250221
„Istotę
cywilizowaną definiuje stosunek do słabszych.” M. Kostrzyński.
Mój stosunek do zwierząt zmieniał się z biegiem moich lat – od obojętności, poprzez uznanie ich za biologiczne maszyny podległe li tylko instynktom zapisanym w genach, po stopniowe, na lata rozłożone, przyjmowanie do wiadomości ich zdolności przeżywania całej gamy uczuć oraz posiadania świadomości. Taki stan osiągnąłem dość dawno temu, wysuwając wnioski ze swoich lektur dzieł popularnonaukowych traktujących o etologii i ewolucji. Zdawało mi się, że niewiele już mógłbym zmienić w swoim obrazie zwierząt i stosunku do nich, jednak jeśli obejrzę się wstecz, widzę powolną ewolucję poglądów i stanowisk: najogólniej mówiąc, daję coraz więcej praw zwierzętom, a ludziom coraz więcej zakazów i obowiązków związanych ze zwierzętami. Wolno zachodzą te zmiany, ponieważ zawsze miałem trudności z bezpośrednim przyjęciem czyjegoś zdania lub oceny, a autorytetów w zasadzie nie uznaję, więc zmiany wypracowuję sam, krok po kroku.
Na takiej drodze prędzej czy później, ale zawsze dochodzi się do wniosku o potrzebie chronienia wszelkiego ziemskiego życia. Doszedłem i ja, ale stanąłem wtedy przed dylematem jak na razie nierozwiązanym przeze mnie.
Co ze zwierzętami uznawanymi przez ludzi za szkodniki? Czy mamy chronić muchy i komary – że wymienię tylko te najbardziej znane z wielkiej ich listy? Przecież nie, to oczywiste, ale jeśli robimy wyłom w regule, jeśli przypisujemy sobie prawo decydowania o życiu, to cały gmach chwieje się w posadach. Wszak dla rolnika mającego pole kukurydzy pod lasem, szkodnikami są dziki, dla leśników sarny i jelenie zjadające gałązki młodych drzew, a dla ogrodnika krety i myszy.
Nie bronię życia much i komarów, po prostu przedstawiam swój problem. Powiem jeszcze tylko, że odkąd się pojawił, nie zabijam pająków (chyba że spadnie na mnie i wtedy odruchowo...), co mam za logiczną konsekwencję swoich przemyśleń i widząc w nich sprzymierzeńców.
Ziemia nie jest tylko nasza, a ponieważ najwięcej możemy zrobić i jednocześnie najwięcej szkodzimy innym mieszkańcom planety, winniśmy im daleko idącą pomoc i nieszkodzenie. To nie tylko nasz moralny obowiązek wobec słabszych i od nas zależnych, ale i w długiej perspektywie czasowej działanie na naszą korzyść. Dowody na prawdziwość tego twierdzenia znaleźć można w książkach autorów wnikliwie przyglądających się ziemskiej faunie i florze – także w „Gawędach” Kostrzyńskiego.
Książkę czytałem w każdej wolnej chwili: jedząc śniadanie, przy kawie, w ostatnich minutach dnia, gdy zmęczony odsuwałem od siebie laptopa. Czytałem urzeczony obrazem niewiele mi znanego, jak się okazało, świata zwierząt. Piszę tak, ponieważ w tej książce określenie „bracia mniejsi” nie jest pustym sloganem, ani nie jest przejawem zielonego czy religijnego zachłyśnięcia miastowego człowieka, a po prostu prawdą potwierdzoną rozległą wiedzą praktyczną autora, a na potrzeby książki i czytelników popartą wieloma przykładami. Zwierzęta są duchowo i psychicznie bardziej do nas podobne, niż nam się wydaje; bardziej, niż wielu z nas godzi się dostrzec i zaakceptować dostrzeżone. W tym sensie Kostrzyński przedstawia świat nam nieznany bądź mało znany. Zadziwiający i fascynujący świat. Chwilami miałem wrażenie czytania nie o Ziemi i jej mieszkańcach, a o jakiejś baśniowej krainie. Może o Edenie?
Zwykliśmy uważać, że między nami a zwierzętami zieje ogromna przepaść w zdolnościach duchowych, takich jak miłość, radość, rozpacz, pamięć, przyjaźń, poczucie więzi rodzinnych, a okazuje się to nieprawdą.
Scena witania się dwóch łań, matki i córki które nie widziały się dłuższy czas, jest przejmująca. Tylko istoty obdarzone zdolnościami tradycyjnie (i bezrefleksyjnie) przypisywanymi człowiekowi, będą tak reagować i tak okazywać swoje uczucia.
Te fakty zmieniają obraz świata i naszego w nim miejsca.
Możliwość zaistnienia zmian w nas, jest największą wartością książki.
* * *
>> Obserwowanie zwierząt z bliska wiele mnie nauczyło, zmieniło też moje postrzeganie braci mniejszych. Wszystkie historie, które opisałem, są prawdziwe. Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że każda istota to indywidualność jedyna i niepowtarzalna. Są takie same jak my. Każdy człowiek jest inny, nie tylko wizualnie. Ta inność pozwala nam się rozwijać. Podobnie jest u zwierząt. Nasze światy, nasze emocje niczym się od siebie nie różnią. Nie powinniśmy uzurpować sobie prawa do decydowania o życiu lub śmierci tych istot. Podobno mamy duszę, a one nie mają, czyżby? Nie da się zbudować cywilizacji na prawie silniejszego. Przez cywilizację rozumiem istoty o wyższym stopniu rozwoju. (…)
Istotę cywilizowaną definiuje stosunek do słabszych, a nie zdolność budowania rakiet czy nuklearnych bomb.<<
>>Las kształtował mnie i nadal kształtuje. Nasi przodkowie byli mieszkańcami puszcz. Czcili stare dęby, prastara puszcza była ich domem. Każdy z nas ma cząstkę tego dziedzictwa w sobie. Z przerażeniem patrzę, jak las ginie i jest zastępowany nasadzeniami przemysłowymi. Nie ma już starych drzewostanów, które pamiętam, i nie da się tego odwrócić. Jeśli wybudujemy most, dom czy drogę i popełnimy błąd, można wszystko zburzyć i zacząć od nowa. Jeśli wytniemy dwustuletni las dębowy, na kolejny musimy czekać dwieście lat. Nie da się tego ominąć, przyśpieszyć.
Od trzydziestu lat trwa rzeź polskich lasów. Prawdziwa polska masakra piłą motorową. Katastrofa widoczna z kosmosu. Wycinane są stare lasy, a na ich miejsce sadzone nowe uprawy. Dzieje się tak, ponieważ przedsiębiorstwo Lasy Państwowe się samo finansuje i samo kontroluje. W dodatku nie istnieje żaden społeczny nadzór tej działalności. Jest to istotne, ponieważ lasy państwowe obejmują prawie jedną trzecią terytorium Polski. Stały się jedynie z nazwy państwową, w rzeczywistości oligarchią.
U schyłku komuny mówiono o rabunkowej gospodarce, teraz z tego samego obszaru wycina się prawie trzy razy tyle, co w tamtym czasie. Jak więc nazwać to, co teraz robią leśnicy? (…)
Las nie jest tylko własnością ludzi, jest również domem innych mieszkańców. Zależymy od niego w większym stopniu, niż się nam wydaje. Ma o wiele ważniejsze funkcje niż produkcja drewna. Oczyszcza powietrze z pyłów i chorobotwórczych mikroorganizmów. Produkuje tlen, wiążąc dwutlenek węgla. Stabilizuje klimat. Magazynuje wodę, uwalniając ją znacznie wolniej, łagodząc skutki ocieplenia klimatu. Chroni pola przed wiatrem i erozją. By lasy były trwałe i wieczne, muszą rosnąć w pewnej specyficznej równowadze. Każde, nawet niewielkie naruszenia tej równowagi, może prowadzić do katastrofy.
Przytoczę przykład dzików w ostatnim czasie wybijanych bez opamiętania. Jeśli doprowadzimy do tak dramatycznego spadku ich populacji, jak zamierzają politycy, czeka nas ogólnopolska katastrofa ekologiczna na skalę znacznie większą niż ta, która ma miejsce w Puszczy Białowieskiej. Był taki przypadek. W latach dwudziestych ubiegłego wieku europejskie lasy sosnowe zaatakowała strzygonia choinówka. Od Holandii aż po Białoruś zjadała sosnowe igliwie. Jej naturalnym wrogiem są dziki. Strzygonia zimuje w ściółce tuż pod pniem drzewa, na którym żeruje. To właśnie dziki zjadają dziewięćdziesiąt dziewięć procent zimujących owadów, trzymając populację pod kontrolą.
Czy mały owad może być niebezpieczny? W Puszczy Noteckiej praktycznie nie było dzików w latach dwudziestych ubiegłego wieku, właśnie tam strzygonia zabiła osiemdziesiąt procent drzew. Jeśli wybijemy dziki pod pretekstem afrykańskiego pomoru świń, podobna tragedia będzie tylko kwestią czasu. W Polsce ponad sześćdziesiąt procent lasów to drzewostany sosnowe. Pokazuje to potencjalną skalę problemu.<<
MArcin Kostrzynski to moi ulubiony "opowiadacz" o naturze. Slucham go jak zahipnotyzowana, potrafi opowiadac tak entuzjastycznie, tak pieknie, tak z przejeciem, ze nie sposob go zignorowac, ja rzucam natychmiast wszystko, przerywam jakiekolwiek zajecie i zamieniam sie w sluch. Poszukam jego książki.
OdpowiedzUsuńDziki wybito dosc dokladnie, tutaj gdzie mieszkam, pod Lasem Kabackim było ich duzo, czasem nawet dochodzily do budynkow, w lesie byly slady ich rycia, nie ma po nich najmniejszego sladu.
LAsy się wycina niemilosiernie, na Mazowszu widac wycinki wszedzie. Bardzo mnie to boli. Ksiażka Kostrzyńskiego powinna byc obowiązkową lekturą w szkolach, moze mlode pokolenie wprowadziloby zmiane w patrzeniu na przyrodę...eh...
Grażyno, propozycja uczynienia z tej książki lektury szkolnej jest ciekawa. Myślę, że chętniej i ze znacznie większym pożytkiem byłaby czytana przez nastolatków, niż nudne dla nich dzieła napisane w świecie im nieznanym i ich nieinteresującym.
UsuńFilmów na You Tube nie oglądałem, ale na pewno będę to robił, bo znam już autora, a i tematyka interesuje mnie. Natomiast książkę pożyczyła mi synowa, wcześniej nic nie wiedziałem o Kostrzyńskim.
Miałam wiele psów w swoim życiu, a każdy był inny, zwierzęta nie są takie same. Boli mnie wycinanie lasów, bez opamiętania, co mogę zrobić? zwłaszcza tutaj, na Pogórzu, widzę starą puszczę karpacką w leżących pniach przy drodze ... co mogę zrobić? Pająki mieszkają w mojej chatce, czasami wynoszę je na zewnątrz, kiedy ich za dużo, bo np. opanują kabinę prysznicową:-) ale myszy ... gdyby zostawały na zewnątrz, dokarmiałabym żeby tam zostały, ale one paskudzą w domku, zostawiają kupy i śmierdzące siki, to nieprzyjemne, dlatego walczę z nimi, zastawiając łapki. Generalnie żyję z przyrodą za pan brat, gorzej, jak przyroda to wykorzystuje:-) Trudno to pogodzić, nawet moralnie. Pamiętasz taką akcje w Chinach, kiedy wróbla uznano za wroga narodu i wszyscy płoszyli go klaskaniem, że w końcu ptaki padały ze zmęczenia i wywożono je całymi przyczepami. Potem pojawiły się szkodniki, robactwo, które zjadało plony, przez co naród cierpiał klęskę głodu. Równowaga w przyrodzie została zaburzona, bo gdzie człowiek włoży swoje łapy, tam wszystko zepsuje. "Betony" w rządzie wydają decyzje w myśl "po nas choćby potop" ...
OdpowiedzUsuńWięc z myszami mamy podobnie :-) Mnie się one podobają, i gdyby nie szkodziły, gdyby wiedziały, że do domu nie można im wchodzić, można by im coś sypnąć. Przypomniało mi się, jak kolega opowiadał o myszach u niego w warzywniaku. Na początku nie zabijał mysz, bo było mu szkoda, później powiedział sobie „trudno, albo myszy będą jadły, albo ja”. Cóż, taka jest natura.
UsuńDzisiaj (godzinę temu wróciłem z włóczęgi) uciąłem sobie niemal godzinną pogaduchę z rolnikiem z Gór Kaczawskich. Mówił o zmianie norm wyrębów, że młodsze drzewa są teraz klasyfikowane do cięcia. Wziął mnie pod ramię i pokazał palcem miejsce na zboczu sąsiedniej góry. Rósł tam las świerkowy, a za nim pas starodrzewu dębowego. Dęby wycięli, odsłaniając świerki, przyszedł wiatr i je położył. To przykład, jeden z ogromnej liczby, zależności w przyrodzie, czasami trudnych do uchwycenia bez dogłębnych studiów. Jednak Chińczycy nie popisali się, bo wpływ ptaków na stabilizację populacji wielu owadów jest znany. Widocznie nie dla nich. O takiej roli ptaków wspomina i Kostrzyński. Ot, przykład: wycinanie uschniętych drzew powoduje redukcję populacji dzięciołów, bo nie mają gdzie wykuć sobie domku – z wiadomym skutkiem.
Wiele lasów jest nimi tylko z nazwy. Dużych drzew jest jak na lekarstwo, a średnich mało. Są młodniaki, małe siewki albo sztuczne nasadzenia, łamiące się iwy, tu i ówdzie stare czereśnie, kępy leszczyn i jakieś krzaki.
Adam Wajrak - dziennikarz związany z Gazetą Wyborczą i miłośnik przyrody zamieszkał we wsi Teremiski w Puszczy Białowieskiej. Napisał kilka książek o przyrodzie. Jest również świetnym gawędziarzem.
OdpowiedzUsuńTak mówił o wycince Puszczy Białowieskiej
Przyjaźnie opowiada o wilkach
Marię może zainteresować jego pogadanka o Podlasiu
Janku, oglądałem te filmiki. Zastanawiam się, skąd ta powszechna niechęć ludzi, nawet nienawiść i silny lek przed wilkami. Przecież nasz stosunek do tych zwierząt jest powszechny i bardzo stary, skoro wrósł z język wieloma synonimami. Wystarczy wspomnieć przymiotnik „wilczy”. Ileż negatywnych treści on zawiera!
UsuńA znawcy mówią, że te nasze wyobrażenia o tym zwierzęciu są z gruntu fałszywe. Dlaczego tak jest? Wiem, że nie odpowiesz, to pytanie retoryczne.