160320
Przez sześć minionych lat, czyli od napisania historii miłości mającej
początek w Górach Kaczawskich, kilka razy byłem w miejscu
spotkania się moich bohaterów, Jasi i Jasia. Nie spotkałem ich
tam, ale w pewien szczególny sposób byli tam, tak naprawdę będąc
jedynie w moich wspomnieniach. Widziane przez nich miejsca
fotografowałem, później nawet utworzyłem folder, w którym
pozbierałem zdjęcia rozrzucone w różnych miejscach komputerowej
pamięci.
Część
z nich publikuję tutaj, dodając stosowne cytaty z książki. Ich
początki i końce oznaczyłem znakami >> <<
>>Spojrzałem
na nią uważnie. Wyglądała… normalnie. Rozejrzałem się, jakbym
odpowiedź mógł znaleźć w otoczeniu. Znowu wróciło wrażenie
jego odmienności. Chyba… tak, inny był brzeg lasu. Nieco niżej
na stoku stała ambona, jestem tego pewny, a teraz jej nie widziałem.
Patrzyłem w tamtą stronę, ale po chwili machnąłem ręką: mam
dziewczynę opowiadającą bajki, a zajmuję się jakąś amboną.<<
* *
* *
>>
– Nie po raz pierwszy. Znam cię. Widziałam cię wiele razy, byłam
blisko, przy tobie, szłam obok, ale ty mnie nie widziałeś, nie
wiedziałam dlaczego. Dopiero teraz zobaczyłeś, dlatego jestem
zaskoczona.
–
Szłaś obok mnie, a ja ciebie nie widziałem, tak?
–
Tak było. Jesienią, w końcu października, byłeś niedaleko stąd
i szepnąłeś do krzaków dzikiej róży „przyjdę do was wiosną”,
pamiętasz? Zapamiętałam tę chwilę, bo miałeś łzy w oczach i
później nie było cię kilka miesięcy.
Poczułem
się tak, jakbym dostał w głowę. Otóż faktycznie jesienią
powiedziałem słowa pożegnania do krzewów dzikich róż i głogów
jakby były osobą. Czekał mnie wtedy długi wyjazd służbowy, a
więc przerwa w wędrówkach po ulubionych górach. Tamtego dnia
dziwnie się czułem, nostalgicznie i jakbym z kimś był, ale
przecież jej nie spotkałem. Tam nie ma gdzie się schować, ściana
lasu jest pewnie ze sto metrów dalej. Nie mogłem jej nie widzieć,
a przecież musiała być tuż przy mnie, skoro słyszała tamte moje
ciche słowa.<<
* *
* *
>>Szedłem
coraz częściej patrząc na dziewczynę, i niewiele uwagi
poświęcałem dobrze znanej okolicy, ale gdy doszliśmy w pobliże
drogi biegnącej w poprzek Kop, blisko ściany lasu i Skaliska,
zatrzymałem się, zaintrygowany. Coś mi nie pasowało w otoczeniu,
coś poważniejszego od wrażenia odmienności lasu. Nie wiedziałem,
co to miałoby być, ale to podejrzenie uporczywie wracało.
Po
chwili zobaczyłem zardzewiałą ciężarówkę, taką starą, sprzed
wieku. Nie było jej rano, nie było i wcześniej. Rozejrzałem się
bezradnie. Czułem, że jest jeszcze coś, że nie tylko ten stary
wrak… Wierzba! Przecież przy tym podmokłym miejscu rosła wielka
wierzba, tyle razy widziana przeze mnie i fotografowana. Nie ma jej.
Po prostu nie ma. <<
* *
* *
>>Przy
pierwszych domach Jasia zaczęła się rozglądać nerwowo, jakby
kogoś szukała… nie, jakby się obawiała spotkania kogoś.
Nerwowy i ja się stałem, gdy doszliśmy do szosy: nie była
asfaltowa, a brukowana i jechała nią furmanka. Stałem, gapiąc się
na nią, gdy usłyszałem klakson. Odwróciłem głowę i zobaczyłem
jadący w moją stronę samochód. Kiedyś widziałem taki w muzeum.
Nagle, uderzony szaleńczą myślą, poderwałem się do biegu. Sto
metrów dalej, na małym placyku przy szosie, zwykle zostawiałem
swój samochód. Nie było go tam. Poczułem panikę. Po chwili
przybiegła Jasia, mówiła coś do mnie, ale nie rozumiałem jej.
Patrzyłem na stodołę po drugiej stronie szosy. Na murze był
niezdarnie wymalowany napis: „Powrót Śląska do macierzy”.
–
Mówiłaś, że który jest rok?
(…)
–
Bardzo chcę.
Napis
znikł, mury popękały, a na dachu pojawiła się niebieska blacha.
Spojrzałem za siebie, kilka kroków od nas stał mój opel.<<
Tak,
na zdjęciu widać mojego opla vectrę i stodołę, o której piszę
w opowieści. To właśnie jest dziwne.
Cytowane
słowa napisałem na wiosnę 2014 roku, a jeździłem wtedy fordem i
nie zamierzałem zmieniać pojazdu. Półtora roku później do
zmiany zmusił mnie kierowca zajeżdżający mi drogę. Mój ford,
który co prawda był nieco pordzewiały, ale serce, czyli silnik,
miał jak dzwon, w rezultacie zderzenia został odwieziony na złom,
a ja w parę dni później kupiłem… opla.
Pytanie,
które czasami mi się nasuwa, brzmi: czy jest jakiś związek między
wybranym dla Jasia samochodem, a moją późniejszą decyzją
kupienia właśnie opla? Czy napisana historia miała wpływ na wybór
marki samochodu? Nie wiem. Raczej nie ma.
Raczej,
ponieważ pewny nie jestem, nie mogąc wykluczyć dziwnych
oddziaływań na mnie, na przykład podświadomego wpływu mojego
umysłu.
Tak,
czy inaczej, zdjęcia jak najbardziej pasują do treści książki.
Tam stali oboje, widzieli to, co widać na zdjęciach, chociaż wtedy
był maj, zaczynały kwitnąć białe bzy.
* *
* *
Na
zakończenie droga z miejsca na Lastku, do wsi. Biegnie w dół, jej
górna połowa jest bardzo malownicza, a długość wynosi bez mała
dwa kilometry, przy około dwustumetrowej różnicy wysokości.
Dodam
jeszcze, że zdjęcia były zrobione w czasie kilku wędrówek, więc
w różne miesiące.
* *
* *
Mój
przyjaciel płci niewieściej, Anna Kruczkowska, założyła fanpage
mojej książki o miłości. Słabo wtajemniczonym, do których i
siebie zaliczam, wyjaśnię, że „fanpage” to strona dla fanów,
czyli bardziej po polsku miłośników czegoś, w tym przypadku tej
książki.
Strona
jest tutaj. Jej zawartość szybko się zwiększa, a można znaleźć na
niej nie tylko odnośniki do treści tego bloga, ale i różności
wybrane przez kobietę. Wśród nich to, na co czekałem i czego
byłem ciekawy: pierwszy cytat z mojej książki. Dla mnie o tyle
ważny, że ja, mężczyzna, napisałem książkę z myślą o
kobietach, wiedząc, iż one powinny docenić jej treść, jako ta
połowa ludzkości, która jest bardziej wrażliwa i bardziej ceniąca
uczucie miłości.
Cóż
więc wybrała Anna? Fragment rozmowy, w której Jan prosi Jasię o
nauczenie go plecenia warkoczy. Jak zwykle bywa u zakochanych,
rozmowa skręca im w stronę miłości. Oto ten cytat – słowa Jasi
zamieszczone na fanpage:
>>Mięknę
pod twoim spojrzeniem i roztapiam się w dotyku twoich dłoni. Gdybyś
nie obejmował mnie tak mocno, znikłabym i musiałbyś szukać mnie
gdzieś tam na Lastku.<<
Próbuję
zgadnąć, jaki będzie drugi cytat, ale nie udaje mi się. Bo i
jakim cudem ja, facet, mam odgadnąć myśli i upodobania kobiety?
Dzisiaj,
a piszę te słowa w niedzielny wieczór, piętnastego dnia marca,
patrzyłem ze szczytu Szybowcowej, góry wznoszącej się nad Jelenią
Górą, na Chrośnickie Kopy i na Lastka. Było jednak za daleko,
żeby zobaczyć tam Jasiów.
Krzysiek, na Chrośnickich Kopach nie było widać Jasiów, ale na Szybowcowej stało dwóch Janków.
OdpowiedzUsuńHa, ha! Gdyby Jasia miała mieć do czynienia z nami dwoma, chyba szybciutko uciekłaby do swojego świata.
OdpowiedzUsuńZdziwisz się, jak zobaczysz, co wybrałam. Tylko musisz poczekać na... deszcz, bo na razie pochłania mnie ogród i rower.
OdpowiedzUsuńWięc czekam z niecierpliwością. :-) Niech pada!
UsuńWłaśnie zaczęło. I jest mgła :)
Usuń„ Te czary są całkiem dobre. Działają.”
UsuńAniu, czy te słowa, a propos przecież, kojarzą Ci się jakoś? :-)
Ano! Wykrakałeś :)
UsuńAleż nie, Anno! Po prostu Natura spełniła moje życzenie. Za to jutro będzie ładniej. Jadę na łazęgę.
Usuń