Strony

wtorek, 8 grudnia 2015

Zimno i ciemność, czyli grudniowe smutki


Te dwa dopiski grudniowe, ślady mojej zimowej depresji, napisałem około 10 lat temu. Na szczęście ostatnio nie przeżywam tak ciężko braku słońca, niekończących się nocy grudniowych, w czym zasługa nie tylko pracy nad sobą, ale i moich zimowych wędrówek, jak mniemam.




Szarość i brud. Ciemność i zimno. Rano otwieram oczy i patrzę w ciemność; w słabej poświacie ulicznej latarni majaczą kontury mebli zamarłych  w odrętwieniu. Zamykam oczy i zwijam się w kłębek pod ciepłą kołdrą. Ciemność zaczyna mój dzień i ciemność go kończy. Brodzę w niej jak w błocie. Otwieram oczy. Zamykam oczy. Ciemność. Budzik znowu brzęczy, więc wstaję i niechętną nogą stawiam lękliwy krok w gęstą i zimną ciemność. Poruszam się, bo wiem, że tak trzeba, ale dlaczego właściwie muszę tak robić, tego nie wiem. Obowiązek, odpowiedzialność – kołaczą mi się w głowie przeraźliwie puste słowa. Omijam grzejnik i wyciągam rękę wiedząc, że przy czwartym kroku dłoń trafi na wyłącznik światła. Światło i brzydota pokoju rażą moje oczy. Naciskam przycisk czajnika i kręcę się między ścianami automatycznie wykonując, jak maszyna jakaś, bezsensowne czynności, starannie omijając wzrokiem czarne okno.

Ubieram górę ubrań i wychodzę w ciemność czując, jak zimno wchodzi we mnie bez przeszkód, bez oporu ze strony mojego bezbronnego ciała. Zimne mam płuca i jelita, marznie mi serce i marzną myśli, a mięśnie napinają się i drżą w żałośnie nieskutecznych próbach ogrzania mnie. Kulę się więc, wciągam głowę w ramiona, ręce przyciskam do siebie i idę patrząc pod nogi. Muszę, więc idę. Nie ma Eos, nie ma słońca, nic nie ma, bo wszystko rozpada się w ciemnej nicości, tylko zimno zostaje i moje ja starające się wykrzesać z siebie odrobinę optymizmu.

Tamtemu marcowemu rankowi łatwo było mi nadać indywidualne rysy twarzy i zapamiętać go, bo był piękny, ale te czarne ranki? Jak je zapamiętać? Po co? Albo inaczej: co uczynić, abym chciał je zapamiętać? A przecież tylko wtedy nie będę w piątek dociekać, gdzie się podziały wcześniejsze dni tygodnia, skoro wczoraj był wtorek, a przedwczoraj niedziela.



Noc mnie budzi i noc usypia. Wychodzę w zimną, mokrą noc, brodzę w ciemności, rozgarniam ją ramionami, pragnieniami i tęsknotą. Ciemność jest zimna i lepka, nieustępliwa; ciemność przyciąga mój smutek, przylepia się do mnie i przenika przez skórę. Odgradzam się od niej blachami samochodu, jego światła rozgarniają ją na parę kroków przede mną, ale ledwie minę to oczyszczone miejsca, ona znowu zamyka się, ciemna, paskudna, przygnębiająca. Wchodzę do hali oświetlonej zimnym światłem neonówek, ciemność zostawiając za sobą, ale wracając, znowu zanurzam się w noc - mokrą i zimną. Nie ma dnia, ale pazernej nocy to wszystko mało, nadal rośnie, rośnie, wydłuża się bez końca, jednym swoim końcem chcąc dotknąć drugiego i zaanektować całą dobę.

Ogarnia mnie smutek niedzielnego wieczoru, przykra myśl o poniedziałku i całym tygodniu monotonnej pracy, o kolejnym szeregu jednakowych, szarych dni…

Nie wiem, jak mam się bronić przed natarczywością nocy. Nie wiem. Co ja właściwie wiem?

Jak w czasie trwania chwili dostrzec jej wyjątkowość? Jak ją docenić? Jak w tej jednej chwili zamknąć piękno i szczęście? Trwanie i dzianie się, uśmiech i radość, życie i dostępną mi wieczność? Dlaczego tak się dzieje, że w minionym czasie, we wspomnieniach, najłatwiej znaleźć to, czego tak bardzo brakuje nam wokół siebie i w nas? Jak sprawić, aby chwila obecna, tutaj i teraz, była tą wyjątkową, mieszczącą całą radość życia? 

Wierzę, że w nagrodę docenienia, chwila rozciągnie się w czasie i da wiele, może nawet wszystko, czego mi brakuje, ale jak ją poznać, jak uruchomić w sobie ten tajemny mechanizm wynoszenia ponad ciemność nocy?

Jak, skoro nie ma dnia?


10 komentarzy:

  1. W Budnikach słońce zimą nie wstaje wcale. Trochę szkoda, że po wojnie ta wieś zniknęła z mapy (z resztą jak wiele miejsc na Dolnym Śląsku)
    Mnie te krótkie dni nie przeszkadzają, bo mam usprawiedliwienie dla wczesnego kładzenia się spać, a gdy wstaję, mogę obserwować najpierw gwiazdy, a potem powolne budzenie się dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty, Aniu, jesteś jak moja żona: wcześnie kładzie się i wcześnie wstaje. Ja na odwrót – gdybym mógł, bo wszak wstaję nocą do pracy. Tekst ma chyba z 10 lat, tamta zima musiała mocno mi dokuczyć, skoro napisałem takie słowa; teraz znacznie lepiej znoszę krótkość i chmurność zimowych dni. Dodam jeszcze, że w zimie pracuję w nie ogrzewanym namiocie, temperatura w nim wynosi dosłownie parę stopni więcej niż na dworze, śmierdzi tam i jest brudno. Marznę całą zimę i patrzę na szarość. Parę lat temu ze zdumieniem zauważyłem u siebie oczekiwanie późnej jesieni – powodem wyjazdy w góry:)
      Budniki? Nie słyszałem. Domyślam się, iż wieś leży w dolinie, a okoliczne wzgórza zasłaniają niskie słońce zimowe. Sporo widziałem wiosek w Sudetach, w większości stoją niezamieszkałe domy, wiele z nich popada w ruinę. Szkoda mi tych niechcianych domów i myślę, że jednak Niemcy lepiej tam gospodarzyli niż my. Niestety.
      Wspomniałem pewne miejsce na południowym stoku Maślaka w Górach Kaczawskich. Słońce jest tam od rana do wieczora, jak i bajeczne widoki. Cudne miejsce, chciałbym mieć tam dom…

      Usuń
    2. W Budnikach, które leżą w Karkonoszach, obecnie organizuje się rajdy na powitanie i pożegnanie słońca, a wieś stała się pewnie pierwowzorem wsi z "Dom dzienny, dom nocny" Olgi Tokarczuk- jednej z moich ulubionych powieści tej pisarki. Kiedyś, pod wpływem tegoż utworu, obserwowałam słońce w Gierczynie w przeddzień Wigilii. I okazało się, że w ciągu dnia mamy dwa wschody i dwa zachody ;) Nie lubię marznąć i nie chciałabym w zimnie pracować. Brr...

      Usuń
    3. Słyszałem o Tokarczuk, ale nie miałem okazji poznać jej twórczości. W ostatnich latach niemal wcale nie czytam powieści, a książki naukowe bądź popularyzujące naukę.
      Jakim sposobem masz w Gierczynie dwa wschody i zachody? Chyba jeden spod domu, drugi ze szczytu Kufla, czy tak?
      Aniu, ja też bardzo nie lubię zimna. W lecie nie narzekam na upały, nie przeszkadzają mi, zresztą, dni naprawdę upalnych jest mało, za mało – zimnych jest kilka razy więcej. Mam opory przed opisywaniem mojej pracy, warunków jej wykonywania, bo narzekać łatwo, albo szokować czytelnika szczegółami, więc tym zacznę i zakończę: dzisiaj rano w warsztacie było minus dwa stopnie. Ręce mi grabiały, mróz wchodził po paznokcie, cały dzień ciekło z nosa. Cóż, jest jak jest; nie zawsze wszystko do nas zależy, a opowiastki w rodzaju „chcieć to móc” wkładam między bajki. Nie narzekam, tyle że czasami w zimie, na szczęście ostatnio nader rzadko, miewam kłopoty z optymizmem.

      Usuń
    4. Myślę, że każdemu zdarzają się gorsze dni i paradoksalnie ( lun nie) najwięcej jest ich w szare dni. Wczoraj był taki dzień, którego nie było, bo po nocy Natal zmirzch i znowu noc. A jeśli chodzi o te wschody i zachody, to zimą, około południa słońce chowa się za Blizborem, zza którego wyłania się o 14.00, by dwie godziny później zajść za Kuflem. W sumie słońce widzę przez 4 godziny.

      Usuń
    5. Ano tak! Gdybym chwilę pomyślał, wiedziałbym… Słońce pojawia się na lewo od Blizbora, a że jest niskie, bliżej południa chowa się za grzbiet góry, by popołudniu pojawić się w obniżeniu między prawym stokiem Blizbora a Kuflem, jak myślę. Domek jest nieco niżej, więc słońca nie widzisz od początku dnia, ani do jego końca.
      Tutaj, w południowej Wielkopolsce, ostatnie dni nie są z tych najbardziej ponurych, dzisiaj nawet chwilami świeciło słońce, a ja zastanawiałem się, dlaczego nie pojechałem w góry… Bo w mojej pracy tak jest, że jesienią i zimą można nie przyjść do pracy w sobotę, ale kto przyjdzie, dostaje sporą dodatkową premię, no i dzisiaj zdradziłem góry dla mamony. Jutro jadę w Chełmy (pogórze kaczawskie), zanurzę się w wąwozy, których jest tam kilka. Aniu, wspominam włóczęgi, bo są one jednym z dwóch nader skutecznych moich sposób na zimowe chmurne i szare dni. Drugi sposób to ucieczka… nie, wcale nie ucieczka, to zanurzenie się w świecie słów. Świat staje się mało widoczny, jest niemal nieistniejący, są słowa: czytam lub piszę, a mogę to robić całymi dniami.

      Usuń
    6. Ojej! Dopiero teraz zobaczyłam, ile literówek zrobiłam rano! Pisanie na klawiaturze tabletu zupełnie mi nie wychodzi! Przepraszam!
      Mnie też wspominanie pomaga. Oglądam zdjęcia, myślami przemierzam kilometry dróg, innym razem zanurzam się w książki. Sporo czasu pochłania wyszywanie, któremu się teraz oddaję z całą pasją.

      Usuń
    7. Wyszywanie… Moja mama (tak! Jestem też dzieckiem!) wyszywa obrusy i serwetki, robi tradycyjne cuda na stoły i kanapy, a ja… ja nie wiem, jak to się robi. Niedawno wszywałem rzep w język skórzanego buta w góry, musiałem śmiesznie wyglądać celując nitką w tą ch… w tą bardzo mała dziurkę, a później starając się o równy bieg szwu.
      Mam telefon nokia E90. On ma same wady, jest pokazem przyczyn kłopotów tej firmy, ale trzymam go z jednego powodu: ma klawiaturę qwerty, dzięki której mogę w miarę normalnie pisać smsy.
      Zaraz położę się spać, Aniu. Wstaję w nocy, zabieram z Legnicy Jana, który czasami tutaj bywa, i jedziemy.
      Czasami myślę, jak byłoby, gdybym zabrał Annę K. na włóczęgę…
      Dobrej nocy dla Ciebie, Aniu.

      Usuń
    8. Ha! Gdybyś zabrał Annę K. na włóczęgę, prawdopodobnie pod koniec dnia mówilibyśmy szeptem, bo takiego gadulstwa żadne struny głosowe by nie przetrwały bez szwanku. To po pierwsze. Po drugie, po drugie to prędzej uskutecznimy szybki spacer po plaży w upalny dzień, gdy nikt nie zagląda do lunaparku w Ustroniu Morskim, bo wszyscy leżą plackiem na tejże plaży.
      Mam nadzieję, że wyprawa z Janem była udana :)

      Usuń
    9. Dobry wieczór, Aniu.
      Była udana, na pewno powtórzymy ją. Siedzę właśnie nad opisem.
      Gdybyś zdecydowała się odwiedzić Ustronie w wakacje, pokonałbym swoje lenistwo i wstał wcześnie, żeby wyjść Ci na spotkanie.
      Jesteś gadułą? Eee, nie wierzę :-)

      Usuń