Pierwsze
wzgórze po prostu wyrosło przede mną, niezaznaczone na mapie,
jakże więc mogłem je ominąć? Stepowiejącą łąką, później
polną drogą, podszedłem pod szczyt wzniesienia i zobaczyłem
krajobraz rozległy, ładny i charakterystyczny dla Roztocza, a
przynajmniej do tej niewielkiej poznanej części.
Zauważaną przeze
mnie główną odmiennością są długie zbocza o niewielkim
nachyleniu. Owszem, naturalna to różnica, wszak jestem na wyżynie
nie na pogórzu, jednak... brakuje mi kaczawskich widoków. Na pocieszenie siebie samego zauważę, że dzisiaj poznane wzgórza, mając formę
zbliżoną do ostańców, podobne są do pogórzańskich górek.
Będąc
pod szczytem pierwszego wzniesienia, wyraźnie zobaczyłem sąsiednie
wzgórze mającą dumną nazwę góry, mianowicie Górę Hołdy. Zza
niej, na granicy widnokręgu, wyrastało strome, jak na roztoczańskie
standardy, następny wzgórze, przyciągające wzrok wysokim,
strzelistym drzewem. Aż tak wysoka i równa daglezja?
Później,
będąc bliżej, zrozumiałem, jak bardzo się myliłem. Przy drodze,
którą schodziłem, rośnie wysoka i gruba ponad zwykłą miarę
grusza. Stoi tam samotna, więc będąc przy niej, ma się naprawdę
rozległe widoki. Nic, tylko usiąść, oprzeć plecy o jej pień,
patrzeć i słuchać siebie.
Grusze
rosnące samotnie na miedzach mają szczególny urok, przy czym,
wyraźnie to odczuwam, jedynie jego część tkwi w samym drzewie. Ta
druga, ważniejsza, jest odzewem polskiego ducha, ponieważ możliwe
jest, że wzorce piękna naszej ziemi mamy zapisane w nas. Może się
z nimi rodzimy, może wysysamy je z matczynym mlekiem, a może
budujemy je, nieświadomie, przez całe życie z maleńkich drobin
wspomnień, lektur lub marzeń o letnich dniach snutych w grudniowy
wieczór.
A
może tkwi w nas cząstka miłości do ziemi przekazywana nam przez
pokolenia naszych przodków uprawiających pola wokół takich
grusz?…
Tę
samotnicę widziałem też z Góry Hołda, widziałem i później,
gdy lawirując wokół pól, przy granicach lasów, szedłem dalej,
ku następnym wzgórzom. W końcu znikła mi z oczu, ale pojawiła
się kilka godzin później, kiedy wracałem. Wtedy patrzyłem na nią
inaczej – jak na znajomą.
Ten
dzień mógłbym nazwać też dniem drzew, skoro gdzieś dalej na
polach znalazłem inną, ale równie dużą gruszę, a pod wieczór
zaskoczył mnie widok samotnie rosnącego buka. Nie pamiętam, bym
widział buka równie rozłożystego i gęstego, by nie powiedzieć:
uroczo pękatego niczym dawne czajniczki. Na pewno nie widziałem
takiego polnego samotnika w otoczeniu gęsto rosnących tarnin.
Trzeba
mi wrócić do tych drzew, zobaczyć je zielonymi i kwitnącymi,
zapamiętać je lepiej, a może wtedy staną się moje.
* *
*
Pojechałem
w sobotę wiedząc, że w ten najładniejszy – według prognoz –
dzień majówki ma padać przez godzinę, a pozostałe dni mają być
bardziej deszczowe i wietrzne. Wczesny ranek był pogodny, nawet
przez chwilę widziałem wschodzące słońce (krótko po piątej –
niech żyją długie dni!), ale zgodnie z zapowiedzią później
zaczęło padać. Nic to – pomyślałem – za godzinę powinno
przestać. Przestało, owszem, ale na krótko; deszcz wrócił i
padał przez pięć godzin. Człapałem w pelerynie po coraz bardziej
śliskich drogach, jednak trasy nie skróciłem, wszak nie pierwsza
to moja deszczowa wędrówka, chociaż pierwsza roztoczańska.
Kłopot
z wielogodzinnym deszczem polega na stopniowym wilgotnieniu ubrań.
Buty nie przemokły, ale z wierzchu były całe wybłocone, spodnie
na kolanach owszem, poddały się, a wiatrówka i bluza polarowa
zawsze wtedy są ni to suche, ni mokre. Czapka z daszkiem zwykle na
koniec deszczowego dnia podzielona jest na dwie strefy: ta schowana
pod kapturem jest tylko wilgotna, a wystający daszek ocieka. Jednym
z obrazów wynoszonych z deszczowych wędrówek jest widok kropel
deszczu zbierających i kołyszących się na końcu daszka w rytm
kroków
Jeszcze
na drugi dzień pokój miałem „ozdobiony” porozwieszanymi w
różnych dziwnych miejscach schnącymi ubraniami.
* *
*
Z
bliska wysokie drzewo rosnące pod szczytem Góry Marchwianego
pokazało zbyt równy pień i nienaturalny kształt korony, a później
zauważyłem anteny sieci GSM ukryte między „gałęziami”. Będąc
na szczycie zobaczyłem, że nawet maszt w formie rury pokryty jest
czymś, co imituje korę. Sympatyczny pomysł, któremu przyklaskuję.
U
podnóża tego wzgórza jest dziwne miejsce biwakowania: stoi tam
paskudna szopa i kilka tapicerowanych starych foteli, a wokół leżą
kupy śmieci. Na widokowym miejscu Góry Hołda postawiona jest
prymitywna ławka, a przy niej leżą butelki. Kiedy podszedłem pod
Kamienną Górę uznałem, że wchodzić na szczyt nie będę, bo
zapewne zobaczę tam to samo, co na Lasowej Górze, czyli śmieci. W
innym miejscu, na uboczu, daleko od szlaków, zobaczyłem plastikowe
folie na drzewach i wiązki puszek wiszące na gałęziach. Może
komuś taki pomysł wydał się dowcipny czy oryginalny? Może dla
tych ludzi to ciekawy pomysł mający cechy współczesnych
kompozycji artystycznych?
Muszę
coś zrobić, muszę jakoś poradzić sobie z powszechnym widokiem
śmieci, bo czuję, jak bardzo mi przeszkadzają w odbiorze wrażeń,
ale czy mogę je nie dostrzegać? Raczej nie. Cóż więc zostaje?
Przyzwyczaić się do nich? Wszechobecne butelki i worki uznać za
nieodłączny element roztoczańskich krajobrazów?
Gdzieś
w Sudetach przeczytałem na tablicy informacyjnej apel do turystów,
był w formie zapewnienia o mniejszym ciężarze pustych butelek niż
pełne. Uważam, że nie mógł dotrzeć do tych śmieciarzy,
ponieważ oni doskonale wiedzą o małej wadze pustych opakowań. Tym
ludziom one po prostu nie są już potrzebne, więc po co mają je
zabierać ze sobą? Mając zerowe poczucie estetyki, nie znajdują
odpowiedzi na to pytanie, więc naturalną czynnością jest
wyrzucenie, i żadne argumenty do nich nie trafią poza jednym:
naprawdę dużymi karami.
Tylko
kto ma się tym zająć?
Dość
o tym. W przyszłości postaram się mniej zaśmiecać swoje teksty
śmieciami.
Widziałem
kwitnące fiołki, tak mi się wydaje po kształtach liści, ale czy
one miewają białe kwiaty? Proszę o pomoc, bom bardziej zielony niż
liście tych roślin. Inną roślinę, która zwróciła moją
uwagę, jest skrzyp – jeśli mam wierzyć Googlom, ale najbardziej
widomą i niecierpliwie oczekiwaną oznakę pełni wiosny widziałem
na brzozach: nareszcie wystroiły się zielenią swoich drobniutkich
listków. Nawet dzisiaj, w deszczowy i lekko zamglony dzień,
wyglądały ładnie, a kiedy udawało mi się uchwycić lśnienie
światła w kropelkach wody wiszących na listach, były po prostu
piękne.
Zdecydowana
większość trasy wypadła w poprzek granic pól, miałem więc
kłopoty ze znalezieniem pasujących mi dróg. Nie chcąc chodzić po
polach (szedłem nimi, gdy były tylko zaorane lub leżały ugorem),
wędrowałem wzdłuż granicy lasów, a wąskie zagajniki rosnące na
zalesionych polach przecinałem w poprzek, szukając przejść między
gęstymi drzewami. Oczywiście trasa się wydłużała, ale
doświadczałem licznych niespodzianych odmian widoków i odkrywałem
urocze zakątki ukryte przed ludźmi. Widziałem zielone,
nierozjeżdżone polne dróżki, polanki zdobione pojedynczymi
drzewami lub różanymi krzewami, zapomniane dróżki pojawiające
się tam, gdzie wydawało się, że przejścia nie ma, a co równie
ważne, śmieci było tam mniej.
Spodobała
mi się taka wędrówka i na pewno podobne będę powtarzał.
Szlak
zaznaczony na mapie jest dużym przybliżeniem, ponieważ trudno
uwzględnić na nim wszystkie meandry mojej trasy w rytm biegu dróg
lub brzegów zagajników, szczególnie, że na mapie ich granice i
zaznaczone drogi nijak się mają do rzeczywistości.
Początek
i koniec trasy miałem we wsi Tereszpol. Poznałem okolice linii
kolejowej oraz góry: Hołda, Marchwianego, Lasową i Kamienną.
* *
*
Przez
przypadek trafiłem na blog "Oaza recenzji" Mirki Dudko, a w nim
znalazłem recenzję mojej książki o Jasiach.
Autorce
podziękowałem na jej blogu, tutaj czynię to ponownie: dziękuję
za przychylność i miłe słowa.
Zalewające nas zewsząd śmieci, temat rzeka; wywieźć do lasu, na brzeg rzeki czy potoku, nagminna praktyka. Teraz dochodzą gabaryty, niepotrzebne meble, gąbczaste, nasiąknięte wodą, paskudne i obrzydliwe, znak czasu, że mamy wszystkiego nadmiar, pozbywamy się byle gdzie starych, a kupujemy nowe, bo tak nam zewsząd maglują głowę. Roztocze specyficzne, wąskie paski pól, które tworzą mozaikę chyba nigdzie niespotykaną, a przez to wielce urokliwą. Patrzę na mapę, jak wędrujesz, porównuję i co mnie zastanowiło, jesteś bardzo metodyczny, że tak nazwę. "Czeszesz" teren, nie kierując się wcale atrakcjami czy szlakami, przesuwasz się kolejno zagarniając coraz to nowe połacie ... a może mi się tylko wydaje? Taki deszcz odstraszyłby nas, niby szkoda pokonanych kilometrów, wczesnego wstawania, ale jednak wycofalibyśmy się:-) Dzikie grusze na miedzach są urokliwe, a nawet pożyteczne, pamiętam smak ulęgałek, wygrzebanych z siana:-) nasza rosła na miedzy lekko pochylona, kiedyś pies Nero w impecie pogoni za kotem wdrapał się na nią:-) ileż było kłopotu, żeby go stamtąd zdjąć, a kot już dawno zeskoczył i umknął.
Dzień dobry, Mario. Kiedy otworzyłem bloga i zobaczyłem informację o komentarzu, od razu pomyślałem, że jest Twój, bo przecież tak wcześnie wstajesz :-) A ja, żeby nie mieć kłopotów z uśnięciem wieczorem, codziennie wstaję budzony budzikiem o siódmej. Też uważam, że my, Polacy, jesteśmy zbyt zamożni w stosunku do naszej kultury i podejścia do dóbr. Staliśmy się nienasyconymi konsumentami, oczywiście w różnym stopniu. Wygodne życie bez problemów, jakie niesie bieda i braki w sklepach, wielu ludziom szkodzi, rozleniwia fizycznie i umysłowo, zwłaszcza w połączeniu ze skutkami karmienia się papką telewizyjną i internetową. Zauważam też zmianę obyczajów i kultury ekologicznej na osi wschód-zachód. W Niemczech, jak słyszałem, trudno znaleźć śmieci, na zachodzie Polski jest ich mniej niż na wschodzie, a na Ukrainie wyrzuca się je przez okno. Zwyczaje Ukraińców poznałem nieźle, pracując z nimi kilkanaście lat. Padać zaczęło po około trzech godzinach. Przez chwilę myślałem o przerwaniu wędrówki, ale nie mam takiego zwyczaju, zapewne dlatego, że nigdy nie żałowałem wyjazdu i wędrowania, nawet w deszczu. Nie żałowałem i tego dnia, jednak właśnie z powodu prognozowanych deszczów nie jadę, czekam na poprawę. Na niedzielę zapowiadają ładną pogodę, więc szykuję się na całodniowe szwendanie po Roztoczu właśnie tego dnia. Dobrze zauważyłaś: nie skaczę z miejsca na miejsce, zaczynając poznawanie okolicy tam, gdzie zawróciłem na poprzedniej wędrówce, więc można mówić o metodyczności. Pełne koło po Roztoczu zajmie mi kilkadziesiąt dni, a będzie tylko zwiadem, ledwie posmakowaniem. Pamiętam smak dzikich gruszek, wszak to smak dzieciństwa. Pamiętam też ich cudny kolor na drzewie w słoneczny dzień. Pies wbiegł na drzewo? Niesamowite!
Oj, Janku, chyba kozy!? Ale o to trzeba by zapytać Anię, bo jak słyszałem, jej kozy są indywidualistkami. Ale psa wbiegającego na drzewo chciałbym zobaczyć.
Każda koza jest bardzo skoczna i wiele potrafi Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą - tak mówi przysłowie. I co to oznacza? Jeśli się komuś nie wiedzie i nie potrafi się on bronić przed atakami, to wszyscy mu dokuczają, nawet ci, którzy w innej sytuacji by tego nie robili. A ja wyobrażam sobie tę sytuację z psem Nero, który w pogoni za kotem z rozpędu wbiegł na pochylony pień gruszy. Byłem świadkiem podobnej sytuacji, gdy rowerzysta z promilami we krwi wjechał na pochylony pień przydrożnego drzewa i fiknął koziołka. O dziwo, nic mu się nie stało.
Zaraz zaraz, a jak było dalej? Facet z promilami wjechał na drzewo, a zjeżdżając fiknął koziołka? Janku, parę słów a propos z zeznania sprawcy wypadku: >>Wracając do domu, skręciłem omyłkowo we wjazd do innego domu i uderzyłem w drzewo, którego u mnie w tym miejscu nie ma.<<
Pięknie Twoja trasa na mapie wygląda, kręci się wije. Coraz piękniej robi się krzewy i drzewa wreszcie mogą oblec się w piękne świeże szaty. Śmieci temat rzeka nie do rozwiązania. Lubię spotykać takie samotne drzewa przy ścieżkach. Jedno takie ulubione mam w Maciejowej. Pozdrawiam serdecznie.
Aleksandro, w niedzielę byłem na Roztoczu. Tam jest teraz święto kwiatów: kwitną tarniny, mirabelki, czereśnie i grusze. Jest cudnie. Chciałbym już jechać ponownie, ale zacząłem remont w mieszkaniu, muszę jakoś godzić obowiązki i przyjemności. Samotne drzewa na miedzach lub przy polnych drogach przyciągają wzrok. W takich drzewach jest trudny do wytłumaczenia czar. O swoich trasach napiszę parę słów przy najbliższej okazji.
Zalewające nas zewsząd śmieci, temat rzeka; wywieźć do lasu, na brzeg rzeki czy potoku, nagminna praktyka. Teraz dochodzą gabaryty, niepotrzebne meble, gąbczaste, nasiąknięte wodą, paskudne i obrzydliwe, znak czasu, że mamy wszystkiego nadmiar, pozbywamy się byle gdzie starych, a kupujemy nowe, bo tak nam zewsząd maglują głowę. Roztocze specyficzne, wąskie paski pól, które tworzą mozaikę chyba nigdzie niespotykaną, a przez to wielce urokliwą. Patrzę na mapę, jak wędrujesz, porównuję i co mnie zastanowiło, jesteś bardzo metodyczny, że tak nazwę. "Czeszesz" teren, nie kierując się wcale atrakcjami czy szlakami, przesuwasz się kolejno zagarniając coraz to nowe połacie ... a może mi się tylko wydaje? Taki deszcz odstraszyłby nas, niby szkoda pokonanych kilometrów, wczesnego wstawania, ale jednak wycofalibyśmy się:-) Dzikie grusze na miedzach są urokliwe, a nawet pożyteczne, pamiętam smak ulęgałek, wygrzebanych z siana:-) nasza rosła na miedzy lekko pochylona, kiedyś pies Nero w impecie pogoni za kotem wdrapał się na nią:-) ileż było kłopotu, żeby go stamtąd zdjąć, a kot już dawno zeskoczył i umknął.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, Mario.
UsuńKiedy otworzyłem bloga i zobaczyłem informację o komentarzu, od razu pomyślałem, że jest Twój, bo przecież tak wcześnie wstajesz :-) A ja, żeby nie mieć kłopotów z uśnięciem wieczorem, codziennie wstaję budzony budzikiem o siódmej.
Też uważam, że my, Polacy, jesteśmy zbyt zamożni w stosunku do naszej kultury i podejścia do dóbr. Staliśmy się nienasyconymi konsumentami, oczywiście w różnym stopniu. Wygodne życie bez problemów, jakie niesie bieda i braki w sklepach, wielu ludziom szkodzi, rozleniwia fizycznie i umysłowo, zwłaszcza w połączeniu ze skutkami karmienia się papką telewizyjną i internetową.
Zauważam też zmianę obyczajów i kultury ekologicznej na osi wschód-zachód. W Niemczech, jak słyszałem, trudno znaleźć śmieci, na zachodzie Polski jest ich mniej niż na wschodzie, a na Ukrainie wyrzuca się je przez okno. Zwyczaje Ukraińców poznałem nieźle, pracując z nimi kilkanaście lat.
Padać zaczęło po około trzech godzinach. Przez chwilę myślałem o przerwaniu wędrówki, ale nie mam takiego zwyczaju, zapewne dlatego, że nigdy nie żałowałem wyjazdu i wędrowania, nawet w deszczu. Nie żałowałem i tego dnia, jednak właśnie z powodu prognozowanych deszczów nie jadę, czekam na poprawę. Na niedzielę zapowiadają ładną pogodę, więc szykuję się na całodniowe szwendanie po Roztoczu właśnie tego dnia.
Dobrze zauważyłaś: nie skaczę z miejsca na miejsce, zaczynając poznawanie okolicy tam, gdzie zawróciłem na poprzedniej wędrówce, więc można mówić o metodyczności. Pełne koło po Roztoczu zajmie mi kilkadziesiąt dni, a będzie tylko zwiadem, ledwie posmakowaniem.
Pamiętam smak dzikich gruszek, wszak to smak dzieciństwa. Pamiętam też ich cudny kolor na drzewie w słoneczny dzień. Pies wbiegł na drzewo? Niesamowite!
Na pochyłe grusze wszystkie psy wbiegają...
UsuńOj, Janku, chyba kozy!? Ale o to trzeba by zapytać Anię, bo jak słyszałem, jej kozy są indywidualistkami.
UsuńAle psa wbiegającego na drzewo chciałbym zobaczyć.
UsuńKażda koza jest bardzo skoczna i wiele potrafi
Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą - tak mówi przysłowie. I co to oznacza?
Jeśli się komuś nie wiedzie i nie potrafi się on bronić przed atakami, to wszyscy mu dokuczają, nawet ci, którzy w innej sytuacji by tego nie robili.
A ja wyobrażam sobie tę sytuację z psem Nero, który w pogoni za kotem z rozpędu wbiegł na pochylony pień gruszy. Byłem świadkiem podobnej sytuacji, gdy rowerzysta z promilami we krwi wjechał na pochylony pień przydrożnego drzewa i fiknął koziołka. O dziwo, nic mu się nie stało.
Zaraz zaraz, a jak było dalej? Facet z promilami wjechał na drzewo, a zjeżdżając fiknął koziołka?
UsuńJanku, parę słów a propos z zeznania sprawcy wypadku:
>>Wracając do domu, skręciłem omyłkowo we wjazd do innego domu i uderzyłem w drzewo, którego u mnie w tym miejscu nie ma.<<
Pięknie Twoja trasa na mapie wygląda, kręci się wije. Coraz piękniej robi się krzewy i drzewa wreszcie mogą oblec się w piękne świeże szaty. Śmieci temat rzeka nie do rozwiązania. Lubię spotykać takie samotne drzewa przy ścieżkach. Jedno takie ulubione mam w Maciejowej. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAleksandro, w niedzielę byłem na Roztoczu. Tam jest teraz święto kwiatów: kwitną tarniny, mirabelki, czereśnie i grusze. Jest cudnie. Chciałbym już jechać ponownie, ale zacząłem remont w mieszkaniu, muszę jakoś godzić obowiązki i przyjemności.
UsuńSamotne drzewa na miedzach lub przy polnych drogach przyciągają wzrok. W takich drzewach jest trudny do wytłumaczenia czar.
O swoich trasach napiszę parę słów przy najbliższej okazji.