Strony

piątek, 18 grudnia 2020

Zima i poezja

 

171220

Słońce, zieleń, błękit? To tylko słowa z trudem przywołujące odległe obrazy.

Mokro, zimno i ciemno. Po kątach leżą brudne resztki śniegu topniejące w błocie – żałosne pozostałości wczorajszej piękności. Wzrokiem próbuję przebić burą mgłę upodobniającą i tak szary dzień do nocy. Dzień? Teraz nie ma dnia! Jest nieco jaśniejsza chwila przerwy w niekończącej się nocy.

Czy to prawda, że kiedyś drzewa były zielone, łąki kwieciste, a słońce świeciło do wieczora?

Ostatnie dni, tak mgliste, ciemne, ponure i krótkie, działają na mnie przygnębiająco, zwłaszcza w połączeniu z wszystkimi utrudnieniami i ograniczeniami związanymi z epidemią. Czuję coraz większe spętanie, ale i przygaszenie, a czasami nawet stłamszenie. Chcąc się wyrwać z tej rzeczywistości, moja myśl uparcie przywołuje obrazy z ostatnich wyjazdów w Sudety.

Na zdjęciach widzę chmurny dzień wczesnej jesieni, ale jeszcze trwa feeria barw, jeszcze tak wiele przed światem, nim zamrze na długie miesiące. Widzę polne drogi celujące w ciemną ścianę lasu lub w niewyraźny horyzont, i myślę, że tyle ładnych dni było jeszcze przede mną, a teraz brodzę w mokrych ciemnościach.

Oślizłe zimno wnika w moje żyły, mrozi mi krew i myśli, przygniata ramiona i kieruje wzrok ku ziemi. Próbuję się wyprostować, ale udaje mi się tylko na chwilę.

Zima w mieście jest depresyjna.

Muszę wyrwać się spomiędzy murów na otwartą przestrzeń. Tam też zobaczę bure niebo, ale droga będzie przede mną.

Z nietypowych dla mnie powodów zainteresowałem się ekonomią, ale czytanie o finansach i stanie gospodarki zmęczyło mnie, wieści zasiały niepokój. Postanowiłem zerwać z nimi i z poczuciem ulgi wróciłem do moich książek, naprzemiennie czytając Sagana piszącego o Kosmosie i Ajschylosa nachylającego się nad ludzkimi dramatami.

Sięgam po książkę cudem zdobytą, starszą ode mnie, wymęczoną latami służenia, z nierównymi kartkami, niewyraźnymi literami. Pełno w niej dziwnych zakładek, jak kawałek folii, strzępek kartki z fragmentem niepamiętanych notatek czy wizytówka zakładu optycznego. Wkładałem między strony, do których chciałem wrócić, to, co miałem pod ręką. To ślady wcześniejszych lektur, mojego czasu. Ledwie parę jest książek tak bardzo moich, jak ten zbiór ocalałych tragedii poety żyjącego dwa i pół tysiąca lat temu. Dzieła Ajschylosa są statyczne, niektóre w zasadzie bez akcji. Pod tym względem daleko im do tragedii Sofoklesa, szczególnie najbardziej wstrząsającej, do „Króla Edypa”. Czytać je należy powoli i uważnie, a dla pełnego zrozumienia potrzebna jest pewna wiedza historyczna, której wiele nie mam. Wspomagam się więc świetnymi wprowadzeniami tłumacza, Stefana Srebrnego. Obcowanie z tymi dziełami jest raczej studiowaniem, niż zwykłą lekturą. Wiele razy dla lżejszej lektury odkładałem książkę na całe miesiące, ale ona była obok bez względu na aktualne miejsce zamieszkania, widziałem ją na półce i… i słyszałem. W końcu wracałem. Zawsze wracam. Dziwi mnie jej przyciąganie, które tylko częściowo jestem w stanie wytłumaczyć.

Po pięćdziesięciu albo stu latach nikt nie będzie pamiętał o naszych sprawach, o słowach przez nas napisanych, a poezja Ajschylosa nadal będzie czytana, chociaż przez garstkę ludzi. Czytając jego tragedie, włączam się w nieprzerwany i długi ciąg pokoleń ludzi, dla których literatura prawdziwie piękna miała wartość samą w sobie, niezależną od współczesnych mód. W takiej literaturze znajduję potwierdzenie zbawczej roli piękna i sztuki dla niej samej.

Wiele moich książek jest fortecami, w których się chowam przed naporem świata; tragedie Ajschylosa zajmują miejsce szczególne. Kiedy myślę o takiej ich roli, uświadamiam sobie, że wyjątkowość tkwi nie tylko w wielkości poezji.

Elitarna to literatura, a ostatnio coraz wyraźniej widzę w tej jej cesze nie ostatnią wartość. Te teksty są nieskończenie odległe od jakże obecnie popularnych publikacji oznaczanych informacją w rodzaju „przeczytasz w trzy minuty”, a podsumowywaną koślawymi i nader często ordynarnymi komentarzami. Czytając Ajschylosa, jestem zabezpieczony przed kontaktami z tego rodzaju wypowiedziami. W spokoju, w ciszy, mogę smakować poezję jednego z tych ludzi, którzy ukształtowali europejską, więc i moją, kulturę.

Temat zakończę dwoma cytatami. Pierwszy wiele mówi o wierze autora w boską sprawiedliwość. Zaznaczę tylko, że słowo „Prawda” napisane jest wielką literą, ponieważ mowa tutaj o bogini Alethei, czy bardziej po naszemu: Aletei; Rzymianie nadali jej imię Veritas. U jednych i drugich była uosobieniem prawdy. Taka personifikacja pojęć jest bardzo charakterystyczna dla politeizmu, a dla mnie pociągająca. Może dlatego, że bliższa jest mi wiara w wielu bogów niż w jednego i łatwiej byłoby mi uwierzyć w boginię, zwłaszcza ładną, niż w boga męskiego rodzaju.

Drugi cytat bardziej przypomina fragment erotyku niż tragedii. Kiedy przeczytałem go po wydaniu mojej „Miłości”, zauważyłem wyraźne podobieństwo. Do czego, do kogo? Niech to będzie zagadką. Odpowiedź jest w książce, ale nie tylko.

Obydwa fragmenty są z „Agamemnona” – wspaniałego dzieła o nienawiści prowadzącej do zbrodni i dalej – do szeregu tragedii.

Własne skarby ci zbrzydną, 

własne szczęście obmierznie,

jeśliś strącił zuchwale w proch

święte Prawdy ołtarze.”


Cóż mu z pięknych posągów?

W nich nie znajdzie pociechy.

Gdzież tych oczu spojrzenie? Znikł

wszystek czar Afrodyty…

I tylko w snach postać miła jawi się,

omylnej wiary snuje czar,

radość niesie złudną.

Na próżno chcesz zatrzymać lotną zjawę snu!

Odchodzi już, już ci się wymyka z rąk –

Zniknęła – pośród sennych dróg

zgubiłeś ją… Więcej nie wróci...”


Dopisek późniejszy.

Dla równowagi, ale i z powodu celności, dodaję dwa cytaty z drugiej mojej lektury, „Kosmosu” Carla Sagana.

Ta świetna sentencja zamieszczona jest w rozdziale traktującym o wieku Ziemi i Kosmosu, wieku dla ludzi niewyobrażalnym.

„Jesteśmy niczym motyle, które przez dzień trzepoczą skrzydłami i myślą, że to wieczność.”

Drugi cytat podsumowuje pierwszy pomiar długości roku, dokonany w greckiej wtedy Joni w VI wieku p.n.e.

„Badając zmieniający się cień rzucany przez pionowo ustawiony kij, dokładnie określił długość roku i jego pór. Przez całe wieki kijów używano do wzajemnego okładania się i przebijania. Anaksymander użył kija do mierzenia czasu.”

Jakże trafne i gorzkie dla nas spostrzeżenie!

Od siebie dodam, że parę wieków później jego duchowy i naukowy kontynuator, Eratostenes, analizując geometryczne konsekwencje długości cieni, policzył obwód Ziemi myląc się o tylko kilka procent. Jego pomiar uściślono dopiero po dwóch tysiącach lat.


 


26 komentarzy:

  1. Veritas, powiadasz?

    In vino veritas.
    W winie prawda.

    Aures multorum veritati clausae sunt.
    Uszy wielu są zamknięte na prawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, w winie, powiadasz? Myślę, że większa jest w esencji wina, czyli w koniaku.
      Uszy wielu mężów są zamknięte na prawdę, mówią żony. Czy słusznie? :-)

      Usuń
    2. In vino veritas.
      W winie prawda - powiedzenie powstało w bardzo dawnych czasach, gdy wino było powszechnie spożywane. Po spożyciu jego większej ilości ujawniał się charakter danego osobnika.
      Krzysiek, chcesz poznać osobowość jakiegoś człowieka? Upij go!

      Usuń
    3. W tym pełna zgoda, Janku. W stanie upojenia alkoholowego nie działają, albo słabo działają, hamulce, a wtedy wychodzi na wierzch ukrywana prawda o człowieku. Unikam ludzi, którzy po alkoholu chcą się bić albo wyciągają jakieś żale i pretensje. Tak więc upić człowieka, a wtedy popatrzeć i posłuchać.
      Zaraz, zaraz! Jak ja się zachowuje po alkoholu?… Janku, mam zadanie dla Ciebie: masz mnie upić i na drugi dzień powiedzieć, co nawywijałem.

      Usuń
    4. Krzysiek, to niesprawiedliwe! Ty będziesz pić, a ja mam tylko patrzeć?

      Usuń
    5. Janku, nie marudź, przecież musisz trzeźwo ocenić mnie nietrzeźwego, prawda? Ale wiesz co? Na drugi dzień zmienimy się rolami! Dobrze?

      Usuń
    6. A teraz się z tobą zgadzam.
      Dobre wino rozgrzewa serce i otwiera duszę.
      Niech spłynie na nasze wątroby
      i rozpuści wszystko,
      co nam na wątrobach leży.

      Usuń
    7. Mamy więc ustalone zajęcie na dwa bardzo pracowite dni :-)

      Usuń
    8. Bardzo pracowite dni!

      Krzysiek, Jest jeszcze jedna sprawa.
      Doświadczyłem pewnej zależności - po jakieś dawce alkoholu, zaczynam trzeźwiej myśleć. Jest tylko jeden problem, Jaka to dawka?
      Będzie jeszcze trzeci dzień - sprawdzający!!!

      Usuń
    9. Masz rację! Myśli się jaśniej, chociaż nie wiem, czy precyzyjniej. A później, gdy chce się ową jasność myślenia jeszcze bardziej rozjaśnić, nagle… wszystko ciemnieje, czyli się kiełbasi. Ech, źle ten świat działa, źle :-(

      Usuń
    10. Źle, bardzo źle, ponieważ objawia się tzw. pomroczność jasna (co spotkało syna pewnego prezydenta).

      Usuń
    11. Dla niego okazała się zbawienna, dla nas, szaraczków, raczej taką by nie była. Nam pozostaje mieć nadzieję na przewagę jasności nad pomrocznością.
      Janku, już za kilka dni spotkamy się i pojedziemy na łazęgę. Czekam na tę chwilę spotkania.

      Usuń
  2. Masz rację. Zima w mieście, gdy zaczyna się pracę przed wschodem, a kończy po zachodzie słońca jest depresyjna. Co innego w górach, gdy można wybiec na łąkę w poszukiwaniu upragnionego słońca. Z resztą, tu nawet mgła jest zachwycająca. Ślę Ci trochę słońca, które łapiemy codziennie z malym sąsiadem Jasiem. I czekam, aż nas odwiedzisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, kolega przysłał mi dzisiaj rano zdjęcie, widać na nim Wzgórza Trzebnickie w perłowo świecącej mgle. Kiedyś szliśmy tam razem. Tutaj nie było nawet promyka słońca.
      Myślałem, że na emeryturze będę miał więcej czasu, ale jak na razie wcale tak nie jest, jednak planuję w zimie wytargować u pracodawcy urlop i pojechać w Sudety. Chciałbym się spotkać z Wami.

      Usuń
  3. Wspomnienia pomagają, przywołują ulubione obrazy, zapachy, ciepło słońca, to trochę pomaga przetrwać ten zwariowany czas, ale i wzbudza tęsknotę do powrotów w tamte miejsca; płynące zewsząd, prawdziwe lub nieprawdziwe katastroficzne wieści nie pomagają, budzą strach, zwłaszcza w naszym wieku, bo licho wie, co może przynieść taki niewidzialny wróg; najbezpieczniej czuję się na Pogórzu, tam jakby inny świat nie istniał, miasto mnie przytłacza; z zazdrością patrzyłam w niedzielę, jak wędrowali ludzie w słońcu, wysmagani mrozem, a my musieliśmy wracać; i ja myślałam, że będę mieć dużo czasu, a tu jest go ciągle za mało, może bardziej powinnam samolubnie myśleć? spokojnych Świąt, zdrowych i rodzinnych; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, obiecałem sobie nie pracować długo na emeryturze, w przyszłym roku wrócę do domu, ale… Właśnie. Zięć pyta, czy nie pomógłbym mu w jego firmie. W końcu pomagając jemu, pomogę córce, ale… Właśnie :-)
      Kiedy naprawdę będziemy mieli emeryturę?
      Zwykle w zimie pracowałem w bazie firmy, w niedziele mogłem jeździć w góry, a teraz, pracując przy działającej karuzeli, nie mam dni wolnych i widzę, jak bardzo ratowały mnie te niedzielne wyjazdy.
      Mario, dziękuję. Życzmy sobie więcej czasu dla siebie, i oczywiście zdrowia.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej masz nadziei, czy optymizmu, niż ja mam, Krzesełko Ty Czarniutkie.
      Jeśli nawet jakieś nasze listy ocaleją, w co wątpię, skoro właściwie wszystkie są na elektronicznych nośnikach (przynajmniej moje są na nich), to zainteresują raczej tylko historyka, który będzie starał się poznać życie zwykłych ludzi w tamtych dziwnych i nieładnych czasach. Taka zapewne będzie ocena. Może będzie pisał doktorat, który po obronie zalegnie w jakiejś zakurzonej szafie, to znaczy w przepastnych pamięciach serwerów.
      Inny doktor in spe nachyli się też nad słowami Ajschylosa, ale oprócz niego znajdzie się ktoś – głęboko w to wierzę – kto znajdzie w jego spuściźnie piękno.
      Niemniej dziękuję.
      Zwracam Ci uwagę na dopisek do tekstu. Pierwszy z dodanych cytatów urzekł mnie. Tak po prostu.

      Usuń
  5. Przyjdzie wiosna, zawsze przychodzi i ciągle jeszcze będzie to robić. :-) Acz nie do końca świata.
    Najlepszego, najlepszego na ten 2021 rok! Więcej wyjazdów, myśli i pisania, spierania się też . :-)
    Coś mi się "skitrało"z googlami i wstawiam jako anonim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, a jednak nie! O, dżisas, jakie to nieintuicyjne. Nic nie wiesz, zagadka jak nie wstawi. Oj, nie lubię tego. Wstawiłabym piękne zdjęcie Śnieżki. Jest była zaśnieżona w tym roku na koniec grudnia. Bajka. W pierwszym możliwym terminie się zaszczepię.

      Usuń
    2. Gdzież tak długo buszowałaś, Chomiku, że nie było Cię tutaj? Przecież nie w zbożu o tej porze roku… :-)
      Dziękuję za życzenia noworoczne. Tobie życzę zdrowia i wytrwałości do znoszenia tej coraz dziwniejszej rzeczywistości.
      Google niedawno zmieniły panel sterowniczy bloga. Jest totalną klapą. Mowy nawet być nie może o poprawie jakiejkolwiek funkcji, ponieważ wszystkie zostały zepsute: proste stały się zagmatwane, potrzebne zniknęły lub nie działają, a w zamian wszędzie są wielkie ramki niemieszczące się na ekranie i wypełnione głównie pustką, oraz maleńkie nieczytelne ikonki. Kto zabroni korporacji robić (i psuć) co chce?
      Chomiku, z tymi ikonkami to już jest plaga. Mało i coraz mniej znaczy umiejętność czytania i rozumienia przeczytanego, coraz większego znaczenia, albo i decydującego, nabiera znajomość ikonek. Widząc się z synem zapytałem, co oznacza prostokącik z wyszczerbionym bokiem i dwa odcinki połączone pod ostrym kątem. Odpowiedział, ale już chyba nie pamiętam. Nie dlatego, że aż taką mam sklerozę, ale dlatego, że nie kojarzę funkcji z kształtem ikonki. Są nieintuicyjne, jak napisałaś.
      Swoją rolę odgrywa też moja głęboka niechęć do tego paskudnego pisma ikonograficznego.
      Mam mieszane odczucia w związku ze szczepieniem. Zapewne pójdę, ale nie bez wątpliwości.

      Usuń
  6. Tak, google zasypuje mnie wiadomościami, dając co - oczywiste - zero czasu na reakcje i pisząc w prawniczych, niezrozumiałych formułach. Coś tam podziałałam, ale i tak mam zero pewności. Mnie pismo ikony nie przeraża. ale jeśli nie jest w punkt, lecz wymysłem to, niestety tak, gdyż nie chce mi się podążać za bezmyślnością, choć czasami muszę. Wtedy cierpię i prokrastynuję jak diabli.
    Ja tam zaszczepię się, jak tylko będę mogła, najlepiej szczepionką RMN, choć rozumiem Twoje mieszane odczucia. Dwa razy, nic nie szkodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chomiku, to zasypywanie wiadomościami przeszkadza mi coraz bardziej. Niemal wszystkie od razu kasuję, ale przy tej okazji bywa, że umknie mi wiadomość prywatna i oczekiwana.
      Nasza kolei na szczepienie przyjdzie zapewne wiosną, do tego czasu sporo się wyjaśni. Teraz trzeba nam po prostu uważać na siebie.
      A propos. Bardzo często się zdarza w mojej pracy, że klient oddając mi bilet staje tuż przy mnie – jakby chciał mi coś szepnąć na ucho. Odsuwam się wtedy, bo przecież ten papierek możemy swobodnie przekazać sobie stojąc metr, czy blisko metr od siebie. Takich przykładów jest wiele, na pewno i Ty je widziałaś. Ciekawe, na ile jest to wynik świadomego ignorowania zaleceń, na ile braku pomyślunku...

      Usuń
    2. Stawiałabym na jedno i drugie. :-) Często idą w parze.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprost przeciwnie: nie wyruszam w góry trzeci już miesiąc, co pozbawia mnie sił, chęci i weny. Nowy tekst zaraz zamieszczę, chociaż lojalnie uprzedzam: jest narzekająco-płakśliwy. Jak jego autor tej zimy.

      Usuń