230924
Pierwsza jesienna wędrówka
Wczoraj, gdzieś nad wschodnim Atlantykiem, Słońce było w zenicie nad równikiem. U nas była wtedy godzina 14.43. Zaczęła się jesień. Dzisiaj nasza gwiazda była w zenicie już odrobinę na południe od równika, i każdego kolejnego dnia szczytować będzie coraz dalej od nas. Od dzisiaj na półkuli południowej dzień jest dłuższy od nocy, u nas krótszy.
Pierwszy dzień jesieni był ciepły i słoneczny, chociaż z rana miałem na sobie sweter i wiatrówkę. Nota bene, sweter ma paskudną właściwość: o tej porze przykleja się do grzbietu tak mocno, że oderwać go będę mógł dopiero za pół roku.
Parę zdań o morfologii Roztocza; do ich napisania zmobilizowała mnie Aleksandra swoją uwagą o wysokości wzgórz.
W zachodniej części Roztocza wzgórza są wyraźniej zaznaczone niż w centralnej i wschodniej. Mimo że bliżej Kraśnika ich wysokość jest niższa, dzięki dość krótkim a stromym zboczom i wąskim dolinkom między nimi, wydają się większe, bardziej pogórzu podobne. Częstokroć ów naprzemienny układ wzgórz i dolin jest równoległy, a wtedy stojąc na szczycie jednego wzgórza, można zobaczyć ich powtarzający się ciąg. Na tym zdjęciu, dzisiaj zrobionym, widać taki szereg wzgórz.
Gdzieś widziałem (skleroza nie pozwala mi przypomnieć sobie gdzie) rekordową ilość, bo pięć kolejnych szczytów wzgórz. Dolin między nimi nie widać, zasłonięte są obłymi zboczami.
Bywają też wzgórza większe, ciągnące się na długości paru kilometrów, a po drugiej stronie szerokiej i najczęściej zabudowanej doliny z płaskim dnem jest kolejne długie wzniesienie.
Czasami te długie zbocza są podzielone wąskimi dolinami poprzecznymi, dość krótkimi, zaczynającymi się pod szczytem i schodzącymi w dolinę główną. Dodają one urozmaicenia długim zboczom załamując je, wykręcając ich bieg, ale i tworząc nagłe załamanie poziomów – owe zdebrza roztoczańskie. Poznając je z bliska, a inaczej nie można jako że są zalesione, można odnieść wrażenie niedokończonego dzieła Stwórcy, któremu zabrakło materiału na wyrównanie zboczy, tak przecież gładkich, dostępnych i przewidywalnych tuż obok.
Rzadko, ale zdarzają się miejsca spotkania paru takich wzgórz biegnących z różnych stron. Patrząc na nie, można zobaczyć przenikające się linie grzbietów i dolin, ich opadanie i wznoszenie, zanikanie i odwrotnie – tworzenie grzbietów i dolin dosłownie z niczego, a te wszystkie przemiany dzieją się pod różnymi kątami, w różne strony. Po prostu ziemia pęcznieje i wznosi się, droga jeszcze przed chwilą biegnąca płaską łąką nagle zanurza się w głąb wzgórza, a sąsiednie zapada się tworząc zdebrz lub dolinę. Takie miejsca mam za najbardziej malownicze.
Na zdjęciu poniżej widać dwa długie pasma równoległych wzgórz przedzielonych wąską doliną. Oba te wzgórza nie są równymi wałami ziemi, a mają swoją urozmaiconą rzeźbę z miniaturowymi dolinkami i wzgórkami wystrojonymi zagajnikami, kępami drzew, pasami krzewów z najliczniejszymi tam tarninami, oraz, oczywiście, pojedynczymi drzewami i zalesionymi zdebrzami. Kiedy idąc polem doszedłem do ściany lasu i spojrzałem między drzewa, mimo pewnego obycia z takimi miejscami byłem zaskoczony głębokością (ocenioną na kilkanaście metrów), niemal pionową ścianą wąwozu, i głębokim mrokiem na dnie. Nie jednego, jak się okazało, a całego labiryntu dzikich wąwozów, dołów i wąskich grzęd między nimi. Nie udało mi się zrobić żadnego dobrego zdjęcia, niżej zamieszczam najlepsze, co nie znaczy, że dobre. Żółtą linią zaznaczyłem przejście przez zalesione wąwozy; zdjęcie było zrobione z odległości około 800 metrów, ze zbocza przeciwległego wzgórza.
Na przeważającym obszarze Roztocza wzgórza są mniej urozmaicone, ich zbocza łagodnie i jednostajnie zmieniają wysokość nawet kilometrami. Takie wzgórza nieco widać w oddali na tych zdjęciach.
Jest też inne Roztocze: z lasami okalającymi mniejsze lub większe polany z uprawnymi polami. Z powodu rozległości wzgórz i bliskości lasów, różnice poziomów wydają się mniejsze niż są rzeczywiście. Tylko dobra obserwacja linii drzew pozwala dostrzec ich zapadanie się w głąb zdebrzy albo wznoszenie na całkowicie zalesione długie wzgórza.
Otwarte przestrzenie pól sąsiadują z dzikimi, trudnymi do przejścia gęstwinami, co jest kolejną cechą charakterystyczną Roztocza. Dużo ich rośnie na nieuprawianych polach, są wąskie, więc stojąc wśród drzew, po pas albo po szyję w trawach i chwastach, czasami widać między gałęziami otwartą jasną przestrzeń. Właśnie szczególnie wtedy czuć odmienność przestrzeni, wyraźny, rzucający się w oczy kontrast: tam widnokrąg odległy o kilometr, tutaj o metr albo niewiele dalej. Brzegi takich zarośli upodobały sobie tarniny, a rosną ścianami w wielu miejscach nie do przejścia. Dzisiaj przechodząc przez nie ścieżką zwierząt, zadrapałem skórę na przedramieniu (nie po raz pierwszy) i aż do wieczora musiałem oganiać się od robactwa chcącego posilić się moją krwią.
Dzisiaj poznane wąwozy:
Zszedłem w dolinę, a za nią szedłem pod górę polem licząc na znalezienie kępy drzew pamiętanych z poprzedniej wędrówki: na niej kończy się polna droga, którą miałem pójść dalej. Dziwnie to wygląda: jakby ktoś chciał wjechać w drzewa i spod nich wracał po śladach. Znalazłem to miejsce, drogę zatarasowaną kępę drzew, a niewiele dalej zobaczyłem zieloną dróżkę między brzeziną a rzędem krzewów aronii. Była tak ładna, że wszedłem na nią. Wszak nie cel jest ważny, a zobaczenie ładnych miejsc po drodze. Myślałem o dojściu do pewnego wzgórza, nieznanej mi chociaż istniejącej nazwy, skoro jest tam ustawiony odpowiedni charakterystyczny znak, ale przecież nie musiałem. Uroda dróżki ozdobionej z jednej strony jesiennymi już liśćmi aronii, z drugiej prześwietlonymi słońcem brzozami, nakłoniła mnie do zmiany planu.
Po paru krokach znalazłem pierwszego kozaka, a przy nim dwa prawdziwki. Dalej były następne grzyby tych dwóch gatunków, a wszystkie jędrne, grube, zdrowe. Dwa dni później, po ich ususzeniu, zapełniłem półtoralitrowy słoik. Oczywiście do końca wędrówki podchodziłem do wszystkich mijanych brzezin, ale nigdzie grzybów już nie znalazłem. Dodam jeszcze, że skoro z najwyższej półki szafy zdjąłem suszarkę, postanowiłem zrobić czipsy jabłkowe. Wyszły super, co potwierdziła moja żona i nasz wnuk.
W tym okresie czasu, to znaczy między żniwami a jesiennym przebarwianiem się liści, na polach Roztocza dominują dwie barwy: stara, ściemniała już zieleń drzew, i kolor lessu na polach. Nie potrafię nadać mu nazwy. Przychodzi mi na myśl barwa płowa, ale suchy less w słońcu jest jaśniejszy od płowej sierści saren, a właśnie z tymi pięknymi zwierzętami kojarzy mi się ta nazwa. Jak nazwać ów jasny kolor lessu, a tym samym dominujący kolor pól Roztocza? Nie wiem. Proszę o podpowiedzi.
Obrazki ze szlaku
Mówicie, że to zwykła grupka brzóz, że wiele jest takich?
Nieprawda. To wyjątkowe bo piękne miejsce.
Resztki tytoniu. Z filmu Ogniem i mieczem zapamiętałem scenę, która przypomniała mi się na widok tych połamanych roślin: było to pole po walce, czyli pobojowisko. Wyglądało właśnie tak.
Kępy kwitnącego tasznika. Chyba kwitnie po raz drugi w tym roku?
Odwiedziłem grupkę brzóz rosnących na wyjątkowo wąskiej miedzy. Trzyma się chyba tylko dzięki licznym korzeniom drzew.
Nieczęsty widok: miedza widziana od dołu i na tle nieba.
Trasa: z parkingu przy cmentarzu w pobliżu wsi Załawcze pod Turobinem. Pola między Załawcze a Gródkami.
Statystyka: chodziłem i siedziałem przez 11 godzin, a przeszedłem około 18 km.