Strony

poniedziałek, 17 września 2018

O drzewach

110918
Kamping stoi w ładnym, cichym miejscu, pod jaworem. Przez otwarte drzwi widzę zielone liście prześwietlone lampą uliczną, jednak dużo już opadło, uschniętych. Moje kroki szeleszczą jesiennie, ale właśnie minął kolejny gorący i słoneczny dzień. Noc też nie jest jesienna, a ciepła i pachnąca, chociaż przyznać powinienem, iż na poły jesienne są jej zapachy.
Karuzele stoją w niewielkim parku, któremu króluje duża i ładna lipa szerokolistna. Liście ma zwinięte w trąbki, chyba wody jej brakuje. Z przyjemnością stałem przy jej pochyłym, grubaśnym pniu i gapiłem się na rozłożystą koronę.



Miałem już być w bazie, ale koniec jednego sezonu i początek drugiego przesunęły się o tydzień. Dopiero w przyszłym tygodniu będę przenosić wszystkie swoje rzeczy do zimowego pokoju i na nowo przypominać sobie, gdzie co mam schowane; na nowo będę wyrabiać odruchy sięgania we właściwą stronę po nóż czy cukier. O tydzień odwleka się ta chwila, gdy klęknę przy szafie, wybiorę dwie albo trzy pary butów górskich, przeniosę je pod fotel i siedząc zacznę uważnie oglądać, jakbym nie znał każdej ich ryski. Wiem też, że te oglądanie jest wstępem, ułatwieniem podobnym otwarciu rodzinnego albumu (kto go jeszcze ma?), ponieważ zapach tych butów, szczegóły ich wykonania, owe ryski na nich, mają przedziwny dar przenoszenia mnie daleko – na szlak.
Przez dwie godziny szukałem nazwy drzewa rosnącego w żagańskim parku. Zwróciłem uwagę na jego nietypową korę, łuszczącą się cienkimi… nie płatami, a jakby włóknami oderwanymi od tkanki pnia. Po obejrzeniu mnóstwa zdjęć poddałem się. Najbardziej podobną ma cedr czerwony, ale nie jest taka sama, no i żagańskie drzewo nie ma czerwonego odcienia, jest ciemnoszare. Żałuję, że zauważyłem je późno, ponieważ przy oglądaniu zdjęć uświadomiłem sobie, jak mało zauważyłem innych szczegółów. Właściwie wiem tylko, że igliwie ma podobne do cisowego.
Może ktoś zna ten gatunek?

130918
Za murem zauważyłem grupę brzóz, a gdy podszedłem do nich, zatrzymałem się zdziwiony, a po chwili niepewny rozpoznania gatunku. Takie liście u brzozy??
Wieczorem dowiedziałem się, że pewien biolog nazwał tę odmianę brzozy mianem strzępolistna, a nazwę łacińską ustalił na betula pendula delacarlica, przyjęła się jednak inna nazwa: betula pendula laciniata.
Szczerze powiedziawszy nie mam serca do tych zawiłości taksonomicznych, chciałem tylko widzianej brzozie przydać miano, nazwać ją, wiedzieć, na jaką patrzę. A patrzyłem długo i nie raz. W ciągu tych kilku dni w Głogowie wiele razy przechodziłem obok tych brzóz, rośnie ich trzy przy alejce łączącej lunapark z parkingiem, na którym stał mój kamping. Bywało, że widząc je w słońcu nieco inaczej niż wcześniej, wracałem po aparat by zrobić tej najzgrabniejszej, najwyższej, kolejną serię zdjęć. Pozowała mi – w co chciałbym wierzyć – nie tylko cierpliwie, ale i z przyjemnością. Myślę jednak, że moja była większa, ponieważ ta brzoza wydała mi się najładniejsza z wszystkich widzianych. Tak, wiem, wkrótce zobaczę inną, niekoniecznie odmiany laciniata, i ją mianuję księżniczką urody, ale teraz ona jest najpiękniejsza. Chciałbym zobaczyć ją jesienią, gdy przebierze się w swoją żółtą szatę, ponieważ chodzi po internecie fama o szykowności jej jesiennej kreacji.
Do szosy, którą setki razy przejeżdżałem jadąc w góry, jest w linii prostej nie więcej jak 200 metrów. Tej jesieni zboczę z trasy i odwiedzę nowo poznaną laciniatę, chociaż widzieć ją będę mógł tylko w nocy, przy świetle ulicznych lamp.




Gdy w końcu oderwałem wzrok od tej ślicznotki, w głębi skweru zauważyłem kilka brzóz już na pierwszy rzut oka różniących się od znanych betuli. Wyszukiwarka podsunęła mi setki zdjęć, ale wiadomo, że nadmiar informacji jest równie utrudniający znalezienie odpowiedzi jak jej niedobór.
Liście duże, wcale nie brzozowe, w czym podobne są te drzewa do wierzb iw, które też mają niewierzbowe liście. Podobne ma brzoza Maksymowicza, ale chyba większe, no i jej kora jest wyraźnie inna. W końcu, po wielu porównaniach i wyjaśnianiu wątpliwości, uznałem, że patrzę na Betule papyrifera, brzozy papierowe. Liście tych brzóz opisane są jako jajowate. Przeczytawszy ten opis, z latarką, jako że była już noc, poszedłem pod drzewo raz jeszcze obejrzeć liście, co dowodzi dalszych moich niepewności. Boże drogi – spojrzałem na liście – jakim cudem ten kształt kojarzy się komuś z jajkiem?? Już prędzej z potocznym wyobrażeniem serca, ale tak naprawdę kształt tych liści jest klasycznie liściasty, nie jajowaty.

Kora robi wrażenie swoim łuszczeniem i kolorystyką, w której biel ustępuje miejscami… zastanawiałem się chwilę, ale przecież to róż, blady, ale jednak róż. Wracałem do tych brzóz także z powodu koloru; i dobrze, bo blady róż pojawia się rzadko, tylko na niektórych drzewach. Na ogół jest to kolor… beżowy? Niech mnie ktoś poprawi, bom kolorystyczny ślepiec.




Przy ziemi pnie tych drzew wyglądają jakby miały założone obcisłe rajstopy albo postawione były nie na swoich korzeniach:


Na pewno gęsty las tych drzew wyglądałby wielce oryginalnie i ładnie. Wspominam tutaj czystą i gęstą brzezinę na stoku Schodów na Pogórzu Kaczawskim, obiecując sobie i tamtym brzozom powrót.

Czasami na brzozie widać cienkie jak drucik patyczki. Oto jak się one tworzą:


Na koniec żarcik. Jeśli zauważycie takie harpuny (tak je nazywam), wiedzcie, że gdzieś obok rośnie kasztanowiec, nawet jeśli leżą one wśród dębowych liści. To szypułki, na których wisiały zielone kolczaste kule z kasztanami.



Może słowo z filozofii? To proszę:

A jeżeli natrafię na jakąś przeszkodę zewnętrzną?
Nie natrafisz na taką, która by ci uniemożliwiała postępować sprawiedliwie, roztropnie i rozważnie.

Marek Aureliusz.

Ta oczywista konstatacja warta jest zapamiętania z powodu uderzającej trafności, jednak w jej wysłowieniu dostrzegam błąd stylistyczny; odpowiedź powinna brzmieć raczej tak:
Nie natrafisz na taką, która by ci uniemożliwiała postępowanie sprawiedliwe, roztropne i rozważne.

A poza tym przypominam, że nie należy kupować produktów reklamowanych.

8 komentarzy:

  1. I tym oto sposobem Krzysztof stał się dendrologiem:-)
    Oznaczanie gatunków to ci dopiero sztuka, a różnice gatunkowe są dla zwykłego śmiertelnika niezauważalne, przynajmniej dla mnie. Drzewa znam podstawowe, nasze, gorsza sprawa z roślinami chociażby ogrodowymi czy łąkowymi:-) lubię czytać różne opracowania, porównywać ... dobrze, że mam znajomych, którzy obdarowują mnie takowymi:-) śmieszą mnie czasami polskie nazwy różnych roślin, bo są czasami takie, że język można połamać, albo zbyt wydumane, ot! choćby tajęża jednostronna, podejźrzon marunowy:-) zdecydowanie wolę nazwy ludowe, bo są akuratne; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmiej się ze mnie, śmiej, Mario. Tobie łatwo, skoro znasz wszystkie badyle rosnące na łące, a ja staję pod drzewem i drapię się w głowę, bo znowu nie rozpoznaję.
      Po przeczytaniu Twoich przykładów dziwnych nazw, język nie połamał mi się, ale… zawiązał w supełek. Pomógł mi napar z podejźrzona uzupełnionego odrobiną tajęży, odmiany dwustronnej :-)
      Faktycznie, są dziwne, a jest ich wiele. Bliższe są ludowe, ale i one bywają śmieszne.
      Akurat w przypadku tych dwóch odmian brzóz nie ma dziwaczności. Myślę, że brzoza papierowa ma swoją nazwę z dawnych czasów, gdy odrywano z niej duże płaty jasnej, równej i elastycznej kory, na której dało się pisać. Spróbowałem, w ręku został mi cienki kawałek większy od dłoni.

      Usuń
  2. Kiedy piszę te słowa, Ty pewnie pakujesz już swoje manatki, aby wyruszyć na wędrówki. Zazdroszczę, spokojnego czasu, planowania i wyjścia na wędrówkę. To takie piękne, najpiękniejsze być tuż-tuż i pójść.
    U mnie zaczął się gorszy okres, tak wyszło.
    dziękuję Ci za inspirację, Przewodniku Brzóz, powrócę do zamysłu telefonicznego zielnika. Jest ten zamysł niełatwym, na razie realizowany "so-so", bardziej w myśli niż rejestracji. Tak brzozy są różne, bardzo, jak napisałeś. To trudne wyabstrahować je z rzeczywistości.
    Dziękuję za myśl Aureliusza, Marka:
    "...Może słowo z filozofii? To proszę:
    – A jeżeli natrafię na jakąś przeszkodę zewnętrzną?
    – Nie natrafisz na taką, która by ci uniemożliwiała postępować sprawiedliwie, roztropnie i rozważnie.
    Marek Aureliusz..."

    Merytorycznie myślę podobnie, czyli zależy od nas i nie znajduję tu możliwości wymknięcia się. Pozostaje pytanie o wolę, motywację i tak, bardzo ogólnie świadomość siebie, innych i świata.
    Wiesz zdaje mi się, że błędu oczywistego nie ma. Może być tak, i tak lecz ekspertem nie jestem. Czuję, że może brzmieć dobrze w obu wersjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chomiku, pakowałem torbę do wyjazdu do Łodzi. Weekend spędziłem u rodziny syna, zabawiając wnuczęta, zwłaszcza pięciomiesięcznego syna mojego syna. W góry pojadę w najbliższą sobotę nad ranem. Trzy kwadranse temu przyjechałem, a jazdę miałem ciężką, w obfitym deszczu.
      Coraz bardziej doceniam dobroczynny wpływ poznawania dzieł natury, a gdy szukam przyczyn owej dobroczynności, znajduję je w niezależności natury od ludzkich przywar i wariactw. Natura może dać oparcie, stabilność, pewność, a nadto daje możliwość przeżywania piękna.
      Znowu trudny czas u Ciebie! Kiedyż nadejdzie ten lepszy?… Życzę Ci tego gorąco, Chomiku.

      Myśl Marka Aureliusza podoba mi się, ponieważ w istocie autor mówi w niej, że niczym i nikim nie możemy tłumaczyć naszych niegodnych czynów, co i Ty zauważyłaś.
      Właśnie, „że”. To słowo jest poręczne, ale przez nie często wychodzą garbate zdania. Dzisiaj w czasie jazdy przeczytałem treść tablicy reklamowej, były na niej takie słowa: „Dziękujemy, że byliście z nami”. Otóż dziękuję się za coś, a nie za „że”, więc znacznie lepsza byłaby forma „Dziękujemy za bycie z nami”.
      Podobnie i u mnie. Uważam (pewności nie mając, piszę li tylko o swoich odczuciach), że lepiej byłoby mi napisać jakoś tak: … w istocie autor mówi w niej o braku możliwości tłumaczenia naszych niegodnych czynów jakimikolwiek okolicznościami. Powód: mówi się o czymś, o kimś, a nie mówi się „że”.
      Co o tym sądzisz?

      Usuń
  3. Wspaniały zatem weekend miałeś jako i ja z Jeżycjadą, młodzieżową serią opowieści o rodzinie Borejków i poznańskiej dzielnicy. Frapujący to cykl, mimo, że zdecydowanie nie jestem jego adresatem. U nas wczoraj padał pierwszy jesienny grad, a dzisiaj oglądałam zdjecia natury - skrystalizowany szron „zdjęty”, naturalnie smartfonem, z dachu samochodu przez kolegę w jego dzielnicy zimna (niby żyjesz w jednym miejscu lecz temperatura się do tego nie stosuje). Dech zapiera piękno i przemyślność natury.
    Czas lepszy nadejdzie lub nie nadejdzie i dlatego warto go szukać, aby odnaleźć teraz. Wiele o tym myślę i rozwiązuję jak łamigłówkę.
    Reklam, bardzo, bardzo nie lubię i im nie ufam. Pomyśleć, że jeszcze pamiętam czas, kiedy niosły treść, miały formę, były ciekawe i lubiłam się im przyglądać.
    Przy „dziękowaniu” zgadzam się z Tobą, garbate to zdanie. A znasz opowieść o garbach Barańczaka? Piękna.
    Wracając do cytatu z Marka „umożliwiać postępowanie” czy „umożliwiać postępować”. Dla mnie drugie jest mocniejsze, jakby czynne, bo czasownik, a pierwsze rozłazi się jak to w zwyczaju mają rzeczowniki :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to prawda!: dech zapiera piękno natury i jej przemyślność :-)
      Natura w tym roku idealnie dopasowała aurę do astronomicznych zmian pór roku: do ostatniego dnia lata było gorąco, od pierwszego dnia jesieni zrobiło się jesiennie. Czyżby dowód to był na zaglądanie Natury do kalendarza?
      O przymrozkach lepiej nie pisać. Nadal mieszkam w kampingu, ponieważ budynek, w którym mam zimowy pokój, właśnie szykują do generalnego remontu. Zdaje się, że szef nie ma pomysłu na zimowe lokum dla mnie i paru innych osób zimujących w bazie firmy.
      Chomiku, przyznam, że ledwie wiem kim był Barańczak, więc jego opowieści o garbach nie znam. Proszę o opis, może jakiś link.

      Usuń
  4. Błąd, po mojej stronie. „Dzwoniło lecz nie w tym kościele”, co trzeba”. Pomyliłam autorów i palę się teraz ze wstydu. To Leszek Kołakowski, a nie Barańczak napisał tę bajkę - „Garby” w „13 bajek z królestwa Lajkonii dla małych i dużych”.
    Czytałam Jeżycjadę i ciągle Barańczak był mi w głowie i na języku, i na piórze, i klikaniu. Małgorzata Musierowicz była jego siostrą i dzięki jej książkom, ktore zafascynowały Raszynskiego, ten zachęcać zaczął do nacisku na przekład Szekspira i stało się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie pal się, Chomiku! :-)
      Szczerze powiedziawszy wymienione przez Ciebie nazwiska i nazwy nic albo bardzo niewiele mi mówią. Może więc warto byłoby mi sięgnąć po chwalone „Garby”?...

      Usuń