Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 17 lutego 2023

Skały i ulice Lwówka Śląskiego

 120223

W czasie dzisiejszego szwendania się po Lwówku Śląskim i najbliższej okolicy uświadomiłem sobie chodzenie po Pogórzu Izerskim, a nie Kaczawskim, jak wcześniej mniemałem. Po prostu nie brałem pod uwagę minięcia Bobru, granicznej rzeki płynącej wschodnim obrzeżem miasteczka. Szkoda, ponieważ tak ładne widziane dzisiaj skały powinny być kaczawskie.

Ranek był mglisty, w ciągu dnia widoczność się poprawiła, nawet na kwadrans pokazało się słońce, ale lekka mgiełka przysłaniająca dalekie widoki pozostała do zmierzchu. Nie wiało, nie padało, było ciepło, czyli aura nam sprzyjała. Nam, ponieważ towarzyszył mi Janek, znany w pewnych kręgach jako Wiedźmin z Legnicy.

Oglądaliśmy trzy grupy skał, przy czym dwie odwiedziliśmy, jedną poznaliśmy dzisiaj; odszukaliśmy też jaskinie w podlwóweckiej wsi Płuczki.

Grupa Skały Panieńskie wznosi się na brzegu miasta, z góry widać dachy okolicznych domów, ale z drugiej ich strony zaczynają się pola i łąki na pagórkach; nie brakuje też polnych dróżek zapraszających na włóczęgę; oczywiście daliśmy się skusić i nieco je poznaliśmy.

Jak opisać urok zamglonego pogórza? Nostalgię budzoną drogą niknącą we mgle?


 Same skały są bardzo malownicze: mają wysokość około 10 metrów, pionowe ściany i fantazyjne kształty, są omszałe, a na ich szczytach rosną drzewa. Zawsze ładny, a nawet fascynujący, jest dla mnie widok zasiedlania przez żywe organizmy martwych skał.







 Janek wypatrzył na mapach Kawalerskie Skały. Miały być niepozorne, ale skoro widzieliśmy Panieńskie, więc uznaliśmy, że dla uzupełnienia pary i tamte powinniśmy zobaczyć. Stoją na sporym zalesionym uskoku, między dwiema ulicami miasta, i jak się okazało, wcale nie są małe; niemal pionowa ściana ma długość około sto metrów i wysokość do dziesięciu. Kiedy skały zobaczył mój towarzysz, powiedział: jak Białe Skały. Faktycznie, jasne, miejscami kremowego koloru, złomy piaskowca mogą przypominać tamte z Gór Stołowych. Ich kształty budzą podziw. Najzwyklejsze bezrozumne mechanizmy oddziaływające na skały potrafią stworzyć formy godne artysty. 






 Mieliśmy kłopot w przejściu na górną ulicę, ponieważ ogrodzenia posesji łączyły się tworząc barierę trudną do pokonania. Drapaliśmy się pod górę skrajem urwiska, pomógł jakiś śmietnik, po którym weszliśmy wyżej, i w końcu stanęliśmy na chodniku.

Ulicami przeszliśmy parę kilometrów, ale dzięki temu miałem okazję przyjrzeć się Lwówkowi, do tej pory widzianemu tylko zza szyb samochodu, najczęściej nocą. Zobaczyliśmy wiele ładnych zadbanych budynków, odnowiony mur miejski, wypieszczone stare domy, i mimo widzianych tu i tam brzydkich zaułków, ogólne wrażenie było pozytywne: miasteczko może się podobać.



 Widzieliśmy Baobab. Naprawdę! Piszę wielką literą, ponieważ taką nazwę nadał Janek potężnemu platanowi rosnącemu przy jednej z głównych ulic. Mierzyłem obwód jego monstrualnego pnia, wyszło mi około siedmiu metrów, a więc ponad dwa metry średnicy. Każdy z czterech jego głównych konarów jest wielkości dużego drzewa. Wielkie drzewa mają tajemniczy urok, dlatego pomyślałem, że niechbym nic więcej nie widział dzisiaj, warto było pojechać do Lwówka.


 


Ulicami miasta szliśmy do największej i najbardziej znanej grupy, czyli do Lwóweckich Skał. Podobne do Panieńskich, ale sporo są wyższe. Po niemal pionowej ścianie wchodzi się na górę wygodną, łagodnie się wznoszącą ścieżką wykutą w skałach, a tam, z kilku ogrodzonych miejsc na krawędzi przepaści, roztacza się ładny widok na część miasteczka i wzgórza na wprost. Wokół jest gęsta sieć ścieżek i szlaków; spotkaliśmy na nich sporo ludzi, a z paroma osobami ucięliśmy miłą pogawędkę. Na tym zdjęciu zrobionym przez Janka widać, jak coś wyłuszczam parze spotkanej w lesie.

 Czwartym miejscem, a drugim poznanym, był od dziesięcioleci nieużywany kamieniołom wapienia ukryty w lesie parę kilometrów za miastem, w pobliżu wsi Płuczki. Miejsce zrobiło na mnie niemałe wrażenie. Strome wąwozy, martwe zwalone drzewa, zimowa szarość, a nade wszystko kruszejące skały wyglądające tak, jakby starsze były od Ziemi i zaraz się rozsypią. Przy dnie ślepego i najgłębszego wyrobiska ziały cztery czarne czeluście jaskiń. Do żadnej nie wszedłem, chociaż do wszystkich zaglądałem, ponieważ musiałbym się czołgać (zrezygnowałem na myśl o praniu ubrania i wybrudzeniu fotela w samochodzie), a szkoda, bo miałem szczerą chęć wejść w głąb czeluści. 




 

Zdjęcia zrobił Janek, bo mojemu telefonowi się nie chciało.

Po raz pierwszy widziałem dzisiaj tak wiele oznak przedwiośnia: kilka kęp delikatnych, a tak przecież odpornych przebiśniegów, drobne nieznane krzewinki z różowymi kulkami podobnymi do kulek śnieguliczki, wysepki intensywnie zielonych źdźbeł traw, może już tegorocznych, krzew z ciemnoróżowymi… kwiatami (czemu tak mało wiem o przyrodzie?). Na jego widok uśmiechnąłem się, czując przypływ optymizmu i nadzieję na szybkie przyjście wiosny. Skoro pojawiły się pierwsze oznaki końca zimy, pierwsze kwitnienia, tylko patrzeć, jak kolejne rośliny rozpoczną swoje gody. Może wawrzynek wilczełyko też już kwitnie? Nie ma kalendarza, ale wie, że dni są dłuższe i cieplejsze. W korzeniach, we wszystkich żywych tkankach rośliny, trwa przebudzenie z zimowego snu. Aktywowane geny powodują uruchomienie kolejnych etapów przygotowania rośliny do kwitnienia i wydania nasion.

Do przekazania życia dalej w ciągu pokoleń.




Obrazki ze szlaku

Drzewo obejmujące, czy całujące skałę? A może to po prostu odcisk, jaki zdarza się i nam wyhodować na spodzie stopy od zbyt silnego i długotrwałego ucisku?

 Ten kamień jakby czatuje na nieostrożnego przechodnia.

 W innym miejscu wielotonowa skała wisi podparta punktowo przez pionowy wąski odłam skalny. Kiedyś z hukiem runie, gdy podpora straci spoistość. Także w ten sposób dokonuje się niezmiernie powolny, ale nieustannie trwający proces niwelowania wzniesień i gór.

 Drzewo i bluszcz. Owszem, niebrzydki widok, zwłaszcza w zimie, ale ilekroć go widzę, szkoda mi drzewa. Nie jest prawdą twierdzenie o nieszkodzeniu drzewu, i to z wielu powodów. Owszem, bluszcz ma swój system korzeniowy, ale pobiera substancje z tego samego miejsca co drzewo, a w przyrodzie rzadko się zdarza obfitość pożywienia. Duży bluszcz stanowi też fizyczne obciążenie dla drzewa, zwłaszcza w czasie wiatrów, a i częściowo zasłania słońce. Reasumując: dusi drzewo.

 W co się zamienia piaskowiec? W to, czym ongiś był – w piasek. Kolejny przykład działania procesów niszczących góry.

 Na Skałach Panieńskich widziałem brzozę dwa razy bardzo mocno wykrzywioną jakimś kataklizmem. Nie poddała się, dwukrotnie skręcając ku górze, do słońca. Po sąsiedzku podobnie rosło drugie drzewko, niepamiętanego gatunku.


 Dąb bardziej do buka podobny niż do siebie. Miałbym kłopoty z rozpoznaniem gatunku patrząc tylko na pień i korę.

 Brzózka na skale. Ozdobiła się kroplami wody i nadal trzymanymi ostatnimi listkami.

 Trasa: z Lwówka Śląskiego: Skały Panieńskie, Kawalerskie Skały, spacer po mieście, Lwóweckie Skały. Pod Płuczkami Dolnymi odszukanie jaskiń w starym kamieniołomie.

Statystyka: niemal 9 godzin szwendania się, a długość trasy oceniam na 10, może 12 kilometrów.


 























9 komentarzy:

  1. Krzysiek, zwróciłem szczególną uwagę na zdjęcie, które zamieściłeś jako ostatnie w tym temacie. Przypuszczam, że wykonałeś je, gdy wszedłeś na jakieś podwórko, gdy ja byłem po drugiej stronie ulicy. Te drzewa na wprost - to chyba są bliźniakami. Jak odbicie w kalejdoskopie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie te drzewa chciałem sfotografować z mniejszej odległości. Zwróciłem na nie uwagę z powodu idealnej symetryczności. One rosną jak bliźniaki, ale, zauważ, nie chcące sobie przeszkadzać, a może nawet nielubiące się. Czasami widuję odmienność w zachowaniu drzew, jeśli tak można powiedzieć o roślinach: splatają się ramionami, to znaczy konarami, nie przeszkadzając sobie wcale (takie odnoszę wrażenie), ale też bywa inaczej: widać wyraźną granicę zasięgu gałęzi obu drzew. Zdarza się, że ta granica jest wąską dość pustą przestrzeń. Linia demarkacyjna zwaśnionych stron?…
      Miałem o tym napisać w tekście, ale skleroza mi nie pozwoliła, zołza.

      Usuń
  2. Krajobrazy wcale nie zimowe, tyle zieleni, rudych liści, nawet mgła jakby jesienna:-) u nas śniegi schodzą dopiero, ale wawrzynek już z lekka różowieje. Dobrze, że ziemia nie zdążyła zamarznąć pod śniegową pierzynką, chłonie wodę jak gąbka, a rzeki i potoki wypełnione po brzegi; tym samym przez naszą piwnicę płynie strumień. Piękne są te skały, w każdym wydaniu, i pojedyncze głazy, i skalne ściany. Ale jaskinie mnie nie kuszą, zwłaszcza takie, gdy trzeba się do nich wczołgiwać, a nie wiadomo, co tam się czai:-) Ciekawe widoki, Wy wysoko, a tuż poniżej domy i drogi, czy mieszkańcy przyzwyczajeni do takiego sąsiedztwa, czy zwracają uwagę na urok tych miejsc. Trochę nie pasują mi tu barierki zabezpieczające, obce w krajobrazie, ale może takie wymogi ścieżek przyrodniczych. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barierki, zwłaszcza pomalowane w tak jaskrawe kolory, nie pasują, ale myślę, że są dla spokoju i finansowego bezpieczeństwa zarządzającego skałami i okolicą, zapewne miasta. Teraz tak jest, że jeśli jakiś gapa przewróci się na chodniku, to szuka kogo ma pozwać do sądu. Ludzie przyzwyczaili się do myślenia za nich. „Nie ma barierki, znaczy, że nie ma niebezpieczeństwa i mogę stawać na krawędzi przepaści.” A swoją drogą tak stał Janek, co udokumentowałem na zdjęciu.
      Myślę, że okoliczni mieszkańcy się przyzwyczaili. Tak po prostu jest, taka nasza cecha. Kiedyś w jakieś wiosce kaczawskiej mieszkaniec zapytał mnie, z powodu jakich grzechów chodzę po tych górach. Nie ganię go, bo widziałem jego podwórze: od bramy dość stromo pięło się w stronę zabudowań. Ten gospodarz codziennie ma pod górę.
      Wczoraj byłem na Pogórzu Kaczawskim, widziałem wezbrane rzeczki, strumyki płynące drogami i sporo przebiśniegów. Mario, zaczęło się przedwiośnie! :-)

      Usuń
    2. Krzysiek, ten gospodarz na swoim podwórku, często ma z górki...

      Usuń
    3. Owszem, tylko zapewne pamięta chwile pod górę.

      Usuń
  3. Spodobało mi sie 'nostalgia budzona drogą niknącą we mgle''..piękne.
    Lubię mgiełki i mgły, bardzo i zaraz przypominam sobie mgiełki i mgły w Andach, gdzie zmęczona mocnym słońcem witałam dni mgliste z radością i ekscytacją, biegłam po drewno i zapałałam w kominku, w takie dni temperatury sięgały wspaniałych 8 stopni, jak na tropik chłodek bardzo wyczekiwany...bardzo lubiłam takie momenty, znowu się rozgadałam...
    Lwówek dla mnie jest przepięknie położony, pewnie nie tylko dla mnie, skały niezwykle malownicze i miasteczko ładnie wśród nich umieszczone.
    W czasie spacerów uwielbiam też zaczepiać spotkanych ludzi...pozdrawiam
    U mnie wytlumaczę jak rozpoznać nepomuki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiem stopni było wspaniałą temperaturą… Uśmiechnąłem się czytają Twoje słowa. Czasami myślę, że nasz klimat pozwala doceniać ciepłe dni lata, bo wiemy jaka jest zima.
      Jestem raczej samotnikiem, prędzej Janek zagaduje ludzi spotkanych na szlaku, ale jeśli już zacznę mówić, to czasami trudno mi przestać :-)
      Czuję, że zamglona droga niknąca w oddali i w Tobie budzi nostalgię. To trudne do nazwania pragnienie pójścia hen, daleko, za horyzont, i jeszcze dalej, bo droga i dal nie mają kresu.
      Jutro rano wyjeżdżam do domu, ale później zajrzę do Ciebie na blog i przeczytam o nepomukach. Fryzura i rysy twarzy, czy atrybuty są ważniejsze?...

      Usuń
    2. Krzysiek marzy o dużym kominku. Tak dużym, aby do niego mógł wkładać wielkie kłody drewna...

      Usuń