Strony

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Jaskółkowy Wąwóz

 080624

Na długim paśmie wzgórz w pobliżu Tarnawy byłem parokrotnie, ale nigdy nie udało mi się dojść do ich końca. Drogi biegną tam w poprzek, od wiosek leżących w dolinach, przez szczyty do dolin po drugiej stronie; tak też biegną pola i miedze. Teraz, gdy zboża dojrzewają, marsz bezdrożami jest bardzo utrudniony, ale wyruszyłem z ambitnym planem dojścia do krańca wzniesień.

Pierwsze kilometry wiodły znanymi mi okolicami, później wkroczyłem na terra incognita. Szedłem miedzami, ale i labiryntem zalesionych wąwozów, w którym kilka razy musiałem zdecydować, którą odnogę wybrać. Ostatni wybrany stawał się coraz węższy i bardziej zarośnięty, ale później między drzewami zaczęło prześwitywać niebo, i po paru minutach wyszedłem na otwartą przestrzeń. Wyszedłem, ale drogi tam nie było, szedłem zarośniętym brzegiem lasu, przy polu. W innym miejscu kluczyłem zmierzając do drogi zaznaczonej na mapie. Owszem, była, ale okazała się być zarośniętym rowem z pokrzywami wyższymi ode mnie. Poniżej publikuję kilka zdjęć ilustrujących tę część trasy.



Nie doszedłem do końca wzniesień, ale do drogi zauważonej jeszcze przed wyjazdem owszem. Biegnie grzbietami na długości kilku kilometrów i zwie się Górny Gościniec, a wiadomo, że drogi mające swoje nazwy kuszą bardziej niż bezimienne. Ta zauroczyła mnie rozległością i urozmaiceniem widoków.








 Przeszedłem tylko jej część, zrobiłem ledwie parę krótkich zwiadów bocznych dróżek, ale teraz wiem, gdzie spędzę następny dzień (raczej następne dni) włóczęg.

Właśnie na Gościńcu zatrzymał się traktorzysta w odpowiedzi na moje pozdrowienie wyrażone gestem dłoni. Rozmawialiśmy przynajmniej pół godziny tak, jak ludzie powinni ze sobą rozmawiać: z pozytywnym nastawieniem do nieznajomego. Żeby jeszcze ci ludzie tak nie zaśmiecali Roztocza!



 Przy tej drodze widziałem kilka pól z lnem, a nawet, wbrew spodziewaniu, ostatnie kwiaty. Zobaczenie pola niebieskiego od kwiatów lnu znowu odwleka mi się o rok, ale nic to – nabiorę większego apetytu. Rzadko widuję len, a ilekroć widzę, jestem pod wrażeniem. Kwiaty są jak błękit nieba, a zieleń tych roślin nie ma sobie równej; jest piękna i nie do pomylenia z żadną inną, co starałem się uwidocznić na zdjęciach.

Idąc tą ładną drogą, mając wokół siebie ogromny przestwór wypełniony słońcem, patrząc na zieleń pól, błękit nieba i tyleż kwiatów, czułem radość wędrowania i obcowania z przyrodą tak hojnie szafującą swoją urodą. Pojawiła się myśl o czerpaniu całymi garściami z jej skarbca, którego się nie opróżni ani nie nasyci. Wspomniałem – jak wiele już razy – słowa Williama Blake piszącego o dostrzeżeniu niebios w jednym kwiecie i zmieszczeniu nieskończoności w krótkiej godzinie, a więc w istocie o pozytywnym przeżywaniu swojego życia i świata, naszej Ziemi.

Ludzie pędzą ustawicznie, tracą zdrowie, gubią moralność, niszczą się wzajemnie, a tak blisko nich, że tylko rękę wyciągnąć, jest wszystko. Chcąc przeżyć coś wyjątkowego, dużo pracują by móc wejść na wielką górę (widziałem sznur ludzi idących na Mont Everest, szokujący obraz), albo na dno przepaści zjechać rowerem, narkotyzując się w ten sposób ryzykiem, a wystarczy pójść w takie miejsce jak ta droga na Roztoczu. Tylko że tutaj nie ma wspomagaczy, tutaj nie ryzykuje się życiem, nie trzeba wykazywać się wyjątkową sprawnością fizyczną, potrzebna jest jednak umiejętność trudniejsza dla niektórych, albo przez nich lekceważona czy wprost niezauważana: uważnego patrzenia na świat i słuchania siebie.

Właśnie! Nie jest tak, że ja posiadłem takie umiejętności, bynajmniej.

Często mam wrażenie widzenia jedynie powierzchni rzeczy czy zjawisk, cech nie najważniejszych. W takich chwilach budzi się we mnie pewność istnienia pod widzianym obrazem obserwowanego otoczenia czegoś ukrytego i ważniejszego niż dostrzegana rzeczywistość, niechby nawet najładniejsza. Mam wrażenie niedocierania w głąb, w istotę rzeczy i zjawisk. Bywa, że tylko jakiś drobiazg, promień światła albo dalekie wspomnienie zbudzone widzianym, uchyla na chwilę drzwi tej tajemnicy, pokazuje się mało wyraźny zarys czegoś oszałamiającego, ale nie potrafię zrobić decydującego kroku. Czasami myślę, że po prostu przypomina mi się dawny pomysł idei Platona, a dalej różnie bywa: wzruszeniem ramion kwituję swoją egzaltację albo wprost przeciwnie – utwierdzam się w przekonaniu istnienia czegoś ukrytego a niezmiernie ważnego dla moich zdolności przeżywania życia. Nie wiem, czy otworzę te drzwi, ale nie martwię się trudnościami uznając drogę za ważniejszą od celu.

Druga połowa trasy była nietypowa, bo zapędziwszy się za daleko, dla przyspieszenia powrotu szedłem kilka kilometrów szosą. Kiedy do samochodu miałem już tylko pół godziny marszu, uznałem, że mam jeszcze niewielką rezerwę czasu, więc skręciłem w polną drogę i za wioską trafiłem na Jaskółkowy Wąwóz. Tak nazwałem ten krótki odcinek drogi z mnóstwem gniazd wydłubanych w lessowej ścianie. Będąc sto metrów od wąwozu widziałem w nim i nad nim, na tle nieba, wirującą chmurę jaskółek, ale kiedy się zbliżyłem, ptaki uniosły się wyżej. Latały nade mną, przestraszone moją obecnością, może spanikowane, wszak zostawiły swoje gniazda, chyba już z młodymi. Zrobiłem parę zdjęć i czując się tam intruzem, szybko odszedłem.





Obrazki ze szlaku

 Chmurny ranek.

 Brzoza na miedzy zawsze cieszy swoją urodą.

 Żółty jęczmień. Nie za szybko?

 Krzyż, a właściwie krzyżyk przydrożny.

 Droga po deszczach.

 Skup starego drewna. Pisałem już o tym, ale wracam do tematu ponieważ dowiedziałem się, co wyspecjalizowane firmy robią z tym drewnem. Otóż między innymi „zabytkowe” meble. „Ludwik XIV” po okazyjnej cenie?

 Lessowa ściana wąwozu oglądana z bliska przypomina wielką pionową górę.

 Wąwóz w początkowej fazie tworzenia. Na niewysokich jeszcze pionowych ścianach widać śladu spychacza wyrównującego dno po spływie wody deszczowej. W efekcie takich równań wąwóz będzie pogłębiany.

 Wszedłem w zarośla przy drodze chcąc sięgnąć do owoców czereśni i wtedy zobaczyłem co tam leży.

 W jednej z mijanych wiosek rośnie kilka ogłowionych lip. Pnie są grube, korony kuliste i niewielkie, a między liśćmi widać ślady uciętych gałęzi i narośla. Miałem mieszane uczucia patrząc na tak poranione drzewa, na nasze przecież lipy.

 Odwiedziłem znajomą czereśnię. Poznaliśmy się parę lat temu, w słoneczny dzień złotej jesieni i taką właśnie ją pamiętam – wypięknioną październikowymi barwami.


 Bocian siedzący w gnieździe dał się sfotografować, ale uważnie mnie obserwował. W innym miejscu widziałem bociana przechadzającego się… po podwórzu. Spoglądał na mnie, ale nie odleciał. Może tam mieszka? To możliwe, bo przecież czasami bociany niezdolne do lotu znajdują schronienie u ludzi.

 
Poziomki i czereśnie. Pierwsze tylko posmakowałem, ale czereśniami się obżarłem. Bardzo lubię owoce dzikich czereśni. Sięganie do wyższych gałęzi (bo na nich zawsze są dorodniejsze owoce), widok czerwonych kulek na tle błękitu nieba, ich charakterystyczny słodko-goryczkowy smak, sok ściekający po klejących się dłoniach, to wszystko budzi wspomnienia dzieciństwa, nieistniejącego już sadu dziadka w wiosce, po której wyraźne ślady zostały tylko w mojej pamięci.



 Czerwiec, a więc czas kwitnienia dzikich (może lepiej napisać: swobodnie rosnących?) roślin na polach, łąkach, nieużytkach i przydrożach. Najwięcej widziałem chabrów, rumianów i gwiazdnic, ale różnorodność gatunków, kształtów i kolorów jest oszałamiająca. Niżej zamieszczam kilka przykładów.

 Goździki kropkowane, małe ślicznotki ozdobione błyszczącymi cekinami.

 Ostropest plamisty. Uciekinier z plantacji? Ta roślina jest tak bardzo najeżona kolcami, że nawet lekkie jej dotknięcie jest bolesne.

 Babki, zwykłe zielska, ale lubię je. Kwitną ładnie, chociaż bez ostentacji. Na zdjęciu babka średnia.

 Pierwsze w tym roku kwiaty wierzbówki kiprzycy, obok łubin.

Większości roślin nie rozpoznaję. Kiedyś uznawałem ten stan niewiedzy za naturalny, teraz przeszkadza mi, w rezultacie po powrocie z wędrówki podsuwam zdjęcia nieznanych roślin tej stronie do rozpoznania. Bywa, że ma wiele wątpliwości, ale na ogół radzi sobie dobrze.

 

Ta mądra strona twierdzi, że na tym zdjęciu widać lnicę pospolitą i ostróżkę wyniosłą. Żebym ja jeszcze był w stanie zapamiętać te dziwne nazwy!

Trasa: między Tarnawą Dużą a Biskupie Kolonią i Ponikwami na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: przeszedłem 26,5 km, na szlaku byłem 13 godzin. Podejść nie zapisuję, bo nie jestem pewny prawidłowości ich liczenia. Wydaje mi się, że różnice mogą być większe niż 10%, o których wcześniej pisałem.





























11 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że bardzo chłoniesz te wrażenia jakie docierają do Ciebie podczas wędrówek. Tak jakbyś Chciał jak najwięcej zachować w pamięci, na zdjęciach na dalsze dni. To też przemierzasz tyle kilometrów. Jest to fascynujące, godne podziwu. To świadczy, że kraj nasz, a właściwie natura ma w sobie coś co przyciąga jak najmocniejszy magnes. Szkoda jedynie, że nie każdy to potrafi zrozumieć, i lekceważy w wielu przypadkach ten naturalny świat. A ja przy okazji mogę poznawać te polne "zakątki" i różne ciekawostki z tym związane. A wstyd przyznać się, że ta strona Polski jest mało znana mi. Wędruj jak najdłużej i miej z tego satysfakcję. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi ocenić czy porównać działanie natury na mnie, wiem, że chciałbym silniej i więcej. Myślę, że też tak to widzisz u siebie :-) Kilometry same się nakręcają, bo przecież my niemal zawsze spodziewamy się zobaczyć za wzgórzem, za horyzontem, nowe i ładniejsze widoki.
      A propos wędrowania powiem Ci po cichu, że planuję wyjazd w Sudety od około 20 czerwca do pierwszych dni lipca. Przecież muszę odwiedzić znajome miejsca i znajomych ludzi.
      Aleksandro, mieszkasz daleko, masz wytłumaczenie, a ja, urodzony lublinianin, zacząłem poznawać nieodległe Roztocze dopiero cztery lata temu. Tak się nam różnie układa.

      Usuń
  2. Przepiękne miejsca,pięknie uchwycone krajobrazy-takie sielskie,takie polskie...Świetnie uchwycone kadry.
    Czekam na kolejną porcję zdjęć,aby się znowu pozachwycać..

    OdpowiedzUsuń
  3. I dodam jeszcze,że oglądam i czytam od wielu dni Pana posty i jestem wciąż pod wielkim wrażeniem .Drogi,dróżki,wąwozy,kwiaty,drzewa pola,doliny i dolinki....-a wszystko takie swojskie,tak bliskie mojemu podobnemu widzenia świata.No,i bardzo ciekawe i barwne opisy.
    Gratuluję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za obecność, uznanie i komentarz, Wędrowniczko. Jak trafiłaś w ten zaułek internetu, do którego prowadzą bardzo mało widoczne drogowskazy?
      Roztoczańskie widoki nazwałaś swojskimi, dla mnie też takie są. Wśród takich pól, na pylistych lub błotnistych drogach, na ścieżkach biegnących miedzami, minęła niemała część mojego dzieciństwa pod Lublinem. A dzieciństwo jest tym cenniejsze i piękniejsze we wspomnieniach, im jesteśmy starsi.

      Usuń
  4. Również jak Ty, jestem smutnie zdziwiona tym, jak ludzie przepuszczają swoje życie między palcami, w pogoni za ulotnymi wartościami, nie zauważając piękna wokół siebie, zmian pór roku ... a mają to życie tylko jedno. Może takie podejście przychodzi z wiekiem, kiedy czuje się, że tego czasu jest coraz mniej. Spotkania w drodze ze zwykłymi ludźmi są sympatyczne, rozmowa naprowadza na właściwe tory, trud codziennej pracy, czasami ciekawe wieści o okolicy, której nie znajdzie się w przewodnikach, wskazówki lepszej trasy ... choć niektóre tematy lepiej omijać, jak to w życiu. Skarpy z jaskółkami są ciekawe, zresztą cała obserwacja ich życia, jak sobie radzą, noszą jedzenie potomstwu, zbierają błotko z kałuż, a przede wszystkim jak śmigają po niebie, to widoki nieocenione. Choć widziałam ostatnio w Sieniawie, na oknach komendy policji, zawieszone worki foliowe przy gniazdach, żeby tam nie budowały, bo brudzą ... a jeśli tam były już pisklęta? człowiek jest istotą głupią. Też mamy zaprzyjaźnionego wioskowego bociana, który prawie nas się nie boi. Miałam na grządkach węża, gniewosza, spotykałam go co jakiś czas, wygrzewającego się na ścieżce, najpierw myślałam, że to padalec. Ostatnio mąż wykosił między ulami i chyba wąż przeniósł się tam, zauważyłam, jak spacerujący tam bocian porwał go w dziób, takiego wijącego się i połknął. Było mi go żal, tego węża, ale to natura, pisklęta też trzeba czymś nakarmić, choćby "moim" gniewoszem.. A było to bardzo blisko mnie, w odległości kilkudziesięciu kroków. Wierzbówka już kwitnie? jak ten czas pędzi, z wierzbówki jest bardzo dobra herbatka:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, dziękuję.
      Też myślę, że zwolnienie i wewnętrzne wyciszenie, zwrócenie się w stronę natury i piękna, związane jest z wiekiem. Młodzi chcą przenieść góry, starsi już wiedzą, że to niemożliwe i że szkoda na to czasu, tego jedynego i niepowtarzalnego. Ale, Mario, trudno ich z gruntu ganić, bo jaki byłby świat bez ich gonitwy? Czy nie przypomniałby świata dawnych wieków? Chociaż słusznie można stwierdzić, że do poczucia szczęścia ludziom wcale nie jest konieczna sieć GSM, sto kanałów TV ani nawet cała telewizja, to jednak postęp dokonywany głównie przez ludzi młodszych i rzutkich to także wygoda życia i brak głodu. Ilu nastoletnich Polaków wie, co to znaczy i jak wyglądał przednówek? Więc nie ganię, niech pędzą, chodzi jednak o pewien umiar. Zarobić pieniądze – zgoda, ale czy musi to być góra banknotów? Zarobić, a później zrobić tak jak H. Schliemann, który wbrew spodziewaniu wszystkich odnalazł Troję: zarobiwszy odpowiednią ilość pieniędzy po prostu sprzedał swoje interesy i pojechał do Turcji spełnić swoje marzenie. Na drugim biegunie mój były pryncypał kupujący co parę lat coraz droższe samochody, ostatni za bodajże 800 tys zł. Teraz pracuje na jeszcze droższy.
      Wspomniałaś o niezabraniu lornetki na wasz wyjazd, pomyślałem o niej widząc z oddali wąwóz z jaskółkami. Patrzenie na te ptaki jest najprostszym, najzdrowszym, najbardziej ekologicznym :-) sposobem na poprawę nastroju.
      Wczoraj byłem na Roztoczu, znalazłem dużą kępę kwitnącej wierzbówki, mam parę niezłych zdjęć. Między kwiatami, wśród gęstej zieleni znalazłem… porzuconą plantację malin. Było więc ładnie i smacznie.
      Mario, a propos bocianów cytat ze szkolnych zeszytów:
      „Bociany mają skrzydła czarne, po przynoszą dzieci przez komin.”
      Wiedziałaś o tym? :-)

      Usuń
  5. Umiejętność cieszenia się detalami otaczającego nas świata , umiejętność ich dostrzegania i doceniania... niewiele ludzi posiada, ja tak, Maria z Pogórza też a Ty na dodatek potrafisz świetnie to przekazać. To talent. Od kiedy zwracasz uwagę na roślinki, kwiatki, które spotykasz w swoich wędrówkach i wynajdujesz ich nazwy czytam Cię z większym upodobaniem, zawsze ta część przyrody mnie pasjonowała, a po przejściu na emeryturę dodałam do niej ptaki, ciągle jeszcze nie mam aplikacji która pomogłaby mi w ich identyfikacji, a teraz w mojej ponad miesięcznej podróży po południu Europy spotykam rośliny niezwykłe i męczę się w odnalezieniu ich nazw.
    Wąwóz jaskółek byłby dla mnie niesamowitą frajdą obserwacyjną.
    Pozdrawiam serdecznie teraz w Czarnogórze. A tak na marginesie i w związku z Twoim nowym postem to obserwuję dużą różnicę w dbaniu o nasze otoczenie, o to by niekorzystne zmiany klimatyczne zminimalizować w miarę naszych możliwości w krajach Unii Europejskiej niż w tych gdzie Unia nie interweniuje. W Czarnogórze co chwila się o tym przekonuję, być może nie zawsze trafne są te usiłowania ale przynajmniej uczulają ludzi i zmuszają ich do myślenia o problemie i jednak boję się w jakim świecie przyjdzie żyć mojej wnuczce SOFI, którą kocham nad życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Grażyno. Maria potrafi zdumiewać. Nierzadko zwykłymi słowami, jakby niechcący a przy tym ładnie, wyrazi głębokie myśli.
      Korzystam z ogólnie dostępnej strony internetowej do rozpoznawania roślin. Wystarczy wskazać jej zdjęcie, po chwili wyświetla swoje propozycje podając też swoją ocenę prawdopodobieństwa. W razie wątpliwości można wysyłać inne zdjęcia. Są też opisy i wiele zdjęć każdej rośliny. Polecam, chociaż ja korzystam z niej przez komputer, nie wiem, czy działa na smartfonie. Oto jej adres kliknij tutaj
      https://atlas.roslin.pl/rozpoznaj_zdjecie
      Grażyno, właśnie o takim strachu, jak Twój o wnuczkę, pisał autor książki: że jego wzniecanie u ludzi jest niemoralne. Starać się musimy o dobro Ziemi, o jak najmniejsze jej szkodzenie, ale poczynania Unii są absurdalne z powodu niebotycznych kosztów i nieskuteczności. Nie mogę sam oceniać wielu aspektów zielonego ładu, ale część dotyczącą transformacji energetycznej owszem; w tym nie muszę opierać się na zdaniu innych, bo się na tych sprawach znam w wystarczającym stopniu. To, co jest i ma być czynione, sprowadzi na nas wielkie kłopoty i ani na jotę nie poprawi klimatu. Są powody do naszych obaw o wnuki (mam ich troje), ale wśród nich nie ma katastrofy klimatycznej, Grażyno. Bardziej należy się martwić o pokój na świecie, na przykład.

      Usuń
  6. Szukałam w internecie informacji na temat Gór Kaczawskich,których w ogóle nie znam.Trafiłam na Pana zdjęcia,potem na blog i oniemiałam z radości widząc wspaniałe zdjęcia i teksty.Określiłam je jako swojskie,gdyż tak bardzo przypominają mi *moje *miejsca sprzed lat-wzgórza morenowe tuż przy Gdańsku.Pola,łąki,dzikie róże,dzikie jabłonie,czeremchy.Pamiętam ,gdzie rosły poziomki i gdzie pachniała macierzanka...Wędrowaliśmy z Tatą miedzami wśród falujących zbóż..byliśmy wtedy tak radośni i tak szczęśliwi.
    Były stokrotkowe i koniczynowe wianki na głowę,zaplataliśmy czapeczki z traw.Wracaliśmy zawsze z wielkim naręczem polnych kwiatów dla Mamy,która w tym czasie gotowała niedzielny obiad.
    Nie ma tych pól,nie ma łanów zboża,nie ma kwiatów-jest wielkie osiedle-blokowisko......Rodziców też nia ma...
    I został tylko żal ,ale też cudne wspomnienia..
    Pana zdjęcia przywołują mi je....Oglądam zdjęcia i się uśmiecham...
    Zamówiłam zestaw trzech książek Pana autorstwa i czekam z niecierpliwością na kuriera..
    Pozdrawiam znad morza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za obecność, przychylność, wspomnienia i… zakup książek.
      W internecie jest zwyczaj mówienie sobie per ty; to dobry zwyczaj. Proszę o taką formę.
      Po zobaczeniu adresu do wysyłki przypuszczałem, że właśnie Ty je kupiłaś. Paczkę wysłałem parę godzin temu.
      Twoje wzgórza pod Gdańskiem znam tylko z wielokrotnych przejazdów okolicznymi drogami przed laty; na pewno podobałyby mi się takie, jakie są w Twojej pamięci. Z wioski mojego dzieciństwa zostały zarysy okolicznych pagórków, może jeszcze nieliczne domy – i nic więcej. Kiedy byłem tam ostatnio, rozglądałem się za tym zasmarkanym dzieciakiem, ale z nim jest tak, jak i z wioską: są tylko w mojej pamięci.
      Czasami myślę, że tamten czas uformował mój kanon piękna krajobrazu: pola, gruntowe drogi, łagodne pagórki; myślę, że właśnie dlatego niskie Góry Kaczawskie tak bardzo mi się spodobały.
      Jeszcze w tym miesiącu je odwiedzę.
      Nad morzem pracowałem: we Władysławowie rok i chyba ponad rok w Ustroniu Morskim, ale to stare czasy, jeszcze z lunaparku.

      Usuń