Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 16 grudnia 2014

Grudniowa łazęga


Przełęcz pod Świerkami, zbocza Okola i Pańskiej Wysoczki, Głęboka Dolina, Gackowa, Księża Góra, wieś Lubiechowa, przełęcz pod Świerkami.



Oglądając mapę, wspomniałem pewne skały ukryte w lesie na zboczu Pańskiej Wysoczki i nagle zapragnąłem zobaczyć je ponownie. Poddałem się tej zachciance układając plan całodziennego włóczenia się po masywie Okola, skoro pogoda nie zachęcała do wędrówek otwartymi przestrzeniami. Zapowiadano całkowite zachmurzenie i niewielkie opady, ale nie mgłę. Mgła przyplątała się sama, nieoczekiwana i niechciana, zmuszając mnie do modyfikacji planu. Samochód zostawiłem na przełęczy miedzy Okolem a Świerkami, szosą lubiechowską zszedłem niżej, w stronę Rozdroża, i wszedłem w leśny dukt, a niewiele dalej skręciłem w ścieżkę wiodącą pod górę. Jeśli dobrze idę, skały powinienem zobaczyć po lewej, przytulone do zbocza Wysoczki – myślałem odczuwając ciekawość, czyli poza chęcią zobaczenia tych skał, chodziło mi o sprawdzenie swojej pamięci. Po kilku minutach potwierdziła to satysfakcja, z jaką zobaczyłem ciemny, ledwie majaczący między czarnymi świerkami, kontur skał.







Tym razem nie ograniczyłem się do przejścia obok nich, ale poszedłem ku nim stromym zboczem, doświadczając przydatności twardych podeszew butów, co w tych górach zdarza się rzadko. Tak, w kwestii budowy butów w góry mam zdanie odmienne od ogólnie przyjętego: otóż uważam, że buty robione są ze zbyt sztywną podpodeszwą. Niezrozumiałe jest też dla mnie immanentne łączenie sztywności butów z grubością skóry i odpornością na przemakanie. Po prostu buty niższe, klasy B, idealne na polskie góry, robione są na ogół ze zbyt cienkiej, zbyt delikatnej skóry, szybciej przemakającej w błocie czy w mokrych trawach. Natomiast buty z odporniejszej, grubszej skóry, robione są z bardzo sztywną podpodeszwą, zbyt sztywną nie tylko na Góry Kaczawskie, ale na większość polskich szlaków. W rezultacie trudno o buty idealne. Znalazłem pewną włoską firmę robiącą buty klasy B z grubego juchtu, ale przed zakupem nie ma możliwości ich obejrzenia, zakup byłby w ciemno, a buty do tanich nie należą.

Zaraz, przecież miałem pisać o mojej wędrówce, a nie o butach.

Wdrapałem się na strome zbocze i pod przewieszoną skalną ścianą zarządziłem przerwę dla wypicia herbaty, popatrzenia wokół i posłuchania siebie.

Skały nie są zaznaczone na mapie – kolejna jej dziwna cecha, skoro zaznaczone są skały dużo mniejsze i mniej widowiskowe. Te skały – jak i sąsiednie, tym razem zaznaczone na mapie skały stojące na drugim zboczu Wysoczki, czynią duże wrażenie, zwłaszcza gdy ogląda się je w głębokim półmroku zachmurzonego i mglistego początku grudniowego dnia. Ich dzikość i tak silnie odczuwana przy nich własna samotność; poczucie wieczności trwania tych skał i znikomość długości ludzkiego życia; ich obojętna na wszystko nieruchomość i cykliczność przemian lasu wokół. Dwa oblicza natury: chaotyczne i niepokojące, surowe i zimne, kształty martwych skał, a wokół nich i na nich życie - odmienne od naszego i przez to trudno zrozumiałe, częstokroć delikatne i krótkotrwałe, ale jednocześnie życie trwalsze od tych kamieni, które w pierwszym wrażeniu wydają się być wieczne. W pionowej, popękanej skale wznoszącej się przede mną, dostrzegam okruch ledwie trzymający się macierzystego masywu; wiedziony nagłym impulsem odrywam go, trzymam chwilę w ręku i rzucam w dół zbocza. Do głowy przychodzi mi myśl o przyczynieniu się do zniknięcia tych skał w odległej przyszłości, ale też pojawia się nadzieja, właściwie pewność, dalszego trwania lasu wokół.

Wyżej, pod samym szczytem Pańskiej Wysoczki, są niewielkie, ale malownicze skałki, z których roztacza się ładny widok na dolinę i góry po drugiej stronie – Łysą i Chrośnickie Kopy. Wiedziałem, że nie zobaczę ich dzisiaj, ale poszedłem tam chcąc odwiedzić miejsce i przypomnieć sobie okoliczne ścieżki. Na jednej z nich, zarośniętej trawą metrowej wysokości, zmoczyłem ochraniacze i spodnie powyżej kolan, ale buty okazały się być dzielne, nie przepuściły wody. Szedłem. Sto metrów przede mną znikały we mgle ścieżki i drogi, las wokół stał przygaszony, niemal pozbawiony kolorów, tylko tu i tam małe buki trzymały swoje ładnie zbrązowiałe liście, a modrzewie resztki rudych igieł. Gdy zatrzymywałem się, słyszałem delikatny szelest spadających kropel wiszących na gałęziach drzew.




Wzdłuż masywu, nisko, jego podnóżem, biegnie gruntowa droga. Idąc nią na zachód, po prawej stronie parokrotnie minie się skały prześwitujące między drzewami lasu wznoszącego się po zboczach, a po lewej pas smutnego lasu. Zastanawiałem się nad przymiotnikiem najlepiej oddającym jego charakter, właśnie „smutny” uznałem za najbardziej trafny. Pełno w nim powyginanych konarów, przewróconych, omszałych pni z których wyrastają gęste pędy rwące się do słońca, gąszcz splątanych gałęzi, nierzadko zwisających do ziemi, której nie widać spod rozległych kałuż lub zwalisk uschniętych gałęzi, a wszystko to pod burym niebem, w szarówce mglistego dnia grudniowego. Mówi się o starych wiązach jako o drzewach mogących wystraszyć swoim wyglądem; widziałem takie w UK, w jakimś wiekowym parku, faktycznie wrażenie czyniły duże, ale nie były tak smutne, jak te powyginane i porośnięte mchami pnie wierzb iwa. 







 Taki ze mnie znawca drzew? Takim chciałbym być. Nie będąc pewny gatunku tych drzew, poprosiłem o pomoc autora strony mojedrzewa.pl. To dzięki uprzejmości pana Piotra wiem, że w tamtym lesie rosną te dziwne wierzby tak mało podobne do naszego wyobrażenia wierzb.
Szedłem brzegiem tego lasu, wchodziłem między jego drzewa, zatrzymywałem się i patrzyłem na ten nieprzytulny gąszcz wokół, oczyma wyobraźni widząc wędrowca, który gdzieś tutaj usiadł na zwalonym pniu i zebrawszy kupkę suchszego chrustu rozpalił ogień by ogrzać się w swojej długiej wędrówce. Wsłuchiwałem się w siebie podejmując kolejną próbę poznania przyczyn mojego łażenia w tak brzydką pogodę po takich pustkowiach.

Poszedłem nieznaną mi drogą od Chrośnickiego Rozdroża w stronę Głębokiej Doliny i Gackowej; droga warta przejścia nią po raz drugi – przy dobrej widoczności. 



W lesie dnem jaru płynie strumyk, a dukt przekracza go wysokim mostkiem. Stałem tam chwilę patrząc na strumień i słuchając go; z mapy dowiedziałem się, że gdzieś tutaj jest miejsce zwane „Za mostem” – z tej, czy z tamtej strony strumienia? Nie wiedziałem, ale miejsce i nazwa podobały mi się. Nieco dalej droga przekracza strumień murowanym, nowym brodem – rzadkość warta zobaczenia, bo dająca wyobrażenie o dawnym wędrowaniu gruntowymi drogami. Stałem na środku płytkiego nurtu płynącego płaskim dnem wyłożonym kamieniami i patrzyłem na wodę omywającą moje buty.

Zaczęła padać mżawka, rozejrzałem się i na miejsce chwili przerwy wybrałem dąb pomnikowych rozmiarów. W ranach po uschniętych konarach wypróchniały duże dziuple, pozostałe konary były sękate, powykrzywiane, ale prosty pień był zdrowy. Patrząc na niego wspomniałem scenę ze „Starej baśni” Kraszewskiego i ponownie, jak tyle już razy, zdziwiłem się działaniem ludzkiej pamięci.

Po wyjściu z Głębokiej Doliny, droga wypadała mi otwartą przestrzenią w okolicy Księżej Góry. Odnalazłem to wzgórze, niewielkie, obłe wybrzuszenie pola, ale trzeba mi będzie wrócić tam dla zobaczenia widoków.

Szedłem polnymi drogami głównie na wyczucie, trochę też według mapy, bo mgła nie pozwalała kierować się linią lasów, a chciałem ominąć drogę najprostszą i najpewniejszą, ale jednocześnie nudną – asfaltową szosę biegnącą przez Lubiechowę. Zmierzchało się. Szedłem smakując nostalgię końca późnojesiennego dnia i drogi wśród pól.


2 komentarze:

  1. Witaj, Krzysztof.

    To w tej wędrówce wyczytałem Twe słowa, o których wspomniałem
    w temacie:

    http://krzysztofgdula.blogspot.com/2016/04/o-wiosnie-literaturze-i-o-gorach.html?showComment=1460877605851#c795427061630680019

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, Janku.
    Przeczytałem opis i przypomniałem sobie tamten dzień.
    Zwróciłem uwagę na ostatnie zdjęcie, robione było między rozdrożem a miejscem nazywanym „Za mostem”. Na łące przy rozdrożu stoi szałas drewniany, byłem tam niecały miesiąc temu, w czasie ostatniej mojej wędrówki. Siedziałem na podeście i jadłem obiad. Teraz, widząc zdjęcie bliskiej okolicy szałasu, wspomniałem tamten marcowy obiad wędrowcy.
    Janku, nadal jestem w Lesznie, w bazie, mógłbym wziąć wolną niedzielę (w sezonie pracuje się 7 dni w tygodniu) i pojechać na włóczęgę, ale codziennie pada…

    OdpowiedzUsuń