220320
Byłem
dzisiaj na kaczawskiej łazędze. Wyjątkowej, ponieważ sto
pięćdziesiątej. Tyle dni spędziłem w tych górach. Głównym
celem był Babiniec, rozległa i widokowa góra wznosząca się vis a
vis Chrośnickich Kop. Dzień już długi, na szlak wyszedłem o
szóstej, więc czasu miałem sporo. W ciągu dnia przyszedł mi do
głowy pomysł na zbadanie pewnego przejścia z Babińca na Ptasią,
górę w masywie Kop. Przejście okazało się dobre, a skoro byłem
już na Kopach, to jakże nie przejść kilometra dzielącego mnie od
skał, o których napisałem w powieści?
Oto
te słowa z książki:
„Tego
dnia zapuściłem się w lasy masywu Chrośnickich Kop, i tam, na
zupełnym odludziu, znalazłem wyjątkowo ładną skałę. Spodobała
mi się podobieństwem do znanej i większej Jastrzębiej Turni w
Górach Sokolich, także swoim otoczeniem i ciszą. Idealne miejsce
do zastanowienia się nad minionymi zdarzeniami.”
Odludzie
jest wyjątkowe. Z leśnego duktu trzeba skręcić między gęste
świerki, w ledwo widoczną ścieżynę wydeptaną przez zwierzęta,
i przeciskać się między gęstymi gałęziami drzew.
Pierwsze zdjęcie skał zrobiłem parę lat temu, pozostałe dzisiaj. Niestety, mokry
śnieg i zimno uniemożliwiły mi podumanie w tym miejscu dumania
powieściowego Jasia.
A
swoją drogą uświadomiłem sobie, że jej nadałem nazwisko, jemu
nie.
* *
* *
Na
fanpage mojej książki (tutaj), Anna, jej autorka, zamieściła
cytat o butach Jasi oraz zdjęcie swoich butów górskich. Chciałem
napisać o nich parę zdań.
Chyba
nie popełnię gafy, jeśli napiszę, że te buty parę lat temu
ofiarowałem jej w prezencie. Tamta chwila w moim kampingu stojącym
w Ustroniu, nad morzem, jest we mnie. Pamiętam ją, ponieważ była
wspaniałą radością z ofiarowania tych butów. Dlaczego,
zapytacie? Bo te buty bardzo mi się podobały, bo je lubiłem, bo
były moją maskotką. Dając prezent, poczułem oczywistą
zależność: radość ofiarowania jest tym większa, im większa
jest wartość przedmiotu dla ofiarującego, a tak właśnie było u
mnie.
Tak
więc największy prezent dałem sam sobie.
Te
buty mają historię.
Był
czas, gdy codziennie myszkowałem po Allegro w poszukiwaniu dobrych
butów górskich. Kiedyś zauważyłem licytację ślicznie
zrobionych, tradycyjnych, masywnych i nowych butów. Ich jedyną wadą
był dziecinny rozmiar. Nie zostały sprzedane ani na pierwszej, ani
na drugiej licytacji. Trzecia miała tak niewielką cenę, że…
kupiłem je. Kupiłem jako maskotkę i taką funkcję pełniły u
mnie przez parę lat. W zimie wisiały na ścianie pokoju w bazie, w
czasie sezonu karuzelowego stały na blacie szafki albo w kącie
łóżka. Czasami brałem je do ręki i oglądałem, zawsze z
przyjemnością patrząc na ich świetne wykonanie. To prawdziwe
„czerwone sznurówki”, czyli tradycyjnie zrobione buty, szyte z
dobrej skóry, bez żadnych membran i innych nowoczesnych wynalazków.
Tyle że malutkie, a przy tym masywne, raczej nie do chodzenia w
lecie po wygodnym szlaku. To buty na ciężkie warunki. Na mokry
śnieg, kamienie, na przedzieranie się przez gąszcz kosodrzewiny. Buty dla prawdziwych wędrowców górskich, nie dla niedzielnych
turystów idących na Chojnik.
Kiedy
pisałem powieść, stały się pierwowzorem butów Janiny
Lastkowskiej, bohaterki mojej powieści. Mowa tam o butach Meindla,
ale pierwotnie podałem nazwę rzeczywistego ich wykonawcy, też
niemieckiej firmy Hanwag. Dopiero później zmieniłem ich markę na
bardziej znaną w Polsce.
Z
czasu pisania powieści pochodzą zdjęcia tych dwóch butów: małych
hanwagów i wielkich lowa, moich butów. Firma Lowa też jest
niemiecka, a te buty są pod paroma względami wyjątkowe. Podobnej
konstrukcji (podobieństwa widać na zdjęciu) co hanwagi, ale jeszcze bardziej
masywne. To buty praktycznie nie do zniszczenia. Zrobione są z
bardzo grubej skóry, mają twardą podpodeszwę (dla znawców: mocna klasa C), nigdy mi nie przemokły, a przy tym są tak
bardzo wygodne, że chodzić w nich można mając na stopach jedynie
cienkie skarpetki. Niestety, te zalety tworzą i wadę, jedyną
ich wadę: ważą trzy kilogramy. Półtora na sztukę.
Stałym
zwyczajem cytat a propos z książki:
„Czasami,
zwłaszcza gdy Jasia wyjedzie gdzieś, oglądam jej buty w szafie.
Niektóre kojarzą mi się z miłymi dniami lub zdarzeniami, a inne
jakbym widział po raz pierwszy. Patrząc na te klejnociki sztuki
szewskiej, wspominam bajkę o Kopciuszku i wtedy myślę, że jej
autor wyobrażał sobie takie właśnie pantofelki. Nawet jej buty
górskie, a ma ich kilka par, mimo iż z natury swojej są masywne i
oczywiście większe od tamtych pantofelków, wyglądają jak
maskotki, no bo jakże mają wyglądać jej wysokie meindle rozmiaru
37? Gdy szykuję swoje buty na górskie wędrówki, zawsze i jej
butami się zajmuję. Czasami stawiam obok siebie jej buty i swoje,
patrzę na nie i uśmiecham się. Właściwie to nie wiem, dlaczego.”
Dziękuję, że dopisałeś tę historię. To dzięki niej zrozumiała jest wartość jaką te buty mają i dla mnie. A fragment z butami w powieści jeszcze wykorzystam, tylko wyjmę z zakamarków swoje buciki w rozmiarze 35 😉
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńNosisz pantofelki 35?! No, popatrz! A też masz ich pół szafy, jak Jasia? Ciekawe, czy zdarza Ci się pyrgać nimi w kąt przedpokoju, gdy się spieszysz…
Tak. Mam pół szafy butów, a raczej kilka worków, bo nadal nie rozpakowałam wszystkiego. A panrpfle na obcasach często leżały w dziwnych miejscach. Teraz ich prawie nie noszę, bo do cywilizacji musiałabym dojść boso 😂
UsuńWięc też masz dużo pantofelków! A powiedz, czy przypadkiem nie masz na drugie imię Janina? :-)
UsuńNa poważnie powiem, że gdy przeczytałem o nierozpakowanych butach, pomyślałem, że to tak, jak u mnie. Całe lata mojego życia w stanie częściowego lub nawet całkowitego „nierozpakowania”.
Jednak miałem dobry sposób na tę prowizorkę: nauczyłem się ograniczać otaczającą mnie rzeczywistość do otwartej książki.
A pantofelki można donieść do cywilizacji w torebce. Zwłaszcza, jeśli mają rozmiar 35.
Hej, buty, buty, buty me,
OdpowiedzUsuńniestraszne błota i kurzawa.
Hej, nogi, nogi, nogi dwie,
na zmianę noga lewa, prawa.
Hej, czapka, bluza, plecak, pas,...
To fragment refrenu pewnej piosenki...
Właśnie pomyślałem, że praktycznie nie znam słów żadnych piosenek. Jednym z bardzo nielicznych wyjątków jest Wspomnienie, wiersz Tuwima śpiewany przez Niemena. Właśnie włączyłem.
UsuńŚpiewu słucham często, ale nie wiem, o czym te panie śpiewają, bo w tych pieśniach używa się niemieckiego.
Nic to, wystarczy słuchać ich niebiańskich głosów!