Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

środa, 17 grudnia 2025

Pieniądze

 151225

Władza nie zmienia ludzi, ona ich obnaża.” Nie znam autora tych jakże trafnych słów.

Arystoteles: „Ceną ignorowania polityki jest rządzenie przez tych, którzy nie zasługują na władzę.”

>>Organizacja Narodów Zjednoczonych podaje, że 3,3 miliarda ludzi żyje w krajach, w których rządy wydają obecnie więcej na spłatę odsetek od długów niż na opiekę zdrowotną i edukację.<< Źródło: kanał World Affairs In Context na YT.

>>Gdyby ludzie wkładali w utrzymanie, oszczędzanie i zachowanie swoich pieniędzy tylko niewielką część wysiłku, który poświęcili ich zarabianiu, byliby w o wiele lepszej sytuacji.<<

Z kanału „Bullion Investors” na YT.

Siedzę przy biurku w pokoju taniego hotelu w Białymstoku. Przez okno widzę szarosiny, nieco zamglony ranek grudniowego dnia bez śladu słońca i bez nadziei na zobaczenie chociaż skrawka błękitu. Biurko z moimi drobiazgami i ciepły pokój wydaje się miłym schronieniem, jednak gdy później wyszedłem na dwór, rozejrzałem się i zobaczyłem dalsze drzewa i budynki coraz bardziej zasłaniane mgłą, poczułem tęsknotę za polami Roztocza. Jeszcze trzy tygodnie. Na początku stycznia pojadę zobaczyć drzewa i dal niknącą we mgle. To będzie moje katharsis po miesięcznej pracy.

Obok leży opasły tom Historii estetyki; o tej wysublimowanej dziedzinie łączącej naukę z twórczością będzie następny tekst, a teraz zajmę się funkcjonowaniem światowego systemu finansowego.

Cały świat jest bardzo zadłużony. Dług rządu USA wynosi blisko 39 tysięcy miliardów dolarów, całego świata sporo ponad 300 bilionów, a obecny rząd Polski zadłuża nas w tempie blisko miliarda złotych dziennie. Dziennie! Dlaczego tak jest? Skąd się bierze taka góra pieniędzy? Odpowiedzi są proste: pieniądze są po prostu tworzone według potrzeb polityków przez emitentów czyli przez banki centralne. Można tak robić, ponieważ są to pieniądze umowne czyli fiducjarne. Nie są poparte żadną konkretną wartością, jak na przykład złotem. Aby utrzymać się przy władzy, politycy obiecują nam dawać, załatwić problem, zbudować, zapewniać frukta ekonomiczne. Obiecują wiedząc, że w skarbcu państwa nie ma pieniędzy na spełnienie obietnic. Dlatego wypuszczają w obieg dodatkowe pieniądze, świeżutkie i nie poparte dostępnością dóbr, oraz pożyczają je na rynkach międzynarodowych i od swoich obywateli. A skąd owe rynki ma tyle pieniędzy? Też z drukarki. Obecnie nie ma kraju, w którym byłaby inna waluta, wszędzie są umowne, czysto papierowe. Zadłużone kraje mają tak ogromne długi, że nie ma szans na ich spłatę, a co gorsza, problemem staje się ich obsługa, czyli płacenie odsetek. USA płacą ponad bilion (tysiąc miliardów) dolarów odsetek rocznie, Polska blisko 100 miliardów złotych. Ile to jest? Dla porównania: dochody skarbu naszego państwa wynoszą około 630 miliardów, a koszt elektrowni atomowej, której nie możemy zbudować od pięćdziesięciu lat, szacowany jest na blisko 200 miliardów. Nieco mniej ma kosztować cały CPK, a budowa kilometra drogi ekspresowej kosztuje średnio około 40 mln. Inaczej mówiąc: za odsetki płacone od długu moglibyśmy co drugi rok oddawać do użytku nową elektrownię atomową albo wielki port komunikacyjny. Za roczne odsetki moglibyśmy zbudować 2500 km nowych dróg szybkiego ruchu. Na co poszła ta niewyobrażalna góra pieniędzy? W niewielkiej części na rozwój gospodarki, w większej na zbrojenia (nasze i cudze), rozdawnictwo i bzdety, czyli na utrzymanie się władzy na stołkach.

Nie mając możliwości spłaty długów, państwa obniżają ich wartość poprzez inflację. Tutaj uwaga: inflacja to nadmiar pieniędzy w stosunku do dostępnych dóbr, co skutkuje spadkiem wartości pieniędzy i wzrostem cen. Tak więc drożyzna w sklepach nie jest inflacją, a jej skutkiem. Specjalnie zmieniono definicję aby rozmyć odpowiedzialność, przerzucić ją na siły rynkowe. Jednak jedynym odpowiedzialnym za inflację jest bank centralny, ponieważ tylko on może tworzyć pieniądze i puszczać je w obieg.

Tylko państwo jest odpowiedzialne za inflację. Bez rządu, wbrew jego zamierzeniom, inflacja nie jest możliwa.”

Słowa Felixa Somary, ekonomisty tradycyjnej szkoły austriackiej, znanej w świecie finansów.

Nasza złotówka straciła 4/5 swojej wartości od czasu denominacji, czyli od 1995 roku. Za tysiąc złotych kupimy dzisiaj tyle, ile za 200 złotych 30 lat temu. Tak lub podobnie (a często dużo gorzej) jest wszędzie, w każdym kraju na całym świecie. Inflacja jest niemała, będzie większa i zostanie z nami, ponieważ nie ma innej możliwości utrzymania w całości zadłużonego systemu finansowego.

Dlatego coraz częściej mówi się o konieczności połączenia waluty ze złotem jako kotwicy uniemożliwiającej swobodny dodruk pieniędzy i ustawiczne zadłużanie się, ponieważ wtedy ilość pieniędzy tworzona przez bank centralny zależna jest od ilości posiadanego złota, którego (na szczęście) nie można stworzyć pod potrzeby kampanii wyborczych polityków. Właśnie dlatego idea pieniądza popartego złotem jest ostro krytykowana przez media zależne od władzy.

Alan Greenspan, były szef FED, banku centralnego USA, powiedział:

W obliczu braku standardu złota nie ma sposobu na ochronę oszczędności przed ich konfiskatą przez inflację.”

My nie mamy jedenastu lotniskowców atomowych jak USA, więc ten tworzony przez rząd ogromny dług będzie musiał być spłacony w taki czy inny sposób przez nasze dzieci i wnuki. Jeśli nie pieniędzmi, to naszą ziemią, fabrykami czy bogactwami naturalnymi. Tak czy inaczej ekonomicznym zubożeniem Polaków. Rząd każdego dnia zwiększa nasze zadłużenie o blisko miliard złotych, i właściwie nikogo to nie obchodzi! Z telewizorni leje się papka, ludzie zajmują się pierdołami i nadal głosują na tych, którzy obiecują coś im dać!

Może dość, bo znowu podnosi mi się ciśnienie.

Zapraszam do lektury cytatów z ostatnio wysłuchanych wykładów na temat finansów i pieniądza.

* * *

>>W prawdziwie wolnym społeczeństwie jednostki podejmują decyzje w oparciu o zaufanie. Wierzą, że pieniądze zarobione ciężką pracą z czasem zachowają swoją wartość; wierzą, że gdy zaczną oszczędzać z myślą o przyszłości, ich oszczędności zachowają realne znaczenie; że ich inwestycje będą odzwierciedlać rzeczywisty wzrost gospodarczy, a nie będą pod wpływem niewidzialnej ręki niewybieralnych technokratów działających za zamkniętymi drzwiami. Ale gdy to zaufanie zostanie naruszone, gdy władza centralna zacznie manipulować stopami procentowymi, drukować pieniądze z powietrza i zalewać rynki pieniędzmi fiducjarnymi, wszystko zaczyna się deformować. Ceny przestają odzwierciedlać rzeczywistość. Rynki przestają nagradzać odpowiedzialne zachowania i nagle ludzie, którzy grają według starych zasad, ci, którzy oszczędzają i inwestują ostrożnie, żyjąc zgodnie ze swoimi możliwościami finansowymi, zostają ukarani zamiast być chronieni. (…) Kiedy waluta traci siłę nabywczą, nie można po prostu trzymać gotówki i oszczędzać tak, jak to robiono kiedyś. Jesteś zmuszony do inwestowania na giełdzie, w nieruchomości lub inne aktywa spekulacyjne po prostu po to, aby nadążyć za inflacją. To cicha pułapka, która zmusza ludzi do pogoni za zyskami, aby tylko przetrwać. Gdybyśmy mieli uczciwe pieniądze, czyli takie, których nie można drukować w nieskończoność, naturalnym stanem rzeczy byłaby deflacja. Ceny stopniowo spadałyby w miarę wzrostu innowacyjności i efektywności. Wyobraź sobie, że dziś możesz zaoszczędzić pieniądze wiedząc, że za dwa lata będziesz mógł kupić za nie więcej, a nie mniej. Oto siła solidnych pieniędzy. Nagradzają cierpliwość i rozwagę. Jednak w obecnym systemie fiducjarnym jest to niemożliwe, ponieważ ciągła inflacja jest wbudowana w jego konstrukcję. Inflacja jest najcichszą i najniebezpieczniejszą formą opodatkowania, jaką kiedykolwiek stworzono. Okrada każdego, kto posiada pieniądze bez uchwalania jakiekolwiek głosowania czy prawa. Po cichu podkopuje siłę nabywczą, dewaluuje oszczędności i transferuje bogactwo od klasy robotniczej do elity posiadającej aktywa. Co najgorsze, większość ludzi nawet nie zauważa, że to się dzieje. Mają wrażenie, że życie staje się coraz droższe, mimo że pracują ciężej nuż kiedykolwiek. To nie tylko problem finansów, ale i wolności. Jeśli nie możesz oszczędzać, nie możesz planować, a wtedy tracisz niezależność, a kiedy znika niezależność, wolność znika zaraz za nią. W ten sposób system tworzy zależność nie tylko od pieniędzy, ale i od państwa, od kredytu i struktur korporacyjnych, które czerpią korzyści z chaosu i niestabilności. Kiedy mówimy o zależności, nie chodzi tylko o ekonomię, ale też o kontrolę. Kiedy ludzi tracą możliwość polegania na własnych oszczędnościach lub wartości swojej pracy, powoli zaczynają polegać na instytucjach, które mogą manipulować tymi wartościami. Rządy o tym wiedzą, a historia dowodzi, że jest to jedno z najpotężniejszych narzędzi, jakie kiedykolwiek wykorzystano, aby utrzymać ludzi w zależności. (…) Ludzie zaczynają polegać na kartach kredytowych, świadczeniach rządowych lub dotacjach, aby przetrwać w systemie stale dewaluującym ich pieniądze. Nie chodzi o to, że ludzie są leniwi lub nie chcą pracować. To dlatego, że system został zaprojektowany tak, aby oszczędzanie straciło sens, a wydawanie stało się koniecznością.<<

Cytat z kanału „Gold rush reporter” na YT.

* * * 

>> W świecie złota inflacja by nie istniała. Można trzymać uncję złota przez lata i później kupić za nią więcej, nie mniej. Oszczędzający nie potrzebowaliby odsetek aby nadążyć. Ich majątek utrzymywałby się naturalnie na stałym poziomie. Prawdziwy postęp, innowacje technologiczne, produktywność i wydajność, sprawiłby, że towary z czasem stałyby się tańsze. Obecny system odwrócił tę logikę, zmuszając ludzi do szybszego biegania każdego roku tylko po to, by utrzymać się w miejscu. (…) zostaliśmy zmuszeni do odejścia od oszczędzania na rzecz spekulacji. Ludzie muszą wchodzić na giełdę lub działać w jakiś inny, bardziej ryzykowny sposób. Jeśli masz solidne pieniądze, ja nazywam je uczciwymi pieniędzmi, i dlatego nie możesz zwiększyć podaży waluty, deflacja jest naturalną koleją rzeczy. Wszystko, co powinieneś mieć, to złoto pod materacem, a kiedy wyjmiesz je i wydasz dwa lata później, będzie warte więcej. Jutro kupisz za nie więcej rzeczy niż dzisiaj. <<

Cytat z kanału The Metal Mindset na YT.

* * *

>>Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że najlepsi i najbystrzejsi ludzie nie wchodzą do rządu. Tak naprawdę to najbiedniejsi i najgorsi ludzie. To typ ludzi, którym zależy na kontrolowaniu innych ludzi. Zależy im na władzy i nabijaniu własnych kieszeni. To właśnie oni podejmują decyzje. Są bardzo niebezpieczni. (…) Banki centralne i rządy są wrogami przeciętnego człowieka.<<

Cytat z kanału „Life Worth Living” na YT.

* * *

>>Musimy sięgnąć dna naszego systemu finansowego i wtedy wrócić do rzeczywistości, w której nie możemy tworzyć pieniędzy z niczego. System monetarny musi się opierać na prawdzie, uczciwości i zaufaniu, a każdy musi mieć równe szanse. Myślę, że gdy uda się nam to odbudować, wrócimy silniejsi, potężniejsi i lepsi niż kiedykolwiek. Mamy wystarczająco dużo zasobów, by każdy żył w dostatku. Niestety, sytuacja jest taka, że 10% społeczeństwa może posiadać 90% światowego bogactwa. Kiedykolwiek zdarzają się takie sytuacje, to naprawdę są zaczynem rewolucji. Nie musi być ona fizyczna, może być intelektualna – i mam nadzieję, że taką będzie.<<

Z kanału Miles Franklin Media na YT.

* * *

Autor tego wykładu w przystępny sposób wyjaśnia, w jaki sposób najbogatsi stają się jeszcze bardziej bogaci kosztem ludzi niezamożnych, czyli o sposobie działania systemu finansowego opartego na pieniądzach umownych, nie popartych niczym materialnym, czyli o pieniądzach fiducjarnych.

* * *

Gdzieś przeczytałem stwierdzenie, które nieco mnie zaskoczyło i początkowo nie do końca je rozumiałem:

Aby ludzkości nie trapiły wojny, należy pozbyć się pięćdziesięciu najbogatszych bankierów.”

Ten film rzuca światło na powyższe stwierdzenie, wyjaśniając związek między kryzysami w systemie finansowym a wojnami.

Pasują tutaj słowa Thomasa Jeffersona: „Szczerze wierzę, że instytucje bankowe są groźniejsze niż armie, i że wydawanie pod pozorem finansowania rozwoju pieniędzy, które mają być spłacane przez przyszłe pokolenia, jest niczym innym jak oszukiwaniem przyszłości na wielką skalę.”

* * *

Na koniec poczynię ważne zastrzeżenie: nie można bezkrytycznie ufać informacjom zasłyszanym w internecie. Konieczna jest ostrożność, szukanie wiadomości w innych źródłach i ich porównywanie. Należy pogłębiać swoją wiedzę by móc wyciągać samodzielne wnioski.

piątek, 12 grudnia 2025

Zwyczaje i klimat

 101225

Niedawno gruchnęła wieść nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu: Bill G., kapłan klimatyzmu, niezłomny obrońca Ziemi, wódz naczelny wojsk antydwutlenkowych, ogłosił, że planeta jednak nie spłonie ani do 2010 roku, ani nawet do 2015, jak wcześniej on i jemu podobni głosili z niezachwianą pewnością. Skąd taka zmiana? Otrzeźwiał, czy zapytał naukowców nie finansowanych przez niego? Myślę, że po prostu to szaleństwo przestało się opłacać. Tak czy inaczej dzieciarnia z Ostatniego Pokolenia może teraz odetchnąć: nie będą ostatnim pokoleniem, chyba że zrezygnują z dzieci. Wprawdzie Unia dalej zarzyna europejską gospodarkę ETSami, wiatrakami i regulacjami, ale im nigdy nie chodziło o ratowanie Ziemi.

Nie piszę tego dla łatwych drwin z zaślepienia jednych i wyrachowania drugich, ale jako wstęp do opisu pewnych moich codziennych praktyk. Dla mnie są naturalne i odruchowe, nie wynikają z rozumowych analiz ani żadnych ideologii a raczej z mojego pojmowania celowości i logiki, jednak w ostatecznym rachunku służą oszczędzaniu zasobów planety i jej środowiska naturalnego.

Zdaje się, że temat już poruszałem w poprzednich latach, ale nie zaszkodzi wrócić do niego, jako że jest ważny i wiele mówi o obłudzie władz i niekonsekwencji zwykłych ludzi, którzy mają się za zwolenników zielonych przemian.

Trzeci tydzień jestem w Białymstoku, wróciwszy na miesiąc do starej firmy. Razem z moimi współpracownikami, Ukrainką i dwoma Białorusinami, stołujemy się w barze. Kupuję taki obiad, aby go zjeść. Na regał odnoszę puste talerze, a wtedy widzę, jak dużo jedzenia ludzie zostawiają. Owszem, czasami można ich tłumaczyć tym, że nie smakowało, ale dotyczyć to może tylko niewielkiej części konsumentów, bo wiem, że wielu z nich stołuje się tam codziennie. Poza tym można zamawiać połowę porcji większości dań. Papierowe chusteczki są duże i grube, mnie wystarczy jedna, a widzę, że ludzie biorą ich po kilka. Moi obecni koledzy w pracy oddzierają kilka arkuszy papierowego ręcznika aby wytrzeć plamę rozlanej wody na stole albo łyżeczkę. Po co tyle brać? Czy zastanawiają się nad materiałowymi i energetycznymi kosztami wytworzenia tych produktów? Bar oferuje dobre i tanie posiłki, chwalę pracę pań kucharek, na pewno nie one wpadły na pomysł by sól i pieprz podawać w papierowych torebkach mieszczących chyba mniej niż gram przyprawy; dlaczego nie w tradycyjnych pojemnikach? Po co wydatkować na te torebeczki pracę, materiały i energię?

Takich i podobnych przykładów marnotrawstwa widzę wszędzie, dosłownie wszędzie. Na poczcie kupiłem kilka kopert ze znaczkami, i aby rozliczyć się z firmą, wziąłem paragon: dwie linijki tekstu wydrukowane było na kartce formatu A4. Moi współpracownicy zalewają wodą niemal cały duży czajnik potrzebując szklankę wrzątku. Potrzeba ok. 0,2 kg węgla dla wytworzenia 1kWh energii, a czajnik tyle zużywa w 25-30 minut swojej pracy. Niewiele? Faktycznie, niewiele, ale pomnożone przez miliony każdego dnia, dają wagony traconego węgla. Odebrałem przesyłkę z gałązkami świątecznymi do przybrania karuzeli, były w porządnym tekturowym pudle, dodatkowo owiniętym wieloma warstwami foli typu „strech”; w taką samą folię owinięta była bąbelkowa koperta z inną przesyłką. Po co, skoro paczki nie jadą już otwartymi furmankami jak przed wiekami? Chyba z przyzwyczajenia, skoro teraz wszystko owija się tą folią. Transakcja kupna biletu przy użyciu karty płatniczej automatycznie potwierdzana jest wydrukiem, którego firma nie potrzebuje i jest po prostu wyrzucany, chyba że klient go potrzebuje, co bardzo rzadko się zdarza. Paragony, też drukowane automatycznie, zbieramy wokół karuzeli jako śmieci. W sklepie spożywczym kupiłem trzy jabłka, kasjerka dała mi worek foliowy którego nie wziąłem, bo po co. I tak dalej bez końca.

O użytkowaniu rzeczy do ich naturalnego zużycia już pisałem. Tutaj, w hotelowym pokoju, leżą przy szafie dwie moje torby. Mam je tak długo, że nie pamiętam ich poprzedniczek, niewątpliwie zasłużyły już na emeryturę, ale nadal są całe i pełnią swoją funkcję, a nadto… Mnie jest trudno wyrzucić coś, co dobrze mi służyło przez lata. Przywiązuję się do rzeczy. Czy jestem dusigroszem? Myślę, że nie, skoro na swoje turystyczne wyjazdy tutaj opisywane wydaję czwartą część dochodów, a więc nie mało.

O takich ludziach jak ja mówi się, że jesteśmy płaskoziemcami niedbającymi o planetę, ponieważ nie zgadzamy się z twierdzeniem o naszej możliwości zmiany klimatu i przejścia na „zeroemisyjne” źródła energii. Mówią tak ludzie, którzy nie odróżniają jednostek mocy i energii, o wytwarzaniu prądu nie mają zielonego pojęcia, a energię i zasoby bezsensownie i bezrefleksyjnie marnotrawią!

Trzeba zacząć od siebie, do drobnych czynności z pozoru nieważnych, mikroskopijnych w skali Ziemi, ponieważ są powtarzane miliony (albo i miliardy) razy każdego dnia, i w rezultacie przestają być nieważne.

O ludziach

Objąłem w użytkowanie karuzelę, której nie podnosi się jedno z dziesięciu ramion. Usterkę zdiagnozowałem, rozmawiałem nawet z czeskim producentem w sprawie przysłania uszkodzonego podzespołu elektronicznego, ale póki co ramię nie działa. Przykleiłem do siedzenia kartkę ze stosownym napisem, ale klienci siadali na napis. Wtedy zębatymi opaskami, potocznie zwanymi trytkami, unieruchomiłem rurę zabezpieczenia aby uniemożliwić zajęcie miejsca, a po kilku godzinach widziałem, jak klient na siłę zerwał opaski i wsiadł. Co robić? Położyłem na siedzenie kawał betonu będącego podstawą do ogrodzenia. Jest lepiej, bo tylko raz na dwa – trzy dni się zdarza, że ktoś siada na ten beton.  

Bezproblemowo jest w deszczowe dni, ponieważ klienci widząc krople deszczu rezygnują z zajęcia miejsca. Czyli zamoczone siedzenie bardziej ich odstrasza niż leżący na nim beton. Widoczne na zdjęciu trytki specjalnie są założone i tak ucięte, aby końce były ostre; ma to dodatkowo zniechęcić ludzi do prób otwarcia zabezpieczenia.

 Mamy też drugą atrakcję: pociąg dla dzieci jadący po torze ułożonym w efektowne serpentyny. Któregoś dnia tatuś posadził dziecko do wagonika i cały pociąg zaczął pchać. Nie można tego robić z przyczyny oczywistej, ale jest i druga: robiąc to niefachowo, pociąg można po prostu wykoleić. Kiedy ten człowiek usłyszał, że ma zostawić pociąg, był wielce oburzony. Bo przecież nikt mu nie powiedział - tak się tłumaczył - że nie można tak robić, i że za jazdę trzeba płacić. Wiem, że dla wielu ludzi, zwłaszcza wśród młodszych, jego argument jest słuszny, ma wagę, ale mnie taka postawa po prostu przeraża – podobnie jak samowolne otwarcie przez innego tatusia bramki wejściowej na karuzelę w czasie jej biegu. Jemu też nikt nie powiedział, że do kręcącej się karuzeli nie da się wsiąść bez zrobienia sobie kuku i dlatego nie można otwierać bramki.  
To wszystko powinno być napisane, mówicie? Nie dość, że nikt nie czyta instrukcji
(akurat o bramce jest informacja), to jeszcze nie ma możliwości zastrzeżenia wszystkich czynności, jakie mogą wpaść do głowy niemyślącemu człowiekowi. 
Nigdzie nie jest napisane, że nie można wchodzić na figurę Mikołaja, że nie można przeskakiwać ogrodzeń,
wskakiwać na dach kiosku kasowego albo brać sobie lampki na pamiątkę. To na karuzeli, a poza nią, na ulicach, w sklepach, wszędzie, taka wyliczanka może mieć sto metrów długości. W barze, w którym się stołuję, nie ma tabliczki z zakazem włączania głośnej muzyki albo spania na krześle. Po prostu zakłada się, że pewne zachowania, zakazy i nakazy, są dla dorosłych ludzi oczywiste. To założenie traci ważność, w rezultacie mam obawy zbliżając się w nocy do nieoświetlonego przejścia dla pieszych, bo w każdej chwili pieszy może wejść na przejście nie patrząc na boki. Normalne, słuszne i prawidłowe? Nie. To robienie z ludzi niezaradnych, niemyślących dzieci. To pozbawianie ich umiejętności i odruchu dbania o siebie i swoich bliskich. To obciążanie innych ludzi koniecznością zapewnienia własnego bezpieczeństwa i dobrostanu psychicznego. To działania skutkujące zatraceniem cech do tej pory uznawanych za definiujące pojęcie dorosłości i z nią – odpowiedzialności.


 

niedziela, 7 grudnia 2025

Sudety jesienią, wspomnienie

 011225

Kilkanaście lat temu szukałem informacji o butach w góry, a spotkałem w internecie pierwszego mieszkańca Sudetów. Dość szybko przenieśliśmy znajomość do świata realnego jeżdżąc w góry, później spotykając się u niego w domu. Okazało się, że wiele nas dzieli, jednak bardziej łączy wspólne umiłowanie górskich wędrówek, więc mimo częstych dyskusji graniczących z kłótniami, znajomość trwa do dzisiaj. W późniejszych latach zawarłem jeszcze kilka znajomości w podobny sposób, chociaż trzeba mi przyznać, że częściej są ślepymi uliczkami, na których nie potrafimy się rozpoznać albo po jakimś czasie zapominamy o sobie. Bywa też inaczej: jedna drobna decyzja, na przykład wybór akurat tego hotelu, tej agroturystyki, czy pójście tego dnia na tę górę, uruchamia rozciągnięty na lata ciąg zdarzeń. Nie są z gatunku tych, które odmieniają życie, wielkich przyjaźni nie zawarłem, ale jednak te znajomości, które przetrwały próbę czasu, niosą niemały ładunek emocjonalny wzbogacający mnie i moje związki z Sudetami.

W rezultacie przez połowę z dwunastu dni jesiennych wędrówek sudeckich towarzyszyli mi znajomi mieszkańcy tych gór. Z wyborem tras bywało różnie: jedni chcieli mi pokazać miejsca przez nich cenione i lubiane, inni korzystali z mojej znajomości sudeckich szlaków. Od razu powiem, że na przewodnika się nie nadaję; co prawda znam sporo nieoznakowanych szlaków, wiele widoków i uroczych zakątków, jednak niemal nic nie wiem miejscowościach i klasycznych atrakcjach turystycznych.

Dwa dni spędziłem ze znajomymi w Kotlinie Jeleniogórskiej. Moi przewodnicy pokazali mi górę Drewniak pod Michałowicami, pałace w Łomnicy, Wojanowie i Karpnikach, a w Bukowcu oprócz pałacu wielki park z przepięknymi dębami i lipami pomnikowych rozmiarów. Widok wyremontowanych pałaców cieszy mnie, naprawdę szczerze cieszy, ale wracać chciałbym do takich miejsc, jak lasy porastające góry w Kotlinie czy dęby w parku bukowskim. Zadbany i służący ludziom pałac cieszy mnie jako obywatela tego kraju, a ładne lasy i wielkie drzewa jako obywatela Ziemi i miłośnika natury. Zapraszam na fotograficzną relację uzupełnioną garścią moich uwag i opisu wrażeń.



Michałowice, wioska wciśnięta między wzgórza Kotliny Jeleniogórskiej, rolniczą bynajmniej nie jest. Ponieważ nie poświęcam zbyt dużo uwagi miejscowościom, opisałbym ją tak: kręte wąskie uliczki i wiele ciekawych architektonicznie i ładnych domów; miejscowość zamożnych mieszkańców i turystów. Od zachodu, czyli od strony pobliskiej Szklarskiej Poręby, wznosi się Drewniak.  

Owszem, jest jedną z setek górek Kotliny, ale jego lasy kryją geologiczną gratkę: wyjątkowo ładnie wykształcone kociołki wietrzeniowe, nieco dalej pyszne widoki na Karkonosze ze szczytów ścian starego kamieniołomu, w wielu miejscach skałki a wszędzie piękne lasy z dużą ilością buków. Jeśli inne górki Kotliny są chociaż tylko w części tak ładne jak Drewniak, powinienem następne lata wędrówek poświęcić ich poznawaniu.











Napis na ławce stojącej przy Kociołkach: „Usiądź i wsłuchaj się w ciszę”.

Bardzo mądra rada, a owa bezczynność jest nam potrzebna bardziej niż przypuszczamy, zwłaszcza ostatnio, ale dla zdecydowanej większości ludzi zbyt trudna. Sam się łapię na odruchu wyciągania telefonu wtedy, gdy powinienem tylko być i słuchać ciszy, a skoro mnie się to zdarza, to co mówić o ludziach młodych, urodzonych z telefonem w ręku?




 W pobliżu Kociołków jest reklamowany t
aras Złoty Widok. Widoki owszem, ładne, chociaż nieco dalej są przynajmniej równie ładne (szczerze mówiąc są ładniejsze), natomiast sam taras jest szkaradną konstrukcją z cynkowanej stali i zardzewiałej blachy. Jej surowa techniczna forma rażącą kontrastuje z otoczeniem, z różnorodnością form i kształtów skał i drzew. Wygląda tak, jakby przeniesiono tutaj fabryczną rampę do załadunku ciężarówek. Nie pojmuję, jak można było tak nonsensownie zmarnować publiczne pieniądze i jeszcze chwalić się tą szkaradą.  
Wystarczy spojrzeć na zdjęcie uroczą dróżką wśród skał i buków, i porównać do czegoś takiego. Czy ja jestem już tak stary, że nie potrafię zaakceptować (tak zwanych) nowoczesnych form i trendów, czy może ludzie zatracają poczucie estetyki w pogoni za… za czym? Oryginalnością? Nie wiem.

* * * * * 



 
W Sobieszowie wrażenie większe niż sam pałac zrobiły na mnie zabudowania gospodarcze, czyli dawne magazyny, stodoły i wozownie, na co mój cicerone zareagował zdumieniem. Jego zdumienie rozumiem, ale nie wiem, dlaczego akurat te budynki zwróciły moją uwagę. Powinienem zaznaczyć, że nie znam się na stylach architektonicznych, więc może brak wiedzy nie pozwala mi dostrzec urody pałacu, w którym widzę jedynie ładniejszą i bogatszą kamienicę, a tamte przemawiają przede wszystkim starannością wykonania, dbałością o estetykę budynków stricte gospodarczych (kto teraz tak dba o estetykę stodoły?), także wielkością. Cały kompleks jest starannie odnowiony, z widocznym nieliczeniem się z kosztami, co sugeruje wydawanie publicznych lub unijnych pieniędzy. Użytkowany jest przez Karkonoski Park Narodowy.

Byłbym zapomniał! Przed pałacem spotkałem innych znajomych mieszkańców Sudetów; parę dni później poszliśmy na wspólną wędrówkę kaczawskimi ścieżkami.

* * * * * 



 
W parku łomnickiego pałacu są tablice ostrzegające przed spadającymi gałęziami – ot, takie znamię czasu. No bo przecież nie wszyscy wiedzą, że gałązka może spaść na głowę, a wtedy taki człowiek przeżyje wielką traumę, którą wyleczyć może tylko duże odszkodowanie. Przesadzam? Tylko trochę.

Na szczęście oprócz tych śmiesznych (a może żałosnych?) tabliczek są tam wspaniałe lipy i dęby, malowniczy staw i dróżki zasypane żołędziami. 

 A propos: na takich żołędziach można się poślizgnąć i w rezultacie potłuc tylną część ciała, może więc postawić stosowne tabliczki w liczbie… mnogiej?

Dane nam było widzieć ten przypałacowy park w słońcu, wystrojony pysznymi barwami jesieni.

* * * * * 

Bukowiec 

















 
Do parku w Bukowcu na pewno wrócę aby kontemplować urodę licznie tam rosnących wielkich dębów. Każde duże drzewo jest w moich oczach ładne i warte ochrony, a dęby szczególnie. Nie bez powodu mówi się o nich jako o królewskich drzewach. Dęby to siła, stabilność, pewność, boskość, długowieczność. Nie trzeba wyszukiwać informacji o symbolice tych drzew w naszej, i nie tylko naszej kulturze; wystarczy w ciszy, w skupieniu, przyjrzeć się jednemu z tych okazów pamiętających naszych króli i uświadomić sobie, że patrzymy na żywy organizm, dla którego czas biegnie inaczej niż dla takich jętek jednodniówek jak my.

* * * * * 

Kowary




 
Spacerując po Kowarach w pewnej chwili wyszliśmy zza rogu i wtedy niespodziewane zobaczyłem na wprost majestatyczną Śnieżkę. Wydawała mi się tak bliska, że wystarczyłaby godzinka by wejść na szczyt.

* * * * * 

 Karpniki. 







* * * * * * 

Wojanów.



 





 * * * * * * 

 Zagórze Śląskie 

 Janek zaproponował wyjazd do Zagórza Śląskiego, turystycznej wioski leżącej nad Bystrzycą, rzeką oddzielającą Góry Wałbrzyskie od Sowich. Oczywiście się zgodziłem chcąc odmiany, oderwania od znanych ścieżek i poznania nowych.

 
 
Zobaczyłem wiele ośrodków wypoczynkowych i lokali nastawionych na turystów, piękne jezioro utworzone przez spiętrzenie wody tamą, poznałem górę Choina i jej piękne lasy, zwiedziliśmy zamek Grodno stojący na jej zboczu. Tę część Sudetów dopisuję do swojej listy celów przyszłych wyjazdów, zwłaszcza, że po obejrzeniu mapy wiem, iż kuszących miejsc i szlaków jest tam naprawdę wiele.

 Fortiter et fideliter”, czyli odważnie i wiernie – napis nad bramą zamku Grodno. Stare, masywne mury tej budowli obronnej zrobiły na mnie wrażenie, a już zwłaszcza konstrukcja wieży, na którą oczywiście wszedłem kręcąc się po ciasnych i bardzo stromych schodach.  
Zamek jest częściowo odbudowany i za opłatą udostępniony turystom. Z jednego czy dwóch skrzydeł zostały tylko fragmenty zewnętrznych murów. Widziałem niewielką (na szczęście) wystawę średniowiecznych narzędzi tortur i loch, w którym głodem uśmiercano ludzi.  
Opisy praktyk przy użyciu tych narzędzi są wstrząsającymi dowodami na niewyczerpaną pomysłowość ludzi w zamęczeniu bliźnich, oczywiście dla ich dobra, skoro służyły nakłonieniu torturowanego do wyrzeczenia się diabła albo innej odmiany chrześcijaństwa. Zostawiam temat, bo ciśnienie mi rośnie na myśl o bezmiarze zbrodni popełnionych (i popełnianych) w imię Boga.




 
Widok z wieży jest piękny, rozległy, w pełni panoramiczny, natomiast z punktu widokowego poniżej zamku jest ograniczony drzewami, ale za to jakie fantazyjne sosenki tam rosną! Ścieżka wiedzie bajecznie kolorowym o tej porze roku lasem dębowym. 




 Oczywiście nie ominęliśmy zapory na Bystrzycy. Budowle tego rodzaju, a jest ich trochę w Sudetach, czynią na mnie, techniku mającym pojęcie o konstrukcjach, wielkie wrażenie. Zwłaszcza jeśli uwzględni się skalę trudności budowy przy użyciu techniki sprzed stu lat. Nawet sprzed 110 – przed chwilą sprawdziłem, kiedy była budowana. Z przykrością stwierdzam, że (chyba) wszystkie znane mi zapory sudeckie, tak bardzo potrzebne dla bezpieczeństwa mieszkańców, były budowane przez poprzednich gospodarzach tych ziem, w czasach nieporównywalnie biedniejszych niż obecne.

 



Szlak na górze Choina.





Zamek Grodno.

Wnętrza zamku Grodno.

Ruiny zamku Grodno.

Różności dostrzeżone na szlakach

 Wrzosówka pod Jagniątkowem może chwalić się swoją klasyczną urodą sudeckiego strumienia górskiego.

 Zaskakujące sąsiedztwo: dom w Jagniątkowie przytulony do skalnej ściany.

 Skała przykryta zieloną kołderką. 

 Tulipanowiec przy pałacu w Karpnikach.


 Park w Wojanowie, cudny jesienny ranek.

 Jutrzenka na bezchmurnym niebie, koniec mroźnej nocy.


 Lipa staruszka podtrzymywana specjalnym murem, rośnie na dziedzińcu zamku Grodno.



Kolory jesieni.


Na drugiej mapie zaznaczyłem (chyba) wszystkie miejsca odwiedzone w czasie urlopu. O części z nich jeszcze nie pisałem, ale zrobię to w tym miesiącu.

Może wypadałoby napisać parę słów podsumowania tych pałacowych peregrynacji?

Wcześniej nie widziałem tych pałaców bądź jedynie przechodziłem w ich pobliżu. Prowadzony za rękę, w miłym dla mnie towarzystwie sudeckich znajomych, zobaczyłem je z przyjemnością. Wyremontowane, dopieszczone, estetyczne, klasyczne w kształtach, cieszą oko. Jednak teraz, po upływie dwóch miesięcy, wspominam nie tyle pałacowe mury, co dęby w Bukowcu, skały i buki na Drewniaku, delikatną mgiełkę unoszącą się nad wodą rzeki w mroźny a słoneczny ranek. 

Wspominam przemianę szarobiałego szronu na trawach pałacowego parku w feerię diamentowych skier, gdy pierwsze promienie słońca zamieniły go w świecące kropelki rosy i swoje zaskoczenie, gdy nagle ukazała mi się Śnieżka obok dachów pobliskich domów.

Mam nadzieję na spotkanie się z moimi przewodnikami w czasie kolejnego wyjazdu w Sudety, planowanego na drugą połowę wiosny.