolorach i lalkach. Dlaczego ta drobna sprawa tak urasta do dużej rangi.
    Zaciekawiło mnie Twoje widzenie sprawy Davida Reimera. Widzisz je po genderowsku, a jak dla mnie, wymowa jest nieco inna. Owszem, tak jak piszesz dokonano gwałtu na dziecku nie pytając się je o zdanie, ale dokonano dlatego, że uznawano za fakt brak genetycznych uwarunkowań cech płci. Przekonania tego szarlatana Moneya doprowadziły do zniszczenia życia człowiekowi, a jego fałszywe, pseudonaukowe tezy wykorzystywane były przez ruchy feministyczne, a więc związane z obecnym ruchem gender. Historia Reimera jednoznacznie pokazuje, że płeć mamy zapisaną w głowie i nic, żadne operacje ani podawane hormony i wychowanie, tego nie zmieni. Właściwie nie wiem, czy zgadzasz się z tym faktem, może tak, ale przypuszczam, że z dalszym wnioskiem raczej nie: w genetycznej odmienności płci mieszczą się także odmienne cechy psychiczne. Zrównać te różnice do wychowania, jest dla mnie czymś niewytłumaczalnym i niepojętym. To zamach zarówno na kobiecość, jak i na męskość. Zamach na płeć, a więc działanie odwrotne do zamierzonego.
    Nie wiem o co wam, moim rozmówczyniom, chodzi, bo w jednej chwili wydaje mi się, że rozumiem doskonale, ale w drugiej czytam coś, co przenosi mnie daleko i budzi poczucie obcości tak silnej, że rozszerzającej się na cały ten współczesny świat. Coraz częściej myślę, że tę rozmowę traktujecie jako okazję do wylania swoich żali na męską połowę ludzkości. Gdyby tylko o to chodziło, napisałabym: piszcie, żalcie się, bo wiem, że po wyżaleniu się jest lżej, więc czytaniem pomogę Wam, ale co gorsza widzę, że nasze kłopoty w tej rozmowie biorą się także z nieporozumień. Napiszę więc raz jeszcze: w moim rozumieniu uwarunkowania genetyczne nie przywiązują kobiet ani do kościoła, ani do kuchni, ani do łoża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem do czego zmierza ten dziwaczny ruch gender, jednakże teraz już nie odczuwam zdziwienia, jak jeszcze miesiąc temu, gdy czytałem o protestach przeciwko gender. Teraz (nie tylko po tej rozmowie, bo były też poza blogiem) już nie dziwię się niechęci ludzi do tych idei, bo genderystki potrafią bardzo skutecznie niechęć wzbudzić nawet we mnie, osobie bardzo przychylnej kobietom. Gdy zastanawiam się nad swoimi odczuciami, dochodzę do wniosku, że mój sprzeciw jest obroną kobiecości w kobiecie i męskości w mężczyźnie, ale wobec trudności w wyjaśnieniu stosunkowo prostych zależności między genami a cechami płci, nie podejmę się próby trudniejszej: wyjaśnienia mojego pojmowania kobiecości, mimo iż jest ono typowe dla mężczyzny mającego sporo wiedzy ogólnej, jak na swój wiek dość nowoczesne poglądy, także dużo tolerancji i przychylności wobec płci niewieściej. Powiem tylko, że tamte protesty nie są tylko rezultatem negatywnego wpływu instytucji religijnych na ludzi ani niewiedzy protestujących, na pewno nie są wyrazem pragnienia przywiązania kobiet do kuchni. W znacznej mierze są sprowokowane przez działaczki ruchu gender, które potrafiły słuszne ideały pełnej równości płci sprowadzić do poziomu bliskiego ich karykaturze.

      Usuń
  9. Bardzo poruszyła mnie nasza dyskusja na Twoim blogu (rozmowa tocząca się pomiędzy wszystkimi) ale również podobnie jak Ciebie zmęczyła. Jest trudna, nie ma wyraźnej odpowiedzi, ani drogi. Zatrzymał się czas, przestrzeń, tak jak w trakcie ostatniego odcinka Twojej wędrówki. Wiele rozmawiałam w trakcie naszej dyskusji, ponieważ jestem za silną płcią w gruncie rzeczy lecz nie dyskryminującą. Czy to się wyklucza?
    Może obecnie tak, potrzebny jest czas i chyba coś więcej. Wzmocnienie płci dokona się nie za naszego życia, przynajmniej tak en mass. Rozmawiałam dzisiaj z przyjaciółką analityczką i ona zauważa straszne kłopoty w budowaniu tożsamości przez mężczyzn (kobiet też lecz inaczej), współcześnie. Opowiadała mi o mężczyznach, ktorzy sięgają po tożsamość w instytucji (wojsko, policja), nazwała to psychoanalitycznie i nie użyję jej sformułowania, ponieważ mogłoby zostać niezrozumiane. Opowiadała o kobietach o pociągu heteroseksualnym, ktore wybierają partnerkę, ponieważ nie mogą znależć mężczyzny. Wszyscy widzimy kłopoty z określeniem się, tożsamością, ona, Ty (napisałeś o tym, wprost) i ja. To jest coś, co nas łączy. Nie jestem za uniseksem, bezpłciowością, czy partogenezą. Nie daj Boże! Ja po prostu nie wiem. Co do kultury, też zgoda. Najciekawsze eseje dotyczące „Lolity” muszą zmierzyć się z miłością bohatera do dziewczynki. Przytaczam ten przykład, ponieważ silnie kontrowersyjny.

    W przypadku Dawida nie będę prostować, no może poza jednym, nie powinni decydować za niego, wtedy kiedy był bezbronny, ponieważ był dzieckiem, ponieważ płciowość to bardzo ważna rzecz.
    Na zakończenie powiedziałabym, że nie słyszymy swoich opowieści. Każdy pozostaje w swojej baśni, ludzkiej baśni o płci. Ja nie rozumiem, dlaczego tak upierasz się, aby związać płeć z genotypem, Ty nie rozumiesz dlaczego ja buntuję się kulturowemu naciskowi, aby dziewczynki pozostawały dziewczynkami, a chłopcy chłopcami z uwagi na silny stereotyp obu ról narzucających tryb życia, pracę, zabawki i kolory oraz sprzeciwiam się przekonaniom, że poza stereotypem stajesz się babochłopem lub lub niemęskim facetem. Myślę, że siła płynie przede wszystkim z człowieka, a nie z płci. Płeć dodaje pojedynczemu życiu kolorytu, a społeczności potężnego kopa do rozwoju. Może to jest ta myśl, którą próbuję Ci sprzedać. Nie wiem.

    W każdym razie pracy dalej nie napisałam, chociaż częściowo mam ją w głowie ale nie wiem, czy napiszę, chociaż bardzo mi na tym zależy. Czasu nie mam, nie mam czasu na nudę. W pracy jak zwykle sajgon.
    I ostatnia myśl, nie miej za złe kobietom, że chcą walczyć o równorzędność z mężczyzną. One nie chcą skreślać płci lecz mieć możliwość wyboru zainteresowań, upodobań, chyba że zatrzaśnie się przed nimi te drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chomiku, wyrażenie w rodzaju dlaczego się upierasz przy swoim zdaniu zawiera w sobie niewiarę czy zaprzeczenie słuszności tego zdania, nieprawdaż? Odpowiedź jest prosta: bo taka jest prawda, tyle że Tobie źle się kojarzy, dlatego nawet nie przystanęłaś (jestem tego pewny) nad moimi wyraźnymi wskazówkami naprowadzającymi. Geny mają swój udział w każdym szczególe naszego ciała, i wybacz, że napiszę wprost: nieprawdopodobieństwem możliwym do wykluczenia przez chwilowe zastanowienie jest mniemanie, że nie dotyczy to naszego mózgu. Kilka konkretnych przykładów podałem – grochem o ścianę.
      Już się nie upieram. Myślcie sobie dalej, że męskość i kobiecość buduje się wyłącznie przez wychowanie i kolory portek, skoro jesteście ślepi na dość wyraźne fakty. Myślcie po swojemu i patrzcie, co się będzie działo z waszymi dziećmi, z ich małżeństwami i z ich dziećmi.

      Tak, potrzebny jest czas. Wy chcecie i tak szybkie zmiany przyspieszyć, a tego się nie da. To ma być ewolucja, rewolucję wprowadza się siłą. Zresztą, ta szybka ewolucja już trwa od jakiegoś czasu i wszystko, co możecie, to nie przeszkadzać.
      A przeszkadzacie. Przeszkadzacie. Szkodzicie sprawie.

      O tym, o czym mówiła znajoma analityczka, i ja myślałem. Gdzieś wyżej wspomniałem o swoich obawach dotyczących skutków ubocznych waszych działań, teraz powiem wprost: otóż przypuszczam, a jest ono bliskie pewności, iż sporo z rosnącej ilości kłopotów ludzi z identyfikacją swojej płci, ale i kłopotów z dorastaniem, z budowaniem swojej tożsamości dorosłego człowieka, kłopotów wyraźnie widocznych, mam za skutek działań zgodnych z ideałami genderystów. Jeśli chłopak ma rozmyte wzorce, jeśli właściwie może wszystko, nawet nosić torbę pełną kosmetyków, a na tyłku różową spódniczkę (bo tak sobie wybrał), trudniej o zbudowanie swojej męskości. Wcześniej mogło czasami być bardziej boleśnie, ale w rezultacie skuteczniej. Teraz można wszystko, czyli właściwie nic nie warto. No i rosną tam tacy Nie Wiadomo Ktosie, trzecia płeć. Faceci bez jaj, kobiety pozbawione kobiecości
      Ale może za to będą szczęśliwszy, bo spełnieni?

      A za pracę w końcu weź się, bo jak nie, to pojadę na Wybrzeże i pogonię Cię do roboty. Tak po męsku :-)

      Usuń
  10. Widzisz Krzyśku, moim zdaniem powody są inne. W związku z pracą dużo myślę o przyjażni, jedną z jej właściwości jest możliwość odbicia się w oczach innych i rozmawiania. To buduje tożsamość człowieka, nie płciowo ( nie zamierzam spasować :D). Odbicie w oczach, mowie, myśli drugiego. Człowiek buduje się przez kontakt, relację, potrzebuje lustra ale nie lustra Narcyza, ponieważ to śmierć. We wszystkich naszych kontekstach brakuje przyjażni, a może czasu na przyjażń. Pytanie czym jest przyjażń? To wielki temat, wątek, niezdefiniowany i niedopracowany. Te konteksty to praca, miłość i państwo. W pracy skoncentrowani jesteśmy na zadaniach zawodowych i wartościują nas jako homo economicus; w miłości zdarza się, że jesteśmy zawłaszczani i jest to miłość romantyczna; w państwie - nie ma wspólnoty, przez co rozumiem nie tylko prawa ale i obowiązki oraz odpowiedzialność za wspólnotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chomiku, dzisiaj w pracy doznałem olśnienia: temat eugeniki nie pojawił się przypadkowo wśród Twoich słów!
      Tak, w pracy też myślę o tej rozmowie, z czego właściwie powinienem się cieszyć, ponieważ odrywa mnie od jej uciążliwości.
      Tobie, ale chyba wielu innym kobietom, nawet ogólniej – wielu ludziom, którzy poznali gender z artykułów internetowych i rozmów ze znajomymi, moje twierdzenie o genetycznych uwarunkowaniach cech płci źle się kojarzy. Rozumieją je jako nie tylko przymus, ale i jako wytłumaczenie podawane przez mężczyzn chcących utrzymać kobietę na tych pozycjach, jakie zajmowała do naszych czasów. Widzę, że takie kojarzenie jest u was silne na tyle, że utrudnia przyswojenie nie tylko tychże uwarunkowań we właściwy sposób, ale i karze wam reagować nieracjonalnie i na siłę udowadniać swoją równość.
      Jak już napisałem, w tym miejscu, na moim blogu, kobiety nie muszą tego robić.
      Wymyślałem różne sposoby wytłumaczenia wpływu tych nieszczęsnych genów, ale nie trafiłem z żadnym. Dziwi mnie to… Może zacznę z drugiej strony.
      Czy zgodzimy się, że mężczyźni są bardziej od kobiet agresywni? Chomiku, zgodzimy się?
      A czy zgodzimy się na większą uczuciowość kobiet?
      Czy zgodzimy się, gdy napiszę, że mężczyźni swoje problemy rozwiązują (swoje, to znaczy między mężczyznami), inaczej niż rozwiązują je kobiety między sobą?
      A na budzenie się w niej zespołu uczuć i sposobów zachowania, które zwykle nazywa się instynktem macierzyńskim? Nota bene: instynkt jest uzewnętrznieniem działania genów, jest ich fenotypem. Przy okazji pozwolę sobie wkleić definicję fenotypu z wikipedii:
      Fenotyp (gr. phainomai – przejawiać; typos – wzór, norma) – zespół cech organizmu, włączając w to nie tylko morfologię, lecz również np. właściwości fizjologiczne, płodność, zachowanie się, ekologię, cykl życiowy, zmiany biologiczne, wpływ środowiska na organizm.

      Zauważ, że zachowanie się ludzi wymieniają jako fenotypowe w biologicznym rozumieniu tego pojęcia.
      Można by tę listę przedłużać, ale może wystarczy. Wrócę tylko na chwilę do dymorfizmu płciowego ludzi, a ściślej do Twojej wzmianki o nim. Pamiętasz? Czytałaś, ale chyba nie do końca. Otóż dymorfizm płciowy nie objawia się tylko większym ciałem u mężczyzn, a obejmuje także nieco inną budowę mózgu u obu połówek ludzkości, jak i u wielu innych zwierząt, co skutkuje między innymi odmiennym zachowaniem.
      Są to różnice fenotypowe (w sensie biologicznym), to znaczy powstałe na skutek aktywności genów. Są uwarunkowane genetycznie. O tego typu różnicach pisałem. Na ich fundamencie powstają następne i liczniejsze różnice, już kulturowe, ale te nie istniałyby bez genetycznego podparcia.
      Zaznaczałem już, ale tutaj powtórzę jeszcze raz: rozrzut cech osobowych między osobnikami tego samego gatunku bywa spory, a u ludzi dodatkowo niebagatelny wpływ na wykształcenie psychicznych różnic uwarunkowanych genetycznie ma nasza kultura, począwszy od wpływu rodziców w dzieciństwie, jednakże czynniki te nie likwidują, a jedynie mogą wzmocnić lub osłabić, wpływ genów na naszą psychikę. Na to, jacy jesteśmy. Na różnice między kobietą a mężczyzną.
      Mózg ma płeć, o czym dobitnie świadczy historia nieszczęsnego Dawida Reimera. Z chłopca nie uczyni się dziewczynki, na odwrót też, a jeśli zmusi się ćwiczeniami, hormonami, nakazami, uczyni się człowieka nieszczęśliwym. Istotą tego nieszczęścia będzie niezgodność płci odczuwanej z narzuconą. W nieco innej odmianie doświadczają tego transseksualiści.

      Usuń
    2. Ja wiem, że genedryści nie narzucają swojej woli dzieciom, ale do nich słowa te kieruję dlatego, że zaprzeczają genetycznym uwarunkowaniom psychicznych cech płci, nie rozumiejąc tego wyrażenia, czyli istoty tych uwarunkowań.
      Genderyści powinni zająć się tym, co jest istotą ich ruchu, idei, ich słuszności: pełnym zrównaniem płci i doprowadzeniem do jednakowego traktowania kobiet i mężczyzn, a nie propagowaniem swoich dziwnych wymysłów, którymi ośmieszają słuszną ideę. Dla mnie sprawa jest prostsza niż widzą ją genderyści beznadziejnie wikłający się w dziwne poglądy: kobietom należy się to wszystko, co mężczyznom i na takich samych prawach, po prostu dlatego, że są ludźmi. Po co tworzyć tutaj jakieś spodenkowo-lalkowe ideologie?

      Chomiku, to wszystko, o czym piszemy tutaj, dotyczy przede wszystkim małych dzieci, jako że w ciągu pierwszych kilku lat kształtuje się osobowość człowieka, o czym oboje wiemy. Przyjaźń jest domeną osób dorosłych, zwłaszcza psychicznie dorosłych.
      Tak, po stokroć tak: brakuje nam przyjaźni, a nawet brakuje nam czasu na przyjaźń. Brakuje nam miłości.
      Kiedyś, w czasie jednej ze swoich łazęg, doszedłem do wniosku, że istnieje u ludzi (teraz, po tych rozmowach, myślę, że dotyczy to zwłaszcza mężczyzn, którzy w sprawach uczuciowości, miłości, ustępują kobietom) wyraźny rozdźwięk między pragnieniem przyjaźni i miłości, a możliwościami naszych serc. My bardziej pragniemy niż potrafimy przyjaźnić się i kochać. Potrzebujemy bliskości drugiego człowieka, a serca nasze są małe i na pół wyschnięte. Nie wiem, dlaczego tak jest. Szukałbym winnego w naszej kulturze: w diametralnie odmienionym przez nas środowisku (nie mam tutaj na myśli zanieczyszczeń, a po prostu jego sztuczność) i sposobie życia. Zmiany następują za szybko, nie nadążamy za nimi psychicznie.

      Usuń