Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 18 marca 2024

Boreczna i Cycek

 090324

Blisko Chełmca, jednego z większych i bardziej znanych szczytów Gór Wałbrzyskich, wznosi się stromy i dość wysoki zalesiony masyw dwóch gór – Borecznej i Mniszka. Kusił mnie wiele razy, opierałem się z powodu zalesienia, ale dzisiaj uznałem, że… dam się skusić. Zaparkowałem w Jabłowie i poszedłem w stronę Borecznej.

 

Wypadło mi iść długą drogą wznoszącą się łagodnie na szczyt Wzgórza Parkowego. Ponieważ szedłem tamtędy rok czy dwa lata temu, zauważyłem zmianę charakterystyczną chyba nie tylko dla Sudetów: przybywa prowizorycznie ogrodzonych placów budów domów jednorodzinnych, a droga zmienia się w ulicę. Mieszkańcy będą mieli ładny widok na Cycka. Nie cycka, skądże znowu, a właśnie Cycka, czyli jedno z moich ulubionych wzgórz wałbrzyskich.

W „moim” masywie sporo jest dróg i ścieżek, wiele z nich jest rozjeżdżonych motocyklami i quadami. Warkot tych maszyn towarzyszył mi stale. Ustał dopiero gdy byłem już daleko. Widoki miałem tylko dzięki przerwom między drzewami; ze szczytu Borecznej jest nawet ładny i daleki, chociaż nie panoramiczny. Nieco niżej, w lesie, jest stary nieczynny kamieniołom, a w nim nawet ładne skalne ściany mające swoją nazwę: Białe Skały.

 


Na jednej z nich jest kilka czarnych sylwetek pokazujących… historię ludzkości. Ktoś miał dobry pomysł i trafił w sedno.

Plan na resztę dnia miałem dość typowy: powłóczyć się po okolicy. No to się włóczyłem.

W pewnym miejscu wypadło mi przeciąć kilkusetmetrowy jęzor lasu. Wbrew wcześniejszym doświadczeniom zdecydowałem się przejść przecinką pod linią wysokiego napięcia. Mimo że las pod przewodami jest wszędzie i zawsze regularnie wycinany, przejście bywa trudniejsze niż lasem, a to z powodu gęstwiny młodniaków i stert zostawionych wyciętych samosiejek, ale akurat tam była tylko niekoszona łąka. 

 


Chcąc ominąć jakiś stromy garb, wszedłem w las i tam, w miejscu, do którego nigdy bym nie trafił gdyby nie mój zwyczaj szwendania się, znalazłem kwitnące wawrzynki wilczełyka. Rozczuliły mnie te niepokaźne roślinki. Od kilku lat na przedwiośniu szukam śnieżyc, przebiśniegów i właśnie wawrzynków, w tym roku do kompletu brakowało mi tych malutkich różowych kwiatków. Patrząc na nie (a swoim zwyczajem odchodziłem i wracałem) poczułem, że teraz wiosna może się zacząć.

 Zrobiłem wiele zdjęć, ale żadne nie było ostre, bo ten głupi aparat uparł się fotografować zeszłoroczne liście.

Masyw Trójgarbu jest wielce rozczłonkowany i rozległy; dość powiedzieć, że jest w nim około dziesięć szczytów wyróżnionych nazwami. Dwa lata temu obszedłem go dookoła, trasa miała 26 km długości.

Dzisiaj idąc jego zboczami doszedłem do drogi biegnącej od szczytu ku wiosce w dole. Wiedzie nią popularny szlak, widziałem tam kilka grupek ludzi. Bez przesady mogę powiedzieć, że tamto miejsce przy ostatnich drzewach lasu jest czarujące. Wychodzi się na otwartą przestrzeń – a taka nagła zmiana perspektywy zawsze jest zaskakująca i ładna – z widokiem na bliskie, nieco dalsze i najdalsze góry. Stałem tam nie mogąc zdecydować się iść dalej, chociaż mgiełka rozmazywała kontury odległych szczytów. Mijali mnie ludzie idący tak, jak ci z Wąwozu Myśliborskiego: po prostu szli dalej. Nie krytykuję, tylko dziwię się im.

 Wiedziałem, że dzień zakończę na moim wzgórzu, a żeby mieć więcej czasu na smakowanie widoku Cycka, nie szedłem najkrótszą drogą.




 

Obrazki ze szlaku


 Ogrodzone pole, ogrodzony las. Wspomniałem Anglię, tam często prywatni właściciele grodzą swoje lasy, ale żeby to robić u nas!

 Butelki na Borecznej. Nasi tu byli!

 Jakby tego było mało, trwa tam wycinka drzew, oczywiście pielęgnacyjna.

 Wycinka (też pielęgnacyjna) w Gorcach, przy ulicy. Zapewne pod zabudowę.

 Skrzyżowanie linii energetycznych; świateł sterujących ruchem nie zauważyłem :-)

 Śmieci. Na każdej wędrówce widzę wiele takich miejsc, nierzadko po kilkanaście. Myślę, że nasze władze, tak chętne we wprowadzaniu coraz droższych i coraz bardziej nierealistycznych norm ekologicznych, mogłyby się zająć się tymi, którzy tak okropnie zaśmiecają nasz dom, naszą Ziemię. Jest prosty sposób na zwiększenie wpływów budżetowych. Jaki? Karać takich ludzi wielotysięcznymi mandatami. Nie ma innej możliwości odzwyczajenia ich od tego procederu, jak konieczność wzięcia w banku kredytu na zapłacenie kary.

 Klasyczny jar.

 Wierzba iwa. Widać bazie na młodej gałązce wyrosłej z nadłamanego konaru.

To drzewo jest mądrzejsze od nas, ponieważ wie, że najważniejsze jest życie, po prostu życie, a my tego nie wiemy, albo zachowujemy się tak, jakbyśmy nie wiedzieli.


Skała oberwała kijem po głowie. Nie wiem, za co.

Post scriptum

Niespodzianka dla miłośników sudeckich zabytków: pałac w Strudze. Nie jestem ich znawcą ani miłośnikiem, jednak ich los nie jest mi obojętny; smutkiem napawa mnie widok zrujnowanych a kiedyś pięknych budowli. Nadto pałac w Strudze po prostu mi się podoba. Niektóre sudeckie pałace nazywane są tak nieco na wyrost, będąc albo wielkości willi, albo mając klockowate kształty, ten jest prawdziwym pałacem, chociaż widziałem ładniejsze.

Dach całej budowli jest nowy (a to bardzo ważne dla jej zabezpieczenia), w toku są prace przy frontowej elewacji i w środku. Boki i tył nadal czekają na swoją kolei, co widać na zdjęciach.

Jak wiele innych pałaców sudeckich, ten też stoi na niewielkiej działce. Zwłaszcza z przodu brakuje przestrzeni, najlepiej parku. Przyszli mieszkańcy pałacu, czy jego użytkownicy, z frontowych okien będą widzieli maszyny rolnicze po drugiej stronie wąskiej ulicy. Liczę na pełną rewitalizację pałacu we właściwym znaczeniu tego słowa. Piszę tak, ponieważ teraz jest mania nazywania rewitalizacją każdych prac remontowych, nawet ograniczonych do drobnych napraw, a rewitalizacja jest przywróceniem do życia, a nie pomalowaniem tynku. Słowa mają swoje znaczenia, i nadawanie im innych brzmi śmiesznie albo głupio; rzadko kiedy nowatorsko.

Ponieważ pałac stoi frontem blisko ulicy i jest wielki, miałem trudności z ujęciem w kadr jego bryły.

Dodam tylko informację z tablicy: budowla była stawiana i przebudowywana między XIV a XVI wiekiem. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, wejście obwieszone jest tablicami sponsorów renowacji.

Widoczny na jednym zdjęciu niebieski samochód stojący przed wejściem nie należy do właściciela, a do autora tych słów, który raczej nie chciałby być właścicielem pałacu. Za dużo w nim pokoi i za długie korytarze.







Trasa w Górach Wałbrzyskich: ze wsi Jabłów na Boreczną i Mniszka. Dojście na zbocza Trójgarbu, następnie wzdłuż linii lasów na wzgórze Cycek. Powrót do Jabłowa. Wracając, zatrzymałem się w Strudze aby obejrzeć pałac.

Statystyka: 19 km przeszedłem w 7 godzin, a na szlaku byłem 10 godzin.

 












wtorek, 12 marca 2024

W Chełmach

 030324

W Chełmy, część Pogórza Kaczawskiego, pojechałem z dwóch powodów: chciałem odwiedzić górę noszącą imię mojej znajomej, oraz, powód drugi, podejść w końcu do samotnego drzewa rosnącego na polu u stóp pokaźnego wzgórza Wysoka.

Dianę niewiele znałem, znajomość była głównie korespondencyjna, ale umierając wspomniała mnie, skoro przysłała smsa tej treści:

„Krzysztofie, ciesz się każdym dniem, każdą godziną.”

Myślę, że świadomie umierający człowiek rozumie prawdę najważniejszą: co w życiu jest ważne i cenne, a co bez znaczenia. Ona wiedziała.

Kilka już razy wracałem na tę całkiem przeciętną górę. Trudno mi wskazać racjonalny powód; chyba po prostu dla tej chwili, gdy stojąc pod szczytem szepnę:

– Staram się, Diano.


Zmieniło się najbliższe otoczenie Góry Diany. Kiedyś wszedłem na nią wąską, mokrą, nierówną drogą gruntową biegnącą skosem po zboczu. Teraz jest poszerzona, wyrównana i utwardzona szutrem; nie bez powodu, jak się okazało pod szczytem. Stoi tam domek letniskowy znany z poprzedniej bytności, ale nowe są ogrodzenia dwóch działek po sąsiedzku, strzeżone groźnymi tablicami zakazu wejścia. Zdaje się, że wkrótce przybędzie zabudowy, co już się stało po drugiej stronie – domy podchodzą tam pod szczyt, więcej jest też ogrodzeń i tablic informujących o prywatnym terenie.

Nie tylko na Górze Diany i nie tylko w moich górach są takie zmiany. Wszędzie w Sudetach widzę coraz więcej domów stawianych nie tylko w dolinach, w wioskach, ale i poza nimi, na zboczach, czasami dość wysoko. Nie dziwię się inwestorom ani nie krytykuję, wszak chcą mieć spokój i ładne widoki, ale… i ja, sudecki wędrowiec, też chciałbym mieć ładne widoki. Chciałbym widzieć dal i góry, a nie osiedla domów. Łatwiej byłoby mi zaakceptować ich widok, gdyby stylem nawiązywały do otoczenia, a one są dokładnie takie, jak w miastach, łącznie z wystrzyżonym pod linijkę trawnikiem obsadzonym tujami.

Rozmawiałem chwilę z mieszkańcem Myślinowa, wioski o stóp Góry Diany, powiedział mi, że ktoś nadał górze imię swojej wnuczki, ale nie zapytałem, kto to był; może jeszcze będę miał okazję?

Drzewo na polu pod Wysoką po prostu podobało mi się, ale nigdy nie podszedłem do niego. Dzisiaj chciałem to zrobić, ale… już się nie dowiem, jakiego było gatunku. Zostało wycięte. Poczułem się tak, jakby mnie ograbiono z może i drobnej własności, ale na swój sposób ważnej skoro pamiętanej.

Niżej zamieszczam dwa zdjęcia pola z samotnym drzewem, pierwsze jest z października 2017 roku, drugie o dwa lata i miesiąc późniejsze.



 

 Na drugim zdjęciu widać w głębi Górę Diany.

Byłem dzisiaj na obu szczytach, co wcale nie jest u mnie normą. Te zalesione nierzadko omijam skoro nie są widokowe, a wejście na nie wyczynem żadnym nie jest, dzisiaj jednak wszedłem. Nie wiem, czemu. Chyba żeby tam być. Na jednym z nich obszczekały mnie wystraszone sarny i uciekły w popłochu, a między drzewami znalazłem ich legowiska. W takich sytuacjach myślę czasami, jak to dobrze byłoby umieć porozumieć się z tymi pięknymi zwierzętami. Gdyby się mnie nie bały i podchodziły, przynosiłbym im jabłka i marchew. Gdzieś tutaj, w przepastnych zakamarkach tego bloga, jest opis mojego spotkania ze znajomą sarną, ale… to fantazja, czy raczej marzenie.

Może pora odwiedzić Wąwóz Myśliborski? – pomyślałem patrząc spod Wysokiej na wzgórza nad Myśliborzem. Nota bene, ładny to widok, pamiętany. Poniżej zdjęcie dzisiejsze i z dnia kolorowej jesieni sprzed kilku lat.

 


Poszedłem. Wąwóz jest ciemny, zalesiony, dnem płynie wartki Jawornik, a w wielu miejscach ze zboczy sterczą stare, kostropate, czarne lub zielonkawe skały, nierzadko obrosłe mchem i oczywiście drzewami. Dość szeroki wąwóz miejscami zawęża się, ściskany z obu stron pionowymi ścianami skalnymi. Właśnie w takim miejscu na kilku skałach rośnie języcznik zwyczajny, nadzwyczaj rzadka paproć wcale nie wyglądająca na paproć. 

 




Właśnie dla ochrony tej rośliny ustanowiono w wąwozie rezerwat. Podobają mi się takie działania człowieka. Może w żaden sposób nie odczulibyśmy jej wymarcia, ale ta paproć istniała jeszcze przed pojawieniem się człowieka na Ziemi i ma takie samo prawo żyć dalej jak wszystkie inne żywe organizmy. Po zastanowieniu... odejmuję z tej wielkiej listy komary i muchy.

Chociaż nie, cofam napisane, bo pomyślałem o jaskółkach, najpiękniejszych, najwdzięczniejszych ptaszynach. Czym pożywiałyby się te prawdziwe księżniczki naszego letniego nieba? Niech więc i muchy żyją, mimo że takie przebrzydłe i uprzykrzone. Jest to, nawiasem mówiąc, jedna z ogromnej ilości zależności między żywymi organizmami fauny i flory, a skoro już skręciłem w tę stronę, napiszę o innej. Badając powody usychania lasów iglastych stwierdzono, że chorują (także) z powodu wybicia przez myśliwych zbyt dużej ilości… dzików. Otóż pewne gatunki szkodników żywiących się igliwiem na drzewach chowają się w ziemi przy pniu „swojego” drzewa na czas zimy. Wiedzą o tym dziki. Potrafią zjeść 80 czy nawet więcej procent populacji tych robali, a pozostałe nie są już w stanie uśmiercić drzewa.

Wracam do wąwozu.

Więc języcznik, poszarpane skały, górski strumień, ale też drzewa przyciągały mój wzrok. Ciężko się im tam żyje, jeśli miałbym sądzić po wielkiej ilości obumarłych lub powalonych osobników. Liczne są tam piętrowe zwaliska, gdzie na przewrócone drzewo padało następne, a na nie kolejne, tworząc zapory dosłownie nie do przejścia, a jednocześnie bardzo dzikie i malownicze.

 




 Trudno robić tam zdjęcia. Dno jest ciemne, skały też, a skierowanie aparatu wyżej powoduje jego ślepnięcie nawet przy zachmurzonym – jak dzisiaj – niebie. Wybrałem ledwie garść zdjęć nieco tylko lepszych od całkiem nieudanych.

Na parkingu przed wejściem do wąwozu widziałem kilkadziesiąt samochodów, a w wiosce parę innych płatnych parkingów na prywatnych posesjach. Zwiedzających było dużo, stanowczo za dużo jak na moje przyzwyczajenia, a zachowywali się… dziwnie. Nie widziałem ludzi zatrzymujących się i patrzących na coś, po prostu szli nader niewiele się rozglądając. Nie krytykuję ich, wszak oderwali się od telewizora i przyjechali tutaj, po prostu trochę się im dziwię. Może inaczej niż ja przeżywają bytność w takim miejscu? Nie wiem.

Okoliczne wzgórza są ostatnimi w Chełmach, w Górach Kaczawskich i w Sudetach. Szedłem wschodnim zboczem Garbca, z niewielkiej wysokości jego zbocza widząc rozległą równinę. Kres Sudetów.

Obrazki ze szlaku

 Kamienie na polach. Trudna jest tutaj uprawa, ale czy dlatego należy z niej rezygnować i kupować ziarno za granicą? Czy tylko rachunek ekonomiczny ma się liczyć w kraju, który nazwę swą wziął od pól? Zboże to życie – tak uważali nasi przodkowie. Nie bez powodu jest podobieństwo między słowem życie a nazwą żyta, podstawowego kiedyś zboża – łączy je wspólny źródłosłów. Może zabraknąć smartfonów, samochodów albo telewizorów, ale póki mamy ziarno (i coś do niego), tragedii nie będzie. Oczywiście nawiązuję tutaj do strajków rolników, których popieram. W tym oszalałym świecie, w którym trzeba szczerzyć kły by być bezpiecznym, jedzenie powinniśmy mieć swoje, nawet jeśli miałoby być droższe od importowanego.

 Liście czarnego bzu. Temu to zawsze się spieszy!

 Dziuplaste drzewo. Mówi się, że martwe drzewo ma w sobie więcej życia niż żywe.

 A co się stało tej czereśni?

 Kasztanowa aleja w Myśliborzu. Kora skręca się w sposób typowy dla kasztanowców, a te wyróżnia wyjątkowo duża ilość odrostów i głębokie bruzdy na pniach.

 Spojrzałem na pień tego drzewa i od razu wiedziałem, że patrzę na daglezję. Trudno mi rozpoznawać gatunki po wyglądzie samych pni, ale akurat z daglezją nie mam kłopotów. Poczułem satysfakcję. Daglezja nie jest „nasza”, to drzewo z Ameryki Północnej, gdzie jest tak pospolita, jak u nas sosna. U siebie dorasta do stu metrów, u nas znacznie mniej, ale i tak zwykle góruje w lasach nad innymi drzewami. Może tylko jodła jest w stanie z nią konkurować.


 Stare karpy dębów. Czy nie przypominają rogów dinozaura? Na przykład trójrogowca, czyli triceratopsa?

 Przylaszczka potwierdza porę wiosny.

 Czerwone nie wiadomo co.

 Widok z ostatniego wzgórza Sudetów.

 A tutaj ten sam widok, ale przy innym oświetleniu; zdjęcie zrobiłem w październiku 2017 roku.

 Kolejny przykład wypiękniania świata (i fotografii) przez słońce: w kadrze domy Myślinowa i Góra Diany. Zdjęcie wykonane dzisiaj w krótkiej chwili pokazania się słońca.


Świetlica w Myślinowie. Mam nadzieję na jej właściwe użytkowanie, bo zgodnie z danymi zamieszczonymi na tablicy informacyjnej kosztowała 1,26 mln złotych. Ściślej: 1 263 376 zł i 91 groszy. Te grosze na końcu liczby czynią różnicę, nieprawdaż? Tak napisać potrafi tylko buchalter.

Trasa w Chełmach na Pogórzu Kaczawskim: z Myślinowa na Górę Diany. Następnie Wysoka, Wąwóz Myśliborski, wokół wzgórza Garbiec pod wieś Chełmiec, polami na Młynik, zakolem powrót do wioski.

Statystyka: byłem 10,5 godziny na szlaku długości 20,5 km, a szedłem godzin 7.