170820
Zmieniono wygląd stron zarządzania blogiem. Jak zwykle zmiany w większości są nijakie i niepotrzebne, są zmianami dla zmian, w których trudno doszukać się poprawy, łatwiej zepsucia.
Tagi postów (a właściwie wszystko) umieszczono w wielkich ramkach, w efekcie nie mieszczą się na ekranie. Patrząc na wygląd stron, łatwo zauważyć, że głównym pomysłem programistów były właśnie ramki, więc dodali je, nie zwracając uwagi na sensowność, przydatność czy miejsce.
No i te mnożące się jak króliki malutkie, nieczytelne ikonki zastępujące słowa!
Na liście postów wyświetla się coś, co przypomina mi grot strzały z przyklejonym kwadratem mieszczącym znak plus. Owszem, jest i „dymek” z „wyjaśnieniem”: przywróć wersję roboczą. Cóż to znaczy – nie wiem, ponieważ nie miałem żadnej wersji roboczej: napisany tekst po prostu wkleiłem w okienko i opublikowałem. Nie wiem też, jak się to „przywracanie” ma do kwadracika, plusa i grota strzały. Ot, tajemnica programistów.
Właśnie próbowałem poznać funkcję tego grotu z kwadracikiem. Okazało się, że tekst postu umieszczany jest gdzieś z boku, gdzie może być otworzony w trybie edycji, czyli z możliwością wprowadzenia zmian. W jakim celu to zagmatwanie? Otworzenie tekstu w trybie edycji nie jest żadnym powrotem.
A było tak jasno i logicznie: tekst mogłem zwyczajnie wyświetlić albo otworzyć z możliwością wprowadzenia zmian. Najwyraźniej było za prosto.
Kiedyś podobną rewolucję zrobiono na allegro, i do dzisiaj nie poznałem wszystkich dziwadeł nowej strony, a ostatnio portal Wirtualna Polska, na którym od blisko trzydziestu lat mam skrzynkę pocztową, zapowiada zmiany. Już czuję kłopoty.
W jakim celu robione są takie zmiany wyglądu stron? Firmy mają nadmiar pieniędzy? Niech więc przekażą je UNICEF. A może uważają, że bez totalnego przemeblowania, bez zmuszania użytkowników do szukania funkcji, będzie nudno? Nie wiem, a z ciekawością poznałbym przyczyny tych działań. Przecież można unowocześnić program, jeśli zachodzi taka potrzeba, a wygląd strony i jej funkcjonalność zostawić bez zmian.
Po kilku miesiącach użytkowania Instagramu nadal nie wiem, jakie znaczenie ma część ikonek, na przykład kwadrat z wyszczerbionym bokiem. Nie wiem też, jak wejść na stronę innej osoby. Jeśli kliknę na ikonkę z awatarem, pojawia się coś podobnego do obrotowego słupa ogłoszeniowego, na którym wyświetlane są zdjęcia innych użytkowników, nie tego wskazanego. Z proponowanych ikonek nie korzystam nie tylko z powodu mojej niechęci do nich, ale i niewiedzy o ich znaczeniu. Nie wiem, i nie bardzo mi się chce dowiadywać, co znaczy żółta mała głowa z ustami wykręconymi w lewo, a co z ustami wykrzywionymi inaczej, i w jakim celu stosowany jest znak koperty postawionej na węższym boku. Te symbole są dla mnie nieczytelne, a "dymków" przy nich nie ma; najwyraźniej uznano, że ich znaczenie jest oczywiste.
To, co najbardziej mi doskwiera przy obsłudze programów komputerowych, to konieczność dopasowania się do sposobu myślenia, kojarzenia i wysławiania osoby (programisty), która myśli, kojarzy i mówi zupełnie inaczej niż ja. Częstokroć odbieram ten przymus jako swoje zniewolenie.
Właśnie ta konieczność naginania myślenia do myślenia innej osoby, to wbijania sobie do głowy znaczenia ikonek i słów wyjaśnień niewiele wyjaśniających, mam za największą wadę programów komputerowych.
PS
W trakcie publikacji tego tekstu zauważyłem różnej wielkości czcionkę. Parokrotnie zaznaczałem właściwą, bez skutku. No i takie są rezultaty tego rodzaju zmian...
Z mojej pracy.
Litery i słowa odchodzą na drugi plan. Teraz mamy ikonki. Jak przed tysiącami lat, gdy ludzie na kamieniu, w glinie lub na patyku rzezali znaki. W efekcie ludzie zamieniają się w analfabetów nie potrafiących logicznie sformułować prostego pytania.
W pracy często słyszę takie i podobne pytania klientów:
– O co tu chodzi?
– Na czym to polega?
– Jak to działa?
Na ostatnie pytanie odpowiedziałem, że koło młyna jest napędzane silnikami elektrycznymi, czym bardzo zirytowałem klienta, ponieważ jemu, i tym, którzy zadawali pozostałe pytania z listy, chodziło o ilość obrotów koła młyna na jedną jazdę, czyli za jeden bilet. Proste? Logiczne?
Chcąc się dowiedzieć, ile obrotów zrobi koło młyna, pytają, o co tu chodzi. Jak nazwać taką logikę i taką nieporadność?
Otóż chodzi o to, żebyście zostawili tutaj pieniądze. To dokładna odpowiedź na wasze pytanie.
Mało ludzi podchodzących do kasy młyna czyta wywieszony przed ich oczyma informator. Zdecydowana większość pyta, a naszą prośbę o zapoznanie się z informacjami traktuje jako nieuprzejmość, a nawet wyraz lekceważenia. Bywa, że w rezultacie odchodzą, a jeśli nawet przeczytają, to częstokroć nie rozumieją. A tam jest ledwie parę krótkich informacji, może dwadzieścia słów!
Przy dużym ruchu kasjerka musi obsłużyć kilkudziesięciu klientów w ciągu godziny. Ma jedną minutę na jednego kupującego. To taśmowa praca podobna do pracy kasjerki w dużym sklepie spożywczym. Jedna i druga po prostu nie ma czasu na zajmowanie się klientem tak, jak może się nim zająć sprzedawca samochodów. Wystarczy chwila zastanowienia, żeby dojść do tego wniosku. Wystarczy też do wyobrażenia sobie uciążliwości powtarzania setki razy dziennie tych samych informacji. Uważam, że dobre wychowanie nakazuje branie tego pod uwagę, ale nie od dziś wiadomo, że człowiek z chwilą stania się klientem traci nie tylko pół rozumu, ale i połowę kultury.
Pewna część naszych klientów traci znacznie więcej. A może nie traci, bo od dawna nie ma co tracić?
Stojąc na peronie i patrząc na przesuwające się gondole, kilka razy dziennie widzę klientów trzymających buty na tapicerowanej kanapie. Pukam wtedy w szybę i palcem pokazuję im buty. Rzadko widzę zmieszanie, częściej oznaki niezrozumienia. Raz jeden, tylko raz usłyszałem przeprosiny, kiedy na koniec jazdy otwierałem drzwi gondoli, i niejako dla równowagi raz usłyszałem słowa protestu klienta nieżyczącego sobie, żebym mu cokolwiek palcem pokazywał.
Ot, wrażliwe panisko.
Obok młyna stoi mała, dziecinna kolejka kosztująca znacznie mniej niż młyn, a na szybie kasy wisiała stosowna informacja z podaną ceną. Znaczna część klientów uznawała tę niską cenę jako opłatę za jazdę młynem. Kiedy słyszeli właściwą, 30 złotych, byli rozczarowani i protestowali:
– Ale tu pisze 10 złotych!
Postanowiłem przykleić cennik na tę kolejkę z boku, żeby trudniej było go zauważyć. Zmiana nic nie dała, nadal ludzie zauważali mniej widoczne 10 zł, a nie eksponowane 30. Musiałem informator zdjąć dla uniknięcia nieporozumień.
Chyba nie muszę dodawać, że cały ów cennik składał się z nazwy urządzenia i ceny, czyli z kilku wyrazów.
Klient płaci za trzy obroty koła trwające około 15 minut. Ta informacja jest w cenniku. Niżej powiesiłem drugą, o rozpoczynaniu się nowych jazd co 3 – 4 minuty. No i w ten sposób zadałem kolejnego klina klientom. No bo jak jazda młynem może trwać 15 minut, skoro co 3 – 4 minuty ludzie wsiadają i wysiadają!?
Oto pełna analogia: pociąg jedzie z miasta A do miasta B godzinę czasu, ale co kwadrans ma przystanek, na którym ludzie wsiadają i wysiadają. Jak w takim razie możliwa jest godzinna jazda od A do B??
Paranoja? Popis bezmyślności? Brak elementarnej logiki? Tak! Po trzykroć tak.
Rzadko, ale klika już razy w okresie wakacyjnym miałem klientów, którzy odmawiali przeczytania informacji zamieszczonych przy kasowym okienku, tłumacząc się w wielce oryginalny sposób:
– Jestem na urlopie. Nie muszę myśleć.
Cóż, czytanie literek i składanie z nich sensownych słów bywa trudne dla niektórych.
Trudne staje się dla coraz większej ilości ludzi.
PS
Zarabiam tutaj nieźle, ale i koszta mam spore. Do największych zaliczam obniżającą się opinię o ludziach.
PS 2
Letnie dni płyną mi spokojnie, tyle że zlewają się w jeden ciąg, w którym nie można znaleźć nic wyróżniającego, nic, czego mogłaby chwycić się pamięć.
Jestem tutaj już półtora miesiąca, ale kiedy obejrzę się wstecz, ledwie garść chwil i obrazów pamiętam. Wiem jednak i pamiętam: spojony upływ dni ma swoją wartość, którą łatwo doceni ten szarpiący się z problemami.
Ile czas pozwoli, coś przeczytam i napiszę, a w pracy rozglądam się starając się zapamiętać letnie obrazki: dziewczyny ubrane w przewiewne sukienki, przyjemny cień pod zielonym drzewem, moje gołe ramiona i nogi, słońce na twarzy. Opalony jestem jak zwykle na brąz. Wieczorem uświadamiam sobie, że mimo późnej pory jestem lekko ubrany i nie jest mi zimno. Wiem, że za pół roku trudno będzie mi w to uwierzyć.
Dni są jednakowe, ponieważ wypełniają je monotonne i powtarzalne zajęcia. Cóż, mój wybór. Nie musiałem kontynuować pracy, jednak pracując zarabiam, zasilając swój prywatny fundusz górski.
PS 3
Minęła godzina druga. Zaraz muszę wyłączyć laptopa i pójść spać, ale jeszcze chwilę posłucham muzyki.
Właśnie przebrzmiała aria z bachowskiej kantaty i po chwili ciszy usłyszałem całkiem odmienne dźwięki. Poznałem je od razu: allegro non troppo z koncertu skrzypcowego D-dur Johannesa Brahmsa. Jeden z dwóch najpiękniejszych koncertów na skrzypce, jakie kiedykolwiek człowiek skomponował!
Dlaczego tylko wspomniałem o nim w swojej opowieści o Jasiach?
Na Facebooku jest strona Bloggera, gdzie można zgłaszać swoje problemy i uwagi. Pierwsza część Twego wpisu nadaje się go wklejenia tam "żywcem".
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe są Twoje spostrzeżenia o klientach lunaparku. Ach, czy ten "świat" i ci ludzie nie są mniej lub bardziej krzywym zwierciadłem rzeczywistości? Krzysztofie, nie irytuj się, lecz skrzętnie spisuj owe historie. Po jakimś czasie, gdy zaczniesz je przeglądać, nie będziesz mógł uwierzyć, ze są prawdziwe. A może uruchomią Twoją wyobraźnię, natchną do napisania czegoś nowego?
Aniko, to nie jest krzywe zwierciadło rzeczywistości, to jest sama czysta i wiernie opisana rzeczywistość!
UsuńKlienci wychodzą z gondoli na peron wyjściowy. Na zewnątrz prowadzą dwie drogi, można iść w lewo albo w prawo, o czym informują rozmieszczone co parę metrów duże dwujęzyczne tablice ze strzałkami, a wielkość liter wynosi 10 centymetrów. Codziennie widzę, jak ci ludzie kręcą się po peronie, jak idą w lewo, zawracają idąc w prawo, i dopiero gdy zauważą wyjście, wychodzą. Może co dziesiąta osoba, raczej co dwudziesta, zwróci uwagę na pisemną informację wspartą strzałką.
Ludzie nie czytają napisów. Odwykli od czytania. Nie twierdzę, broń Boże, że są głupi, nie. Oni po prostu są na pół analfabetami.
Na pewno nie będę zamieszczać na FB swojej opinii o zmianach. Nie tylko dlatego, że nie mam konta na tym portalu. Głównym powodem jest moja wiedza (nie wiara, a wiedza) o tym, że programiści oraz osoby decydujące i tak zrobią to, co sobie umyślili, w nosie mając opinie użytkowników.
W każdym znanym mi przypadku tak robili. Oni uważają, że wiedzą lepiej od nas, czego chcemy i co jest nam potrzebne.
Akcja „Zmień piec" jest elementem kampanii „Wrocław bez smogu" realizowanego przez Urząd Miejski Wrocławia. Do końca 2024 roku miasto przeznaczy 330 mln złotych na działania związane z likwidacją pieców.
OdpowiedzUsuńPrzed jednym z kościołów stało stoisko informacyjne z plakatem na którym widniał napis ZMIEŃ PIEC.
Przejeżdżający obok rowerzysta zawołał oburzony:
- Nawet przed kościołem stoicie, ja Wam dam ZMIEŃ PŁEĆ!
Kopnął w stolik i odjechał.
Obsługujący stanowisko reklamowe opowiadali, że poprzednio pewien przechodzień również tak odczytał ten napis, ale po wyjaśnieniu pomyłki przeprosił i odszedł skruszony.
Janku, wyrazy są podobne, więc można zrozumieć ich niewłaściwe przeczytanie. Kopnięcie stolika już niezbyt.
UsuńW jakiejś mierze można też zrozumieć reakcję tych oburzonych, bo to, co się dzieje wokół tego LGBT jest dla mnie dziwne.
Nie wiem, o co w tych wszystkim chodzi.
Janku, słyszałem, że są przedszkola, w których nie można zwrócić się do chłopca per „chłopcze”, ani do dziewczynki „dziewczynko”, a tylko per „dziecko”, ponieważ uznaje się tam, że to samo dziecko ma wybrać swoją tożsamość płciową.
Wiesz, jeśli się czyta lub słyszy o takich bzdurach, o takiej naukowej ignorancji, doprawdy, łatwo pojawia się wyrozumiałość dla tych zmieniających piec w płeć.
Przyszedł mamut do mamucicy i pyta
Usuń- Hym, hym?
A mamucica odpowiada
- Nym, nym!
I mamuty wyginęły, bo się nie dogadały.
Kiedyś moja znajoma z oburzeniem zaprotestowała, słysząc tę wersję historii wyginięcia mamutów. Z cała stanowczością twierdziła, że było dokładnie na odwrót: ona była zainteresowana, on nie.
UsuńWiesz, na początku ten nowy blogger mnie dobijał, ale powoli siė przyzwyczajam. Jakoś trzeba dać radę. A czytanie... cóż... po co ono komu? Lepsze są obrazki.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, obrazki lepsze. Na Instagramie widzę czasami odpowiedzi na komentarze składające się wyłącznie z szeregu ikonek. Naprawdę nie wiem, co część z nich oznacza. Mam obawy przed ich użyciem, ponieważ nie wiem, jaki mają wydźwięk emocjonalny. Głowa z serduszkami zamiast oczu, na przykład. Ma oznaczać zakochanie, czy co? Nie chcę mi się dowiadywać, bo dla przekazywania swoich stanów emocjonalnych mamy słowa albo czyny, nie ikonki.
UsuńZgadzam się z Wami dwoma. Bo i trzeba się dostosować, i niestety obrazki, które nie są lepsze, szybsze, ponoć obraz lepszy niż tysiące słów. Głeboko się z tym nie zgadzam, ale... rządzi PR, marketing i rynek. Za długo moim zdaniem nie porządzi, to siła siłą rozpędu i nadzieją, że będzie jak było, ale nie będzie. Pytanie, ile czasu potrzeba, aby pojawił się jakiś sensowniejszy koncept? Tego nie wiem.
UsuńChomiku! Jesteś, a już myślałem, że zakopałaś się w swojej norce i przed wiosną nie dasz znaku życia :-)
UsuńWcześniej miałem lepszy obraz przyszłości Ziemian, teraz uważam, że jednocześnie więcej wiemy w dziedzinach technicznych, i głupiejemy. Przeciętny Kowalski może i jest dobry w swojej wąskiej specjalności, ale poza nią nie wie prawie nic, i, co gorsza, nie interesuje się wiedzą, swoim rozwojem umysłowym.
Ten stan rozdwojenia będzie narastał. Tworzy się społeczeństwo półanalfabetów potrafiących latać w kosmos i budować super szybkie komputery.
Zmiana, jeśli w ogóle będzie, w co wątpię, to może, może w dalszej przyszłości.
Się wtrącę.
UsuńSpotkałam się z opinią, że to postęp szeroko rozumiany, doprowadza do tego, że ludzkość głupieje. Powoli wszystko robi ktoś lub coś za nas a my w tym czasie nic nie musimy. Musimy tylko wiedzieć, jakim guziczkiem toto uruchomić. W związku z tym po pierwsze: nie używamy mózgu tylko guziczka do wykonania czynności, po drugie: tracimy umiejętności kiedyś nabyte, a które teraz są niepotrzebne, bo czynność wykonuje za nas guziczek. Przykłady? Najprostszy, jaki przychodzi mi do głowy: nawigacja w samochodzie. Kto dziś jeździ z atlasem na kolanach? Kto nie odczuwa popłochu, gdy nawigacja zaczyna pleść farmazony?
Albo inny przykład. Zepsuł się w samochodzie pipek cofania. I co? Okazuje się, że cofanie na lusterkach jest bardzo trudne! A przecież kiedyś nie było pipków i cofaliśmy, aż miło.
Dołożyć do tego trend unikania wysiłku jakiegokolwiek, gdyż życie ma być proste i przyjemne, nie po to wszak żyjemy, żeby się wysiłkować i już mamy przepis na postępujące głupienie rasy ludzkiej.
Tako rzekłam ja
Latorosłka
Temat poruszył Cię, skoro jesteś. Dziękuję, Latorosłko.
UsuńJakże trafna konstatacja: naciśnięcie guziczka zastępuje myślenie.
Zgadzam się z każdym Twoim spostrzeżeniem. Sytuacji, w których maszyna wyręcza nas kosztem naszej wiedzy i myślenia jest bardzo wiele, ale zostając przy Twoich przykładach wspomnę o wypadkach spowodowanych przez kierowców ślepo wierzących prowadzącemu go GPS. Na przykład zjechanie z jezdni, bo tak mu kazał głosik dobywający się z urządzenia.
W aktualnej mojej pracy obserwuję jeszcze skrajnie nieuprzejme zachowania, które wiążę z dziwacznie wybujałymi oczekiwaniami ludzi stających się klientami, oraz skutki odwyknięcia od czytania. Podane wyżej przykłady stanowczo nie wyczerpują tematu. Zresztą, czym innym jest przeczytać ten tekst, a innym widzieć, jak klienci po wyjściu z gondoli młyna kręcą się wkoło, zaglądają, idą w lewo, zawracają i idą w prawo szukając wyjść, a mało który zauważy wielkie i mnogie napisy te wyjścia pokazujące. Trzeba widzieć tę ich osobliwą ślepotę, to ich nagłe zdecydowanie, gdy w końcu któreś wyjście zobaczą. Nie przeczytają o nim, a je zobaczą.
Wierz mi, ich widok, tak bezradnych wobec tych czarnych paciorków na białym tle zwanych literami, robi niemałe wrażenie.
Na bycie klientem, sadzę, ma wielki wpływ hasło-klucz: płacę i wymagam. Położony na ladzie pieniążek uprawnia nas do wszystkiego, nie zobowiązując jednocześnie do niczego, bo przecież nasz klient, nasz pan, nie oczekujmy zatem kultury, dobrego wychowania, kindersztuby, uprzejmości, dostrzeżenia w drugim człowieka. On płaci, więc wymaga, należy mu się.
OdpowiedzUsuńWracając do czytania. Lata temu patrzyłam jak na zjawisko na ludzi, którzy rezygnowali z dobrego filmu w kinie tylko dlatego, że film nie miał lektora, miał za to napisy. Nie pojmuję tego do dziś. A przykłady zaniku umiejętności czytania z mojej pracy? Zamawiałam tabliczki dla nowej poradni u nas w szpitalu, takie z opisami, że tu gabinet lekarski a tu zabiegowy. Kierowniczka poradni powiedziała mi, że trzeba je zamówić, choć ona nie bardzo wie po co, skoro pacjent wali pięścią w zamknięte drzwi z opisem "sekretariat", bo on ma skierowanie na usg, holtera, czy cokolwiek i wydaje mu się, że właśnie w te drzwi musi wejść. Te, do sekretariatu. On nie czyta, że to sekretariat. On niczego nie czyta. Są drzwi, chcę wejść.
Pacjent to też klient?
I coś szczególnego: w poradniach nie wykłócają się i nie szturmują drzwi młodzi i niecierpliwi ludzie, wychowani po nowemu, w przekonaniu o swoich prawach. Tam najgorzej zachowują się ludzie starzy, a przecież nieprawdą jest, że młodzi nie chorują.
Zresztą, kto zachowuje się najgorzej pod Lidlem w dniu promocji na kapcie?
No właśnie, starcy.
Latorosłka
Jeśli wali pięścią w drzwi sekretariatu chcąc zrobić prześwietlenie, to owszem, jest klientem :-)
UsuńIlekroć przychodzi mi do głowy wywiesić dodatkową informację na kasie, dochodzę do takiego samego wniosku, do jakiego doszła kierowniczka poradni: po co, skoro i tak nie przeczytają albo nie zrozumieją.
Wiesz, Latorosłko… odczuwam zaskoczenie i zdumienie, gdy czytam jakieś zestawienia grup wiekowych kończących się na 65+. Przecież to o mnie! – uświadamiam sobie wtedy.