230118
Parę
zdań o mojej ostatniej lekturze, powieści „Dżentelmen w Moskwie” autorstwa
Amora Towles’a.
W
ostatnich latach coraz mniej czytam powieści, niewielką ilość swojego wolnego
czasu poświęcając raczej pozycjom popularyzującym naukę lub starym tekstom,
bardzo starym.
Gdy
zastanawiam się nad takimi swoimi wyborami dochodzę do wniosku, iż głównym
powodem jest brak czasu i pragnienie jego najtreściwszego wypełnienia. O ile
powieść nie zaciekawi fabułą, o ile nie zwiążę się emocjonalnie z jej
bohaterami, muszę przebijać się przez strony opisujące tło – powieściowy świat
z jego wyglądem aż do szczegółów w rodzaju opisu domów czy ubrań, żeby dojść do
miejsc istotnych, wnoszących coś znaczącego nie tylko do fabuły, ale i do mojej
wiedzy o świecie rzeczywistym, którą – mam taką nadzieję – przekaże mi autor
snując swoją opowieść.
Nie
zawsze to się zdarza, raczej tylko w dobrych książkach, ale nawet gdy taką
czytam, odczuwam coraz większą chęć pominięcia tych wszystkich ruchów pędzla
tworzących tło głównej postaci i skupić się na niej samej; coraz bardziej
szkoda mi czasu na tak obszerną formę wypowiedzi twórcy, jaką jest klasyczna
powieść.
Zacząłem
czytać „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk, i uznając powieść za świetnie
napisaną, a autorkę za pisarkę dużego formatu, książkę odłożyłem dotarłszy do
siedemdziesiątej strony.
Dlaczego
więc przeczytałem „Dżentelmena w Moskwie”? Pierwszym powodem było poczucie…
może nie obowiązku, raczej powinności. Otóż książkę otrzymałem do
biblionetkowego Mikołaja, i uznałem, że na tym portalu najwłaściwszą formą
podziękowania za prezent będzie opublikowanie swojego tekstu o książce. Drugi
powód pojawił się sam w czasie czytania: fabuła zaciekawiła mnie, a i forma
oraz sposób jej prowadzenia zachęcały do czytania. Było więc zwyczajnie – tak,
jak bywa z dobrze napisanymi książkami.
O
nadrzędnej wartości naszego wnętrza w życiu pisano już, a to przesłanie, ta
myśl, jest może i najważniejsza w powieści, jednak skupię się na dwóch innych
przesłaniach, czy raczej obrazach, które na mnie także zrobiły wrażenie.
Pierwszy już w tytule jest sugerowany: zachowanie się arystokraty i dżentelmena
w codziennych sytuacjach, w kontaktach z ludźmi spoza arystokracji. Obraz,
trzeba przyznać, ładnie namalowany, mimo odrobiny idealizacji, ale to tylko
moje wrażenie, przy którym nie będę się upierać. Oczywiście odruchowo siebie
podstawiałem w miejsce tytułowego dżentelmena, jednakże porównania nie wypadały
dla mnie zbyt dobrze, do czego ze wstydem się przyznaję.
Drugim
przesłaniem jest wołanie o pamięć milionów istnień ludzkich okrutnie i jakże
często bezsensownie, najzupełniej niepotrzebnie złamanych, zniszczonych,
sponiewieranych w komunistycznej Rosji. Po lekturze nie tylko „Archipelagu
GUŁag” Sołżenicyna mam pewne pojęcie o tym wszystkim, co się działo pod rządami
komunistów w Związku Radzieckim, jednakże tutaj zadziałała zwykła ludzka cecha
powodująca emocjonalnie silniejszy odbiór wiedzy o losie konkretnych osób,
niechby pojedynczych, niechby nawet fikcyjnych, jednak w powieści nakreślonych
wprawną ręką, niż precyzyjne co prawda fakty o martyrologii milionów, ale tym
sposobem pozbawione indywidualnych rysów i losów.
Oto
moje osobiste przesłanie:
Gdy
słyszymy niepochlebne opinie o ludziach byłego Związku Radzieckiego, o ich
dziwnych albo i dziwacznych poglądach o świecie, także o pracy i poszanowaniu
własności; gdy śmiejąc się oglądamy filmiki na youtube pokazujące ich zwyczaje;
gdy odczuwamy skłonność patrzenia na nich z góry, pamiętajmy o strasznych
warunkach, w jakim te narody żyły przez parę pokoleń.
Gdybym
na tych słowach zakończył, czytający ten tekst mógłby mieć niewłaściwe
wyobrażenie o powieści, wspomnę więc jeszcze o trzech kobietach, dzięki którym
życie tytułowego dżentelmena nabrało barw i sensu. Trudno byłoby rozwijać ten
temat nie zdradzając tajemnic fabuły, więc powiem tylko, że właśnie kobiece (i
dziewczęce) postacie przywiązały mnie do książki, a z nich zwłaszcza ostatnia,
Zofia. Historia ich związku jest wzruszająca i nadzwyczaj pięknie opisana. Nie
zdradzę charakteru ich wzajemnych relacji, tym bardziej finału, a jedynie
pozwolę sobie przepisać niżej drobny fragment a propos i na nim zakończyć ten
opis.
„Waży
nie więcej niż trzynaście kilogramów, mierzy nie więcej niż metr, cały jej
dobytek można zmieścić w jednej szufladzie, rzadko odzywa się niepytana, a jej
serce bije nie głośniej niż serce ptaka. Więc jak to możliwe, że zajmuje aż
tyle miejsca?!”