Strony

poniedziałek, 19 lipca 2021

O ładnych miejscach

 010721

Między Leszczyną a Sichowskimi Wzgórzami

Nie wiem, jak to się stało, że w opisach pominąłem jeden dzień sudeckich wędrówek. Skleroza, nic więcej.

Niech mi ten dzień wybaczy nieopisanie i przyjmie zapewnienie o pamiętaniu o nim.

Wędrówka była nieco krótsza niż zwykle, ponieważ rano miałem zorganizowane przez Janka spotkanie z mechanikiem samochodowym, ale jeszcze przed południem byliśmy w Leszczynie, wiosce w kaczawskich Chełmach. Wędrówka była też leniwa – nie „przez” a „dzięki” słońcu, czereśniom i widokom.

Miejscowość wybrałem ze względu na niewielką odległość od Legnicy, skąd wyjechaliśmy, ale też z powodu zapamiętanych w czasie poprzednich peregrynacji widoków w okolicy Sichowskich Wzgórz wznoszących się opodal. Chciałem też odwiedzić pewne miejsce poznane w czasie zimowej wędrówki przez kilkoma laty.

Próbowałem dojść do najważniejszych przyczyn tworzenia się emocjonalnego związku z pewnymi miejscami poznanymi w czasie wędrówek.

Wydaje mi się, że jakaś część owej więzi tkwi w pamiętaniu o umożliwiającym silne przeżywanie nastroju tamtego dnia czy chwil, ale jest też w poczuciu posiadania miejsca w pewnym sensie na własność. To wspomnieniami buduje się osobistą relację między sobą i miejscem. Wspominając, ponownie przeżywamy chwile dawno minione dzięki duchowym reakcjom między nami tutaj i teraz, a nami z zapamiętanej przeszłości.

Będąc tam po raz pierwszy, do miejsca odpoczynku doszedłem po przejściu długiej drogi. Obok polnej drogi zobaczyłem uskok gruntu zdobiony paroma drzewami, a dalej dolinę z wioską i okoliczne dość pokaźne wzgórza. Jak pisałem – nic wyjątkowego, ale moje miejsce nie musi mieć żadnych innych efektownych cech, bo wyjątkowe jest będąc moje.

Dzisiaj je odwiedziłem, chociaż z powodu zarośnięcia po pachy zielskiem nie zabawiłem tam długo, ale dzień mam nadzieję pamiętać z powodu odkrycia dwóch innych uroczych miejsc.

Droga wiodąca środkiem doliny została w połowie zaorana, co wcale nie jest rzadkie. Szliśmy chwilę brzegiem pola i skrajem kępy drzew kiedyś ocieniających drogę, później przeszliśmy na drugą jej stronę. Byliśmy na zboczu niewielkiego wzgórza, na skoszonej łące, w cieniu drzew, mając ładny widok przed sobą. Zobaczyłem czereśnie z licznymi dojrzałymi owocami, więc zaraz zdjąłem plecak i przygiąłem pierwszą gałąź. Siedzieliśmy tam, nie niepokojeni przez fruwające paskudztwa, w cieniu, w piękny letni dzień, rozmawiając i patrząc. Gdzież mieliśmy się śpieszyć, będąc w tak ładnym miejscu?

Wracając, skręciliśmy na drogę wiodącą brzegiem lasu i wydłużonym grzbietem wzgórza; jej walory widokowe zapamiętałem w czasie naszej wspólnej wyprawy na Młynik Duży pół roku temu.

Przypomnę, że jest to wzgórze zaliczane do kaczawskiej korony, a ja, mimo że nie myślę o żadnym oficjalnym potwierdzeniu mojej znajomości tych gór, chciałem być na wszystkich wymienionych na liście.

Idąc w stronę Młynika, wystarczyło skręcić w odpowiednim miejscu, by znaleźć się na szczycie niewielkiego wzniesienia, na miedzy, w miejscu znanym chyba tylko właścicielom okolicznych pól. Widoki, ale i leniwa atmosfera letniego dnia, poczucie odkrycia kolejnego miejsca mającego szansę stać się moim, to wszystko miało swój udział w dostrzeżeniu i docenieniu uroków miejsca.


Zakwitły cykorie podróżniki. Widuję rowy i przydroża przybrane kwiatami niczym wiejskie ogrody. Podobnie jak trawy, i te rośliny wydają mi się większe i liczniejsze niż w poprzednich latach. Zwracam na nie uwagę, bo dla mnie są piękne. Kiedyś zauważyłem prostą zasadę: chcesz w pełni poznać urodę kwiatu, nachyl się nad nim, obejrzyj go uważnie i z bliska. Poświęć mu czas. Kwiaty cykorii były jedynymi z pierwszych tak właśnie obejrzanymi.

Cóż, można powiedzieć, że bywam odkrywcą prawd powszechnie znanych. Tak, ale prawda staje się w pełni nasza dopiero wtedy, gdy sami do niej dojdziemy. Wtedy też zyskuje na wadze.

Jeszcze parę słów o okolicy.

Wyżej wioski, przy szosie, widać na mapie uciętą równo ścianę lasu, przy niej jest napis „4km”. Byłem tam dwukrotnie. Skrajem lasu idzie się stromo pod górę, a później polami (więc pójść tam można tylko jesienią lub w zimie) na urokliwe wzgórza, ostatnie w tej części Chełmów, a więc i w Sudetach; dalej jest równina z majaczącym w oddali kominem huty miedzi w Legnicy, tak nielubianym przez Janka. Te wzgórza też mam nadzieję odwiedzić.

Chciałem też zwrócić uwagę na nazwę starego kamieniołomu: Ciche Szczęście. Boże drogi, tak nazwać kamieniołom może tylko człowiek nie mający pojęcia o pracy w nim, lub przeciwnie, mający, ale wyróżniający się przedziwnym poczuciem humoru.

Będąc w wiosce pierwszy raz, doszedłem do kamieniołomu, był na prawo od szosy, a miał być po lewej. Dłuższy czas stałem tam oglądając mapę. Kręciłem nią, kręciłem się, w końcu musiałem przyznać, że kamieniołom stoi po właściwej stronie, w co poważnie wątpiłem, tylko ja przyszedłem z przeciwnej. Nie wiem, jak to się stało. Nadal skłonny jestem uważać, że nie ja, a przestrzeń się tam zapętliła.








 



8 komentarzy:

  1. Wyobraźnię uruchomiłam, mapę otworzyłam i spokojnie linijka po linijce wędrowałam razem z Wami i mapą. Dobrze jest "posiadać" takie miejsca tylko ważne dla siebie, i nie potrzeba tłumaczyć dlaczego akurat to, a nie inne. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wędrówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aleksandro :-)
      Nie trzeba tłumaczyć, to prawda. Jest moje i już.
      Przedwczoraj byłem na Roztoczu, nad Tanwią i Jeleniem, uroczymi rzeczkami z jasnym piaskiem na dnie. Właśnie zaraz się wezmę na segregowanie zdjęć, jutro za opis.

      Usuń
  2. Przestrzeń lubi się zapętlać. A ja lubię to zapętlanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest więc nas czworo, bo Jasie nie będą oponowali :-)
      Po Twoich słowach po raz kolejny uświadomiłem sobie, że właściwie wszystko, co napisałem (może poza opisami wędrówek) zawiera jakiś element zakręcenia czasu lub przestrzeni. Rzeczywistości też.
      Powód jest oczywisty: bo to mi się podoba.

      Usuń
  3. Mam strrrrrasznie dużo do nadrobienia, zaczynam od jutra:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Soczysta zieleń, łagodne krajobrazy, czeresieńki jak klejnociki i cieszą mnie Twoje znawstwo kwiatów, bi będzie ich więcej w Twoich historiach. Cykoria podróżnik ma najpiękniejszy odcień niebieskości jaki znam.
    O Marii też myślałam ale kiedy Marii nie było to podejrzewałam, że była w Rumunii..
    I nie należy się spieszyć kiedy jest się w tak ładnych miejscach, masz rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor kwiatów cykorii i dla mnie jest piękny – jak i ich kształt. Grażyno, jak nazwać ten kolor? Mnie się kojarzy z niebieskim domieszkowanym mlekiem, ale może taki odcień ma jakąś nazwę?
      Maria w Rumunii? Całkiem możliwe, bo dla niej ten kraj jest trochę jak dla mnie Góry Kaczawskie.
      Nazw kwiatów to ja się dopiero uczę, a biorąc pod uwagę tempo o moje zapominalstwo, będę wiecznym uczniem.

      Usuń