Strony

środa, 29 maja 2024

Pod czereśnią

 240524

Nadal poznaję nowe dla mnie drogi w pobliżu Janowa Lubelskiego. Ten wyjazd jest bodajże szóstym w maju, czyli na Roztocze jeżdżę częściej niż zwykle, a powód jest jeden i niezmienny: w miarę upływu lat coraz szybciej mijają mi słoneczne, zielone i w każdym następnym roku urokliwsze dni. Czas mnie goni i nienasycenie. Chciałem zobaczyć jak najwięcej nim przyjdą szarugi ogałacające drzewa, bo co prawda zimę obłaskawię i jak zwykle nawet znajdę w niej ładne drobiny, to przecież trzeba chodzić póki chodzić mogę; patrzeć póki widzę; brać z Natury ile tylko udźwignę.

Na mapie widać spory obszar na północny wschód od Branew (czy ja dobrze odmieniłem nazwy tych wiosek?) pocięty lasami rosnącymi nad wąwozami. Chciałem poznać tę okolicę, liczyłem na urozmaicone krajobrazy, ale okazało się, że jest ich tam mniej niż się spodziewałem. Gwoli sprawiedliwości dodam, że miłośnik dzikich wąwozów i dołów roztoczańskich miałby tam wiele do zobaczenia. Parę razy wszedłem między drzewa, częściej widziałem plątaninę dołów niż wąwozy, a i one potrafią kusić. Nawet myślałem o dokładniejszym ich poznaniu, ale jak zwykle przeważył urok otwartych słonecznych przestworzy.

Poszedłem dalej grzbietem długiego pasma wzgórz, wszak Roztocze jest wielkie i wiele ma oblicz. W szerokiej dolinie widziałem domy Chrzanowa, a za nimi i nad nimi drugie, równoległe pasmo wzgórz; na zdjęciach wydają się odleglejsze i niższe niż są naprawdę. Siedziałem na miedzy pod wysoką czereśnią i patrząc w dal, na tamte wzgórza, odruchowo szukałem dogodnych przejść. Wypatrzyłem tam swoje ślady, ale i sporą białą plamę. Widząc samotne drzewa obiecywałem sobie zobaczenie ich z bliska i wtedy uświadomiłem sobie, że będąc tam, zobaczę tę właśnie czereśnię na odległym widnokręgu jako małą ciemną kropkę na jasnym pasiaku pól. Myśl ta, zwykła przecież konstatacja, wydała mi się tak kusząca, że gdyby nie pora dnia, poszedłbym tam od razu. Pójdę za kilka dni, a później znajdę sobie inny cel, inne miejsca do poznania bądź odwiedzin.




Obrazki ze szlaku



 Droga i brzoza. Brzozy uznaję za najpiękniejsze nasze drzewa, polne drogi od zawsze mam nie tylko za urokliwe, ale i budzą we mnie tęsknotę za wędrówką, a w połączeniu, zwłaszcza kiedy świeci słońce, tworzą duet mający magiczny na mnie wpływ. Bywa, że specjalnie zmieniam trasę aby zobaczyć brzozę przy drodze pamiętaną z poprzednich wyjazdów, i jeśli tylko jest to możliwe, pod nimi urządzam przerwy; nim usiądę, robię brzozie i drodze prawdziwą sesję zdjęciową. Później, kiedy w domu porządkuję zdjęcia, bywa, że toczę ze sobą boje o zachowanie jak największej ich ilości nie licząc się z pojemnością pamięci.

 Porzeczki i maliny już mają zielone owoce. Dzisiaj widziałem pierwsze dojrzałe truskawki, niedługo zaczerwienią się czereśnie. Mimo że w maliniakach nie znajduję już kwiatów, nadal słyszę i widzę tam dużo pszczół. Może one sprawdzają, czy owoce dobrze dojrzewają?

 A propos: widziałem dwie duże pasieki; na zdjęciu widać mniejszą, z około sześćdziesięcioma ulami; drugą oglądałem przez wąską szparę w wysokim ogrodzeniu i oszacowałem ilość uli na ponad sto. Już dwukrotnie tej wiosny wracałem do samochodu z plecakiem ciężkim od słoików z miodem. Oczywiście zeszłorocznym, ale myślę, że następnym razem kupię miód z tego roku. Z pewnym niepokojem uświadamiam sobie mijanie szczytu kwitnienia miodnych roślin. Zakwitną lipy i gryka, a później już tylko drobiazgi jak wrzosy czy nawłoć. Stanowczo za szybko dzieją się te przemiany.

 



 

Oczywiście nadal kwitną gwiazdnice w różnych odmianach, dzwonki i wiele innych drobnych roślinek, choćby przetaczników; coraz więcej widzę chabrów i rumianków, ale zdaje się, że pszczoły nie mają z nich pożytku. Ja mam i to niemały.


 Jednak są rośliny miododajne wśród pospolitego drobiazgu rosnącego na przydrożach: oto trybula leśna. Nie podoba mi się nazwa tej rośliny, ale jej kwiaty owszem, są ładne.

Trasa: z Branwi Szlacheckiej w stronę Chrzanowa i Chrzanowa Kolonii na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: trasa miała 20,5 km długości, szwendałem się 11,5 godziny, a pod górę szedłem 710 metrów.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz