Strony

środa, 29 kwietnia 2020

Jaśkowe miejsce, Jaśkowe uczucia

290420

Będąc na niedzielnej wędrówce, przechodziłem przez zbocze Ogiera w Górach Kaczawskich. Nie zamierzałem łączyć tej włóczęgi z napisaną powieścią, jednak tak wyszło, że przechodziłem obok miejsca w książce wymienianego.

Stosowny cytat i zdjęcia są tutaj.

Jeszcze przed początkiem książkowej akcji, mając wyjechać na kilka miesięcy, Jan żegnał się z kępką drzew na zboczu Ogiera. Niepojętym sposobem widziała go tam i słyszała Jasia.

Odkąd wykorzystałem miejsce w powieści, ilekroć widzę je będąc na Ogierze, myślę zupełnie nieracjonalnie: oni tutaj byli, patrzyli na te brzozy.

Dzisiaj chyba po raz pierwszy rozejrzałem się bardziej rzeczowo i stwierdziłem, że miejsce niezupełnie jest takie, jakim opisałem je w książce. Do lasu jest nie sto, a pięćdziesiąt metrów, a głogów nie ma wcale. Na małym kamienistym wybrzuszeniu zbocza góry rosną trzy brzozy i niewielki krzew różany. Z drugiej strony kępy zobaczyłem jakieś drzewko, a podszedłszy rozpoznałem niewielką jarzębinę. Obok przycupnęło maleńkie drzewko sięgające mi kolan. Nachyliłem się, to jarzębina, pewnie dziecko tej większej. Przy nich stoi pochylony, wymęczony, jakiś taki rachityczny krzew różany. Sprawdziłem, korzeniami trzyma się ziemi i nie jest uschnięty. Może w tym roku uda mi się zobaczyć kwiaty tych krzewów?

Gdzie ja tam dostrzegłem głóg? Ale czy prawda literacka musi pokrywać się z prawdą realiów?

Miejsce było i jest lubiane i po prostu ładne. Od strony opadającego zbocza kilka kamieni układają się w wygodne siedzisko. Siedząc tam, pod zwisającymi gałązkami brzozy, na wprost mam piękny i daleki widok na górną część Trzmielowej Doliny i Wysoczkę, a dalej Sokoliki i kawał Rudaw, a horyzont zamyka rozległa i wyniosła ściana Karkonoszy.

Myślę, że właśnie pamięć o tym ładnym miejscu podsunęła mi pomysł na skierowanie tam Jasiów.

Teraz to miejsce dzielę z nimi.




W portalu lubimyczytac.pl, na stronie książki pojawił się odnośnik do nowej recenzji. Jest zamieszczona na blogu nieznanej mi czytelniczki Anny. Tutaj można się z nią zapoznać.

Każdą recenzję swoich książek czytam z ciekawością i każda mnie cieszy. Łatwo o tą radość, bo negatywnej oceny jeszcze nie było. W przypadku tej książki moja ciekawość wynika z jej odmienności od poprzednich, no i oczywiście tematu, w którym ja, mężczyzna, nie czuję się zbyt pewnie. Obawiałem się, na przykład, uznania treści za zbyt ckliwą, a okazało się, że już druga recenzentka, a także redaktorka wydawnictwa, która napisała tekst na okładkę, uznały uczucie nakreślone w powieści za tak bardzo bezwarunkowe, bezinteresowne, tak bezgraniczne, że naturalnym dla tych pań było pytanie o możliwość zaistnienia takiej miłości.

Przyznam, że nieco zaskoczyły mnie, ale od razu zaznaczę, że bez negatywnych odczuć, nie, a nawet wprost przeciwnie – czytałem te słowa z przyjemnością, jednak ślad zdziwienia we mnie jest.

Dlaczego?

Ponieważ wcale nie starałem się nakreślić idealnego uczucia ani takiego związku. Do tego stopnia nie, że i teraz nie dostrzegam tej idealności, a po prostu udany związek dwojga ludzi.

Niezależnie od innych ludzi, sam doszedłem do prawdy o naszym przeżywaniu mającym zasadnicze znaczenie w życiu, także w odbiorze literatury.

Tyle jest obrazów świata, ilu jest ludzi, ponieważ każdy widzi nieco inaczej. Oczywiście nie o cechy wzroku chodzi, a o to wszystko, co nasz duch dodaje do widzianego, słyszanego, czytanego, przeżywanego.

Ta prawda wzmaga moją ciekawość recenzji tej powieści.

Właśnie z jej powodu w każdej recenzji, jeśli tylko napisana była szczerze, czyli w zgodzie ze swoimi odczuciami, czytać można o nieco innym odbiorze opowieści. Recenzenci większą wagę przykładają do innych szczegółów i inaczej je interpretują. Nie to, że źle, absolutnie nie. Po prostu inaczej niż inni i ja sam. Ta różnorodność fascynuje i ciekawi.



Autorce ostatniej recenzji odpowiedziałem, że chyba ze dwa razy leciutko nakreśliłem możliwe dysharmonie w ich związku, a nie chciałem rozwijać tych pobocznych tematów z dwóch powodów. Nie czuję się pewnie jako autor powieści, a zwłaszcza o miłości, to powód pierwszy. Drugi jest rezultatem przyjętej kompozycji. Otóż narratorem jest Jan, ale nie opowiada historii w czasie rzeczywistym, a wspomina minione lata. Czytelnicy czytają więc jego pamiętnik. Skoro tak, uznałem, że nie na miejscu będzie pisanie o ich ewentualnych kłopotach małżeńskich. Wszak w pamięci nadal kochającego mężczyzny wspomnienia będą wygładzone i wybiórcze, co i sam Jan sugeruje.

Może i były gorsze nasze dni, ale pamiętam tylko te dobre.” – napisał w swoim pamiętniku.

Przyznam jednak, że te nieliczne ślady zostawiłem specjalnie, ponieważ ja sam, osobiście, że tak się wyrażę, nie odczuwałem potrzeby tworzenia jakichś rys na obrazie ich uczucia, bo dla mnie naturalne były ich zachowania względem siebie i ich odczuwanie miłości.

Bez zniekształcających rys.

4 komentarze:

  1. Czytając książkę, identyfikowałam Jasia z Twoją osobą, nic na to nie poradzę:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. On w pewien sposób jest mną, ja nim, ale tak nie do końca. :-)
    Mario, a może napisałabyś coś więcej o wrażeniach z lektury i opublikowała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie, nie umiem pisać takich rzeczy, a raczej nie śmiałabym:-)

      Usuń
  3. Nawet na swoim blogu?
    Nie potrafisz? A ja pamiętam Twoje ładnie napisane (i pochlebne) słowa pod jednym z tekstów związanych z książką. Jest gdzieś tutaj.

    OdpowiedzUsuń