130518
Zbyt
szybko mijają dni, jakże piękne dni wiosny! Ledwie zacznę się
cieszyć jakimś kwitnieniem, już widzę opadające płatki, już
rozchylają się inne
kwiaty. Staram się
każde dostrzec i docenić, w każdym zauważyć nową dla mnie,
wcześniej ukrytą, cząstkę uroku, każde lepiej poznać i
zapamiętać, dotknąć i powąchać. Budząc się rano widzę słońce
– czyż może być milszy początek dnia? – a nim upłynie staram
się często patrzeć na widok najzwyklejszy ale i najpiękniejszy:
zielone gałęzie drzew na tle błękitu nieba.
Napisałem
te słowa i wspomniawszy drzewa rosnące obok, wyszedłem z kampingu
żeby zobaczyć je w niskim, ale nadal jasnym słońcu majowego
przedwieczoru. Rosną tutaj jesiony i topole, chyba szare, a obok
nich kwitnie akacja w miodowej bieli cała, ledwie liście jej widać.
Patrzyłem chcąc zapamiętać odcienie barw, wchłonąć i zatrzymać
w sobie widok tak ładny i tak ciepły.
Jak
zwykle walczą we mnie dwie potrzeby, dwie chęci wzajemnie się
wykluczające: czytania lub pisania i wyjścia na dwór, do lasu czy
parku. Wczoraj, chcąc je pogodzić, włożyłem laptopa do torby i
pojechałem do lasu. Było ciepłe popołudnie, miałem na sobie
krótkie portki i T-shirt, może dlatego na ławce wytrzymałem tylko
pół godziny, gryziony przez muchy i inne paskudy. Wróciwszy,
ustawiłem krzesło pod kampingiem tak, żeby widzieć drzewa po
podniesieniu głowy znad ekranu. Muchy nie dowiedziały się o mnie,
ciało nie pamiętało zmęczenia pracą, czułem delikatną
pieszczotę wiatru, w koronach drzew odzywały się ptaki, więc
warunki do pracy nad tekstami i odpoczynku jednocześnie miałem
idealne. Tak dobre, że… usnąłem. Obiecałem sobie położyć się
wcześniej, ale słowa nie dotrzymałem. Ponieważ i dzisiaj oczy
mnie pieką i powieki mam ciężkie, obietnicę znowu sobie składam,
tym razem solenną: najpóźniej o godzinie 22 spać!
Zaparzywszy
kawę sięgnąłem po książkę. „Rozmyślania” Marka
Aureliusza.
Nim
napiszę parę słów o lekturze, może pewna uwaga, raczej w luźnym
związku z książką.
Parę
dni temu widziałem, na szczęście przez chwilę, włączoną
telewizornię. Paru młodych mężczyzn w zbyt kusych marynarkach
(czy oni, na Boga, nie widzą, jak idiotycznie wyglądają?) i z
mikrofonami wiszącymi przed ustami na drucikach, oraz grupa jaskrawo
ubranych i wymalowanych kobiet na tle ściany mrugającej kolorowymi
reflektorami, śmiali się, coś krzyczeli i wykonywali dziwne ruchy,
niby taneczne, niby kopulacyjne. Na dole ekranu zobaczyłem napis,
było coś o umawianiu się. Wstrząsnąłem się. Ja miałbym coś
takiego oglądać??
Rozmyślania
napisał mądry człowiek i chociaż zapewne nie podzielę wszystkich
jego poglądów (może też nie wszystkie zrozumiem), warto je
poznać. Warto chociażby dla przybliżenia sobie osoby wyjątkowej.
Oto rzymski imperator, człowiek właściwie wszechmocny w
starożytności, mogący zaspakajać najdziwniejsze swoje kaprysy (a
niektórzy jego poprzednicy dobitnie pokazali, jakie mogą one być),
żyje skromnie oddany sprawom państwowym. Jest uprzejmy, wprost
ujmujący wobec podwładnych, przychylnie nastawiony do wszystkich,
nigdy nie okazujący swojej władzy nad innymi. Prawy władca i
filozof o stoickich przekonaniach, ucieleśnienie ideałów
myślicieli starożytnych pragnących filozofa na tronie. Cesarz
zamykający swoim panowaniem złoty wiek cesarstwa.
Cóż
jednak mogą mi dać myśli człowieka żyjącego tak dawno temu? W
zasadzie to samo, co dzisiejszy widok zieleni drzew pod błękitem
nieba, co widok dali i dźwięki bachowskiej kantaty, co zrozumienie
kolejnego tajnika biologii lub inżynierii: lepsze poznanie świata,
pozytywne wrażenia, estetyczną przyjemność, a więc wzbogacenie
kulturowe i emocjonalne. Te z kolei są wartością samą w sobie i
dalszych uzasadnień nie wymagają.
„Jak
wszystko znika szybko: w świecie sami ludzie, w czasie i wspomnienie
o nich!”
Ładnie
napisane i kojarzące
się z Proustem, ale niekoniecznie tak musi być, Marku. Umarłeś
ponad 1800 lat temu, jednak google, program którego nie mogłeś
znać, wyświetla Cię na szóstym miejscu wśród wszystkich
najbardziej znanych Marków, także tych obecnie żyjących, a to
znaczy, że miliony ludzi czytają Twoje myśli.
„Gardzi
mną kto? Niech sobie. A ja uważać będę, by mnie nikt nie znalazł
czyniącym cokolwiek lub mówiącym, co by godne było pogardy.”
Niżej
jedne z najbardziej znanych słów powszechnie przypisywanych
Markowi.
„Nie
należy się gniewać na bieg wypadków. Nic ich to bowiem nie
obchodzi.”
Tak właśnie
mówi stoik. Przeczytałem ledwie małą część Rozmyślań,
dlatego nie mam pewności, niemniej wydaje mi się, że Marek cytuje
słowa ateńskiego filozofa Antystenesa. Tego samego, który wyraził
zdziwienie w rozmowie z kapłanem zapewniającym go o raju po
śmierci, że ten nie umiera czym prędzej.
„A
chociażbyś miał żyć jeszcze trzy tysiące lat albo dziesięć
tysięcy razy
dłużej, przecież pamiętaj o tym, że nikt innego nie traci życia
nad to, którym żyje, a innym nie żyje, jak tym, które traci.
Najdłuższe więc równa się najkrótszemu. Teraźniejszość
bowiem jest równa u wszystkich, a więc i to, co się traci, jest
równe.”
Nie
zgadzam się, ponieważ zrównanie życia najdłuższego i
najkrótszego jest słuszne tylko w chwili śmierci i nie z powodu
logiki – dziwnej tutaj, obcej, zimnej – a ludzkiego pragnienia
życia nawet jeśli wiek się przeżyło. Teraźniejszość będzie
równa u wszystkich ludzi właśnie w chwili śmierci – i tylko
wtedy. W życiu równa jest jedynie
w fizycznym sensie chwili, która momentalnie staje się
przeszłością, natomiast jej zawartość różni się, i to dość
znacznie, u różnych
ludzi. Chyba jeszcze
bardziej różni się ludzki jej odbiór i przeżywanie. Równość w
traceniu jest więc słuszna jedynie w fizycznym znaczeniu
teraźniejszości, ale akurat takiego rodzaju definicje mają tutaj
najmniejsze znaczenie.
„Tak
więc to, co się traci, przedstawia się jako pozbawione czasu co do
długości. Nikt bowiem nie może stracić tego, co już przeszło
lub co przyjdzie. Jakże bowiem można być pozbawionym tego, czego
się nie ma?”
Pierwsze
twierdzenie może być
słuszne tylko przy założeniu, iż nasze życie to jedynie
teraźniejszość,
chwila obecna, moment między jednym a drugim oddechem; tylko wtedy
to, co tracimy, a więc życie, nie będzie mieć rozciągłości
czasowej. Dziwne rozumienie życia i niezgodne z naszą psychiką, z
całym naszym jestestwem. Przeszłość tylko fizycznie znika,
przestaje istnieć, jednak w naszej psychice, w pamięci, trwa nadal.
Przeszłość nas kształtuje i wpływa na nas, bez pamiętania
przeszłości nie byłoby ludzi takich, jacy jesteśmy. Natomiast
znaczna część naszego życia tu i teraz nastawiona jest na
przyszłość. Od drobiazgu, jak kupienie kurczaka na niedzielny
obiad, po naukę dzieci, by w dorosłości zbierały jej owoce i po
płacenie składek
emerytalnych odbieranych po czterdziestu latach.
Tego,
co już minęło, nie stracimy, to prawda, chociaż z czysto
ludzkiego stanowiska stracenie pamięci o zdarzeniach z przeszłości
przypomina ich całkowite stracenie, natomiast stracić można szanse
zdarzeń przyszłych, i to wiele sposobów, chyba że wierzy się w
predestynację. Zdaje się, że Marek wierzył w boskie wybory tego,
co mamy przeżyć. Wtedy faktycznie nic nie stracimy swoim
działaniem, nie mając wpływu na swój los. Wspominam tutaj Edypa z
tragedii Sofoklesa „Król Edyp” – najtragiczniejszej,
najbardziej wstrząsającej tragedii starożytnej. Ten człowiek całe
życie starał się uniknąć przeznaczenia, a jednocześnie wszystko
co w tym celu robił zbliżało go ku przeznaczeniu. Dla Edypa
słuszne byłoby twierdzenie o niemożności straty tego, co nastąpić
dopiero miało, nam czasami wystarczy zrobić cokolwiek, drobiazg
zupełny, by zmienić przyszły bieg zdarzeń, a ta zmiana jest
traceniem i zyskiwaniem. Bywa jednak głównie traceniem: to człowiek
dostający się na ćwierćwiecze do więzienia, lub wyłącznie
traceniem, jak u samobójcy – by użyć tylko tych najprostszych
przykładów. Są oczywiste, za łatwe, a w istocie znaczy to, że
coś mi umyka w rozumowaniu Marka. Wydaje mi się, że przyczyna w
nierozdzieleniu konkretnych zdarzeń przyszłych od zdarzeń
potencjalnych, od możliwości, jakie niesie życie. Nie stracimy
czegoś konkretnego w nieistniejącej
jeszcze przyszłości,
ale tracąc przyszłość stracimy jej potencjalne możliwości.
W
ostatnim zdaniu (Jakże bowiem można być pozbawionym tego, czego
się nie ma?) dostrzegam niezgodność czasową, nielogiczność.
Pozbawić czegoś można tylko osobę żyjącą, a nie ma przyszłości
tylko umarły – w tym zdaniu jakby jednocześnie była mowa o żywym
i umarłym, a przecież z kontekstu wynika, że mówi się o
człowieku jeszcze żyjącym. Człowiek
umierając traci przyszłe zdarzenia w sensie jak najbardziej
dosłownym, chociaż nie może wiedzieć jakie one będą. Nie zna
ich treści, ale ma pewność ich istnienia gdyby dalej żył, więc
traci jak najbardziej. Z życiem traci przyszłą treść życia.
Natomiast gdy już umrze, nic i nikt mu nie odbierze, skoro tracąc
życie traci dosłownie wszystko. Tak więc myśl tego zdania słuszna
jest tylko w stosunku do umarłych.
No i zrobił
się wieczór. Jest godzina 22, zgodnie z daną sobie obietnicą
powinienem położyć się spać. Może za godzinę? Szkoda mi czasu
na sen. Książkę na razie odkładam, ale na pewno wkrótce wrócę
do myśli Marka Aureliusza.
Ten
blog jest o mnie. Nie o mojej rodzinie, a o mnie, dlatego nadzwyczaj
rzadko zamieszczam tutaj informacje dotyczące moich bliskich. Jednak
po dłuższym wahaniu uznałem, że krótką informację o ostatnich
ważnych wydarzeniach rodzinnych zamieścić mogę, a może i
powinienem.
W
końcu kwietnia mój starszy syn po raz drugi uczynił mnie
dziadkiem, oczywiście przy aktywnym współudziale swojej żony. Ich
syn, dziecko mojego dziecka, nosi imię sławnego króla
macedońskiego i jednocześnie imię dziadka swojej prababki, a
mojej mamy.
Na zdjęciu
mały Aleksander rozkosznie śpi na brzuchu ojca. Dwie godziny tak spał.
W tych
samych dniach najmłodsze moje dziecko, Małgosia, największa miłość
mojego życia, została mężatką. Oto niesprawiedliwość tego
świata: oddać swoją dziewczynę obcemu facetowi!
Dobrych
zdjęć jeszcze nie mam, niżej wklejone było zrobione telefonem.
Zapewniam, że córka wyglądała cudnie. Ona zawsze taka była i
jest. Zawsze najpiękniejsza.
Ach, tyle wzruszeń i ta nieznośna myśl, że dzieci rosną za szybko, dorastają pokazując nam nieuchronne upływanie czasu. I choćbyśmy chcieli zanegować swój wiek (ach, przecież jestem młoda!), to ich dorosłość ten wiek jaskrawie pokazuje.
OdpowiedzUsuńPodobnie pomyślałem, gdy obejrzałem zdjęcie z synem i wnukiem. Zobaczyłem po prostu, że moje dziecko jest mężczyzną w średnim już wieku. Takie też wrażenia miewa moja mama; któregoś razu wyraziła zdziwienie moimi siwymi skroniami. Czasami uświadamiam sobie fakt bycia dla niej, dla jedynej osoby na świecie, nadal dzieckiem. Przy niej ożywają wspomnienia dzieciństwa, a czasami i czuję się dzieckiem.
UsuńDobrze, że psychicznie starzejemy się na ogół wolniej niż fizycznie. Ciężkie ma życie człowiek w podeszłym wieku czujący się jak starzec; ludzie blisko niego też.
A Ty, Aniu, jesteś dla mnie prawie małolatą, więc nic nie pisz o swoich latach.
Ach, Krzysiu, Ty masz jeszcze mamę! Jakież to musi być piękne uczucie bycia czyimś dzieckiem (ja czasem odczuwam je, gdy spotykam się z moją cudowną teściową, ale mimo wszystko to nie to samo). Z drugiej strony...od swojej mamy jestem starsza o 20 lat.
UsuńMoja mama niedawno zaczęła dziewiąty krzyżyk. Niedomaga, ale nadal jest samodzielna i nawet w swoim ulubionym warzywniaku trochę pracuje. Haftuje obrusy i obdziela nimi swoje wnuczki i prawnuczki.
UsuńMoja teściowa umarła 13 miesięcy temu. Dobrą była teściową. W sytuacjach konfliktowych chyba częściej brała moją stronę niż swojej córki.
Ale ze mnie gapa! Dopiero zrozumiałem w jaki sposób jesteś starsza od swojej mamy. Więc Los nie był dla niej łaskawy…
Anno, byłaby dumna widząc swoje dzieci i ich dzieci.
Mam sentyment do imion.
OdpowiedzUsuńLekarz Marek Aureliusz przed sześcioma laty oceniał moje siły witalne w Wojskowym Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. I ten sam lekarz asystował w czasie operacji na moim sercu.
Księga imion mówi że Małgorzata pochodzi od greckiego słowa oznaczającego perłę i również pąk kwiatowy.
I takie też skojarzenie przychodzi mi na myśl, gdy patrzę na zdjęcie Twojej córki.
Przyznaj Krzysiek, miałeś łzy w oczach?
Zapomniałem napisać, że w greckie słowo to: margarites.
UsuńDziękuję, Janku.
UsuńŁez nie miałem, ale chwilami odczuwałem smutek. Co prawda i radość, ale ta była raczej na myśl o radości córki. Dlaczego smutek, może zapytasz? Cóż, to smutek końca. Wiedziałem, że córka od razu po ślubie zamieszka w domu rodziców męża. Jeszcze rzadziej będę ją widzieć.
To imię od zawsze mi się podoba, a perłą Małgosia była dla mnie od pierwszych swoich chwil.
No i popatrz, jaki ten świat mały! Gdzie Rzym, gdzie… Wrocław, a przecież tam znalazł się Marek Aureliusz! :-)
Gratuluję potomków :DDD.
OdpowiedzUsuńCo do czasu, to podzielam wątpliwości, a nawet niezgodę wobec wypowiedzi Antystenesa. Wiele mówi się obecnie o teraźniejszości i życiu chwilą. Wybiegi i próba „ogarnięcia” współczesnego świata. Metoda, sposób na skontaktowanie się z samym sobą.
Dla mnie to ułuda, jeśli brakuje ciągłości w postaci przeszłości i przyszłości. Człowiek nie jest jętką jednodniowką, a i ona pewnie, w nieznany nam sposób, oznacza interwały czasowe. Może w jej przypadku to minuty, a może i sekundy. Wszystkie trzy, czasowe obszary nakładają się na siebie i decydują o spełnieniu. Są ludzie, którzy pod koniec życia mówią „o” i czują spełnienie, pomimo różnych kolei życia.
Jest w tym zapewne słynne bycie „tu i teraz”, jestem w tej chwili, śpiewam, szukam kolejnej piosenki na Spotify, pytam się o coś, słyszę odpowiedź i nie myślę o czymś innym, gdzieś poza tym czasem. Już wiem, że to siedzenie pod olbrzymimi, liliowymi bzami, w oczekiwaniu na tramwaj na końcowym jego przystanku, nigdy się nie powtórzy, chociaż umawiamy się na następny raz. Patrzę na dwie twarze: matkę i córkę, uderza mnie podobieństwo rysow twarzy, figury, dziwi odmienność losów - to historia i cieszę się, że mnie akceptują i kochają.
Akceptacja to dziwne słowo, ktorego możesz użyć tylko wtedy, kiedy wiesz, że jesteś ważny dla drugiej osoby i nic już tego nie zmieni, kiedy czujesz przyjemność z samego bycia z nią. Akceptacja to coś więcej niż lubienie, chyba nawet kochanie, bo ludzie współcześnie szybko się zakochują i odkochują.
Dobrze powiedziane: wszystkie trzy obszary czasowe nakładają się na siebie i decydują o spełnieniu.
UsuńOczywiście to przenikanie się czasów następuje w naszej psychice – dodam ten oczywisty fakt w związku ze słowami Marka Aureliusza, któremu chyba to umknęło. A może i nie, tylko chciał w wypowiedzi uwydatnić swoje iście stoickie podejście do życia i jego kresu.
Szybko się zakochują i szybko odkochują… wspomniałem moją długą polemikę z autorem czytanej kilka lat temu książki („Podwójny płomień” O. Paza), wtedy nie zgadzałem się z nim, piszącym podobnie, teraz… teraz właściwie też się nie zgadzam, ale czuję, iż ta moja obecna niezgoda jest bardziej buntem przeciw światu niż zaprzeczaniem zmian. Bardziej skłonny jestem przyznać, że chyba jednak częściej fascynację i pożądanie utożsamiają ludzie z miłością, mając za mało czasu na pielęgnowanie uczucia, a za wiele pragnienia sukcesu, zabawy, łatwego życia bez kłopotów i komplikacji. Może boją się zaangażowania? Bezbronności zakochanego człowieka? Bólu końca?
A może romantyczna, bezinteresowna miłość wydaje się im staroświecka? Nie wiem. Cóż, właściwie prawie nic nie wiem o pokoleniu ludzi młodszych ode mnie o 30 i 40 lat...
Co sądzisz o tym, Chomiku?
Myślę, że wiele się na to składa. Różne bywały miłości w dziejach: te greckie były inne, francuskie flirty libertyńskie inne, miłości romantyczne i werterowskie jeszcze inne, a w Polsce miłość do ojczyzny stawiano z kolei wyżej nad inne. Zafrapowało mnie to, że miłość nie zawsze wiąże się z popędem, z Erosem, z seksem. Te, nie popędowe są wyżej cenione - to romantyzm. Są uwznioślone - to ciekawe. Tak jakby wyparcie popędu, wymazanie przyjemności. Bardzo ciekawą rozmowę na ten temat ostatnio wysłuchałam. Rozmówcą był psycholog z UJ, Bartłomiej Dobroczyński, a rozmowa była na temat jego ostatniego brawurowego eseju w Znaku, „Eros nie mieszka w Polsce”. Stawia tezę, że niestety w Polsce mamy do czynienia z Tanatosem, od niepamiętnych literackich wieków, od Morsztyna.
UsuńTo Polska, jeśli chodzi o świat zachodni - Europa, nie wiem, trudno coś sądzić. Jedno już wiem, że miłość opiewana przez romantyków to lipa, moe zbyt grubego słowa użyłam, lecz po fascynacji potrzebna jest praca, włożenie wysiłku w związek, w bliskość. A co jeśli partnera, partnerkę traktujemy z przyzwyczajenia jako produkt, jako kawę instant. Prawdziwa osoba nie wpasuje się w nasze wyobrażenia, a jeśli uczynimy z niej obrazek to okaże się, że nie dostaje do oryginału. Relacje ludzkie są czymś więcej niż kupowaniem dobrej mikrofalówki. Algorytmy nie działają, trzeba być sobą z Innym, a życie to nie film, i chyba nie o to chodzi.
Chomiku, dziękuję za przysłanie tekstu, z ciekawością przeczytam, ale dopiero za parę dni – trwa kolejna przeprowadzka lunaparku, i to wyjątkowo uciążliwa.
UsuńCzuję opór przed zrównywaniem miłości między dwojga ludźmi do uczucia żywionego do ojczyzny, pokoju, muzyki czy Boga. A przecież słyszy się nawet, że ktoś kocha swoje zwierzę, albo określony kolor. Dla mnie to odmienne uczucia, które jednako nazywamy z powodu braków w języku. Miłość między dwojga ludźmi postrzegam jako nadbudowę, czy może lepiej byłoby napisać wyższe piętro erotyki, a tę z kolei jako transformację pociągu seksualnego. Ten jest podstawą i bez niego nie byłoby tamtych, przy czym jeśli już miłość zaistnieje, może trwać i w późnym wieku, gdy pociąg seksualny wygasa. Uczucie żywione do Boga czy ojczyzny należałoby nazwać innym mianem, skoro mimo pewnych podobieństw, wykazuje istotne różnice. Na przykład brak tej erotycznej podstawy, czy żądania wyłączności – cechy bardzo charakterystycznej uczucia między ludźmi.
Chomiku, to oczywiście moje stanowisko, które nie rości sobie prawa do nieomylności ani oryginalności.
Jak wspomniałem, coś się zmienia. Na świecie i w moim widzeniu, ale trudno mi temat drążyć, za mało mam wiedzy i obserwacji. Tym chętniej przeczytam tamten tekst.
W pełni się z Tobą zgadzam, miłość, relacja, bliskość to nie ojczyzna, umieranie, pracowanie i „ja produktowe”. Jeśli tak jest to za tym jest pustka, Tanatos lub jakieś dziwactwo. Jeśli ludzie stacą czucie siebie, to wzajemne, te konflikty wewnętrzne, ktore się z tym wiążą i będą gładko, w pełnym zachwycie samych siebie sunąć po autostradzie skończy się to lipą. Nagle pomyślałam sobie, że może chodzi Ci o miłość romantyczną, ta nieskalana, romantyczna jest dla mnie chwilą piękną lecz chyba nazbyt osławioną przez poetów. Brakuje w niej mięsa, a to wygodne. Przeczytaj artykuł. Jest ścieżka idealizacji i ścieżka życia. Dopóki idealizacja dotyczy partnera to bohater może odnosić z tego korzyść, co najwyżej będzie cierpiał, on lub ona. Kiedy jednak dotyczy recepty na życie to so-so, ponieważ ono jak pociąg pojedzie torami już wyznaczonymi.
UsuńTrzymaj się przy przeprowadzce i dbaj o siebie :). Patrz na lasy, chmury i bzy - kwitną ciągle jeszcze w Trójmieście. Widuję też konwalie w wazonikach, niezapominajki inkasztany, których kwiaty więdną.
Jak przyjemnie jest przeczytać rano tyle ciekawych słów.
OdpowiedzUsuńDzień staje się jaśniejszy i chce się działać. Wnuczek uroczy, a imię Aleksander brzmi dumnie, zresztą jest ono najpiękniejsze, wszak sama jestem Aleksandra. Wiadomo wszystkie córki są swoich Tatusiów. Życzę by szczęśliwi byli, a Ty dumny ze swoich dzieci.
Dziękuję, imienniczko mojego wnuka :-)
UsuńKoledze urodziła się rok temu wnuczka; powiedziałem mu wtedy, że niedużo czasu upłynie, jak będzie dziadka owijać wokół swojego malutkiego paluszka, a dziadkowi będzie się to podobać. Dzisiaj zapytałem się go, czy wnuczka już to potrafi.
– O, już dawno – odpowiedział ze śmiechem i zaraz wyciągnął telefon z setkami zdjęć małej.
Aleksandro, sam się sobie dziwię, ale przecież tak jest, i właściwie nie wiem dlaczego jest.
Mam dwa takie wielkie zbiory zdjęć, jeden sprzed ćwierćwiecza, z córką, drugi z ostatnich lat, z wnuczką.