Strony

poniedziałek, 8 lipca 2024

Lato w Sudetach, dzień czwarty

 270624

Tęsknota, a może tylko przyzwyczajenie, kierowała moje myśli w stronę Gór Kaczawskich, ale z wyborem szlaku miałem pewną trudność. Zwykłem chodzić gdzie oczy lub myśl poniosą, ale tak można tylko jesienią i zimą; teraz, gdy na polach wysokie zboża a wiele łąk nie jest koszonych i trawy na nich sięgają pasa, trudno o taką włóczęgę. Trzeba się trzymać dróg, i wtedy właśnie pojawia się trudność. Mając umówione spotkanie w Czernicy, postanowiłem odwiedzić dawno nie widziany przełom Lipki i pobliski Babiniec, bardzo rozległą górę z długimi i widokowi drogami na zboczach.

Droga w pobliżu ostatnich domów wsi Modrzewie biegnie zboczem bezimiennego wzgórza, jednego z setek w tych górach, ale zapamiętanego z powodu widoku. Kiedy doszedłem pod ścianę lasu i się odwróciłem, poczułem zawód: widok był szczątkowy, zasłaniały go niżej rosnące drzewa. Skoro już wspominam o tamtym miejscu, napiszę o koniach. Zawsze tam były, łąki wokół są ogrodzone i pasą się na nich te piękne zwierzęta. W wiosce, w Modrzewiach, jest spora stadnina koni pod wierzch, można nimi jeździć, są też organizowane kilkudniowe rajdy w siodle. Dzisiaj wydało mi się, że ogrodzeń jest więcej; iść można w zasadzie tylko głównymi drogami gruntowymi i oczywiście utwardzonymi.



Kiedyś przypadkiem odkryłem ścieżkę trawersującą wysokie i strome zbocze przełomu, dzisiaj odnalazłem ją bez kłopotów. Nadal jest używana, ale i z niej widoków jest mniej niż kiedyś; drzewa poniżej ścieżki rosną nie wiedząc o naszej chęci zobaczenia przełomu.

 


Las powyżej ścieżki zobaczyłem takim, jaki był przed laty, tyle że znacznie przybyło w nim rowów wyrytych przez motocyklistów, a na ścieżce okruchów skalnych zepchniętych kołami. Zniszczenie runa w lesie rosnącym na takiej stromiźnie prowadzi do szybkiej degradacji gleby; po prostu jest spłukiwana w czasie deszczy, zsuwana przez zwierzęta i ludzi, rozwiewana wiatrem, w rezultacie odsłaniana jest jałowa skała na której nic poza porostami nie wyrośnie. Nie powinno się pozwalać na urządzanie rajdów w lasach, zwłaszcza górskich.

 




Bardzo byłem ciekawy bocznego jaru, tego, który kiedyś przeszedłem dnem od ujścia strumienia do samego źródła. Wydał mi się jeszcze bardziej dziki niż wtedy, czyli się nie zmienił. Patrząc na skalne rumowiska zarzucone przewróconymi drzewami, poczułem estetyczną (tak, tak!) przyjemność i satysfakcję obcowania z niemal niezmienioną pierwotną przyrodą.




 Jak ja tędy przeszedłem? – myślałem patrząc z góry na jar. Pamiętam, jak to było: niektóre skalne progi pokonywałem na czworaka, a jeden musiałem ominąć górą. Oczywiście zdjęcia nie oddają różnic poziomów.

W pobliżu Babińca mam wiele swoich miejsc, na przykład ten leśny cypel z sosną po której wspina się dzika róża. Żyją oboje, dostrzegłem liście róży wśród igliwia na wysokości piętra. Miejsce zapamiętane także z powodu… plakatu. Kilka lat temu byłem tam z Jankiem, od niego mam kilka zdjęć ze mną. Jedno z nich, właśnie tam zrobione, wykorzystałem do zaprojektowania plakatu reklamującego moje spotkanie autorskie w bibliotece w Świerzawie.

 




Minąłem już to miejsce pod szczytem Babińca, gdy nagle obudzone wspomnienie kazało mi się zatrzymać i odwrócić. 10 czy 12 lat temu siedziałem na miedzy, właśnie w tym miejscu, i przez telefon rozmawiałem z synem. Poczułem silną, szarpiącą serduchem tęsknotę. Za synem? Przecież nie, wszak kilka dni temu widzieliśmy się i za kilka zobaczymy. Za tamtym czasem? Tak, za moim czasem.

Czasem naznaczona była dzisiejsza wędrówka nie tylko z powodu tej chwili.

Na szlaku byłem nieco krócej niż zwykle, ponieważ umówiłem się z właścicielką Konopki, domu w Czernicy, w którym wiele razy nocowałem. Tutaj jest sporo aktualności o Konopce.

Bożena kupiła dom w stanie nienadającym się już do zamieszkania i tytanicznym nakładem prac doprowadziła go do obecnego stanu. Z racji wieku już nie pracuje, ale jej dzieci przejęły obowiązki i prowadzą agroturystykę. Sztuką zawsze się interesowała, uczestnicząc w najróżniejszych warsztatach, ale też goszcząc twórców i miłośników sztuki – i nadal tak jest. Mowa jest o tym na linkowanej wyżej stronie, a i sama mówiła o trwających u niej warsztatach malarskich.

– Kiedyś często tutaj byłeś – powiedziała, a mnie się wydało, że słyszę łagodny wyrzut w jej głosie.

Liczyliśmy miesiące i lata, wyszło nam, że nie widzieliśmy się 4 i pół roku, a pierwszy raz gościłem u niej, teraz sprawdziłem w komputerze, w listopadzie 2014 roku.

Siedzieliśmy na ławie przed domem, na podwórzu bawił się jej wnuk, przyjechał syn z synową, byli goście.

– Uratowałaś ten dom – powiedziałem.

– Uratowałam – odpowiedziała cicho.

Wcześniej była nieco roztrzepaną kobietą, jakby rzeczy się jej nie słuchały albo miała ich za dużo wokół siebie, teraz, po przejściu poważnej choroby, ujęła mnie swoją bezradnością. Czułem potrzebę objęcia i przytulenia tej kobiety, kiedyś tak energicznej. Przytuliłem.

Obiecuję sobie solennie nie zwlekać tak długo z przyjazdem do niej.

Niżej zamieszczam kilka zdjęć Konopki zrobionych dziesięć lat temu.





Obrazki ze szlaku

Drzewo z ustami. Tak żywa tkanka próbuje objąć resztkę złamanego konaru by zamknąć ranę. Widać, jak przeszkadza odłamanie nieco za daleko od pnia.

 Daglezja. Jedna i niewielka, ale przywołała wspomnienie swoich wielkich sióstr pod wsią Grobla w kaczawskich Chełmach.

 W tym miejscu znalazłem kiedyś wielkiego prawdziwka. Czekał na mnie na środku drogi!




 Jedno z moich ulubionych bezimiennych wzgórz, z wybranym miejscem do postawienia domu. Takie miałbym widoki z okien.

 Kiedyś rozmawiałem z właścicielem pól na wzgórzu Babiniec, mówił o planach wycięcia grupy drzew rosnących pod szczytem. Dzisiaj zobaczyłem, że wyciął, zostawiwszy jedno jedyne drzewo, a rosły tam duże i zdrowe buki! W tym miejscu skały wystają z ziemi, co mu dało wycięcie tych buków?!

Trasa: z Czernicy czarnym szlakiem do przełomu Lipki. Następnie dojście do wzgórza w pobliżu Modrzewi, a stamtąd na Przełęcz Rząśnicką. Wejście na wzgórza Skała i Babiniec.

Statystyka: 10,5 godziny na szlaku długości 19,5 km.

 















2 komentarze:

  1. Jak dobrze, że mogę chociaż na Twoich zdjęciach pooglądać tak bliskie mojej miejscowości tereny, a dodatkowo znaleźć te drogi na mapie. Ech gdyby to był inny czas. Lubię takie piaszczyste drogi między polami czy łąkami. Moje plany oddalają się w szybkim tempie. Tak musi być, nie wszystko można mieć. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mi odpowiedzieć, Aleksandro…
      Czasami nie mam zbytniej ochoty wstawać wczesnym rankiem i jechać na włóczęgę, zwłaszcza kiedy pogoda nie dopisuje (jak w ostatnią niedzielę, bardzo upalną i z prognozowanymi opadami), ale bardzo rzadko rezygnuję. Powodów jest kilka, a wśród nich mobilizująca myśl: któryś wyjazd będzie ostatnim, nie mogę go przegapić siedząc w domu. Dwa lata temu specjalnie wróciłem do pracy na pięć miesięcy chcąc zarobić na samochód, bez niego byłbym uwiązany. Mogłem wrócić, a przecież nie każdy emeryt może – z różnych przyczyn.
      Bardziej podobają mi się niewielkie góry i pogórza. W mojej ocenie są bardziej widokowe i oczywiście mniej uciążliwe. Na takich szlakach podejście sto metrów jest już duże, a przecież nawet z pięćdziesięciometrowej górki widoki są ładne. No i ludzi nie ma, co jest niewątpliwą zaletą.

      Usuń