Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 11 października 2024

Słońcem malowane

071024

Ranek był szary, lekko zamglony, pod ciemnym niebem; prawdziwie jesienny ale dość ciepły i bezwietrzny.





 Przed południem na chwilę zaświeciło słońce. Świat się uśmiechnął do mnie, ja do niego. Dzisiaj parokrotnie przeżyłem chwilę niezwykłą, mimo swojej zwykłości: nagłej, dokonanej w parę sekund, przemiany otoczenia pod wpływem słońca. Chwili, w której widziany świat rozjaśnia się, nabiera barw i pięknieje. To jest właśnie ów uśmiech świata.

 Te pola widziałem w pierwszej słonecznej chwili.

Niebo wybłękitniało zupełnie trzy godziny przed zachodem. Światło wyjątkowo ładnie uwypuklało kolory, było jasne, intensywne, cudne.


Jak zwykle dużą część szlaku szedłem polami. Kałuż na nich nie było, ale namoczony less ma wyjątkową zdolność klejenia się. Oblepiał buty, czułem jego ciężar i wiele razy kijem zgarniałem błoto.

 Źle się idzie po polu niedawno bronowanym więc miękkim, jeszcze gorzej jeśli jest tylko zaorane, czyli bardzo nierówne, a najwygodniejszy jest marsz po ściernisku. Czasami widząc w pobliżu takie pole, skręcam ku niemu. Pół kilometra dzisiejszej trasy wypadła mi takim właśnie polem. Zwróciłem uwagę na różnorodność kwitnących roślin, dużą jak na październik, miesiąc niekojarzący się przecież z kwitnieniem. Nie zawsze słuszne, jak się okazuje. Widziałem przetaczniki, jasnotę purpurową, facelię, żółtlicę, a i kępkę koniczyny ozdobioną co prawda jednym kwiatem, ale jednak. Oczywiście były i inne kwiatki, wymieniam tylko znane mi rośliny, czyli nieliczne.



Czasami trudno określić
z daleka, czy widzi się miedzę z drzewami, czy niewielki śródpolny zagajnik. Te drugie niemal zawsze robią wrażenie kontrastem: między drzewami żywiołowość, naturalny chaos, ściśnięta przestrzeń, cień i urozmaicenie gatunkowe, a na nasłonecznionych i pustych polach sztuczne monokultury. Zagajniczki bywają zaskakujące także ukształtowaniem terenu, a przy tym nawet z niewielkiej odległości nie można ocenić ich cech i walorów. Dopiero gdy podejdzie się do pierwszych drzew, a jeszcze lepiej wejdzie między nie, ukazują swoje oblicze. Czasami to po prostu rząd kilku drzew na zwykłej miedzy, jak te osiki poniżej, ale bywa, że nagle znajdujemy się w innym świecie, i gdyby swoje widzenie ograniczyć tylko do zagajnika, zasadnym byłoby przekonanie o byciu w górskim lesie. Dzisiaj poznany zakątek zaczynał się zwykłą miedzą, ale za pierwszymi drzewami było strome zbocze zakończone kilkumetrowym uskokiem z paroma bukami rosnącymi na krawędzi. Chciałem zrobić zdjęcia z drugiej strony, ale zejście – strome i zarośnięte – było zbyt trudne. Miniaturowe dzikie miejsce.

 Droga wypadła mi przez niewielki lasek bukowy porastający strome pochyłości i doły. Nic nadzwyczajnego, na niemal każdej wędrówce przechodzę przez takie miejsca, najczęściej na przełaj, bezdrożami. Dzisiaj pnąc się po zboczu zobaczyłem widok ze snu grzybiarza: trzy pokaźne, grube i zdrowe prawdziwki. Nie zabrałem je od razu, dłuższą chwilę syciłem wzrok pięknym widokiem. Dodam jeszcze, że dzisiaj znalazłem (nie szukając, a zupełnie przypadkowo) jeszcze 3 czy 4 prawdziwe grzyby. Nie planowałem grzybobrania, nie zbierałem innych grzybów pośledniejszych gatunków, ale przecież nie zostawia się prawdziwków!

 Znaczna część okolic była mi znana i lubiana, właśnie dlatego wróciłem, ale poznałem i nowe miejsca. Na mapie Google zobaczyłem znak „punkt widokowy”.


Wiedziony ciekawością, szedłem parę kilometrów by zobaczyć to miejsce. Cóż się okazało? Kilkaset metrów na południe od tego punktu (czyli na mapie poniżej, widać tam drogę którą szedłem) okolica jest bardzo ładna.

 



Natomiast z wyznaczonego miejsca pod lasem widok jest… przeciętny. Znam dziesiątki, jeśli nie setki, widoków dużo ładniejszych, a kilka z nich jest na zdjęciach tego opisu. Poniżej zamieszczam fotografie wykonane z punktu widokowego; zaznaczę tylko, że byłyby ładniejsze gdyby nie niskie już słońce świecące na skos w obiektyw. Byłem tam nieco za późno, pół godziny przed zachodem słońca, ale wrócę przy najbliższej okazji.



 Proszę jeszcze raz spojrzeć na mapę Google. Tuż przed znakiem punktu widokowego droga biegnąca w jego stronę od południa skręca przy kępie drzew w lewo, na północny zachód. Tam właśnie, przy tych drzewach, zobaczyłem najładniejszy dzisiaj widok, właśnie ten.


 Trudno mi wyobrazić sobie widok piękniejszy nad liście prześwietlone niskim słońcem. Tę zielonozłotą lśniącą barwę i moją chwilę zachwytu chciałbym zapamiętać i przywoływać ilekroć widzieć będę szarzyznę wokół siebie lub... w sobie.

Właśnie wspomniałem widok zupełnie inny, ale jednocześnie podobny. Otóż w któreś wakacje, miałem wtedy 15 czy 16 lat, pracowałem trochę w cegielni. Zwykle zajmowałem się innymi pracami, ale na jedną noc zostałem pomocnikiem palacza. Piece do wypalania cegieł były wtedy długimi tunelami, w których stały wysuszone cegły, a strefę silnego ognia przesuwało się wzdłuż pieca wsypując od góry miał węglowy przez zamykane otwory. Wszedłem na piec z wiadrem miału, zdjąłem pokrywę i wtedy zobaczyłem widok pamiętany mimo upływu tylu lat: stos świecących cegieł. Wyglądały jak wypolerowane i oświetlone mocnym światłem sztaby złota, albo… jak te liście.

Czas powrotu był idealny, z pełnym wykorzystaniem niedługiego już przecież dnia. Wracając, widziałem pola pomalowane niemal poziomym nasyconym światłem niskiego słońca, widziałem jego zachód. Szedłem, kiedy zgasły ostatnie kolory i świat najpierw szarzał, a później ciemniał coraz bardziej. Droga przecinała niewielki las, a tam, wśród drzew, było już tak ciemno, że ledwie odróżniałem nieco jaśniejszą od czarnych zarośli drogę. Rozjaśniło się troszkę po wyjściu na pola, spojrzałem na mapę, i wybierając najkrótszą drogę poszedłem w poprzek pól; były jaśniejszymi pasami między czarnymi liniami miedz. Po wejściu na wyjątkowo wysoką (a miałbym kłopot gdyby nie pomoc drzewa którego mogłem się chwycić), zobaczyłem przed sobą bliskie już światła wioski.











Obrazki ze szlaku

 Na polach pod zalesieniami widziałem sporo olszówek; niektóre były naprawdę duże. W internecie znalazłem informację o wielkości do 13 cm, ale to nieprawda; widziałem kapelusze o średnicy wyraźnie większej. 


Kwitnie gorczyca. Zdaje się, że siana jest jako poplon. Gdyby nie pora roku i wiedza, przysiągłbym, że patrzę na łany rzepaku.


Droga po deszczu. Kajaka nie miałem, więc obszedłem kałużę bokiem.

 Osiki na miedzy.


 Słoneczniki i słonecznikowy maluch.

 Utylizacja śmieci. Zdjęcie zrobiłem na plantacji malin. Wielu plantatorów ma paskudny zwyczaj rzucania opróżnionych butelek na ziemię, w efekcie plantacje bywają wyjątkowo zaśmiecone. Na tej ktoś wpadł na sposób pozbycia się śmieci w jakże paskudny sposób.

 Ozimina i słońce. Tak młodość i słońce upiększają świat.

 Kontrast: jaskrawe słońce, nasycone barwy liści buków, i ciemność roztoczańskich dołów.



Na wielu plantacjach niezbierane maliny opadają lub przemarzają. Staram się jak mogę, ale przecież nie dam rady wszystkimi się zająć. Pytani o powód, plantatorzy zgodnie pokazują na wschód.

Trasa: ze Zdziłowic Trzecich w stronę Piłatki i Antonina.

Statystyka: na polach byłem 11 godzin, a przeszedłem 20,5 km.





















 

4 komentarze:

  1. No jak zwykle - na przełaj gdzie oczy poniosą! A potem takie ozdoby na butach, to tylko może zakręcony wędrowca dokonać. Jesień próbuje nam pokazać różne oblicza. Jak widać, potrafi być szara pola opuszczone bez wyrazu. A kiedy odrobina słońca liźnie te same pola zagajniki od razu robi się weselej, nawet zimny wiatr nie przeszkadza.
    Pozdrawiam i niech złota jesień Cię prowadzi gdzie złoto liści mieni się pod nogami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aleksandro.
      Właśnie tak jest jak piszesz: słońce zaświeci i w jednej chwili odmienia wygląd świata wokół. Wczoraj też widziałem takie przemiany, oczywiście na Roztoczu.
      Co się w domu nasłuchałem utyskiwań z powodu tych butów! Sporo pracy wymagają po powrocie. Trzeba je oskrobać, wydłubać ziemię z zakamarków podeszew, a później umyć szczotką. No a na koniec posprzątać, bo wyobrażasz sobie, jak się brudzi.

      Usuń
    2. Znam, znam ten ból. Staram się omijać takie miejsca ale nawet na szlakach, można trafić na niezłe błota. Najczęściej jak jest zrywka drzew to są rozjeżdżone szlaki, które nikt nie poprawia.

      Usuń
    3. W konsekwencji zrywki na pochyłościach jest szybki spływ deszczówki głębokimi koleinami uczynionymi przez te wielkie maszyny leśne, a później narzekanie na suszę.
      Wczoraj padało u nas, dzisiaj też. Siedzę przy biurku i czytam o… wiatrakach i panelach słonecznych.

      Usuń