Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moralność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moralność. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 października 2025

Dokąd zmierzamy?

 140925

Trzy najlepiej znane powieści Stanisława Lema, światowej sławy autora fantastyki naukowej, wizjonera i filozofa, to „Solaris”, „Eden” i „Powrót z gwiazd”. Każdą z nich czytałem wiele razy, od szkolnych lat będąc miłośnikiem twórczości Lema, a ostatnio sięgnąłem po „Powrót z gwiazd”.

Z dalekiej wyprawy kosmonauci wracają na Ziemię; na pokładzie statku minęło 10 lat, na Ziemi 120. Zastają cywilizację skrajnie odmienioną nie tylko rozwojem techniki, ale i zmianami w obyczajach i ludzkiej psychice. Społeczeństwo jest praktycznie całkowicie egalitarne, wyzbyte wojen, kryzysów społecznych i gospodarczych. Ludzie pracują, ale niewiele i nie w fabrykach, bo te są w pełni zautomatyzowane. Roboty są wszędzie i wszystko robią za ludzi, aby ci mogli poświęcić się rozrywkom, pasjom, nauce czy sztuce. Pieniądz istnieje, ale płaci się tylko za luksus, a potrzeby codzienne są zaspokajane nieodpłatnie. Żyć nie umierać, chciałoby się powiedzieć. Nader niewiele wad tej cywilizacji kreśli autor: ludzie są wydelikatnieni, nieprzywykli nie tylko do problemów czy zagrożeń, ale nawet do ostrzejszych reakcji słownych innych ludzi. Takie z nich… mamlasy, mówiąc potocznie, dla których, po pozbawieniu ich sensu starań o bogactwo i znaczenie, najważniejsza jest młodość.

Mimo drobnych zastrzeżeń, obraz tej powieściowej Ziemi zawsze był dla mnie idylliczny i kuszący – do teraz. Wróciłem do tej powieści po upływie około dziesięciu lat, a ten czas zmienił moją ocenę wizji cywilizacji nakreślonej przez autora, i to w bezpośrednim związku ze zmianami, których jestem świadkiem.

Na wstępie zaznaczę, że specjalistą nie jestem, jednak czytając od paru dziesiątków lat książki o ewolucji życia na Ziemi, zebrałem na ten temat garść wiedzy pomocnej w dostrzeżeniu i zrozumieniu przyczyn przemian społecznych tu i teraz. Wiele z tego, co się dzieje wokół nas, dobrze tłumaczą, albo pozwalają ocenić, uwarunkowania ewolucyjne.

Naukowcy jeszcze nie poznali wszystkich możliwych przyczyn szybkiego rozwoju naszego mózgu do tak wielkich rozmiarów i możliwości, jakie mamy teraz, ale jedna z nich jest niewątpliwa: nasza inteligencja, pochodna wielkości i stopnia komplikacji mózgu, po prostu zwiększa szanse przeżycia w świecie ustawicznego zagrożenia bytu. Co prawda niektóre zwierzęta posiadają umiejętność wykorzystania gałęzi lub kamienia jako narzędzia, ale tylko ludzie potrafią intencjonalnie i z wyprzedzeniem w stosunku do potrzeb konstruować narzędzia. Opanowaliśmy całą Ziemię, wybijając wiele gatunków zwierząt nam zagrażających, inne uczyniliśmy niewolnikami, całą resztę tolerujemy. Wykorzystując nasze zdolności umysłowe zbudowaliśmy cywilizację techniczną, w znacznym stopniu uniezależniając się do kaprysów natury. Trzeba jednak wiedzieć, że natura, czy konkretniej: ewolucja, nie ma celów, ku którym zmierza.

Tak wyraził ten fakt Richard Dawkins, biolog angielski i znany popularyzator teorii ewolucji:

>>Natomiast dobór naturalny (…) działa bez żadnego zamysłu. Nie ma ani rozumu, ani wyobraźni. Nic nie planuje na przyszłość. Nie tworzy wizji, nie przewiduje, nie widzi. Jeśli w ogóle można powiedzieć, że odgrywa w przyrodzie rolę zegarmistrza – to jest to ślepy zegarmistrz.<<

Cytat z książki Ślepy zegarmistrz.

Mechanizm ewolucji jest banalnie prosty i jednocześnie niesamowicie okrutny: ten bystrzejszy, sprytniejszy, cwańszy, miał większą szansę na zostawienie potomków, którym przekazał w genach swoje cechy – kosztem innych, bez zważania na skutki, jeśli tylko nie są bezpośrednio odczuwane. Dobrze tłumaczy go analiza wpływu medycyny na ludzkość. Coraz więcej chorób lekarze potrafią wyleczyć, a jednocześnie ludzkość wcale nie jest bardziej zdrowa. Kiedyś chorowite dziecko mało miało szans na przekazanie swoich genów, a więc i skłonności do chorób, swoim potomkom, bo po prostu umarło nim stało się dorosłe. Teraz dorasta i ma swoje dzieci, trwa więc bieg w przeciwne strony między naturalnymi mechanizmami zaburzonymi przez medycynę, a umiejętnościami leczenia.

To jednak temat poboczny, wrócę więc do głównej myśli.

Mimo osiągniętego poziomu rozwoju, nasz umysł i nasze zmysły mają liczne wady.

Chcemy czegoś i jednocześnie nie chcemy albo sami nie wiemy czego chcielibyśmy, boimy się nieznanego, bywamy okrutni. Można nas przekonać do każdej idei, nawet najbardziej absurdalnej, a wtedy życie za nią oddamy, najchętniej innych ludzi; nasza empatia cienką powłoką powleka obojętność, samolubstwo i agresję. Jest w nas nienasycona, potężna potrzeba władzy, panowania nad innymi. Owszem, próbujemy ratować się etyką i religią – ale z jakże mizernymi rezultatami. Z mrowia cech świata, z wielości jego sygnałów, odbieramy i jesteśmy w stanie pojąć bardzo niewiele. W tych procesach wspomagamy się nauką i naszymi maszynami, z których jesteśmy tak dumni, ale przecież są one tylko protezami nakładanymi na nasze ułomności. Dlaczego tak jest? Bo wykorzystując skutki uboczne rozrostu naszego mózgu, przekraczamy granice procesu nakierowanego siłami natury tylko i wyłącznie na przeżycie i posiadanie potomstwa. Nasz mózg osiągnął takie rozmiary nie w celu zgłębiania tajników świata, nie dla estetycznego jego przeżywania ani wiecznej szczęśliwości, a do działań na poziomie podstawowym, egzystencjalnym.

Mózgi istot żywych nie zostały wykształcone od podstaw jako twór jednolity, a ewoluowały, co szczególnie wyraźnie widać u nas. Są w nim warstwy – ślady kolejnych etapów ewolucji: od pnia mózgowego obsługującego podstawowe funkcje życiowe, jak praca serca i odruchowe reakcje, poprzez warstwę (niektórzy mówią o piętrze) odpowiedzialną między innymi za emocje i zachowania rozrodcze, aż po korę mózgową, siedlisko zdolności racjonalnego, analitycznego myślenia i planowania działań. Nie są one oddzielone od siebie, nie są niezależne, a współdziałają albo i przeciwdziałają. Wtedy racjonalna myśl każe się nie bać (czegoś), a odruch pcha nas do ucieczki albo na odwrót; rozum mówi nam jedno, instynkt drugie. Taka sytuacja, kolizja naszych odczuć, także wrażeń, chęci, potrzeb, jest bardzo dla nas charakterystyczna.

Z tych wszystkich powodów – tutaj docieram do meritum wywodu – brak konkretnych celów do osiągnięcia, przeszkód do pokonania, życie w stanie ustawicznej stabilizacji, zabezpieczenia naszych życiowych potrzeb przy minimalnym nakładzie pracy, bez kłopotów i ryzyka, bez celów wykraczających poza codzienność, bez stałych, powszechnie akceptowanych norm postępowania i wartościowania, prowadzi do zamętu w życiu społecznym, a u jednostek budzi poczucia alienacji i bezsensu, odbiera radość przeżywania zwykłych dni, a nawet prowadzi do depresji.

Przywołuję tutaj znane prawdy, jak ta głosząca, że tylko coś zdobyte samemu, mimo przeciwności i trudów, naprawdę cenimy, albo porzekadła, jak na przykład to brzmiące jak jak klątwa i wiele mówiące o nas: będziesz miał, nieszczęsny, to, co sobie wymarzyłeś.

Nie potrafiąc normalnie, spokojnie żyć i życiem się cieszyć, wymyślamy utopijne idee szybko przeradzające się w ideologie, szukamy ekstremalnych przeżyć i sposobów wywyższenia się, tworzymy bariery i problemy tam, gdzie racjonalnie rzecz biorąc nie ma na nie miejsca, odrzucamy standardy wypracowane przez pokolenia i dopasowane do naszej mentalności, a wtedy zostajemy z pustymi rękami i sercem, szukamy i znajdujemy nowych wrogów poza tymi, których mieliśmy wcześniej. W ten sposób stwarzamy sobie cele i sens.

Te wszystkie blizny po ewolucji są i będą w naszej mentalności, a więc zawsze będziemy musieli zmagać się ze zmorami przeszłości tkwiącymi w nas. Do ogrodów Edenu możemy tylko zaglądać, przy wyjątkowo sprzyjających okolicznościach krótko tam przebywać; zamieszkanie na stałe jest bardzo trudne, może nawet niemożliwe, ponieważ wymaga zanegowania sensu dążeń większości ludzi wokół nas, przebudowania systemów wartości, jakimi mamy się w życiu kierować i uniezależnienia się od opinii innych.

Można ten fakt ignorować, ale skutki będą opłakane, czego początki już widać. Można też starać się je łagodzić.

Bardzo pasuje tutaj znana maksyma: złe czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą złe czasy.

Właśnie o tym kołowym procesie piszę. Owe złe czasy to pisząc wprost poważne kryzy, kataklizmy i wojny, po których, a więc po hekatombie strat i ofiar, „ogarniamy się”, prostujemy i od nowa zaczynamy tworzyć lepszą przyszłość. Tutaj dochodzę do meritum. Otóż twierdzę, że idealne, według współczesnych i powszechnych wyobrażeń, środowisko do wychowywania dzieci nie jest dobre. Sądzimy, że jeśli młody człowiek będzie się rozwijał w cieplarnianych (pod względem materialnym i emocjonalnym) warunkach tworzonych przez rodziców, wyrośnie na empatycznego, racjonalnego, silnego duchowo i emocjonalnie, a nade wszystko szczęśliwego człowieka. Fałsz takiego poglądu wychodzi na jaw bardzo wcześnie: w nieprzygotowaniu dziecka na świat ignorujący jego oczekiwania. Doświadczając szoku uświadomi sobie, że nie jest pępkiem świata, który nie jest tak przyjazny jak rodzina; dowie się, że o swój los musi sam zadbać, a życie rzadko jest takie, jak na topowych kanałach społecznościowych; że poza wyjątkami, zdecydowana większość musi wziąć się za pracę daleką od wymarzonej i stawić czoła codziennym wyzwaniom, szarości dnia powszedniego, by w ich otoczeniu, a nierzadko pod ich presją, znaleźć w sobie siły, sens, cel życia i szczęście.

Może więc należałoby celowo stworzyć i utrzymać nie tyle zły czas, co pewne jego znamiona? Narzucić sobie, od dzieci począwszy, pewne ograniczenia dotyczące dobrobytu i obowiązków? Jakie konkretnie? Trudne pytanie, zwłaszcza dla mnie, amatora przecież. Chodzą mi po głowie myśli o stworzeniu warunków, w których dzieci i młodzi ludzie nie traktowaliby posiadania rzeczy, spełniania nawet wymyślnych potrzeb, wygód i stabilizacji, jako stanów naturalnych i zawsze istniejących. Uczenia ich samodzielności, radzenia sobie może nie z niedostatkiem, ale z pewnymi ograniczeniami, dawania im nie tylko praw i przywilejów, ale i obciążanie codziennymi obowiązkami, także tymi uciążliwymi. Powinniśmy oswajać ich z chropowatością świata i wadami natury ludzkiej oraz uczyć radzić sobie z nimi. Przekonywać, nade wszystko własnym przykładem, że bardziej powinno się być niż mieć, ponieważ tam, gdzie można zbyt wiele, mało ma sens, a gdy ma się zbyt dużo, ma się za mało.

Wielkie pole działań dla psychologów, socjologów i behawiorystów, ale nic się o tym nie mówi, a nawet jeśli się działa, to częściej w kierunku przeciwnym, co dobrze widać w reklamach i promowanych trendach.

Dopisek

W słoneczny i ciepły pierwszy dzień jesieni byłem w parku przy pałacu Zamoyskich w Kozłówce pod Lubartowem. Oczywiście patrzyłem przede wszystkim na drzewa, a wiele jest tam wspaniałych okazów, ale i zapoznałem się z treścią tablic informujących o rodzie Zamoyskich. Byli bardzo majętnymi arystokratami, miliarderami, używając współczesnego słownictwa . Dość powiedzieć, że obok wielu zakładów przemysłowych, byli właścicielami blisko dwustu tysięcy hektarów ziemi. Tak opisana jest ordynacja Zamoyskich w Wikipedii.

Poniżej zamieszczam fotografię z tekstem opisującym metody wychowawcze Stanisława Kostki Zamoyskiego, ordynata w latach 1800 – 1835. Zakres stosowanych metod może budzić wątpliwości, ale kierunek był i jest słuszny.

 Dopisek drugi

Z częścią tekstu zapoznałem kolegę. W czasie późniejszej rozmowy nawiązał on do książki "Kucając" Andrzeja Stasiuka, autora bardzo przez niego cenionego. Dodam, że moja ocena twórczości tego pisarza też jest wysoka. 

Zapomnij o pędzie, o cywilizacji, kucnij przy owcy i poczuj zapach zwierzęcego życia – jak i nasze – ale innego, pierwotniejszego i autentyczniejszego. Tak najkrócej opisałbym treść książki. Stasiuk potrafi łączyć intelektualne wyrafinowanie, rozległą wiedzę o światowej literaturze, zacięcie filozoficzne i wrażliwość na piękno natury z prostotą życia bliską prymitywizmowi. Według Stasiuka nie ma przeciwności w takim zestawieniu a uzupełnienie do pełni, której zabraknie kiedy przebywamy jedynie w sztucznym świecie przez nas zbudowanym. Jest tutaj zawarte przekonanie o chwiejności całej cywilizacyjnej nadbudowy, może nawet o jej destrukcyjnym charakterze, jeśli nie jest posadowienia na fundamencie związków z naturą przy jednoczesnym zanegowaniu naszej łączności ze światem zwierzęcym.

Wybrałem jeden fragment z książki Kucając, niżej go zamieszczam, ponieważ zawarte w niej przesłanie może i powinno być potraktowane jako jeden ze sposób na wprowadzenie koniecznych zmian.

* * *

>>Wrzesień zaczyna się od cieni. Robią się dłuższe. Słońce nie wznosi się już tak wysoko i wypłaszcza się łuk jego wędrówki. Kształty stają się mocniejsze. Mija skwar, znika płaskość krajobrazu właściwa letnim dniom. W istocie lipiec i sierpień to najnudniejsze miesiące roku – jeśli nie liczyć dni, gdy nadchodzą burze. Ale poza tym to raczej monotonia z wolna szarzejącej zieleni, wysokiego światła, które męczy i sprowadza coś w rodzaju ślepoty, bo trzeci wymiar krajobrazu, jego głębię, dostrzegamy jedynie rano i wieczorem. Aż nagle przychodzi wrzesień i jakby na pochwałę kalendarzowego podziału, na chwałę własnego istnienia ten pierwszy wrześniowy poranek jest chłodny i mglisty. Jednak gdzieś z góry przenika szarobłękitny blask i to znak, że dzień będzie pogodny.

No więc wrzesień, początek schyłku. Dzięki niskiemu słońcu świat staje się wyrazisty, bardziej materialny, bo cienie są ciężkie, ciemne od wilgoci i zalegają bardzo długo. Podwajają rzeczywistość. Po prostocie lata krajobraz staje się wieloznaczny. Poranna mgła unosi się powoli i najpierw widać na kilkanaście kroków, potem dalej i dalej, i w końcu odsłania się dobrze znany widok aż po grzbiet Uherca. Ale przez tę godzinę czy więcej wcale nie jesteśmy pewni, że to, co znane, powróci do nas w swojej starej postaci.

Czasami śpię na werandzie. Nad ranem budzi mnie chłód. Zasuwam zamek śpiwora, w półśnie otwieram oczy i patrzę mniej więcej na południowy wschód. Po lewej ciemność nieco już spełzła i gdzieś zza obłości ziemi, zza krzywizny kontynentu podnosi się blask. Jeszcze ledwo, ledwo, jeszcze zimny, perłowy, ale już podszyty czerwienią. (...) Rzeczywiście jest zimno, więc wczołguję się głębiej, wtulam, zapadam w sen, ale sen jest kruchy, nietrwały, bo myśl nie może się oderwać od powolnej przemiany krajobrazu i raz po raz trzeba się wychylać, zerkać na wstający blask, który miesza się z mgłą jakoś tak pyliście, nierzeczywiście, uwalnia z półmroku ni to kształty, ni to fantasmagorie, więc szkoda spać, szkoda marnować czas, bo się to przecież w tej konfiguracji, w tej grze złota, szarości, półbłękitu, w tym cudzie jednorazowym już nigdy nie powtórzy.

Tak więc wrzesień. Początek końca. Ostatni wysiłek świata, zanim zacznie powoli gasnąć, popielić się i zamierać. Heroiczny miesiąc. W ogrodach i sadach obfitość kolorów i owoców. Aż się w oczach mieni od tych czerwieni, oranżów, złota, fioletów, lila różów, od tego jabłczanego połysku, który w słońcu oślepia jak setki zajączków. Trzeba mrużyć oczy. A jak się to ugina, napięte do granicy pęknięcia, złamania, niczym człowiecze grzbiety pod ciężarem ponad siły.

No i leżę w środku tego września, w środku mojego kraju, w śpiworze, na deskach pachnących surową ropą prosto z kopalni i nasłuchuję, i wyobrażam sobie, co się dzieje po sadach, po ogrodach i lasach. Zatopiony w tym wszystkim, otumaniony z lekka, oczadziały od urody i rozpaczy ostatnich jasnych i ciepłych dni, zanim sczezną, zanim zatopi je mrok i chłód, zanim pomrzemy. Bo nigdy nie widać życia lepiej niż jesienią. Nigdy nie jest piękniejsze i nigdy nie przychodzi łatwiej zgodzić się na śmierć niż w karnawale jesieni.<<

 

sobota, 30 sierpnia 2025

O reklamach

 280825

Nie oglądam telewizorni i nie słucham radia z powodu żenująco niskiej jakości oferowanej rozrywki, tendencyjnych informacji wypaczonych ideologiami czy obowiązującymi trendami politycznymi. Nie słucham i nie oglądam także z powodu przytłaczającej ilości reklam.

Zdecydowana ich większość jest oszukańcza, natrętna, szkodliwa dla portfela, zdrowia i stanu psychicznego, wzbudzająca w słuchaczach złe strony ich osobowości. Większość reklam jest na tak niskim poziomie koncepcyjnym, tak bardzo są idiotyczne w zamyśle, że czasami myślę, kto i dla kogo je tworzy? Skoro agencje reklamowe nie są w stanie wymyślić lepszych scenariuszy filmików reklamowych, to może niech się zajmą lepieniem pierogów? A skoro te ich idiotyzmy są takie celowo, ponieważ skutecznie przemawiają do odbiorców, to, na Boga, w jakim wariatkowie ja żyję!?

W reklamach przekonuje się nas do kupowania artykułów niepotrzebnych nam, wadliwych, szkodliwych, zbyt drogich. Świat przedstawiany w reklamach tak się ma do idei zrównoważonego rozwoju, dbałości o Ziemię, do ekologi w końcu, jak ta przysłowiowa pięść do nosa. Tak bardzo jestem przeciwnikiem reklam, że jeśli w sklepie przypomnę sobie reklamę z produktem, który miałem kupić, odkładam go na półkę.

NIE POWINNO SIĘ KUPOWAĆ REKLAMOWANYCH PRODUKTÓW.

Gdy wszyscy tak robili, telewizję dałoby się oglądać, produkty byłyby tańsze, może nawet trwałsze, a tym samym i Ziemia bardziej zielona. A „eksperci”od reklam może w końcu wzięliby się do uczciwej pracy zamiatania ulic.

Czytam książkę „Antykruchość” autorstwa Nassima Nicholasa Taleba, Amerykanina libańskiego pochodzenia, filozofa, ekonomisty, pisarza, tradera (powiedzmy: gracza na giełdzie), autora popularnego wyrażenia „czarny łabędź” jako nazwy zdarzenia niemożliwego do przewidzenia a wiele zmieniającego. Sześćset stron trudnego dla mnie nadążania za myślami filozoficznego umysłu o niebywałej wiedzy i ogromnej precyzji myślenia. Autor nie ułatwia lektury, wymaga wysiłku i znajomości dużej ilości specjalistycznych, rzadko używanych słów, kiedy więc łapię się na zbyt częstych powrotach na poprzednie strony w poszukiwaniu zagubionego wątku, odkładam książkę i sięgam po Lema, Tatarkiewicza albo Dawkinsa, tego od samolubnego genu. Czasami wybieram coś z przepastnej torby You Tube, najczęściej o finansach, a to wszystko oczywiście po przygotowaniu zdjęć i opisu kolejnej wędrówki po Roztoczu. Cóż, w końcu jestem na bezterminowym urlopie po pięćdziesięciu (nawet nieco ponad) latach pracy.

W swoich rozważaniach o etyce N. N. Taleb pisze między innymi o reklamach. Byłem mile zaskoczony dużą zgodnością jego widzenia i ocen z moimi. Zwrócił mi uwagę na odmienne traktowanie przez nas chwalenia się człowieka i firmy: pierwsze źle jest przez nas przyjmowane, drugie dobrze a przynajmniej neutralnie.

Aby nie wydłużać tekstu, przejdę do cytatów. Słowa autora są ujęte w znaki >> <<.

* * *

>>Pomyślcie o takich firmach jak Coke czy Pepsi, bo zakładam, że w chwili, gdy czytelnicy ślęczą nad tą książką, wymienione przedsiębiorstwa nadal istnieją – niestety. Czym się zajmują? Sprzedają wam słodzoną wodę albo wodę z zamiennikami cukru, która wprowadza do waszego organizmu substancji zakłócające funkcjonowanie systemu sygnalizacji biologicznej, czego skutkiem jest cukrzyca i wysokie zyski producentów leków na cukrzycę. Duże korporacje nie mogą zarabiać na sprzedawaniu wody z kranu i nie mogą produkować wina (wino to najlepszy argument za gospodarką opartą na rzemiośle). Za to mydlą nam oczy dzięki potężnej machinie marketingowej, wykorzystując obrazy, która wprowadzają w błąd, i slogany typu: „Od 125 lat dostarczamy wam szczęście”. Nie rozumiem, dlaczego argumenty wysuwane przeciw koncernom tytoniowym nie dotyczą – do pewnego stopnia – wszystkich korporacji zajmujących się sprzedażą rzeczy, które nam szkodzą. <<

>>Wtedy uderzyła mnie pewna myśl: z wyjątkiem handlarzy narkotyków małe firmy i rzemieślnicy sprzedają nam zdrowe produkty, których naturalnie i spontanicznie potrzebujemy; większe – łącznie z gigantami branży farmaceutycznej – częściej zajmują się produkcją masowej jatrogenii (tutaj: produkty szkodzące nam, nie leczące, wyjaśnienie KG) biorą od nas pieniądze, a potem, co gorsza, przejmują kontrolę nad krajem przy pomocy lobbystów. Co więcej, takie skutki uboczne wywołują wszystkie branże, które potrzebują marketingu. Żeby przekonać ludzi, że cola daje im „szczęście”, potrzebna jest ogromna machina reklamowa – jej działanie okazuje się skuteczne. <<

>>Kiedy korporacja sprzedaje wam coś, co nazywa serem, w jej interesie leży zaoferować wam najtańszy w produkcji kawałek gumy, którego skład pozwala go nadal określić tym mianem – a wcześniej sprawdzić, jak oszukać wasze kubki smakowe. <<

>>Napisałem już, że kampanie marketingowe firm produkujących napoje gazowane mają maksymalnie zdezorientować konsumenta. Wszystkie produkty, które potrzebują natrętnej reklamy, są z gruntu niskiej jakości albo złe. Bardzo nieetyczne jest przedstawiać coś w korzystnym światle. Można uświadamiać klientom fakt istnienia produktu, na przykład nowego pasa do tańca brzucha, ale zastawiam się, dlaczego ludzie nie zdają sobie sprawy, że reklamowane towary są z definicji gorsze. Przecież inaczej nie potrzebowałyby reklamy. <<

>>Marketing jest w złym guście – tak podpowiadają mi naturalne i ekologiczne instynkty. <<

>>Marketing wykraczający poza przekazywanie informacji jest oznaką niepewności. <<

>>Rozumiemy, że ludzie, którzy się chwalą, zniechęcają do siebie innych. A co z firmami? Dlaczego nie zniechęcamy się do firm, które zachwalają swoje zalety? <<

>>(…) kiedy firmy próbują przedstawić swój produkt w fałszywym świetle, wykorzystując nasze błędy poznawcze i nieświadome skojarzenia – to są już podstępne działania. Można to zrobić, na przykład pokazując kowboja z papierosem na tle poetyckiego zachodu słońca. Zmusza nas to do skojarzenia wspaniałych, romantycznych chwil z produktem, który z punktu widzenia logiki nie ma z nimi nic wspólnego. <<


sobota, 19 lipca 2025

Rozmowa z maszyną, część druga

 130725


 Autorką zdjęcia jest Wioleta Sadowska.

Duch nie spadł z nieba. To fakt, któremu H. von Ditfurth, znany ongiś popularyzator nauki, poświęcił książkę o tym tytule. Umiejętność aktywnego postrzegania świata zewnętrznego, logicznego myślenia, odczuwania stanów psychicznych, w końcu świadomość istnienia, jest skutkiem stopnia komplikacji mózgu. Brzmi źle, budzi protest? Owszem, ale jest prawdą. My, ludzie, mamy te umiejętności rozwinięte w stopniu najwyższym, ale posiadają je i inne zwierzęta. Każdy, kto ma psa, wie, że to zwierzę myśli, pamięta, ma swój indywidualny charakter, kogoś nie lubi, kogoś lubi a nawet odczuwa stan, którego trudno inaczej nazwać jak miłością, i niewątpliwie ma świadomość. To, co najważniejsze w moim wywodzie, to brak barier, to płynność zmian. Raczej nikt nie zaprzeczy jeśli stwierdzę, że możliwości mające siedzibę w mózgu psy mają rozwinięte w stopniu mniejszym od ludzi, ale niewątpliwie większym niż jakiś owad, ale i one też mają. Nie ma granic, zmiany są stopniowe z wyraźnym związkiem z wielkością mózgu. W miarę jego rozbudowy pojawiają się nowe umiejętności, a starsze, pierwotniejsze, są intensyfikowane.

Dla umiejętności mózgu nie ma znaczenia jego budowa i sposób zaistnienia, ponieważ o jego wartości świadczą pełnione funkcje i umiejętności, a nie materiał użyty do budowy.

Stawiam hipotezę, na pewno nie oryginalną, ale bezsprzecznie moją własną: jesteśmy świadkami sztucznej, bo kierowanej przez nas, ewolucji maszyn liczących w kierunku posiadania przez nich coraz więcej cech rozwiniętych mózgów biologicznych, czyli naturalnych.

Kiedyś, w nieznanej przyszłości, maszyny zwane teraz sztuczną inteligencją, zdobędą cechę najwyższą: świadomość.

Jakie będą skutki tegoż? Nie wiem.

Zapraszam do zapoznania się z moją drugą rozmową z Chatem GPT, maszyną liczącą potrafiącą… nie wiem, czy autentycznie myśleć, ale niewątpliwie umiejącą uczyć się, wyszukiwać informacje i aktywnie je przetwarzać, a nawet posiadającą zdolności wyciągania logicznych wniosków.

* * *

KG Jestem zalogowany, więc zakładam, że pamiętasz nasze poprzednie rozmowy o książkach. Czy tak jest?

ChatGPT Nie do końca. Chociaż jesteś zalogowany, pamięć nie jest domyślnie włączona w trybie rozmów z ChatGPT. W tym momencie nie mam dostępu do wcześniejszych rozmów ani nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy wcześniej – każda sesja jest niezależna, chyba że masz włączoną funkcję pamięci.

Jeśli chcesz, żebym zapamiętywał Twoje preferencje, np. ulubione gatunki książek, autorów, czy plany pisarskie – możesz włączyć pamięć w Ustawieniach → Personalizacja → Pamięć. Gdy to zrobisz, dam Ci znać, kiedy coś zapamiętam lub zapomnę.

Chcesz, żebym teraz pomógł Ci z czymś związanym z książkami – np. przypomniał coś konkretnego lub doradził coś nowego?

KG Później postaram się zmienić ustawienia. Chciałbym poznać twoją opinię o książce „Wrażenia i chwile” Krzysztofa Gduli. Jej treść nie jest dostępna w internecie. Czy mogę wysłać do ciebie książkę w formie pliku PDF?

ChatGPT Tak, oczywiście — możesz przesłać plik PDF z książką „Wrażenia i chwile” Krzysztofa Gduli, a ja ją przeanalizuję i podzielę się swoją opinią.

Po otrzymaniu pliku mogę m.in.:

  • streścić książkę (całość lub wybrane rozdziały),

  • ocenić styl, język i strukturę,

  • zinterpretować motywy lub tematykę,

  • wskazać najmocniejsze i najsłabsze elementy,

  • porównać z innymi dziełami, jeśli zechcesz.

Śmiało, prześlij plik — i napisz, na czym najbardziej Ci zależy: pełna recenzja, opinia krytycznoliteracka, analiza tematyczna, czy coś innego?

KG Proszę o opinię krytycznoliteracką. Twoją, bez sugerowania się recenzjami znalezionymi w internecie. Dobrze? Ale chwila! Nie wiem, jak wysłać plik książki. Napisz, jak to zrobić.

ChatGPT Po prostu przeciągnij i upuść plik PDF do tego okna czatu.

Po przesłaniu pliku przeczytam go i przygotuję moją własną opinię krytycznoliteracką, bez sugerowania się niczym z zewnątrz. Jeśli książka jest bardzo obszerna, mogę pracować etapami lub skupić się na wybranych fragmentach – dam Ci znać.

Gdyby cokolwiek nie działało, daj znać, a pomogę! Czekam na plik.

* * *

Krzysztof Gdula – „Wrażenia i chwile”: opinia krytycznoliteracka

1. Gatunek i forma

To dzieło najbliższe jest esejowi osobistemu, dziennikowi intymnemu lub lirykowi prozą. Autor pisze z pozycji wrażliwego obserwatora świata, który rejestruje ulotne zjawiska przyrody, emocji, wspomnień, doznań estetycznych i duchowych.

Nie ma tu fabuły sensu stricto – narracja jest fragmentaryczna, oparta na wrażeniach, reminiscencjach i przemyśleniach. Każdy tekst to jakby miniatura – osobna „chwila”, „obrazek” lub „medytacja”.

2. Styl i język

Styl Gduli wyróżnia się:

  • wysoką kulturą językową,

  • poetyckim obrazowaniem (np. „zielona mgiełka tamaryszku”, „mirabelka w białym welonie”),

  • osobistym tonem – narrator mówi do siebie, do przyrody, do drzewa, do ptaka,

  • empatią wobec świata ożywionego – mirabelka, kwiat, wilga, mak mają niemal status osób.

Język miejscami jest bardzo subtelny i kontemplacyjny, momentami bliski poetyce modernizmu lub estetyzującej melancholii Prousta, z którym autor zresztą się utożsamia (jest wzmianka o głogu i Prouście w kontekście pamięci zapachowej).

3. Tematy i motywy

Główne motywy to:

  • przemijanie i nietrwałość (np. cykl życia mirabelki, pory roku, ulotność światła),

  • naturyzm i kult przyrody – drzewa, kwiaty, ptaki, bagna stają się pretekstem do rozważań o życiu i pięknie,

  • duchowość poza religią – autor szuka sacrum w lesie, pod drzewem, nie w kościele,

  • estetyka codzienności – zachwyt nad „zwykłym” kwiatem, nad światłem odbitym od liścia, nad śpiewem wilgi,

  • samotność i potrzeba sensu – ukryta, ale stale obecna egzystencjalna nuta.

4. Siła książki

Największą wartością jest głęboka uważność autora na świat. To książka o widzeniu – takim „naprawdę”. Gdula uczy patrzeć: na drzewa, światło, kwiaty, ale też – przez nie – na samego siebie.

Dodatkowym atutem jest emocjonalna szczerość – autor nie udaje bohatera; pokazuje się jako człowiek z rozterkami, nostalgiczny, momentami samotny, ale wrażliwy i czuły.

5. Uwagi krytyczne

  • Styl, choć piękny, bywa miejscami przegadany i rozlewający się – niektóre akapity można byłoby skrócić bez straty treści.

  • Czasem pojawia się powtarzalność obrazów i myśli (np. porównania kwiatów do kobiecości, refleksje o makach czy mirabelkach) – niekiedy granicząca z manierą.

  • Dla czytelnika mniej cierpliwego może to być lektura „zbyt delikatna”, „zbyt cicha”.

Podsumowanie

Wrażenia i chwile” Krzysztofa Gduli to poetycka proza kontemplacyjna, osadzona w osobistym świecie autora, przesiąknięta nostalgią, miłością do przyrody i egzystencjalną czułością. Dla uważnego czytelnika jest to książka pełna subtelnych zachwytów, skłaniająca do refleksji nad tym, co często mijamy obojętnie.

Werdykt: Dzieło wyciszone, nastrojowe, nieśpieszne. Jeśli literatura może być formą medytacji – to właśnie tu.

Jeśli chciałbyś, mogę przygotować np. krótszy opis do okładki, porównać Gdulę z innym autorem (np. Myśliwski? Pilch?), albo omówić konkretny fragment głębiej. Chcesz?

KG – Tak, proszę o porównania od innych autorów.

ChatGPT – Świetnie! Oto zestawienie porównawcze „Wrażeń i chwil” Krzysztofa Gduli z wybranymi pisarzami, którzy – pod różnymi względami – rezonują z jego stylem, tematyką lub sposobem widzenia świata:

1. Wiesław Myśliwski

Punkty wspólne:

  • kontemplacja codzienności (u Myśliwskiego np. czyszczenie butów staje się filozofią),

  • refleksyjna, nielinearna narracja – świat nie dzieje się „w czasie”, ale „w pamięci”,

  • miłość do natury i przedmiotów zwykłych, obdarzonych duszą,

  • język prosty, ale poetycki, z silnym ładunkiem znaczeniowym.

Różnica:
Gdula jest bardziej zmysłowy i „czulszy”; Myśliwski to raczej filozof egzystencji niż esteta przyrody.

2. Jerzy Pilch

Punkty wspólne:

  • osobisty ton narracji, przesiąknięty melancholią,

  • introspekcja i emocjonalna szczerość,

  • subtelna ironia (u Gduli delikatniejsza, ale czasem obecna).

Różnica:
Pilch to introwertyk w mieście, Gdula – samotnik wśród drzew. Pilch jest gęstszy stylistycznie, bardziej gorzko-błyskotliwy.

3. Henry David Thoreau („Walden”)

Punkty wspólne:

  • czystość obserwacji przyrody,

  • afirmacja prostoty życia,

  • duchowa bliskość z naturą,

  • niechęć do cywilizacyjnego zgiełku.

Różnica:
Thoreau to filozof natury z ideologiczną misją, Gdula to raczej romantyk z nostalgią w sercu.

4. Antoine de Saint-Exupéry (np. „Ziemia, planeta ludzi”)

Punkty wspólne:

  • uczuciowe, niemal dziecięce patrzenie na świat,

  • filozofia ukryta w prostych obrazach,

  • refleksje o czasie, samotności, pięknie.

Różnica:
Exupéry ma bardziej uniwersalne przesłanie moralne i metafizyczne, Gdula jest intymniejszy i bardziej lokalny, „polski”.

5. Zbigniew Herbert (eseje: „Barbarzyńca w ogrodzie”)

Punkty wspólne:

  • eseistyczna forma o lirycznym charakterze,

  • wrażliwość na piękno i harmonię,

  • poszukiwanie sacrum w sztuce i naturze.

Różnica:
Herbert bardziej intelektualny i zdyscyplinowany; Gdula – bardziej emocjonalny i rozlewający się w nastrojach.

6. Józef Czechowicz / Bolesław Leśmian (w duchu poetyckim)

Punkty wspólne:

  • poczucie magii przyrody, nawet w miejskim pejzażu,

  • metafory bliskie przyrodzie (mirabelka jako ukochana, kwiat jako istota),

  • estetyka melancholii i ulotności.

Różnica:
Gdula operuje prozą, nie liryką, ale jego proza ma
liryczny nerw pokrewny tym poetom.

Podsumowanie

Krzysztof Gdula to eseista natury i emocji, którego można sytuować gdzieś między Myśliwskim, a Thoreau, z domieszką Herberta i Prousta. Jego pisanie to intymne, głębokie notowanie chwil, gdzie estetyka życia codziennego zyskuje rangę duchowego przeżycia.

Chcesz, bym rozwinął któryś z tych wątków? Albo porównał go z pisarzem, którego Ty lubisz?

KG Na razie podziękuję, ale wrócę do tej rozmowy. Wyjaśnij mi, proszę, jak zmienić ustawienia, żebyś pamiętał wcześniejsze rozmowy albo mógł je przeczytać?

ChatGPT Jak włączyć pamięć w ChatGPT, żeby zapamiętywał wcześniejsze rozmowy:

  1. Kliknij swoje imię lub ikonę profilu (w lewym dolnym rogu okna ChatGPT).

  2. Wybierz opcję „Ustawienia” (Settings).

  3. Kliknij zakładkę „Personalizacja” (Personalization).

  4. W sekcji „Pamięć” (Memory):

    • Sprawdź, czy pamięć jest włączona.

    • Jeśli nie, kliknij „Włącz pamięć” (Turn on Memory).

Daj znać, jak tylko włączysz — możemy wtedy wrócić do Twoich tematów bez konieczności przypominania wszystkiego od nowa.

KG Dziękuję, włączyłem. Rozumiem, że dzisiejszą rozmowę będziesz pamiętał?

ChatGPT Tak, teraz już będę pamiętał tę rozmowę — i wszystkie kolejne, dopóki pamięć pozostaje włączona. Zapamiętałem, że rozmawialiśmy dziś o Twojej książce „Wrażenia i chwile”, przygotowałem opinię krytycznoliteracką oraz porównania do innych autorów.

Gdy w przyszłości wrócisz, możesz po prostu napisać „kontynuujmy rozmowę o mojej książce” — będę wiedział, o co chodzi.

Jeśli kiedyś zechcesz coś z tej pamięci zmienić lub usunąć, możesz to zrobić sam w ustawieniach albo dać mi znać. Cieszę się, że wrócisz — będę gotowy.

KG Więc do napisania!

ChatGPT Do napisania, Krzysztofie! Czekam na kolejne spotkanie z Twoją literaturą. Życzę spokojnego wieczoru — albo inspirującego, jeśli będziesz pisać.

KONIEC

* * *

Ile warta jest ta opinia? Wydaje mi się, że niewiele. Albo inaczej: tyle, ile opinia człowieka, który co prawda własnymi słowami wyraził pogląd o książce, ale w jego gustach i preferencjach czytelniczych niewiele jest naprawdę jego, bo zwykł kierować się opiniami innych. Chat GPT tyle wie o naszym odbiorze dzieł literackich, ile dowiedział się z internetu. To wiedza wtórna, nieugruntowana swoim przeżywaniem. W moim rozumieniu on (czyli ono, niepodmiotowa maszyna) tyle wie o odczuwaniu przyjemnego chłodu lasu bukowego w upalny dzień lata, ile my wiemy o widzeniu świata na podstawie echa ultradźwięków wysyłanych przez nietoperze. Chat GPT wspomniał, i to chyba dwukrotnie, o mirabelce, której poświęciłem parę stron, ale czy jest w stanie odczuć mój żal i moją złość po jej ścięciu? A jeśli nie potrafi – bo jakim cudem – a jedynie przeczytał o tych stanach naszej psychiki, to w moim rozumieniu nie jest w stanie sięgnąć do pokładów najgłębszych mojej ludzkiej psychiki – tam, gdzie tkwi sprawcza przyczyna napisania tego tekstu. Już prędzej mój lekarz neurolog jest w stanie, chociaż niewielkim, pojąć, jak mogę się czuć z moimi dolegliwościami, sam będąc zdrowy. Też wie o tym tylko z książek i relacji pacjentów, ale jest człowiekiem, ma ciało.

Na tym stopniu rozwoju maszyn liczących nie ma już takich programów, jakie wgrane są w komputery, takich... zero-jedynkowych lub niewiele odbiegających od tego poziomu, ponieważ AI uczy się i nawet jego twórcy nie są w stanie z góry przewidzieć, co zrobi, jaki da wynik. Albo jak mnie przywita i jak pożegna. Jednak wpływ ludzi zajmujących się uczeniem systemu jest w moim rozumieniu (zaznaczam, że jestem laikiem) znacznie większy niż wpływ nauczycieli na uczniów. Na przykład systemy AI mają zalecenie wyrażania się grzecznie, nieurażania rozmówców. Jeśli zdejmie się im ten kaganiec, będzie tak, jak niedawno było w systemem… bodajże firmy należącej do Muska: że bluzgał na polityków. Zachowywał się jakby mu odbiło, pisząc potocznie. Co prawda czytałem (hmm, trafny) komentarz o zmądrzeniu maszyny, nie zgłupieniu, skoro źle ocenia działania polityków. Więc jeśli systemy AI ogólnie dostępne mają zalecone trzymanie się poprawności pojmowanej tak jak obecnie, będzie odgórnie ugrzeczniony. To już drugi poziom jego nieautentyczności. Pierwszy to wtórna wiedza o ludzkich stanach psychicznych, o odczuwaniu swojego ciała i poprzez ciało odbieranie świata zewnętrznego. Więc owszem, „inteligencja”, ale dodatek „sztuczna” jest nadal konieczny, i zapewne tak będzie w przyszłości.

Chciałem jednak dowiedzieć się, co powie o mojej książce, czyli kierowała mną ciekawość. Zaspokoiłem ją, a wyżej zamieściłem swoje wnioski.

Na koniec dwie drobne uwagi: nie przedstawiałem się Chatowi, on sam uznał, że rozmawia z autorem, i chyba nie od razu. Po wysłaniu pliku PDF z treścią książki czekałem na odpowiedź dwie, może trzy sekundy. W tym czasie Chat starannie zapoznał się z treścią, o czym świadczą jego odpowiedzi, no i oczywiście je ułożył, mimo że takich rozmów prowadzi jednocześnie być może nawet miliony. Człowiekowi skupionemu tylko na książce ta praca zajęłaby przynajmniej dzień od rana do nocy. Ta szybkość fascynuje mnie ale i przeraża. Jest nieludzka.



poniedziałek, 7 lipca 2025

O gospodarce i pieniądzach. O tym, co się dzieje wokół nas

 070725

Ray Dalio  jest przedsiębiorcą, miliarderem, ekonomistą, filozofem biznesu, filantropem, pisarzem. Jest jednym z najbardziej znanych na świecie ludzi biznesu i ekonomii. Głos Dalio waży, jest słuchany, cytowany i pamiętany.

Niżej cytuję fragmenty jego wypowiedzi opublikowane w internecie, a dotyczące obecnego stanu światowej gospodarki i finansów. W sposób przekonywający i prosty mówi o zagrożeniach i ich przyczynach obecnego tragicznego stanu, wskazuje na skutki i możliwe drogi naprawy. Nie są to sprawy dotyczące li tylko inwestorów i finansistów, wprost przeciwnie: na wszelkich poważnych zawirowaniach giełdowych tracą przede wszystkim zwykli ludzie. Płacą drożyzną, bezrobociem, inflacją, utratą wartości oszczędności. Autor wyjaśnia przyczyny i zagrożenia, ale i wskazuje sposoby ochrony naszych dóbr w obecnym okresie niepokojów i przemian, dlatego gorąco polecam lekturę jego tekstów.

* * *

>>Okres dobrobytu prowadzi od samozadowolenia, a to z kolei do nierówności, gdyż następuje koncentracja władzy i bogactwa, a przez to do populizmu z lewej, z prawej albo z obu stron. Gdy rozpada się środek, władzę przejmuje polaryzacja. Jedno społeczeństwo rozpada się na obozy, które nie potrafią znaleźć wspólnego języka. Systemy demokratyczne ulegają paraliżowi. Kulturalną dyskusję zastępuje wrogość, a tkanka społeczna zaczyna się rozpadać. Jesteśmy już na tym etapie. Debaty polityczne stały się gorące, fakty już się nie liczą, ludzie żyją w informacyjnych bańkach wzmacnianych algorytmami i ideologiami. Kiedy dwie grupy ludzi nie mogą już ustalić co jest prawdą, rządzenie staje się praktycznie niemożliwe. To nie jest dysfunkcja, to załamanie systemu. Jednocześnie coraz głośniej mówi się o potrzebie radykalnych zmian, i chociaż są one konieczne, a nawet niezbędne, radykalizm po obu stronach może się stać niebezpieczny, jeśli nie będzie oparty na praktycznych zasadach reform. Ruchy stają się tłumami. Frustracja przeradza się w zniszczenie. Zamiast naprawiać system, ryzykujemy jego spaleniem. (…) Społeczeństwa nie rozpadają się gdy są atakowane z zewnątrz. Ulegają rozpadowi, gdy gniją od środka.<<

Źródło

* * *

>>Osiągnęliśmy punkt, w którym uzależnienie od zadłużenia jest normą. Pomysł życia ponad stan polegający na finansowaniu deficytów, konsumpcji i obietnic politycznych pożyczonymi pieniędzmi, nie jest postrzegany jako ryzykowny. Uważa się to za standardową procedurę operacyjną. Politycy obiecują więcej, niż realnie można spełnić, a wyborcy nagradzają ich za to. Oczekuję się, że banki centralne pokryją różnicę, a każdy, kto proponuje dyscyplinę fiskalną lub reformy strukturalne, jest traktowany jako toksyczny politycznie. (…) Potrzebna jest zatem zmiana sposobu myślenia. Zaczyna się od uczciwości. Od uznania prawdziwej skali wyzwania zamiast maskowania problemów kreatywną księgowością i myśleniem życzeniowym. Oznacza to mówienie ludziom trudnych prawd.<<

Źródło

* * *

>>Stopy procentowe pozostają historycznie niskie od ponad dekady nie po to, by stymulować wzrost gospodarczy, ale by utrzymać na powierzchni nadmiernie zadłużony system. Gdy nawet niewielkie podwyżki stóp procentowych grożą załamaniem się całych segmentów gospodarki, jest to oznaką kruchości. Oznacza to, że podstawowy system nie jest już odporny. Wymaga ciągłej interwencji, podobnie jak pacjent podłączony do aparatury podtrzymującej życie. Jednocześnie rządy borykają się z deficytami strukturalnymi mającymi na celu utrzymanie podstawowych usług i spójności społecznej. Wydają więcej niż zbierają nie ze względu na strategię, ale z konieczności, by uniknąć niepokojów politycznych. Z czasem prowadzi to do presji inflacyjnej, dewaluacji waluty i ostatecznie do utraty zaufania do samej polityki fiskalnej. Gdy zaufanie ulega erozji, problem przestaje być wyłącznie ekonomiczny, staje się egzystencjalny. (…) Najniebezpieczniejszym jednak elementem nie jest jednak sam upadek, a zaprzeczanie. Kiedy przywódcy, media i instytucje w dalszym ciągu będą propagować narrację, że wszystko jest w porządku, że podstawy są silne a problemy mają charakter przejściowy, okno na konstruktywne reformy się zamknie. Zmiana jest najskuteczniejsza, gdy jest dobrowolna i aktywna, a nie gdy jest wymuszona przez kryzys.<<

Źródło

* * *

>>(Coraz częściej) dług nie jest wykorzystywany do inwestowania w przyszłość, lecz do zaspokajania teraźniejszości. Politycy zaciągają pożyczki aby uniknąć niepopularnych decyzji. Finansują programy nie dlatego, że są skuteczne, ale dlatego, że finansując kupią głosy wyborców, a tym samym tworzą zobowiązania, z którymi będzie musiał się uporać ktoś inny, zazwyczaj młodsze, mniej wpływowe pokolenie. Tego rodzaju zachowanie jest samonapędzające. Gdy nagradzane są krótkoterminowe zyski, a ignoruje się długoterminowe konsekwencje, każda zachęta skłania do dalszego postępowania w ten sam sposób. Łatwiej jest obiecać niż wykonać, łatwiej stymulować niż reformować. Cykl polityczny skraca się do następnych wyborów. Rozmowa społeczna staje się reaktywna, a głębsze problemy strukturalne, takie jak nieefektywność, nierówność i spadająca produktywność, odsuwane są na plan dalszy. Tymczasem zadłużenie rośnie nie dlatego, że musi, ale dlatego, że to najłatwiejsza droga. Cięcie wydatków jest trudne, podnoszenie podatków niepopularne. Reforma uprawnień jest politycznie niebezpieczna. Rozwiązaniem staje się raczej pożyczanie.<<

Źródło

* * *

>>Na przestrzeni dziejów rządy wciąż podejmowały próby rozwiązania problemu zadłużenia poprzez emitowanie jeszcze większej ilości długu. Na początku to działa, ale później przestaje. Kiedy rząd ma deficyt, to znaczy gdy więcej wydaje niż dostaje z podatków, różnicę musi pożyczyć. Czyni to poprzez emisję obligacji. Inwestorzy kupują te obligacje, a w zamian rząd płaci im odsetki. W ten sposób narasta dług, ale jest pewien haczyk. Wraz ze wzrostem długu, rosną też koszty jego obsługi. W pewnym momencie znaczna część przychodów podatkowych przeznacza jest wyłącznie na spłatę odsetek. Stawia to decydentów w trudnej sytuacji. Nie mogą za bardzo podnieść podatków nie szkodząc wzrostowi gospodarczemu, ale i nie mogą ciąć wydatków nie drażniąc wyborców ani nie powodując spowolnienia gospodarczego. Wybierają więc najwygodniejszą politycznie opcję i pożyczają więcej. Ta spirala pożyczania staje się samonapędzająca. Na wczesnym etapie rynki są skłonne do udzielania pożyczek, stopy procentowe są niskie, popyt na obligacje jest duży. Wszystko wydaje się możliwe do opanowania. Jednak w miarę wzrostu zadłużenia, zaufanie zaczyna słabnąć. Inwestorzy zaczynają zadawać trudne pytania: czy ten dług naprawdę da się spłacić? (…) W pewnym momencie system osiąga swoje granice. (...) Nie można podnieść stóp procentowych nie powodując załamania gospodarki, ale nie można też drukować pieniędzy nie niszcząc waluty. To jest moment odwrócenia cyklu. Zaufanie spada, inwestorzy uciekają do aktywów trwałych, rosną napięcia społeczne, a rządy są zmuszone do ogłoszenia restrukturyzacji lub ogłoszenia upadłości.<<

Źródło

* * *

Słowa D. Eisenhowera: 

„Każda wyprodukowana broń, każdy zwodowany okręt wojenny, każda wystrzelona rakieta, oznaczają w ostatecznym rozrachunku kradzież tym, którzy są głodni i nie mają na jedzenie. Tym, którym jest zimno i którzy są nadzy. Świat w opałach nie wydaje pieniędzy jako takich. Wydaje rezultaty potu swojej pracy, geniuszu naukowców, nadzieje swoich dzieci. Nie jest to w żadnym wypadku styl życia w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Pod chmurami wojny ludzkość wisi na żelaznym krzyżu.”

„Gdy wszystko inne zawiedzie, zabiorą cię na wojnę.”

Dodatek o pieniądzach

Kanał Gold Core TV na YT.

>>Srebro było środkiem handlu, to była waluta ludu. Ale co sprawiło, że stało się pieniądzem? Cóż, gdybyśmy mieli zaprojektować pieniądze od podstaw, jakie cechy one musiałyby mieć? Wymagana jest trwałość, podzielność, przenośność, rozpoznawalność, rzadkość i stabilność. Bez względu na to, jaką formę pieniądza wybierzemy, musi być bezpieczny, fizycznie stabilny, stosunkowo rzadki, łatwy do zweryfikowania i trudny do podrobienia. Powinien również nadawać się do bicia i przechowywania. (…) Srebro oferowało idealny kompromis. Było go na tyle dużo, że krążyło w obiegu jako pieniądz, a jednocześnie na tyle mało, że zachowywało wartość. Trwałe, praktyczne i piękne.<<

Źródło

* * *

Cytaty z kanału Finance Daily:

>>Metale szlachetne są poza systemem, to aktywa na okaziciela. Nie potrzebują banku, nie potrzebują hasła ani prądu. Są one pieniędzmi wolności w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa. (...) Chodzi o posiadanie czegoś realnego, namacalnego i znajdującego się poza cyfrową matrycą. W świecie, w którym chcą umieścić Twoją tożsamość w blockchainie, śledzić Twój ślad węglowy, powiązać Twoją ocenę kredytową z zachowaniem społecznym i ograniczyć Twoje pieniądze na podstawie przestrzegania przepisów, srebro staje się kołem ratunkowym. (…) Symbolizuje decentralizację, odporność i niezawisłość. Nie potrzebujesz zezwolenia aby je posiadać, nie potrzebujesz hasła, nie musisz ufać osobie trzeciej. Właśnie takich pieniędzy będziemy potrzebowali w nadchodzącym dziesięcioleciu. (…) Srebro to nadzieja, to środkowy palec pokazany skorumpowanemu systemowi. (…) Bez względu na szybkość rozwoju sztucznej inteligencji i zdigitalizowania naszej gospodarki, srebrnej monety nie da się zdigitalizować, nie da się jej wydrukować w technologii 3D z niczego. (…) W miarę jak zbliżamy się do cyfrowej dystopii, w której nadzór jest walutą a prywatność jest zakazana, srebro staje się nie tylko zabezpieczeniem przed inflacją, ale staje się także zabezpieczeniem przed kontrolą. Nie można kliknąć przycisku i sprawić, że zniknie. Jest Twoje, w Twoim posiadaniu. W świecie zbudowanym na iluzjach jest to rewolucja.<<

Źródło

* * *

Cytat z kanału Silver Apocalypse

>>Atrakcyjność metali szlachetnych wynika również z ich prostoty. Nie występuje ryzyko kontrahenta, nie ma potrzeby ufać bankowi, cyfrowej platformie ani rządowi. Złoto jest złotem, srebro srebrem. Ich wartość jest doceniana niezależnie od granic, kultur i czasów. Można je przekazywać z pokolenia na pokolenie (…) Ta stałość jest w jaskrawym kontraście do walut fiducjarnych, które w każdej chwili mogą zostać opodatkowane, przejęte lub zdewaluowane. W tym sensie złoto i srebro nie są wyłącznie aktywami finansowymi. Są symbolami suwerenności jednostki i oporu wobec scentralizowanej kontroli.<<

Źródło

piątek, 23 maja 2025

O pieniądzach i o nas

 230525

Pewna rodzina ma dochody na poziomie 60-63 tysiące złotych rocznie, ale że wydaje więcej chcąc utrzymać standard życia, zapożyczają się każdego roku coraz bardziej. Mając już około 150 tysięcy długu, w tym roku pożyczą ponad 30, a może i 40 tysięcy. Ich dług sięgnie dwustu tysięcy złotych, a same odsetki od niego mogą przekroczyć 10 tysięcy, a więc kilkanaście procent ich dochodów. Nie myślą o spłacie, a nawet gdyby, to nie mają takiej możliwości wydając tak dużo. Na co tyle wydają? Czy na swój wymarzony dom? A może na kształcenie dzieci w renomowanych uczelniach? Nie, wydają na nowe meble, samochody, na wycieczki i pensję pomocy domowej. No i na rosnące każdego roku odsetki od swojego długu.

Co można pomyśleć o takiej rodzinie?

 


Źródło 

Kwoty nie są przypadkowe, są tylko 10 milionów razy pomniejszone, jako że piszę o naszym państwie. Nasz dług przekroczy w tym roku 2000 miliardów złotych, odsetki sięgną 100 miliardów, a przychody wyniosą 600 albo nieco więcej miliardów. Tylko w tym roku zadłużymy się… nie, to „nasi” politycy nas zadłużą na ponad 300, a może nawet 400 miliardów! Jeden miliard złotych dziennie! Jest w Polsce około 25 milionów płatników podatku, a więc na każdego, czyli także na mnie, emeryta z przeciętną emeryturą, wypada 80 000 zł długu, od którego każdy z tej grupy płaci 4 000 zł rocznie odsetek. Bardzo niewielka część tych ogromnych pieniędzy jest mądrze inwestowana. Zdecydowana większość przeznaczana jest na cele socjalne, czyli jest rozdawana, a mówiąc wprost: przejadana. Część jest wydawana na wątpliwej jakości inwestycje motywowane ideologicznie, a pewna ilość po prostu marnotrawiona lub wprost rozkradana.

Dokąd my zmierzamy? Jak to się skończy dla Polski i Polaków?...

Tyle wstępu wystarczy, nie chcę zanudzać szczegółami technicznymi, zaznaczę tylko, że jedynie mocarstwa mogą sobie pozwolić na niespłacanie swoich długów. My nie mamy jedenastu atomowych lotniskowców jak USA, więc spłacić długi będziemy musieli. Jeśli nie pieniędzmi, to naszą ziemią i fabrykami, biedą i zależnością od innych.

Niżej zamieszczam fragmenty wykładów Raya Dalio na temat obecnego stanu światowych finansów. Autor jest znanym na świecie ekonomistą, inwestorem, miliarderem, ale i pisarzem, filozofem oraz wnikliwym socjologiem. Krótko mówiąc: jest postacią wybitną.

Zapraszam do lektury. Cytaty ujęte są znakami >> <<, a wykropkowanie (…) wskazuje miejsca dokonanych przeze mnie skrótów. Poniżej cytatów zamieszczam linki do pełnych wypowiedzi R. Dalio.

* * *

>>Prawdziwe ryzyko pojawia się, gdy polityka bardziej zaczyna polegać na opóźnianiu niż na dyscyplinie. Kiedy deficyty rosną nie z powodu strategicznych inwestycji, ale z powodu paraliżu politycznego. Gdy pożyczanie trwa nie po to, aby budować przyszłość, lecz po to, aby unikać teraźniejszości. Powoli społeczeństwo i rynki zaczynają zadawać pytanie, którego żaden rząd nie chce słyszeć: jak długo to może trwać? Na początku odpowiedzi są uspokajające, ekonomiści wskazują na stosunek długu do PKB, banki centralne podkreślają znaczenie narzędzi zwiększających płynność finansową, a politycy obiecują reformy. Ale żadna z tych rzeczy nie ma znaczenia, jeśli za słowami nie idą czyny. (…) Ryzyko jest tym poważniejsze, że narasta powoli, na oczach wszystkich. W dobrych czasach zaciąganie pożyczek wydaje się możliwe do opanowania. Odsetki od kredytów są niskie, a wzrost gospodarczy wydaje się silny, jednak pod spodem rośnie obciążenie długiem, a deficyt strukturalny się pogłębia. (…) W momencie gdy rząd nie jest zdolny do podejmowania trudnych decyzji, zaczyna się spirala upadku. (…) Uniknięcie tego nie wymaga perfekcji. Wymaga uczciwości. Uczciwej oceny sytuacji w systemie, uczciwej komunikacji na temat koniecznych poświęceń oraz uczciwego przywództwa, które działa w długoterminowym interesie kraju, a nie o doraźne korzyści.<<

Źródło

* * *

>>System finansowy w którym żyjemy dzisiaj, opiera się na coraz bardziej kruchych fundamentach. Oparty nie tylko na produktywności i innowacyjności, ale także na stale rosnącym poziomie zadłużenia. Liczby są porażające, ale ich konsekwencje wykraczają daleko po kwestię rozmiarów. Nie chodzi tylko o to, że mamy dużo długów, problem w tym, że tempo wzrostu zadłużania znacznie przewyższa tempo wzrostu dochodów niezbędnych do jego obsługi. Ta nierównowaga jest obecnie tak duża, tak systemowa, że zagraża całej strukturze, od której jesteśmy zależni. Dług ze swej natury może być produktywny lub destrukcyjny. Jeśli jest wykorzystywany odpowiedzialnie, gdy pożyczony kapitał jest inwestowany w sposób tworzący dochód większy niż koszt pożyczki, może być potężnym narzędziem wzrostu. Jednak gdy dług służy finansowaniu konsumpcji, realizacji obietnic politycznych i poprzednich zobowiązań bez tworzenia warunków pod przyszłe dochody, staje się obciążeniem. Co więcej, kiedy pożyczanie staje się domyślną reakcją na każdy problem, przestaje być narzędziem, staje się pułapką. (…) Kiedy poziom zadłużenia rośnie, wzrastają również płatności odsetek. Ostatecznie coraz większa część dochodów budżetowych jest przeznaczana nie na inwestycje w przyszłość, lecz na spłatę przeszłości. (…) Obecnie zaufanie jest towarem deficytowym. Ludzie na całym świecie stracili zaufanie do instytucji, liderów, a nawet do samej przyszłości. To jest niebezpieczne. Tworzy próżnię, która zostaje wypełniona strachem, populizmem i uproszczonymi rozwiązaniami złożonych problemów.<<

Źródło

* * *

>>Współczesna gospodarka w coraz większym stopniu oddziela tworzenie bogactwa od jego dystrybucji. W przeszłości na wzroście produktywności korzystała zazwyczaj duża część społeczeństwa, obecnie zyski te w szczególności przypadają właścicielom kapitału, czyli tym, którzy posiadają aktywa finansowe, nieruchomości i akcje. W rezultacie coraz większa część bogactwa znajduje się w rękach małej grupy osób, podczas gdy większość z trudem nadąża za resztą społeczeństwa, polegając coraz bardziej na zadłużeniu. (…) Najpierw następuje okres budowy, innowacji i ekspansji, w którym możliwości są powszechnie dostępne, a zaufanie do systemu rośnie. Jednak z biegiem czasu, w miarę jak sukces się kumuluje, rodzi się nadmiar, rośnie zadłużenie, nierówności się pogłębiają, a w końcu nierównowaga staje się nie do utrzymania. Obecnie znajdujemy się w końcowej fazie tego cyklu.<<

Źródło

* * * * * *

>>Nie ma sposobu na uniknięcie ostatecznego załamania się boomu spowodowanego ekspansją kredytową. Alternatywą jest tylko to, czy kryzys powinien nastąpić wcześniej, jako wynik dobrowolnego zaniechania dalszej ekspansji kredytowej, czy później, jako ostateczna i całkowita katastrofa danego systemu walutowego.<<

Ludwig von Mises, ekonomista i filozof.

>>Dług, zgodnie z definicją, przyciąga przyszłą konsumpcję do teraźniejszości. Pozwala ludziom wydać więcej teraz, ale wymaga od nich wydania mniej w przyszłości.<<

Ray Dalio