Strony

środa, 22 maja 2024

Pod brzozami

 160524

Wróciłem do Wierzchowisk chcąc poznać drogi ominięte w czasie poprzedniej wędrówki. Powrót na pewno nie będzie ostatnim, skoro dokładniejsze poznawanie okolicy niemal zawsze skutkuje odkrywaniem kolejnych nieznanych a ładnych miejsc. Później dzieje się coś, co bardzo mi się podoba: z każdym kolejnym powrotem znajduję więcej swoich śladów i miejsc uznawanych za swoje. Drogi, wzgórza, a nawet pojedyncze drzewa czy miedze przestają być tylko fragmentami krajobrazu, a nabierają cech indywidualnych. Długo używane rzeczy nasiąkają naszą aurą, prawda to znana, ale podobnie jest z miejscami i widokami.

Wiedziałem, że ta droga kończy się na polu, ale wszedłem na nią bo po prostu była ładna, a nieco dalej zobaczyłem kilka drzew na wysokiej między. Wiele jest takich miejsc na Roztoczu, są lubianymi przeze mnie szczegółami krajobrazu, do wielu z nich podchodziłem, teraz też skręciłem ku drzewom. Siedziałem na wysokiej między wystrojonej polnymi kwiatami, pod wiszącymi zielonymi gałązkami brzóz płaczących, słońce mrugało do mnie pomiędzy prześwietlonymi listkami, widziałem jasny i czysty błękit nieba, kołyszący się na wietrze łan jęczmienia i kilka mrówek przedzierających się przez trawiasty las tuż obok mnie.








 Na ogół nic wyjątkowego się nie dzieje – posiedzę, popatrzę, i mimo dostrzeżenia urody miejsca po prostu pójdę dalej, ale bywa inaczej.
Przeżycia najintensywniejsze, ocierające się o metafizykę, zdarzają się bardzo rzadko, natomiast te bardziej osadzone w zwykłym życiu częściej, chociaż za rzadko.

Dzisiaj na tej miedzy, mając w oczach zielono-złote migotanie słońca, szczególnie mocno dotarł do mnie fakt, który powinien być stale obecny u mnie i szerzej – u wszystkich ludzi. Jest maj, jestem w ładnym miejscu, świeci słońce, nic szczególnego mi nie dolega, tyle mam, że stać mnie na takie wyjazdy, nie doświadczam niedostatków, mam więc wszystko. Świadomość tego spłynęła na mnie bez słów, nawet tych wyrażonych w myślach, a objawiła się poczuciem dobrostanu, trwania dobrego czasu.

Mam kolejne swoje miejsce na Roztoczu. Miejsce nie wymienione z żadnym przewodniku, ale połączone pamięcią z moim życiem duchowym.

Na miedzach widziałem mnóstwo kwietnego drobiazgu: gwiazdnice, przetaczniki, jaskry, dzwonki, fiołki, a wymieniam tylko te mi znane. Chwilami miałem wrażenie spacerowania ścieżką w ogrodzie botanicznym, ale zdjęć na potwierdzenie nie zamieszczę, bo żadne mi się nie udało.

 Rzepak wykształcił już łuszczyny. Przy okazji napiszę o znanym fakcie, ale przecież zadziwiającym: genetycznie jest to dzika kapusta, a pełna nazwa rośliny to kapusta rzepak. Z tej niepozornej rośliny wyhodowano kapustą białą i czerwoną, pekińską i włoską, brukselkę, brokuł, kalafior, kalarepę i jarmuż.

Jak się ma kalafior do rzepaku, a obie te rośliny do wielkiej głowy kapusty? A przecież mimo takich różnic w wyglądzie wszystkie one są kapustą. Spójrzcie na to zdjęcie, w podpisie mowa o różnych odmianach kapusty.

Wróciłem na drogę biegnącą wzdłuż lasu, tuż przy widnym wąwozie, i tym razem zszedłem na jego dno. Oglądając zdjęcia pamiętajcie o mizerocie moich umiejętności fotografowania i o używaniu aparatu w starym telefonie. Inaczej mówiąc: tam jest znacznie ładniej niż na zdjęciach.





 Zatoczyłem spory krąg i wróciłem w pobliże wioski około godziny 16; stanowczo za wcześnie by iść do samochodu. Przez trzy godziny poznawałem drogi łagodnego wzgórza wznoszącego się nad wioską. Było to
najprawdziwsze szwendanie się, gdy nie ma się żadnej trasy ani planu, a jedynym celem jest wykorzystanie dnia póki świeci słońce, poznanie jeszcze jednej ładnej drogi i zobaczenie na odległym wzgórzu jej siostry – jasnej nitki przecinającej zielone pasy pól.






 Wszystko z
obaczyć i zapamiętać, nawet coś tak ulotnego, jak ruchliwy cień drzewa na pylistej drodze. Zmieścić w pamięci wszystkie widziane obrazy i mieć je na przywołanie.

Obrazki ze szlaku


 Jednak będą orzechy!

Ogłowiona wierzba, jeden z symboli dawnej wsi.

 Gdzie się schowała droga? Jak wiele innych, tak i ta wyprowadziła mnie na manowce, znikając wśród zbóż.

 Wysokie zboże, chyba żyto. W tym roku i te rośliny wyprzedzają kalendarz.

 Jęczmień jest już na tyle wyrośnięty, że nabrał swojego charakterystycznego ładnego koloru i zdolności falowania na wietrze.

 Chaber bławatek nareszcie dał się sfotografować!


 
Siew. Rozmawiałem z traktorzystą, gryka siana była wielofunkcyjną maszyną, która równała skiby i rozdrabniała grudy, siała i zasypywała ziarna. Oczywiście wspólnie ponarzekaliśmy na szkodliwe i idiotyczne pomysły Unii. Jest bardzo sucho, co i widać na zdjęciach.


 
Wilczomlecz i chaber nieznanej mi odmiany. Malownicze zestawienie.

 Drewniany domek.

 Kwitnie czarny bez. Jeden z wielu przykładów urody łatwej do niezauważenia. Te kwiaty oglądane nawet z niewielkiej odległości wydają się tuzinkowe, dopiero po nachyleniu się nad nimi dostrzec można niesprawiedliwość takiej oceny.

 

Sporo widziałem kapliczek stawianych na prywatnych posesjach, jednak tutaj uwagę zwróciłem nie tyle na kapliczkę, co sam dom. Stoi samotnie, na końcu małej wioski do której niełatwo trafić. Budynek ma już swoje lata, ale jest odnowiony, a cała posesja zadbana. Tak wyglądające posesje przeważają na Roztoczu, niebogatej przecież krainy Polski.

 W słońcu widać wyraźnie, że płatki kwiatów jaskry Natura wypastowała i wypolerowała tak, że aż lśnią.

Trasa: między Wierzchowiskami a Majdanem Obleszcze i Pasieką na zachodnim Roztoczu. Parę dni temu pisałem o przejściu kilku kilometrów szosami, ale już po publikacji zauważyłem błąd: to na tej wędrówce, nie na poprzedniej, tak szedłem. Pomyliłem dni.

Statystyka: na szlaku byłem 12 godzin; komputerek podliczył sumę podejść na 700 metrów i poinformował o przejściu 24 kilometrów.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz