Strony

sobota, 7 grudnia 2019

Góry czartów, krasnoludków i dinozaurów

241119

Góry Stołowe:

Głazy Krasnoludków i Diabelska Maczuga pod Gorzeszowem. Czartowskie Skały między wsiami Różana i Łączna.


Nie pamiętam, kto z nas wspomniał o Głazach Krasnoludków, dość, że pomysł przypadł nam do gustu i krótko po rozwidnieniu się dotarliśmy do parkingu przy rezerwacie.

Byłem tam tylko raz, osiem lat temu, pora więc była najwyższa odwiedzić miejsca zapamiętane jako ładne.

Zarówno wtedy, jak i dzisiaj, sądziłem, że jadę w Góry Kamienne, dopiero po powrocie, chcąc nabrać pewności, zajrzałem do Internetu i ze zdumieniem dowiedziałem się, że byliśmy w Górach Stołowych, w paśmie Zaworów.

Czasami granice podziałów gór wydają mi się dziwne, czasami zbyt dokładne, gdy czytam o wątpliwościach dotyczących przynależności niewielkiego wzgórza, tutaj jednak wspomnę podobieństwo widzianych dzisiaj form skalnych do klasycznych grzybów i zwierzaków stojących właśnie w Górach Stołowych. Nie wiem, jak jest z ukształtowaniem terenu, ale z powodu kształtów skał, odwiedzone miejsca niewątpliwie są w tych właśnie górach.

Rezerwat Głazy Krasnoludków utworzono dla ochrony roślin, zwierząt i form skalnych. Na długości ponad kilometra, na uskoku terenu, wznoszą się skały, jedna przy drugiej, o wysokości do kilkunastu metrów. Od góry zbocza ich szczyty są tak niskie, że łatwo podziwiać je można nie tylko od dołu, patrząc na nie z zadartą głową, albo i stojąc na nich. Parking jest sto metrów od skał, wspinaczki nie ma żadnej, chociaż ostrożność jest potrzebna wobec obłości kształtów, można więc skupić się wyłącznie na swoich wrażeniach i na skałach

A te oszałamiają. Są tam skalne ściany, mury ze zdobieniami i basztami, skalne szczeliny, bloki zaklinowane w swoim locie ku ziemi, ale najliczniejszą grupą są głowy zwierząt, a zwłaszcza dinozaurów. Podobieństwo jest duże także z powodu wyraźnie zaznaczonych paszcz tych skalnych zwierząt.

Otóż zbudowane są piaskowców i to bynajmniej nie monolitycznych. Słowo wyjaśnienia:

Kiedyś jakieś góry, których ludzkie oko nie widziało, w ciągu milionów lat swojego istnienia uległy procesom niszczącym, stając się małymi drobinkami skalnymi znanymi nam pod nazwą piasku. Ich pokłady zalewała woda morza, na warstwy piasku opadały inne materiały, na przykład pyły wulkaniczne, szczątki roślin i zwierząt, albo osady przyniesione nurtem rzeki. Warstw przybywało, ich ciężar rósł, materiał ulegał sprasowaniu i sklejeniu stając się nową skałą, piaskowcem, a z racji pochodzenia mówi się o skale osadowej. Później morze znikło, pokłady zostały wypiętrzone tajemniczymi procesami wewnątrz Ziemi, przy czym ogromne płyty nie zostały uniesione równo, a pod skosem. W efekcie odsłonięcia się pokładów piaskowców, uruchomił się nowy proces ich niszczenia. Natura ma cierpliwych, wolno działających, ale niestrudzonych niszczycieli: to woda, wiatr, różnice temperatur, słońce.

Skała jest osadowa, a jej warstwy cechuje zmienność w składzie i odporności na te wszystkie procesy, które rozdrabniają kamienie. Jeśli się zdarzy tak, że pod warstwą twardszą jest skała mniej spoista, tworzą się kształty rodem z filmów fantasy: górą szersze, mniej zniszczone, dołem bardziej. Pojawiają się szczeliny, monolit dzieli się na oddzielne skały, a te stoją na coraz cieńszych podstawach, póki ich ciężar ma jeszcze oparcie. Widziałem piękne głowy zwierząt na długich i wąskich szyjach, w pozycjach bliskich utraty stabilności, widziałem też taką, która dawno temu przewróciłaby się, gdyby nie oparła się o sąsiednią skałę, mniej podciętą u podstawy. Widziałem też obłe skały leżące w dole, a na zboczu niewielkie wzgórki – resztki rozpadłych skalnych form.

Wyróżnia się jedna, cienka i ciemna, warstwa osadów. Właśnie po jej biegu widać nierówne wypiętrzenie skorupy i to ona, ciemna krecha, tworzy pyski skalnych zwierząt. Z niektórych nawet sterczą wiechcie traw czy paproci, niczym nieprzełknięte resztki pokarmu tych zwierząt.

 Na równi z kształtami fascynuje mnie ten pobieżnie opisany proces nieustających przemian powierzchni Ziemi. To właśnie te metamorfozy są wieczne, nie skały i nie łańcuchy górskie.
Głazy Krasnoludków utworzone zostały z resztek nieistniejących gór. Można na te skały spojrzeć inaczej, z perspektywy milionów lat. Wtedy łatwo zauważyć nie tylko ich chwilowość, tylko dla człowieka niemal wieczną, a w piasku leżącym u ich stóp dostrzec zaczyn, z którego może powstaną nowe góry w świecie wyglądającym zupełnie inaczej od nam znanego.

Jednak nadal będzie to Ziemia. Chciałbym wierzyć w możliwość zobaczenia tych nowych gór przez ludzi.

Zwracały moją uwagę korzenie drzew. Wiele z nich rośnie na nagich skałach, a życiodajnej ziemi szukają niżej, wypuszczając bardzo długie i nierzadko powykrzywiane korzenie. Kilka razy odniosłem wrażenie ich niezdecydowania, a raczej szukania ziemi. Te korzenie jakby zawracały, nie znajdując jej tam, gdzie próbowały.

Na wielu skałach rosną małe świerki, czasami są to miniaturowe laski z poszyciem, bo i krzaczki jagód tam rosną, są paprocie i trawy. Niektóre kojarzą się z czupryną włosów na głowie, wszystkie dziwią witalnością, życiem w skrajnie trudnych warunkach.

Skały w rezerwacie już opisywałem, ale zgodnie z moją zasadą, teraz nie czytałem starego tekstu, nie chcąc się sugerować czy ograniczać. Wtedy tekst może być tylko nieco podobny, na pewno nie będzie kalką ani też sztucznym omijaniem tych samych tematów.



Zbliżając się do Czartowskich Skał, obaj zwróciliśmy uwagę na urokliwą okolicę. To klasyczne pogórze, jakby cudem przeniesione z moich gór. Stojąc później na porębie pod szczytem Bieśnika, góry wznoszącej się nad Skałami, głodnym wzrokiem myszkowałem po urokliwej okolicy. Nie, obaj tam staliśmy i obaj podziwialiśmy krajobraz. Już wyszukiwałem przejścia ku widocznej w oddali ładnej przełęczy, gdy uświadomiłem sobie, że przecież nie są to moje góry. Zdziwiony byłem siłą przeżytych odczuć: zawodu, smutku, tęsknoty, ale i czegoś na kształt oszukania mnie. Jakby zabrano mi te okolice, uniemożliwiono ich poznanie, no bo jakże mi tam iść, skoro nie są to Góry Kaczawskie??

Jeśli bogowie pozwolą, pójdę ku tamtej nieznanej mi przełęczy. Wydaje mi się, że patrzyliśmy na fragment pogórza Gór Wałbrzyskich.


U podnóża Bieśnika biegnie droga, którą zapamiętałem będąc tutaj osiem lat temu. Nic się nie zestarzała, nic nie straciła ze swojej urody, nadal czarując mnie i budząc pragnienie jej poznania.


Oczywiście weszliśmy na wierzch Czartowskich Skał. Janek wynalazł ścieżynkę doprowadzającą do pionowej ściany piaskowca z najprawdziwszymi oknami i niewielką jaskinią. Zrobiła wrażenie swoim umiejscowieniem nie w ziemi, a pod samym szczytem skały. Ponieważ okna nie miały szyb, przez jedno z nich przeszliśmy na drugą stronę. Kiedy po wyprostowaniu się spojrzałem za siebie, wiedziałem, dlaczego nie poznałem tego przejścia będąc po tej stronie poprzednio: ścieżki właściwie nie widać, tylko krawędź urwiska.


Pamiętam, że przed laty zszedłem z tych skał zadowolony z decyzji wejścia, ale i z ulgą.

Dzisiaj moja ulga wydała mi się większa.



W czasie grzybobrania wiele razy chciałem zapamiętać ostatniego znalezionego grzyba, ale nie udawało mi się, bo albo trafiałem na kolejny, albo niespodziewanie, późną już jesienią, znajdowałem spóźnione grzyby. Tak było dzisiaj. Znalazłem kilka dorodnych, a przy tym czerstwych, młodych podgrzybków, tych najładniejszych, z brunatnymi łebkami. Są już ususzone, dodam je do bigosu. Ostatnie moje tegoroczne grzyby.

Nie wiedziałem też, że dzisiejsze nasze wędrowanie jest ostatnim w tym roku. Jestem teraz na delegacji, daleko od Sudetów, a do bazy wrócę w połowie stycznia. Obiecuję sobie wziąć kilka dni wolnego, bo przecież trzeba mi będzie nadrobić zaległości i nasycić potrzebę włóczęgi.

Zdjęcia ze mną oczywiście robił Janek.























16 komentarzy:

  1. Krzysiek, przypomnę Ci.
    My nie mieliśmy sprecyzowanych planów na niedzielną wyprawę.
    Ja, z szafki wyjąłem analogowe zdjęcia z moich wypraw sprzed lat.
    Gdy na jednej z fotografii na skalnym grzybku zobaczyłeś mnie i mojego pieska wielorasowca, niemal krzyknąłeś
    - Głazy Krasnoludków!

    Na Głazach Krasnoludków w Gorzeszowie spędziliśmy aż pięć godzin. Później, po drodze do Czartowskich Skał w pasmie Zaworów, odwiedziliśmy średniowieczny kamienny Stół Sądowy (zdj. 19) w Kochanowie.

    A Diabelska Maczuga (zdj. ostatnie) za jakiś czas będzie wymagała podparcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięć godzin? Czyli kilometr w jedną stronę szliśmy dwie i pół godziny, tyleż z powrotem? Ale z nas dziadki! :-)
      Tam można było spędzić i calutki dzień. Żeby go zapełnić, wystarczyłoby szerzej otworzyć oczy, no i mieć czas.
      Kamienny stół wydal mi się dziwny i jakiś taki… Co to za sąd gdzieś na uboczu, na pustkowiu? Jakby niecny czyn tam popełniano. Przeraża mnie surowość ówczesnego „wymiaru sprawiedliwości”. Daję cudzysłów, bo iluż tam ludzi dało głowy bez powodu, albo za byle wykroczenie.
      Diabelska Maczuga straciła w moich oczach. To taka chyląca się ku upadkowi ogrodzona skałka dla okazjonalnych turystów, ale za to Głazy i Czartowskie Skały, no i oczywiście podziwiana przez nas okolica, nie straciły nic, a raczej zyskały.
      Janku, dzisiaj wystartowaliśmy w Kielcach. Ludzi się naszło od cholery, albo i więcej. W lokalnych gazetach piszą o młynie, np. tutaj:
      https://kielce.naszemiasto.pl/diabelski-mlyn-na-rynku-w-kielcach-juz-czynny-juz-nim/ar/c1-7459701
      Oni się cieszą i bawią, a ja dopiero usiadłem do komputera. Dochodzi północ.

      Usuń
    2. W okolicach Kielc, w Zagnańsku, rośnie Dąb Bartek, a na zboczu Łysej Góry jest bardzo duże gołoborze. W przeszłości miałem okazję je odwiedzić, a teraz można na nie popatrzeć tylko z platformy widokowej.

      Usuń
    3. Na stronie Polskie Szlaki Kielce wyczytałem że:
      Park Miejski w Kielcach - atrakcyjny park znajduje się w centrum miasta, pomiędzy ulicami: Zamkową, Staszica, Solną, Paderewskiego, Ogrodową i Jana Pawła II. Ten zabytkowy park miejski należy do najstarszych w Polsce, na jego obszarze zobaczyć można malowniczy staw i zasilające go źródełko Biruty, pomnik Stefana Żeromskiego, ptaszarnię i okazy starodrzewia z tabliczkami informacyjnymi.

      Usuń
  2. O łał! Tyle razy przejeżdżałam obok, jadąc na maraton do Radkowa i zawsze zastanawiałam się, jak tam jest. Już wiem! I muszę namówić któreś z dzieci, by tam pojechać. Pięknie pożegnałeś sezon wędrówkowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, tam jest jak w bajce, naprawdę. Napisałem Jankowi, że wśród tych kamieni można spędzić cały dzień, i taka jest prawda.
      Mam ważne dla mnie wspomnienie związane z Górami Stołowymi. Kiedyś oglądałem album ze zdjęciami z gór. Były ładne, duże, nieprzekolorowane, jak teraz robią, a podpisy były z drugiej strony karty. Na jednym z nich zobaczyłem bajkowy krajobraz o wschodzie czy zachodzie słońca. Gdzież są takie cuda? – pomyślałem przewracając kartkę. Jakież było moje zdumienie, kiedy okazało się, że nie są to Góry Skaliste ani Andy, a nasze Góry Stołowe!
      Och, nie myślę żegnać sezonu, to dopiero jego półmetek. Powiedzmy, że zrobiłem przerwę na najkrótsze dni roku. Kiedy w końcu zimy trafią się ładne dni, pojadę na kilkudniową łazęgę. Może też w okolice oglądane tego dnia.

      Usuń
    2. Aniu, potwierdzam, Gorzeszowskie Skały czyli Głazy Krasnoludków są jak z bajki. Szkoda tylko, że oświetlenie tego dnia nie było trochę lepsze.
      W Górach Stołowych są jeszcze Skalne Grzyby koło Batorówka, ale one na mnie zrobiły mniejsze wrażenie, podobnie jak Błędne Skały. Ale podobał mi się bardzo Szczeliniec Wielki oraz Białe Skały. Nie miałem jeszcze okazji zwiedzić Urwiska Batorowskiego, a szkoda.

      Usuń
    3. Krzysiu, pisząc konic sezonu myślałam o tym roku. Wiem, że wrócisz na zimowe ścieżki w 2020.
      Jasiu, Skalne Grzyby spod Batorówka oraz Szczeliniec widziałam, gdy odwiedziłam Góry Stołowe w połowie lat osiemdziesiątych.

      Usuń
    4. Aniu, skoro byłaś tam tak dawno, faktycznie powinnaś wrócić. Nie zawiedziesz się. Masz więc kolejny powód do oderwania się od swoich Izerów :-)

      Usuń
  3. Ludzie, czy wśród skał zauważyliście krasnoludka w smerfnej czapeczce???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Whau!
      Tam są dwa krasnoludki!!!

      Usuń
    2. Właśnie, czemu ta czapka tak mi sterczy? Ach, gdybyś zobaczył mnie w roboczej czapce! Ma kolor dokładnie taki, jakie mają czapki Smerfów. Krasnoludki mają brody po pas, ja nie, więc raczej Smerf ze mnie, jak słusznie zauważyłeś.
      Urwisko Batorowskie przeszedłem parę razy. We mgle i w piękny, najpiękniejszy dzień złotej jesieni. Tam jest bardzo ładnie i zupełnie inaczej niż wśród Głazów Krasnoludków. Janku, nie widziałem Urwiska kilka lat, pora więc na powrót. Pojedziemy tam razem. Bliziutko jest parking, więc cały czas mieć będziemy na kontemplację.

      Usuń
  4. Fantazja Natury zdumiewa:-) pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobiły na mnie czeskie skalne miasta, Szczeliniec; niezwykłość form, które tworzy przyroda, zachwyca ... a my mamy tylko niezbyt atrakcyjny flisz karpacki:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, kiedyś na pewnym forum poświęconym Bieszczadom, z utyskiwaniem napisałem, że mam w te góry 600 km. Jednym słowem odpisał mieszkaniec okolic Szczecina i miłośnik tych gór: napisał „szczęśliwiec”.
      To tak a propos Twoich słów :-)
      Mieszkasz w ładnej okolicy. Wokół Lubartowa, od kilku lat mojego miasta, rozciąga się równina po horyzont.
      Fantazja Natury… Powiem Ci, Mario, że cieszę się ze swojej możliwości dostrzegania jej fantazji, mimo wiedzy o mechanizmach geologicznych. To trochę jak godzenie sprzeczności.

      Usuń