121123
Budowa drogi ekspresowej S3 przecinającej Sudety
Góry przemieszczonych skał i ziemi, wykopy i pryzmy, błoto, walające się wszędzie palety i folie, rozwleczone żelastwo, najróżniejsze maszyny, stosy materiałów budowlanych, ogrodzenia i liczne tablice z ostrzeżeniami i zakazami, zaskakujące widoki kabin WC stojących w dziwnych miejscach, kontenerowe miasteczko mieszkalno-biurowe i błoto raz jeszcze. Te obrazy, tak różnorodne, mają wyraźne cechy wspólne: widzianą wszędzie tymczasowość i prowizorkę, a także coś, co postrzegam jako improwizowane próby wprowadzenia ładu.
Jednak z tego bałaganu, a nawet miejscami totalnego armagedonu, stopniowo wyłania się fascynujące mnie dziwo – uporządkowanie. Na końcowych etapach prac coraz wyraźniej widać, jak z nieprzewidywalnych krzywizn, z garbów i dołów będących zaprzeczeniem ciągłości i poziomu, wyłaniają się – niczym postaci rzeźbione w bloku marmuru – gładkie płaszczyzny jezdni uniezależnionych od otoczenia. Wbijają się w zbocza głębokimi rowami, nad doliny wznoszą się nasypami i estakadami, nawet przebijają przez góry, i już wydaje się, że chcą pędzić w dal. Może właśnie szczególnie teraz, gdy wokół jezdni tyle jeszcze śladów wielkiego bałaganu a one same puste, widać ten przyszły pęd – sens ich istnienia.
W zasadzie całą naszą cywilizację w swojej technicznej warstwie można postrzegać jako proces wzrastającego uniezależniania się od otoczenia. Kiedyś wędrowano bezdrożami lub polnymi drogami, a kiedy trafiano na rzeki szukano płytszych miejsc do przeprawy. Z czasem takie brody utwardzano, ale długo jeszcze przejazdy były autentycznymi przeprawami. Później pojawiły się pierwsze mosty, niezdarne jeszcze początki utwardzania podmokłych miejsc, a teraz przejeżdżamy nad rzeką nawet nie wiedząc o tym, chyba że zauważymy i zdążymy przeczytać tabliczkę informacyjną. Uniezależniamy się także od aury: na dworze jest mróz, a ja siedzę w podkoszulku przy stoliku, jest ciepło w mieszkaniu ogrzewanym i mocno odizolowanym od dworu, i nawet nie muszę dorzucać polan do ogniska. W czasie jazdy siedzę we wnętrzu klimatyzowanego samochodu, a po wyjściu na ulicę idę ciepło ubrany chodnikiem oczyszczonym ze śniegu do sklepu po warzywa naturalnie rosnące tylko w lecie.
Jako technika najbardziej ciekawi mnie skomplikowany proces budowy takiej drogi, ponieważ skala działań logistycznych jest ogromna i musi budzić zdumienie. Same procedury przygotowania placów budowy są długie i wielotorowe, skoro po całej pracy papierkowo-prawnej trzeba wytyczyć i pobudować drogi dojazdowe i bazy dla materiałów, ludzi i sprzętu, trzeba poprowadzić linie energetyczne, zabezpieczyć dojazdy do posesji i pól, etc. Wiele razy widziałem stosy materiałów czekających na montaż, a przecież ktoś musiał policzyć ile ich będzie potrzebnych, zamówić u producenta i przywieźć w określonym czasie w konkretne miejsce budowy zajmującej wielki obszar.
Stan prac
Główne prace na S3 są wykonane: tunele przebite, nasypy pokryte pierwszymi warstwami asfaltu, dziesiątki mostów, wiaduktów i estakad zrobione. Trwają prace przy równaniu zboczy nasypów i rowów odwadniających, a jest ich dużo. Budowany jest cały system odprowadzania deszczówki i wód strumieni; miejscami jest on rozbudowany do wielu nitek prowadzących wodę z różnych kierunków, łączących się w większe cieki biegnące równolegle do szosy lub przecinające ją betonowymi mostkami albo wielkimi rurami tkwiącymi u podstaw nasypów. Dna rowów utwardzane są kostkami granitowymi lub betonowymi płytami, a tam, gdzie spadek jest duży, stosuje się zapory spowalniające tempo przepływu wody.
Po zboczach nasypów schodzą w dół betonowe rynny zapobiegające ich wypłukiwaniu. Na zdjęciu wyżej widać, co się dzieje z nasypem niezabezpieczonym przed niszczycielskim spływem wód opadowych.
Na
kilkunastokilometrowym odcinku drogi między Bolkowem a Kamienną
Górą są dwa tunele, ściślej:
dwie pary tuneli. Dłuższe mierzą po około 2,5 km i były drążone
w skałach tradycyjną metodą, druga para tuneli ma około 300
metrów długości, a zbudowano je rozkopując zbocze góry. W tych
dniach trwa zasypywanie od góry ich betonowych obudów. Zapewne na
koniec teren zostanie wyrównany ziemią i obsadzony drzewami. Po
latach trudno będzie zauważyć ślady po wielkim rowie tutaj
wykopanym. Pisząc o ziemi miałem na uwadze jej wierzchnią
urodzajną warstwę. Przy tej drodze widziałem kilka dużych składów
pokruszonych skał wywiezionych z budowy, ale i widziałem osobną
górę zebranej na początku prac ziemi urodzajnej. Teraz jest ona
wożona na budowę i wykorzystywana do przykrycia nasypów z kruszywa
skalnego, a to dla umożliwienia wzrostu traw, co widać na zdjęciu poniżej.
Koszt? Około sto milionów złotych za kilometr, czyli sto tysięcy za jeden metr drogi.
Po co to wszystko?
Dlaczego wydajemy miliardy na drogi? Najogólniej mówiąc dlatego, że ludzka gospodarka jest molochem który musi się rozrastać by żyć. Nie może prosperować bez wzrostu, bo ten brak ją załamuje, a jednym z wielu czynników sprzyjających jej tuczeniu jest szybkie przemieszczanie ludzi i towarów. Z domu do pracy mam 470 km, z tego 400 zwykłymi drogami; podróż zajmuje mi zwykle blisko osiem godzin. Niedawno jechałem z Leszna do Białegostoku, dystans 560 km (w tym 15 km zwykłymi drogami) przejechałem w 6,5 godziny, a spiesząc się i nadal jadąc zgodnie z przepisami, ten czas mogłem jeszcze sporo skrócić. Te różnice czasu są powodem wydawania miliardów.
Ekologia na budowie
Wiele mógłbym mówić o ekologii w związku z budową drogi szybkiego ruchu, dużo powiedzieć złego po wielokrotnym oglądaniu tej konkretnej budowy, ale ograniczę się do dwóch przykładów. Proszę spojrzeć na mapę: widać na niej koniec drogi S3 pod Bolkowem. Ten odcinek eski oddano do użytku sześć lat temu; jak widać, kończy się ślepo około 400 metrów na południe od skrzyżowania z drogą numer 5. Na dole mapy jest wskaźnik odległości 500 metrów; jego długość można porównać do długości ślepego odcinka drogi.
Te ostatnie setki metrów są gotowe, i mimo że nieużywane (tak będzie do wiosny przyszłego roku) są oświetlane ulicznymi lampami, jak to zwykle się dzieje na skrzyżowaniach dróg szybkiego ruchu. Stoi tam około 20 lamp oświetlających od kilku lat puste jezdnie. Różne są moce takich lamp, ale jeśli nawet są z tych najbardziej oszczędnych, mają około 0,2 kW. O tej porze roku świecą się jakieś 15 godzin na dobę, czyli jedna lampa zużywa w ciągu zimowej doby minimum 3 kWh, ale w zależności od zastosowanych lamp, zużycie energii może być kilkukrotnie większe. Teraz należy pomnożyć tę wielkość – określoną jako minimalną – przez parę dziesiątków lamp i dwa tysiące dni oświetlania latających komarów lub krążących płatków śniegu. Możliwe, że nie można ich wyłączyć zdalnie, że trzeba podejść do każdej lampy i zrobić to ręcznie. Pewnie tak jest, ale ta operacja zajęłaby dwóm elektrykom godzinę czasu, niechby dwie, tylko nikomu na tym nie zależy. Przy pomocy ekologii firmy i urzędy czasami poprawiają swój wizerunek, a ich szefowie wycierają swoje gęby; po co jednak wyłączać niepotrzebne lampy, skoro za zużyty prąd nie płaci się ze swojej kieszeni?…
Droga przeskakuje dolinę estakadą, a pod nią, obok lokalnej drogi, rośnie kępa drzew na podmokłym terenie. Tuż przy niej jest mostek nad strumieniem i nowa droga wiodąca na pola; jej nasyp częściowo zasypał obniżenie. Niżej, wśród wystających z wody kamieni, stoi ta tabliczka.
Rozejrzałem się: w promieniu stu metrów wokół teren jest radykalnie przekształcony, typowy dla budowy drogi, na którym trudno znaleźć miejsce niezmienione, po prostu pobojowisko, tylko ta kępka rachitycznych drzew rosnących w wodzie i tabliczka. Wyglądało to żałośnie. Nie mogę znaleźć zdjęcia z górą wyrwanych z ziemi pniaków wyciętych drzew, pasowałoby je tutaj zamieścić. Zniszczyli wszystko co naturalne wokół, a chwalą się ocaleniem kilku drzew. To się nazywa dbałością o przyrodę, wszak ekologia jest trendy.
Ponad dziesięć lat temu jechałem boczną, mało używaną drogą w sam róg Polski chcąc dojść do źródeł Sanu. Przy drodze rosło drzewo tak szerokie, że aby ominąć gałęzie, trzeba było zjechać na lewą stronę jezdni. Pomyślałem wtedy, że kiedyś, w niemożliwej do przewidzenia przyszłości, tak będą wyglądały nasze nieużywane drogi; przyroda będzie je brała w swoje posiadanie. Asfalt się pokruszy, wyrosną z niego drzewa, aż przyjdzie czas, gdy tylko wprawne oko dostrzeże nienaturalności w krajobrazie. Czy my, ludzie, będziemy jeszcze wtedy istnieć?
Kilka zdjęć pokazujących system odwodnienia drogi:
Krótki wniosek nasunął mi się czytając Twój wpis. Bardzo szybkimi krokami dążymy do zagłady. Chcemy szybkich dróg - mamy przecież szybkie samochody. Budujemy nowe zakłady by wzrastała produkcja - a w rezultacie produkujemy tony złomu, kolejne tony plastyków. Mówimy o ekologii, a wycinamy mnóstwo drzew - miejsca budowy kompleksów "wypoczynkowych", drogi szybkiego ruchu. I tak w skrócie koło zamyka się. A po drodze niszczymy świat. Pozdrawiam, oby rok 2024 przyniósł Tobie dużo satysfakcji, zdrowia i wielu możliwości wędrowania po polnych, leśnych drogach.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aleksandro.
UsuńStoję jakby na rozdrożu w swoich ocenach i w postrzeganiu świata. Z jednej strony cieszy mnie a nawet fascynuje postęp w sensie nowych, lepszych technologii, z drugiej widzę, że zmierzamy w jakąś ślepą uliczkę. Nie dość, że chcemy mieć (jako ludzkość) więcej, to i świadomie albo lekkomyślnie marnotrawimy zasoby Ziemi. To ostatnie najbardziej mnie boli. Mniej bolą mnie skutki opisanej tutaj budowy drogi, więcej robienie samochodów (i niemal wszystkiego) tak, żeby szybko się zepsuły; inne rzeczy nawet jeśli dalej są dobre, to sami zmieniamy bo już niemodne albo się nam znudziły.
Dobrze wykonana droga będzie służyła dziesiątki lat, a obecnie robione produkty szybko wylądują jako złom na śmieciowiskach. Bardzo mi się to nie podoba, zwłaszcza w zestawieniu z deklarowaną dbałością o środowisko i wdrażaniu ekologicznych technologii, bo mam to za zwykłą obłudę.
Aleksandro, kiedy słucham o wzroście gospodarki w tym roku o tyle procent, a planach na przyszły rok i lata kolejne, to nieodparcie nasuwa mi się taka myśl: do kiedy tak będzie? Przecież gdzieś jest kres tej wznoszącej się krzywej na wykresie!
Chyba że samochód będziemy złomować co roku, nowe buty wyrzucimy po miesiącu…
Wpadliśmy już w błędne koło, nie ma nikogo mądrego, żeby miał pomysł jak przerwać to błędne koło. Podziwiamy nowe technologie i zapominamy co za tym stoi. Coraz częściej słyszę - no tak świat się zmienia, tak musi być. A ja się wciąż pytam - czy aby za tymi zmianami musi iść degradacja matki natury? Oj można byłoby na ten temat długo dyskutować i nie wiele my emeryci możemy zaradzić. Pozdrawiam.
UsuńŁatwo nie będzie, ale nie wierzę w czarne scenariusze światowej katastrofy zagrażającej ludzkości. Chociaż może powinienem? Aleksandro, czasami uśmiechem reaguję na swoje zwyczaje proekologiczne: na przykład buty używane 10 lub więcej lat (bo po zmieniać, skoro są dobre?), bawełniane koszulki do cna zużywane w pracy, gdy do domu już się nie nadają, albo używany smartfon kupiony za 200 zł bo stary się zepsuł. Tak maksymalne wykorzystanie rzeczy nie jest u mnie koniecznością ekonomiczną, a poszanowaniem ludzkiej pracy i Ziemi, także rozsądkiem. Za „zielonego” nigdy się nie miałem, chociaż w praktyce nim jestem. Problem ludzkości (oprócz wojen, oczywiście) brzmi tak: kupię, bo mnie stać. Właściwe stanowisko powinno mieć inne brzmienie: stać mnie, ale posiadane rzeczy zaspakajają moje potrzeby materialne.
UsuńTylko ilu ludzi jest w stanie tak postępować? No i co stałoby się pracownikami mnóstwa fabryk, gdyby takich było wielu?