5 lipca.
Kołobrzeg.
Przyjechałem nad ranem i od
razu poszedłem na brzeg morza. Była trzecia, rozwidniało się, ale na niebie
była już Ona, boska Eos. Nieboskłon był lekko zachmurzony, co tylko przydało
bogini urody, gdy kolorami swoimi barwiła pasemka chmur.
Do tego ranka sądziłem, że
homerycki jej przydomek "Różanopalca" jest tylko poetycką przenośnią.
Teraz wiem, że nie, bo patrząc na zmieniające się kolory świtu, w zaskoczeniu
swoim rozpoznałem kolor ciemnego różu.
Eos naprawdę palce ma różowe!
Dopisek z 25 lipca.
W piątej księdze "Raju
utraconego" Milton twierdzi, że Ona stopy ma różowe:
“Różanostopy poranek już
nadszedł
I perły wschodu rozsiewał po
ziemi...”
Jednakże szóstą księgę
zaczyna innym twierdzeniem :
“Wreszcie, obrotem godzin
przebudzony,
Powstał poranek i dłonią
różaną
Bramy światłości odryglował.”
A może według niego cała Eos
była różowa? Mnie bardziej podoba się homerycka tradycja, według której była
piękną dziewczyną, a różowe miała tylko palce.
Ależ co za bluźnierstwo tutaj
napisałem!: tradycja, według której... Nie, ona taka właśnie jest! Jest piękna,
a uroda budzącego się dnia jest tylko odblaskiem jej urody. Eos nie jest żadną,
za przeproszeniem, tradycją, ona jest boskiej piękności kobietą.
27 lipca.
Zadziwia mnie przypadkowość
życia; to, jak jedno zdarzenie, czasami drobne, banalne, może uruchomić ciąg,
który na skutek swoich zakrętów, rozgałęzień czy powiązań, niesie nas daleko od
wydeptanych ścieżek, spotyka nas z ludźmi, których nie spotkalibyśmy, gdyby nie
tamto, inicjujące zdarzenie i późniejszy cały szereg następstw, będących przyczynami
kolejnych zdarzeń. Ów ciąg zdarzeń pozwala nam wrócić w stare miejsca, ale w
tak odmiennych okolicznościach, że oglądamy je z zupełnie innej perspektywy.
Ta nieobliczalna cecha
naszego życia fascynuje mnie coraz bardziej, bo pozwala mieć nadzieję
graniczącą z pewnością, że wiele jeszcze może się zdarzyć w życiu - bez względu
na to, jak unormowane czy monotonne ono jest teraz.
Ostatnie dni są wyjątkowo
ładne - ciepłe i słoneczne. Niby nic wyjątkowego w lipcu, ale nie w tym roku.
Słońce grzeje mocno, z lubością wystawiam ku niemu swoje ciało, a opalony
jestem na brąz. Jednakże parę razy zauważyłem, że to ciepło jest bardzo kruche,
takie powierzchowne, bo wystarczy wejść w cień, a czuje się chłód, od którego
wstają włosy na ciele. Tyle tego ciepła, co od słońca - jakby ziemia i
powietrze nie mogły zapomnieć zimna sprzed półrocza. Jakby lato było tylko
cienką warstewką wody na skutej lodem rzece.
Lato jest krótką przerwą
między zimowymi miesiącami.
03 sierpnia.
Trzeci dzień powstania. Nie
pamiętam, którego dnia zginął Baczyński, ale chyba w pierwsze dni...
Minęła dziewiąta rano. Siedzę
w pokoju, gotowy do rozpoczęcia pracy, popijam kawę i przez uchylone drzwi
patrzę na zapłakany deszczem świat. Właśnie
uświadomiłem sobie, że lubię deszcz. W deszczu jest coś podobnego do fal
morskich: tutaj i tam przyciągająca wzrok, hipnotyczna monotonia.
Siedzę więc i patrzę.
Parę dni temu, patrząc na
wstające słońce, wydawało mi się, że ono niechętnie wschodzi, bo rozciągało się
jak kropla, nie chcąc rozstać się z morzem. Znowu innego dnia, patrząc na
zachód, widziałem, jak będąc tuż nad powierzchnią wody, czerwona kula
słońca wypuszcza długie, płomienne
macki w dół, przysysa się do wody i wtedy jej zanurzanie się wyraźnie przyspiesza.
Czy jest możliwe, aby słońce
nie lubiło dnia?
13 sierpnia.
Zmierzchało się, gdy
wyszedłem z domu matki.
Ciepły, ale pochmurny i
targany gwałtownymi podmuchami wiatru wieczór pełni lata, a we mnie pamięć
poprzedniej mojej drogi ulicami Lublina na dworzec - tej z końca maja. Wtedy
przez chwilę poczułem cudowną magię wiosny, dzisiaj towarzyszyła mi nostalgia -
pierwszy zwiastun jesieni. Byłem trochę zły na siebie, doszukującego się śladów
jesieni tam, gdzie jeszcze nie ma dla niej miejsca. Nie ma? Ona już jest, czai
się w pobliżu, niewidoczna, ale czuję ją. Moja nostalgia jest potwierdzeniem
jej bliskości. Lubię moją nostalgię. Jest zamyślona i wstecz patrząca jak ta
starzejąca się kobieta z wiersza - uosobienie jesieni. Jest trochę smutna, ale
jest też w niej pamięć przeżytego piękna i tęsknota za nowym. Spokojne
oczekiwanie rezultatów niezmiennego cyklu przemian pór roku, ale i łagodny
niepokój na myśl o jesieni i zimie.
Za dwa miesiące, razem z
szarymi dniami i nagimi drzewami, przyjdzie bunt, który zburzy ten łagodny
nastrój, ale tym będę martwił się później, gdy przyjdzie.
Teraz jest jeszcze lato.
Noc jest pamięcią zmierzchu.
Smutkiem i nostalgią.
Snem i odpoczynkiem.
Cichą tęsknotą.
Zapatrzeniem.
Świt jest brzemienny.
Nadzieja w nim i nieznane.
Niecierpliwość i gotowość.
Narodziny nowego.
Oczekiwanie.
Dzień jak młoda dziewczyna
W siebie zapatrzona:
Świtu nie pamięta,
A zmierzch tak daleki.
Roześmiana - żyje.
Zmierzchem jest kobieta
Wstecz patrząca:
Cienie coraz dłuższe,
Szarość wzbierająca,
Rozpamiętywanie.
20 sierpnia.
Znowu siedzę wśród świec
kawiarni "Amadeusz" w Ustroniu. Szukam tutaj słów, ale i pożegnam
się, bo za dwa dni pakujemy się i wyjeżdżamy. Jutro pójdę pożegnać morze; tylko
morze, bo śladów Małgosi pewnie tam nie będzie. Była tutaj tylko tydzień, a
przez te dni padało. Parę dni temu kupiłem sobie świece woskowe i teraz
wieczorami zapalam je u siebie - jakbym bogatą w miód, czerwcową łąkę przenosił
do pokoju, bo ich zapach kojarzy mi się z rumiankiem, słońcem i początkiem
lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz