Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

czwartek, 26 sierpnia 2021

O milionach na polu

 190821

Wczoraj w wiadomościach usłyszałem o początku pory roku zwanej polecie. Faktycznie, zaczyna się okres nieco odmienny od czerwcowych i lipcowych dni. Nawet nie szukając, widzę wyraźne ślady końca lata: sporo żółtych liści pod brzozami i lipami, pierwsze kolorowej liście sumaków, jabłka i śliwki na przydrożnych drzewach i pod nimi, oczywiście pustoszejące pola. Nie, nie! Nadal trwa lato! Słońce wschodzi wcześnie, jest ciepło, aczkolwiek nie upalnie, widzę tak wiele kwiatów, latają jaskółki, pracują pszczoły.

Te owady widziałem w wielu miejscach. Zbierały coś słodkiego z malin, latały nad polem gryki i przy słonecznikach, ale chyba najwięcej ich było na kwiatach nawłoci. Jeszcze jest lato.

  Na szlak wyszedłem bardzo wcześnie, krótko po wschodzie słońca. Ranek był świetlisty, perlisty, kolorowy. Piękny.




 Pola na wschód od Gilowa widziałem z wieży widokowej stojącej w pobliżu Hoszni, a kilka dni temu zrobiłem niewielki zwiad w tamtą stronę; dzisiaj wybrałem się na całodzienną wędrówkę. Wychodząc z Gilowa szedłem zakolami, nawet robiłem pętlę, a doszedłem do wiosek Rokitów i Żurawie. Przechodząc przez puste i zarośnięte gospodarstwo, o którym wcześniej wspominałem, zrobiłem zdjęcie urwanej linii elektrycznej, w której zobaczyłem symbol końca, braku potrzeby, opuszczenia.

 

Na całej trasie widoki są bardzo charakterystyczne dla Roztocza, a przynajmniej dla poznanej jego części: wąskie pola falujące po zboczach wzgórz, kępy tarnin i pojedyncze drzewa na miedzach, polne dróżki czasami chowające się w cieniste wąwozy, zagajniki porastające jary i parowy, urocze dzikie zakątki i rozległe widoki.

* * *

Polna droga nagle się skończyła na zaoranym polu, ale za nim pojawiła się ponownie – nierzadki tutaj widok. Rolnik ma pole po obu stronach drogi, a orząc je, nie podnosi pługa przejeżdżając przez drogę. Podniosłem zostawiony kłos pszenicy i wyłuskałem nasiona. Niewiele ich, ot, malutki kąsek chleba. Ile ich trzeba, żeby upiec jeden chleb? Przyjrzałem się ściernisku, policzyłem ucięte źdźbła i wziąłem się za obliczenia. Wynik zaskoczył mnie: na hektarowym polu są miliony kłosów pszenicy! Po powrocie zajrzałem do internetu: na pewnej specjalistycznej stronie piszą o 5-6 mln. Oto dlaczego z tych maleńkich kąsków zbierają się tony ziaren. Ile tych ton? Około pięciu. Z tej ilości nasion uzyska się, jeśli będą dobrej jakości, około trzy i pół tysiąca kilogramów mąki, a z niej wypiecze siedem tysięcy półkilogramowych bochenków. Chleb jest u mnie podstawą wyżywienia, jem go dużo, myślę, że trzy do czterech bochenków tygodniowo, czyli plon zebrany z pola o wymiarach sto na sto metrów, a więc z jednego hektara, wystarczy dla mnie na dwa tysiące tygodni. Ponad pół życia. Idąc dalej w wyliczeniach powiem, że na jeden bochenek trzeba siedemset kłosów rosnących na polu o powierzchni półtora metra. Obliczenia są oczywiście przybliżone, na przykład: po obliczeniu uciętych kłosów na skrawku pola wielkości dłoni wyszło mi, że jest ich tam jakieś trzy miliony na hektarze, czyli mniej niż podają w internecie, jednak moje wyniki dają niezłe wyobrażenie o tej zbożowo-żywieniowej matematyce.

Skoro zaspokoiłem ciekawość i dałem upust swojej dziwnej skłonności do rachowania, pójdę dalej.

Niemal na każdej wędrówce zdarza mi się iść drogą wyłożoną dziurawymi płytami betonowymi. Czasami łączą najkrótszą drogą dwie małe wioski, częściej służą rolnikom jako drogi dojazdowe do pól. Kiedy szedłem taką, dwa małe ptaki drepczące po płytach poderwały się, przestraszone moją bliskością, ale usiadły parę metrów dalej; kiedy się zbliżyłem, znowu odfrunęły kawałeczek, ten rytm powtarzał się kilka razy. Jeden z ptaków nie wyhamował dobrze, przy lądowaniu fiknął koziołka, ale szybko się poderwał; scenka była komiczna. Ominąłem go o ledwie metr, zajętego zbieraniem… mrówek? Chyba nieco się do mnie przyzwyczaił, a może po prostu był bardzo głodny.

Napis „figurka” na zdjęciach Googli, przy skrzyżowaniu polnych dróg, zwrócił moją uwagę i zaciekawił już wcześniej, ponieważ nie jest częsty i sugeruje coś wyjątkowego. Figurka? Niemal wyobraziłem sobie wdzięczną sylwetkę driady wyrzeźbionej w białej miejscowej opoce. Dzisiaj łatwo było tak dobrać trasę, żeby poznać figurkę, ale na miejscu nie zobaczyłem driady, a typową kapliczkę. 

 

Stoi w małym lasku, dwa metry od drogi. Obok niej leży sterta śmieci. Jeśli stanie się na brzegu drogi i spojrzy w dół, widać ich więcej. Obok wystrojonych kwiatami obrazków w kapliczce! Przecież zdecydowana większość mieszkańców Roztocza to chrześcijanie, a tym samym większość śmieciarzy jest wyznawcami tej wiary. Jak mogą kwiatkami stroić swoje obrazki, i jednocześnie obok wysypywać śmieci? Jak to jest, że im nie przeszkadza zaśmiecanie sąsiedztwa miejsca kultu religijnego, że to ja, ateista, upominam się o dbałość? Czyż nie jest to powód do zdziwienia? Z racji wyznawanej wiary ci ludzie winni być w awangardzie wszelkich ruchów ekologicznych, a odnieść można wrażenie ich bycia w ariergardzie.

Do lasu wszedłem z innej strony, dalej od stert śmieci i się rozejrzałem: byłem w labiryncie jarów porośniętych niemal wyłącznie lipami. Kolejne miejsce ładne swoją dzikością; tylko patrzeć, jak zza ściany bocznego jaru wychyli się wiedźmin Geralt, a za nim Zoltan, jego rubaszny kompan.

 




Piszę o jarach, ale to uproszczone ogólne nazwanie, ponieważ są tam także formacje, które pasowałoby nazwać wąwozami i parowami. Jaka różnica? Otóż klasyczny jar ma przekrój litery V, czyli skośne zbocza i wąskie dno; najczęściej tworzą go strumienie. Wąwozy obrazuje litera U: pionowe, lub bliskie pionu ściany i szersze, dość płaskie dno. Ta formacja jest bardzo często spotykana na Roztoczu, zwłaszcza na stokach wzgórz, często w miejscu przebiegu drogi i w związku z nią. O płaskie dno dbają użytkownicy drogi, równając rowy wypłukane przez deszcze albo utwardzając je betonowymi płytami, jak to widać na zdjęciu. 

Z czasem wąwóz zmieni się w parów poszerzając się dzięki coraz łagodniejszym nachyleniom ścian, a następnie w dolinę.

Na ścianie klasycznego wąwozu lessowego zobaczyłem gniazdo os starannie zabezpieczone przed wiatrem i opadami.

Przy kapliczce miałem pójść prosto, ale skusiła mnie droga w lewo. Nieco dalej dowiedziałem się, dlaczego kusiła: chciała mi pokazać plantację słoneczników. Cudnie wyglądały ich kwiaty w słońcu. Wiele pszczół tam pracowało, a parę tych owadów udało mi się sfotografować.

 


Zatoczyłem sporą pętlę i inną drogą wróciłem do skrzyżowania. Dalej droga chowała się w wąwozie, a że obok było ściernisko, poszedłem nim, ponieważ idzie się wygodniej i można patrzeć na ładne widoki. Tam właśnie zobaczyłem opakowanie po filtrze paliwa i sam filtr.

Rolnikowi zgasł silnik ciągnika, więc wymienił filtr, a stary wyrzucił, bo po co mu… Wyrzucił na swoje własne pole, a to znaczy, że śmieci nie rażą jego zmysłu estetycznego. Nie, ponieważ taki człowiek nie ma poczucia estetyki, a dbałość o Ziemię jest mu obca. Nie jemu jednemu: w odosobnionym miejscu, przy mało używanej polnej drodze, jest plantacja malin, a przy niej, na brzegu tej drogi, leży kilkanaście butelek po napojach. Właściciele przyjeżdżają na zbiór malin z napojami, a puste butelki rzucają właściwie pod nogi. Po co mają je zabierać do domu, skoro są puste? 

To pytanie (na które nie znajdują odpowiedzi) odzwierciedla, jak sądzę, ich sposób myślenia.

O pamiątce tragicznych wydarzeń sprzed wieku.

W wsi Żurawie stoi pomnik wyglądający na typową kapliczkę jakich wiele na Roztoczu. Zatrzymałem się dla zrobienia zdjęcia i wtedy zauważyłem dedykację pełną błędów. Oto ona:


»Na pamiontke zamordowanych kulo morderczo dwuch siostrów Henryka Brodaszewska Aniela Bł dnia 10 paz 1931 r«

Później pomyślałem, że błędów może tam być mniej niż teraz ich widzę, ale nie sprawdzałem zasad ówczesnej pisowni. Pamięta się o tych wydarzeniach: o zadziwiającej historii śmierci sprzed dziewięćdziesięciu lat przeczytacie tutaj.

* * *

Kilometr przed Gilowem, wioską w której zostawiłem samochód, usiadłem na między mając przed sobą ładny i rozległy widok; do pełni szczęścia zabrakło słońca, ale nie narzekam. Trudno o ideał pogodowy, a właśnie z drogi biegnącej tuż obok widziałem piękne chwile wczesnego ranka. Więc usiadłem i patrzyłem.


 Chciałem zapamiętać widoki i te letnie chwile, mieć je na czas niekończącej się pory nagich i czarnych drzew. Mówią, że trzy są letnie miesiące, ale nawet jeśli tak jest, to lato trwa tylko parę chwil – takich jak ta, teraz, pod wieczór sierpniowego dnia, na koniec całodniowej wędrówki. Próbowałem nasycić się atmosferą ciepłego letniego wieczoru i widokiem drzew siedzących na miedzach.

Na ostatnich metrach polnej drogi, tuż przed wioskową uliczką, na krawędzi wysokiej lessowej miedzy zobaczyłem kępę pszeńca gajowego i pomyślałem o Janku, bo ta roślina z nim mi się kojarzy.

 

Janku, drogami Roztocza raczej nie pójdziemy razem, ale niejedną drogę w moich górach jeszcze przemierzymy!


















 




poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Żniwa i chmury

 140821

Wbrew spodziewaniu pracę skończyliśmy już o trzynastej. W czasie powrotu do domu pojawiła się myśl o popołudniowym wyjeździe, wszak jechać planowałem już wcześniej, to niespodziewana praca zmieniła plany. Zdecydowany, robiłem wszystko naraz: jadłem obiad, przygotowywałem plecak i zakładałem buty. O piętnastej, w dwie godziny po skończeniu pracy, szedłem wioskową uliczką Gródek. Byłem tam po raz czwarty, tym razem powodu z braku czasu na ustalenie trasy. Dojazd do tej wioski jest prosty i dość szybki, a w jej pobliżu są drogi i wzgórza jeszcze nie poznane.

Minąłem opustoszałe już plantacje (nie aż tak bardzo, by nie znaleźć garści napęczniałych sokiem czarnych porzeczek), i przekraczając szosę łączącą Lublin z Przemyślem, wszedłem w rejon zupełnie mi nieznany – zachodniego Roztocza o kolejne kilometry bliższego Kraśnikowi. Mało jest tam drzew, plantacji nie ma, a łagodne i rozległe zbocza wzgórz pocięte są wąskimi polami widocznymi aż po odległy horyzont. Łakomie patrzyłem na nieznane mi drogi, fragmenty dwóch poznałem, trafiłem też na ładny zagajnik brzozowy rosnący na szczycie małego wzgórka. Całkiem podobne pamiętam ze swoich wędrówek kaczawskim pogórzem...

Niemal cały czas widziałem dwa lub trzy kombajny; przesuwały się powoli po polach ciągnąc warkocze kurzu.

Jeden z nich był blisko, na polu przylegającym do drogi, usiadłem więc na między żeby móc przyjrzeć się jego pracy.

 Z przodu zagarniał do swego pyska łany pszenicy, z tyłu wyrzucał strzępy słomy i kłęby kurzu.

Koszenie, podbieranie, wiązanie snopków, ustawianie kop, zwózka, wyładunek w stodole, późniejsza młócka i wianie – to wszystko dzieje się na miejscu, w trzewiach ryczącej i trzęsącej się maszyny. Żniwa, które kiedyś dla rolnika i całej jego rodziny były czasem intensywnej pracy rozciągniętej na dwa lub trzy tygodnie, teraz zajmują kilka godzin, wyjątkowo parę dni.

Najwięcej widziałem bizonów, a więc polskich, starych kombajnów. Wielkie i nowoczesne zachodnie maszyny nie bardzo się nadają na małe pola roztoczańskie i chude portfele tutejszych rolników.

Z kombajnami rolniczymi jest podobnie jak ze wszystkimi maszynami i urządzeniami, także tymi domowymi: nowsze mają więcej funkcji, są wygodniejsze w użytkowaniu, ale jednocześnie mniej trwałe i droższe w naprawach. Mniejsze urządzenia częstokroć nie nadają się do naprawy lub ta jest nieopłacalna. Kto teraz naprawia telewizory?

W przypadku sprzętu rolniczego droższe są także z powodu nafaszerowania tych maszyn czujnikami i elektroniką, na której mało kto dobrze się zna, i drogiej z naprawach. Chodzą wieści o powtarzanych próbach usunięcia jakiejś usterki elektronicznej w rolniczej maszynie, i wydaniu na to wielu tysięcy złotych. W bizonie nie ma klimatyzowanej kabiny, ale też nie ma drogich w utrzymaniu komputerów i czujników, a więc jest tańszy w eksploatacji i tym samym lepiej dopasowany do potrzeb tutejszych gospodarzy.

W dwóch miejscach widziałem na polnych drogach rozsypane ziarno. Czasami tak się dzieje, gdy przyczepa nie jest dobrze ustawiona względem kombajnu i przy mechanicznym przeładunku ziaren część spadnie na ziemię.

Przecież wiem, że wszystkie operacje w procesie uprawy zbóż i uzyskania mąki nastawione są na ilość, na wydajność, szybkość, niski nakład pracy. Wiem, że tylko pod tymi warunkami kilogramowy chleb będzie kosztował kilka złotych, a za dzienne wynagrodzenie najemny pracownik kupi parę worków mąki, a jednak stałem nad tymi ziarnami i czułem żal o ich zmarnowanie. Może ptaki je odnajdą i zjedzą? Prędzej myszy i nornice...

 Wziąłem całą ich garść i idąc jadłem. Zbierałem też pełne kłosy ze ściernisk (a sporo ich tam znajdowałem), zgniatałem je w dłoniach, przewiewałem i czyste ziarna wsypywałem do ust. Nie z głodu przecież. W tej czynności ręcznego wyłuskiwania ziaren i ich zjadania jest magia wieków i tysiącleci. Powtarzałem zachowania moich dalekich przodków wyłuskujących ziarna i zjadających je na miejscu. Może któryś z nich wziął garść nasion i wysypał je bądź zgubił przy swoim szałasie i w ten sposób zapoczątkował rolnictwo?

Mając zielone pojęcie o historii ludzkiego gatunku, kiedyś wymyśliłem dietę uznaną przeze mnie za najlepiej dostosowaną do naszych potrzeb i możliwości. Były w niej warzywa i owoce w dużej rozmaitości, w większości surowe, było trochę jajek, rzadko i w niewielkich ilościach jadane mięsa, trochę orzechów, troszeczkę ziaren. Niedawno dowiedziałem się, że taka dieta jest i nawet ma swoją nazwę i twórców, może zastrzeżony patent, strony internetowe i co tam tylko teraz się wymyśla. A moja idea była prosta: powinniśmy jeść to, co jedliśmy przez dziesiątki tysięcy lat, a więc do czego najlepiej dostosował się nasz organizm. W tym dopasowaniu nie mieści się tak duża ilość tak niewielu odmian ziaren traw, jaką jemy. Bułeczki z białym serem też nie; już prędzej grube kasze ze słoniną – jak za króla Ćwieczka – ale i one nie bardzo.

Przechodziłem obok pola z burakami. Nie wiem, jakiej odmiany, ale niewątpliwie były to buraki. Zdziwiony byłem niemal monstrualną wielkością samych buraków, czyli bulw korzeniowych. Jak wielki wysiłek podejmuje roślina, by je wytworzyć w tak krótkim czasie!

 Hmm, właściwie dlaczego buraków nazywa się burakami? Przecież te buraki wcale nie wyglądają jak tamte buraki, ani tak się nie zachowują, spokojnie sobie rosnąc i będąc tak pożytecznymi.

Porównywanie buraków do buraków jest krzywdzące dla roślin.

Na wielu polach już po żniwach, są ścierniskami z malowniczymi belami słomy, a przez ostatnie kilka dni sporo przybyło pól już zaoranych, więc o całkiem jesiennym wyglądzie. Podobne akcenty widać na plantacjach: porzeczkowe już dawno stoją puste czekając na jesień, wczesne odmiany malin się skończyły, ale dojrzewają późne, a na plantacjach aronii owoce są coraz bardziej czarne i jednocześnie przybywa kolorowych liści. Róże obwieszone są czerwonymi owocami, zarówno te uprawiane dla owoców, jak i dzikie róże przy drogach.

Przy niskim słońcu przeszedłem opuszczoną plantację czarnego bzu, tę samą, na której znalazłem maleńkie różowe kwiatki łyszczcu.

Po raz pierwszy widziałem roztoczańskie pola w tej kolorowej, złotej godzinie.

Na szczycie pagóra, w pobliżu plantacji malin ze znaną mi brzozą płaczącą, zdjąłem plecak zarządzając przerwę – miejsce było dobre do oglądania końca dnia, z widokiem na daleki horyzont, a słońce wisiało już nisko. Patrzyłem też na chmury, klasyczne cumulusy. Ich wielkość, mięsistość, niemal dotykalna materialność, także przemiany ich kształtów i barw, były piękne.

 








Słońce zaszło kilka minut przed dwudziestą, godzinę wcześniej niż w najdłuższe dni. Nie, nie marudzę. Dni nadal są długie i aż do października takie będą. 

 







Idąc do wsi, nadal słyszałem prace kombajnów; pracować będą zapewne i jutro, w niedzielę, skoro zapowiadana jest zmiana pogody, a zboże mocno już jest dojrzałe.

W szarej godzinie, niemal w ciemności, doszedłem do samochodu zadowolony z decyzji wyjazdu. Dzień wykorzystałem cały, od wczesnego ranka do nocy.

Dzisiejsza trasa: chodziłem po polach na południe i zachód od wsi Gródki.

PS

To cytat ze strony https://rjp.pan.pl

»Pisownia nazw towarów, które to nazwy są utworzone od nazw własnych, podlega tym samym zasadom, co pisownia nazw innych towarów. Tak więc o ile nazwę marki towaru traktujemy jako nazwę własną, o tyle nazwa produktu danej marki jest uznawana za nazwę pospolitą i piszemy ją od małej litery.«

Więc kombajn marki Bizon, a po polach jeździły bizony. Jeśli źle interpretuję cytowaną zasadę, proszę o wskazanie błędu.





 
















wtorek, 17 sierpnia 2021

Wariatkowo

 

Od kilku miesięcy otrzymuję maile z tak zwaną Info Pigułą. To zbiór wiadomości z kraju i ze świata okrojonych do meritum i podanych w formie krótkich notatek. Nie znam adresu firmy wysyłającej, ale myślę, że zainteresowany dość szybko dotarłby do niej.

Od pewnego czasu kopiuję z tych wiadomości informacje o pewnych… hmm, dziwnych zjawiskach.

Przypominają mi one wahadło. Takie wysokie i ciężkie, mające wielką bezwładność. Może podobne do wahadła Foucaulta?

Zajrzyjcie tutaj, dowiecie się, o czym myślę.

Zjawisko wahadła obserwuje się w życiu społeczeństw, w normach, obyczajach, w modzie. Kiedyś modne były dzwony, spodnie z bardzo szerokimi nogawkami, a później tak wąskie, że trudne do założenia. Przykłady można mnożyć, tutaj wskażę tylko jeden, dotyczący tematu: kiedyś ludzi o nieco innych preferencjach seksualnych karano okrutnie i bezsensownie jak jakichś zbrodniarzy, teraz wahadło mocno się wychyliło na drugą stronę. Kiedyś się wyrówna i będzie normalnie, ale nie nastąpi to szybko, ponieważ wahadło ma dużą bezwładność.

Póki co mamy… wariatkowo.

Dodam tylko, że cytaty ograniczyłem znakami »«, i że skróty oraz pisownia są oryginalne.


»Szkocja, Uniwersytet Abertay w Dundee prowadzi podstępowanie dyscyplinarne wobec studentki prawa i 29-l. matki 2 dzieci, Lisy Keogh, za stwierdzenie że istnieją różnice biologiczne w płci, gdyż tylko kobiety mają pochwy, a mężczyźni są silniejsi fizycznie. Kobieta uważa, że godzi się w jej wolność słowa i jest zdziwiona, że część studentów uznała ją za transfoba«

* * *

»Twitter zawiesił konto hiszpańskiego parlamentarzysty profesora Francisco Jose Contrerasa za tweet, iż mężczyzna nie może zajść w ciążę, bo nie ma macicy i nie jajeczkuje. Contreras jest 1 z największych, żyjących hiszpańskich intelektualistów.«

* * *

»Hiszpania, lewicowa koalicja trzech partii przedłożyła w Kongresie projekt ustawy o "rzeczywistej" równości płci - zakłada, że do zmiany płci wystarczy wyrażenie woli, a medyczne zabiegi zmieniające płeć mają być bezpłatne. Minimalny wiek dla zmiany płci określono na 16 lat bez zgody rodziców lub 12 za zgodą. Umożliwić ma się "wspomaganie prokreacji" osób transpłciowych.«

* * *

»Wlk. Brytania, Maya Forstater zwolniona w 2019 r. z pracy w think tanku Center for Global Development za przekonania, że płeć biologiczna nie podlega zmianie, a jedynie podlega jej tożsamość płciowa, wygrała przed Sądem Pracy z byłym pracodawcą i środowiskami LGBT. Jej przekonania, wg sądu, nie naruszają równości i nie są transfobiczne.«

* * *

»Los Angeles, w Wi SPA w wybuchła awantura, gdy do szatni pełnej kobiet i dziewczynek w dniu przeznaczonym wyłącznie dla kobiet wszedł nagi mężczyzna i zaczął się przebierać. Jak tłumaczył, identyfikuje się jako kobieta. Obsługa nie zareagowała, więc kobiety wszczęły awanturę.«

* * *

»USA, w Los Angeles doszło do starć ulicznych po wiralowym nagraniu z Wi Spa, gdzie kobiety uskarżały się na towarzystwo mężczyzny identyfikującego się jako kobieta, który nago paradował wśród kobiet i dziewczynek. Pod Spa doszło do demonstracji przeciwników dopuszczania takich osób do przestrzeni dla kobiet, którzy starli się z Antifą.«

* * *

»Anglia i Walia, Sąd Najwyższy dla tych krajów orzekł, że przestępca, który tylko zadeklaruje iż czuje się kobietą, może odbywać karę w więzieniu dla kobiet. To wyrok w sprawie więźniarki, która miała być napastowana seksualnie przez rzekomo transseksualnego współwięźnia.«

* * *

»Hiszpania, nauczyciel biologii z 25-letnim stażem, Jesus L.B. Lopez, został zawieszony na pół roku w publicznej szkole średniej pod Madrytem za nauczanie, że "naukowo istnieją tylko 2 płcie" co wg niego jest tak oczywiste jak to, że "Ziemia jest okrągła". Nauczycielowi pomniejszono też pensję o 600 euro/m-c. Rada ds. edukacji uznała jego nauki za "homofobiczne, rasistowskie, patriarchalne i pogardliwe". Teraz idzie on do sądu jako ofiara prześladowań ideologicznych, reprezentuje go organizacja Prawników Chrześcijańskich. Lopez podnosi też, że w szkole w ramach lekcji organizowane są bez wiedzy rodziców pogadanki o gender, na których prezentuje się treści graniczące, wg niego, z pornografią.«

* * *

»Lufthansa wprowadzi takie sposoby witania się z pasażerami, by nie używać zwrotów płciowych, jak panie, czy panowie, a do systemu rezerwacji doda trzecią nieokreśloną płeć. Podobne zmiany wdrożą inne europejskie linie jak SWISS, czy Eurowings.«

* * *

»J.K. Rowling (autorka serii o Harrym Potterze) znów mierzy się z falą hejtu środowisk LGBT, gdy skrytykowała pomysł korzystania z damskich toalet przez mężczyzn deklarujących się jako kobiety, uznając to za niebezpieczeństwo dla kobiet. Rowling podkreśla, że otrzymuje od aktywistów LGBT setki gróźb pobicia, zgwałcenia, a nawet śmierci.«

* * *

»USA. Osadzony deklarujący się jako kobieta zgwałcił i zapłodnił współwięźniarkę w więzieniu dla kobiet Central California Women's Facility, gdzie kary odsiaduje już 20 mężczyzn-przestępców podających się za kobiety, w tym przestępców seksualnych. Obecnie w Kalifornii 260 przestępców wnioskuje o przeniesienie do więzień dla kobiet, gdyż odkryli w sobie kobiecość. Jest już rozwiązanie: władze więzienia oferują więźniarkom dostęp do tabletek antykoncepcyjnych i bezpłatnych aborcji.«

* * *

Wariatkowo poprawne politycznie, czyli też wariatkowo:


»Hiszpania, socjalistyczny rząd Aragonii wymaga, aby wśród 217 rozpisanych konkursów na lekarzy rodzinnych, 29 było zarezerwowanych dla m.in. lekarzy transseksualnych, lekarzy chorujących psychicznie, lekarza niepełnosprawnego intelektualnie, czy lekarzy ofiar terroryzmu. Od 2019 r. w regionie w każdej publicznej ofercie pracy musi być miejsce dla chorujących psychicznie. «

* * *

Antywariatkowo, ale nie pozbawione elementów wariatkowa:


»Australijski Senat zakazał języka "neutralnego płciowo" jak np. "rodzic karmiący" w miejsce "mamy".«