Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

czwartek, 21 listopada 2024

Pierwsza listopadowa

 051124

To była moja pierwsza wędrówka w listopadzie. Z powodu powrotów do pracy w poprzednich latach, nigdy nie byłem na Roztoczu między tym miesiącem a marcem. Ta kraina kojarzyła mi się między innymi z lekkim ubraniem, z chodzeniem w najcieplejszych dniach w samym podkoszulku i krótkich portkach, z długimi dniami. Teraz nastała pora wyciągania z szafy kolejnych swetrów. Skraca się czas wędrówek; o ile w lecie byłem na szlaku 12 a nawet 13 godzin, do samochodu wracając o godzinie 19 czy 20, teraz o tej porze już jestem w domu. Dzisiaj ostatnie zdjęcie zrobiłem o 16.05, widać na nim łunę zachodu.

Wybrałem się do zachodniej części Roztocza, na znane mi pagórki, z dwóch powodów: po prostu je lubię, ale i ze względu na czas jazdy. W środkowej części Roztocza też są chętnie odwiedzane okolice, ale dłużej trwa jazda, a że z pewnych powodów nie mogę wcześniej wstawać, mniej czasu zostaje na wędrowanie. Wrócę tam na wiosnę, gdy będą dłuższe dni.

Zaparkowałem przy małym cmentarzu wśród pól, z dala od zabudowań. Ilekroć jest to możliwe, właśnie parkingi przy cmentarzach wybieram mając je za bezpieczne.

Słów kilka o znaczeniu słowa cmentarz. Oto strony podsunięte przez Google: tutaj.

Dodam jeszcze uzupełniające wyjaśnienie profesora Krawczuka przeczytane w jednej z jego książek: koimeterion, od którego pochodzi nasz cmentarz, to po prostu sypialnia u Greków. Cmentarz nie jest więc miejscem smucenia się, jak kiedyś tłumaczono, a (wiecznego) snu i odpoczynku ludzi. Tak więc znając etymologię, w tym słowie odnajdujemy pocieszenie, a nawet odrobinę nadziei.

Ranek był słoneczny i oszroniony, a cały dość ciepły dzień upłynął pod błękitną kopułą nieba. Jeden z ostatnich dni złotej jesieni, tej krótkiej i czarującej pory roku danej nam przez Naturę na zebranie sił przed czasem zimna i szarości.

Chodziłem bez określonego celu. Właściwie powoli włóczyłem się po polach szukając… czego ja szukałem? Nie wiem. Często się zatrzymuję i patrzę. Widzę zakręt drogi niknącej na kępą drzew, kołyszące na wietrze długie gałązki brzozy płaczącej, miedze pnące się po zboczu wzgórza i wyżej dotykające nieba, a przy mnie, o krok, niebieszczące się, skulone zimnem, kwiatki przetacznika. Ne wiem, dlaczego akurat tutaj się zatrzymałem i czego szukam. Czegoś, co jest gdzieś tam, może tutaj, albo wszędzie i jeszcze we mnie? Czegoś ukrytego pod tymi zwykłymi widokami? Nigdy nie mogłem rozszyfrować tej zagadki, dociec jej istoty, wiem tylko, że zwykła chwila potrafi zmienić się w wyjątkową, a ja w ten sposób staram się pomóc jej w tej przemianie.

 W maju, w czerwcu, gdy tyle świeżej zieleni wokół, widok nagich drzew wydaje się straszny, nieprawdopodobny, trudny do przeżycia, dołujący psychicznie. Później przychodzi listopad i jak każdego roku z niejakim zdumieniem stwierdzam, że żyję dalej, a nawet dostrzegam pewien urok, chociażby w tych ostatnich kolorowych liściach jeszcze trzymających się gałęzi.

Wracałem już, do zachodu brakowało mniej niż dwie godziny, gdy nieco w bok od drogi zobaczyłem mały zagajnik z brzozą wystrojoną kolorami jesieni i słońcem. 

 

Poszedłem tam i pod nią zrobiłem ostatnią dzisiaj przerwę. Kiedy siedząc pod drzewem podnosiłem głowę, a robiłem to wiele razy, widziałem biały pień, świecące ciepłymi kolorami liście i błękit nieba. Obraz mogący być ilustracją czasu złotej polskiej jesieni.




 Odchodząc obejrzałem się; kolory brzozy ściemniały, przy ziemi zbierał się mrok. Chciałem jeszcze zostać, przyjrzeć się gaśnięciu światła na drzewach, ale miałem do przejścia polami ponad dwa kilometry. Wrócę na pewno.


Obrazki ze szlaku

 Dziki kamieniołom opoki. Widać tam, jak cienka jest warstwa uprawnej ziemi leżącej na skałach wapiennych. Dodać warto, że jest to skała osadowa czyli powstała z osadów, głównie ze szkieletów żyjątek opadających na dno morza kiedyś tutaj istniejącego.


Trop łosia? Raczej tak. Moje buty znalazły się w kadrze dla porównania wielkości.

 

Sosna. Czyż nie jest piękna?



Minąłem dwie brzózki. Pomyślałem, że może nigdy już tutaj nie wrócę, więc należy się im chwila mojego czasu. Wróciłem i uwieczniłem je na fotografiach.





 Piękne, czyste (nie do uwierzenia!) kolorowe doły roztoczańskie.

 No… prawie czyste.

Trasa: pola między Moczydłami a Pasieką na Roztoczu.

Statystyka: na polach byłem 9 godzin, a przeszedłem 13 km.


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz