Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

czwartek, 8 lutego 2018

Słoneczna wędrówka

040218

Z Komarna w Górach Kaczawskich: Przełęcz Komarnicka, Ziemski Kopczyk, górne Komarno, Ogier, Kobyła, Źróbek, Przełęcz Widok, powrót do wioski niebieskim szlakiem.




Odwiedzone miejsca i góry są mi dobrze znane, byłem tam kilka razy, ale chętnie przystałem na propozycję Janka, ponieważ trasa jest jedną z najładniejszych w moich górach. Nadto jest łatwa i na niemal całej swojej długości prowadząca odkrytymi zboczami lub grzbietami, a często zmieniające się widoki są po prostu piękne. Zwłaszcza w taki dzień, jak dzisiejszy – słoneczny, bezwietrzny, z niewielką ilością świeżego śniegu i niebem tak głęboko błękitnym, jak tylko w zimie się zdarza.

Najkorzystniej zaparkować samochód na końcu wioski Komarno, wtedy jest się wysoko, blisko górskich grzbietów, i w kwadrans można dojść w miejsce idealne do oglądania wschodu słońca. 


Tylko trzeba dojechać. Wioskowa uliczka jest wąska, kręta i bardzo stroma; między pierwszymi a ostatnimi domami wioski jest ponad dwieście metrów różnicy wysokości. Parę lat temu jechałem tamtędy po świeżym śniegu, samochód ledwie się wtoczył na górę, dzisiaj nie dał rady. Mimo ostrożnego dawkowania gazu koła raz i drugi straciły przyczepność i opel stanął. Na szczęście hamulce utrzymały pojazd i mogłem zjechać nieco niżej, na szersze pobocze. Przyznam, że gdy już zgasiłem silnik, ręce mi drżały. Wieczorem asfalt ulicy był czarny, więc ze zjazdem nie było kłopotów.

Pod pierwszym szczytem byliśmy krótko po wschodzie słońca, a widoki stamtąd są na obie strony grzbietu, niemal panoramiczne. Niskie, jasne światło, świeży śnieg, kontury dalekich i coraz dalszych szczytów, a wokół nas świetlistość i radość wchodząca w nas z czystym, rześkim powietrzem. Kiedyś będąc tam w chmurny dzień zamarzyłem o posiedzeniu na brzegu drogi biegnącej opodal w ciepły i słoneczny dzień; w rok czy dwa lata później udało mi marzenie spełnić; to były dobre chwile. Są częścią mozaiki wspomnień tworzących mój własny obraz tej góry i jej okolic.
 




Wolną była dzisiejsza wędrówka, często przerywaliśmy ją patrzeniem w dal, pstrykaniem zdjęć i okrzykami radości. W tym celował Janek, kierując lustrzankę wszędzie tam, gdzie słońce namalowało coś ładnego i wykrzykując swoje oszołomienie widokami. W powietrzu wisiała delikatna mgiełka, jak to nierzadko się zdarza przy słońcu po mroźnej nocy, więc na dalekim horyzoncie, tam, gdzie Karkonosze i Izery, widoczność się zmieniała. Bywało, że w ciągu minuty odsłaniały się górskie pasma, by niewiele później ukryć się za zwiewnym woalem. Falista linia grzbietów karkonoskich biegnie dość wysoko na niebie o ile są widoczne, więc gdy zza mgiełki wyłoniły się zaśnieżone, oświetlone słońcem, Śnieżne Kotły – i tylko one – wydawały się wisieć na niebie bez połączenia z ziemią. Widok tych ogromnych formacji skalnych pojawiających się niespodziewanie zdumiewał; zatrzymywaliśmy się i w podziwie patrzyliśmy.



Szliśmy tak, jakbyśmy się umówili nie dojść. Celem, czy raczej punktem zwrotnym naszej drogi, była Przełęcz Widok, ale widoki mieliśmy przez prawie cały czas. Gdzie się śpieszyć?

Bez słów i umawiania się uznaliśmy, że nieważne gdzie dojdziemy, śpieszyć się nie będziemy, skoro każdy zakręt drogi, każdy wzgórek, odsłaniał inne widoki.

Nie cel, a droga jest ważna.

Później uświadomiłem sobie oczywistość tej sentencji – bardzo życiowej, odległej od wszelkiego filozofowania.

Do celu można nie dojść, może nie spełnić oczekiwań a nawet rozczarować, albo dać krótkotrwałą satysfakcję i poczucie niespełnienia. Do celu wiedzie droga, czasami długa, zajmująca wiele naszego czasu, trudno więc uznawać ten czas za poczekalnię naszych nadziei, ponieważ tym samym wyjmujemy go z naszego życia. Prawdziwie nasz czas to nawet nie tyle cel, co właśnie droga.

Oczywiście łatwo o takie wartościowanie gdy idzie się grzbietami kaczawskich wzgórz, dal i miłego kolegę mając za towarzyszy, ale wcale nie trudniej gdy idzie się lasem ku odległemu szczytowi góry. Czy trudniej poza świątecznym czasem wędrówek? Trudniej. Bywają okresy, gdy muszę od nowa uświadamiać sobie fakt najoczywistszy: że każdy dzień, także ten koślawy, jest mój, cenny i nie do powtórzenia. Na szczęście efekty dostrzegam. Prace te traktuję jako powinność należną sobie samemu i swojemu życiu, nie chcąc zostać u celu z pustymi rękoma.

Janku, Tobie dedykuję te myśli.

O przewodnictwie w moim wykonaniu:

Jęzor lasu schodzi nisko zboczem Trzmielowej Doliny, łatwiejsze i szybsze od jego obejścia jest przejście lasem, co robiłem kilka już razy. Pewnie wszedłem w las, a na rozstaju zatrzymałem się, bezradnie patrząc na trzy wąsko rozchodzące się drogi. Którą szedłem ostatnio? Nie pamiętając wybrałem trochę po omacku, poszliśmy i wyszliśmy dobrze, ale niezupełnie tam, gdzie planowałem. W sumie drobiazg, ale dość charakterystyczny dla mojego zapominalstwa. Dla równowagi i sprawiedliwości wspomnę te miejsca i przejścia, na które trafiałem jakbym był u siebie na podwórzu. Byłem u siebie. Będąc w tych górach, jestem coraz bardziej u siebie.

Na stoku Ogiera rośnie kępa brzóz i różany krzew – miejsce wybrane przeze mnie na spotkanie dwojga bohaterów napisanego opowiadania, więc moje, podwójnie moje miejsce; zawsze je odwiedzam będąc w pobliżu, a bywa wtedy, że fantazja miesza mi się z rzeczywistością. 


 

Nieco dalej rośnie kępa starych, pokrzywionych czereśni, drzew pamiętanych z powodu oglądanego kiedyś ich kwitnienia i widoków – Karkonoszy z jednej strony, i najpiękniejszej doliny kaczawskiej z drugiej. Pamiętam chwilę mojego zapatrzenia na odległe góry i zwieszające się nade mną ukwiecone gałęzie. Dzisiaj do brzóz i czereśni dodałem najładniejszy, najkształtniejszy i wielki głóg rosnący w pobliżu tamtych drzew. Drobiazgi, prawda? Owszem, ale wszak z nich właśnie składają się nasze obrazy, o nie zaczepia się pamięć przywołując wspomnienia, a z nimi to, co najcenniejsze: dawne wrażenia splatające się z chwilą bieżącą.

Drogi przyprószone świeżym śniegiem, a na nim iskry zapalane słońcem, daleka mgiełka rozjaśniona światłem, szczyty wzgórz coraz dalszych i coraz mniej widocznych, błękitniejących na tle błękitu, brzozowe zagajniki i znowu pijane przestrzenią dróżki, kilka rosłych świerków rozchylających ramiona niczym tancerka swoją suknię, i stok Trzmielowej Doliny wybiegającej spod konarów lipy rosnącej na brzegu lasu.

Po drugiej stronie doliny widzieliśmy Gackową, górę znaną mi i opisywaną; miałem chęć zabrać tam Janka, ale czasu mieliśmy za mało. Patrząc na jej niezalesiony stok, a widzieliśmy go z odległości trzech kilometrów, pokazywałem koledze drogę pod lasem wysadzaną bukami i samotne świerki rosnące na łące pod szczytem; nawet z tej odległości były ładne i obaj mieliśmy chęć zobaczyć je z bliska.

A dalej, dużo dalej, na stoku rudawskiej góry Jastrzębia Turnia, którą niedawno oglądaliśmy stojąc pod nią i zadzierając głowy; jeszcze dalej i wyżej kropka budynku na grani Śnieżnych Kotłów, majestatycznych nawet z kilkunastokilometrowej odległości. Nieznanymi drogami skojarzeń wspomniałem jesienny wyjazd na Roztocze sprzed dwudziestu lat i chwilę słuchania koncertu skrzypcowego Brahmsa na szczycie wzgórza. Jakby w odpowiedzi przez moment wplotły się w moje myśli najcudniejsze dźwięki skrzypiec z koncertu Beethovena.

Ta chwila wydała mi się symboliczna: dwadzieścia lat włóczenia się po polach, lasach i górach spięte dźwiękami czarodziejskich skrzypiec.

Dzień wykorzystaliśmy cały, do samochodu schodząc już po zachodzie. Minął stanowczo zbyt szybko, ale wierzę, że kiedyś nauczę się zaklęcia zatrzymującego dobry czas.













Te zdjęcia przysłał mi Janek.



Trzmielowa Dolina i Wysoczka. Dla Chomika strzałką zaznaczyłem Lipową Dolinkę. W głębi widać niebieskie od odległości Sokoliki, a jeszcze dalej majaczą Karkonosze.

15 komentarzy:

  1. Ja to jestem panikara w górach, lubię mieć wyraźną ścieżkę, znaki szlaku na drzewach, czuję się wtedy pewniej; mąż wiele razy mi tłumaczył, że przecież nie zgubimy się, wyjdziemy bliżej, albo dalej, co nam to przeszkadza:-) bardzo podoba mi się Twoje wędrowanie, czasami drogami polnymi, czasami leśnymi bezdrożami, a zawsze wiesz, gdzie jesteś; piękne zdjęcia, i wiem, że nie oddają one całkowicie tego, co Ciebie ujęło, bo obiektyw tego nie widzi:-) drzewo z bucikami? gdzieś widziałam zdjęcie podobnego z czajnikami:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, mnie też przeszkadza niepewność drogi. Niedawno napisałem tutaj, że idąc z Jankiem lasem, bez drogi, szedłem szybko. Tak właśnie mam, chcę szybciej dojść do znanych miejsc, wiedzieć dokładnie gdzie jestem. Tyle że jest i druga strona: przyjemność wędrowania bez drogi, na przełaj, po dobrze znanej okolicy. Pamiętam zalesiony stok góry, szedłem duktem trawersującym zbocze, a że miałem zejść niżej, wybrałem miejsce i kierunek i wszedłem między drzewa na sporej pochyłości, ponieważ dokładnie wiedziałem, że tam, niżej, między tamtymi drzewami, będzie droga do której miałem dojść, a urwiska tam nie ma. Ta wiedza, ta pewność, sprawiła mi przyjemność.
      Buty do nieba, tak można by nazwać kompozycję stojącą na Przełęczy Komarnickiej. A jak nazwałabyś tę z czajnikami?

      Usuń
  2. Częściowo znane mi są te bezdroża. Kilka razy wędrowałam od ostatniego przystanku do góry obok tego drzewa z butami do szałasu i na Baraniec. Poniżej jest wspaniałe miejsce ze śnieżycami. W drugą stronę wędrowałam przez Przełęcz Kobyły do Maciejowej. Za każdym razem zachwycałam się widokami tych pofalowanych przestrzeni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleksandro, opiszę Ci w takim razie drogę na drugą stronę Barańca, pod Ziemski Kopczyk, w miejsce bardzo widokowe. Zdjęcia są wyżej.
      Na przełęczy szlak skręca w prawo, wiedzie młodniakiem lekko pod górę do ściany starego lasu, a przy nim skręca w lewo, na Skopiec i Baraniec. Tam skręć w prawo, niewiele dalej na rozwidleniu dróg trzymaj prawą stronę. Po minucie czy dwóch wyjdziesz na otwarte przestrzenie, mając maszty antenowe Barańca po lewej. Na wprost, w odległości paruset metrów, zobaczysz zalesiony szczyt Ziemskiego Kopczyka. Widok stamtąd jest naprawdę ładny.
      Gdzie stoi szałas myśliwych wiem; więc poniżej rosną śnieżyce? Postaram się zobaczyć ja za miesiąc.

      Usuń
    2. Śnieżyce rosną w małym zagajniku idąc od masztów w dół po prawej niebieski szlak, po lewej widać "Połom". Mało kto wie, to też jeszcze nie zadeptane zostały.

      Usuń
    3. Chyba wiem, o którym miejscu mówisz. Zdaje mi się, że jest tam opadająca łąka, z lewej ograniczona lasem.
      W związku ze śnieżycami, wiosną i tamtymi miejscami, przypomniała mi się chwila sprzed roku czy dwóch. Zatrzymałem się na końcu uliczki Komarna, czyli pod Przełęczą Komarnicką, zgasiłem silnik, a gdy otworzyłem drzwi samochodu, usłyszałem głośny śpiew wielu ptaków. Było to w końcu marca, czyli w czasie kwitnienia śnieżyc.
      Dziękuję, Aleksandro. Postaram się zobaczyć te kwiaty.

      Usuń
  3. Droga powrotna widoczna – niebieski szlak ale jakeście się tam plątali najpierw – nie bardzo jasne? Chyba, że ten drugi niebieski szlak (szmaragdowy to też Wasza droga). Rozumiem, że poszliście na szagę z Ziemskiego Kopczyka, przez Górne Komarno, Góra pod Księżycem (Ogier). Z dużą uwagą przyglądałam się zamieszczonej mapce,ponieważ napisałeś, że droga jest jedną z najpiękniejszych kaczawskich.
    Mieliście zimowy, słoneczny dzień, wymarzony na wędrówkę, a widoki zaiste przepiękne. Zdjęcia oddają słońce i chciałoby się posiedzieć pod drzewem na zakręcie - czwarte zdjęcie i też w innych miejscach,zatrzymanych w kadrze przez Ciebie.
    Śnieżne Kotły naprawdę wiszą :)i zalega na nich połyskujący śniego-lód. Udało Ci się je złapać na gorącym uczynku, niebiańskiej gry w chowanego.
    Święte słowa z drogą -życiem i piękne wyrażenie – „aby się nie stała poczekalnią naszych nadziei” bo wtedy życie fruuu, odfrunie.
    Głóg rzeczywiście zwarty i kształtny i warto dołączyć go do kolekcji - moim zdaniem.
    A więc, Trzmielowa Dolina jest lipową doliną. Wiedzą na czym łasuchować, te trzmiele, co dobre i słodkie. Nic dziwnego, że zazwyczaj mają lekką nawagę
    PS Z niecierpliwością czekam też na Jankowe panoramy 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chomiku, powinienem wybrać inny kolor na oznaczenie naszej trasy, bo ten jest zbyt podobny do oznaczenia szlaku.
      Z tą lipową doliną jest tak:
      Główna dolina zwie się Trzmielową Doliną, a najwięcej rośnie tam… tarniny i głogów. Raz jeden tarniny widziałem kwitnące, dno doliny było białe. Jest tam wiele strumyków, takich maleńkich, mających pięć albo piętnaście metrów długości, bo zaraz łączą się z innymi. Mokro tam i dźwięcznie od płynącej wody. Na obrzeżach rośnie zwarty lasek głogowy. Wejść do środka można tylko w wybranych miejscach, jest zbyt gęsty.
      Nieco niżej doliny po jej zboczu spływa większy strumień boczny, ma może ze sto metrów, i zdążył wypłukać jar swoimi wodami. Przy jego źródle rośnie wielka i piękna lipa oraz brzoza. Nie raz siadałem pod niskimi gałęziami lipy, w jej cieniu, wyobrażając sobie letni biwak w tamtym miejscu. Strumień nie ma nazwy, a jar tworzący malutką dolinkę nazwałem Lipową Doliną. Zaraz sprawdzę na zdjęciach, jeśli na którymś widać dobrze tę dolinkę, dołączę pod tekstem.
      Jeśli liczysz zdjęcia razem z mapą, to na czwartym widać Ziemski Kopczyk od strony Brańca. Tę górę miałem za plecami robiąc zdjęcie. Później okazało się, że podobnych ujęć zrobiłem z dziesięć; lubię miedze i drzewa na nich, a wtedy było jeszcze słońce i ładna świetlistość w powietrzu.
      Janek ma lenia. Zalega nam już z trzema postami.

      Usuń
    2. Jak ma lenia, to znaczy że cyzeluje :D, będą piękniejsze! Tak liczyłam razem z mapą. Takie drogi, zakręty sa magiczne, za nimi rozpościera się świat, a i można przysiąść na ich skraju.
      Bardzo dziękuję ci za opis Trzmielowej Doliny. Jest niezwykła. Jak to tarniny kwitną na biało, zaraz spróbuję znaleźć jakieś zdjęcie, tylko aby był cały łan. Tarninę znam z owoców, przetworów. Jagody. Jakże tam musi brzęczeć w czasie kwitnienia. Są strumyki, płynąca woda. Naturalny paśnik dla trzmieli. Opisałeś tak, że przedarłam się przez krzaki. Znalazłam suche miejsce, aby i usiąść.
      No, no zakarbuję sobie to miejsce w pamięci:). Dziękuję za strzałkę. Jeśli kiedyś uda mi się uczynić to naprawdę - napiszę.

      Usuń
  4. Wspaniałe widoki :) Ciekawa trasa, jak wiadomo na bezdrożach najpiękniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Milworldzie. A ty chodzisz po górach? Jeśli tak, to po jakich?

      Usuń
  5. Krzysiek, w swoim tekście dałeś mi piękne przesłanie. Naprawdę piękne i dzięki Ci za nie.
    Ja dopiero teraz zamieściłem tamten wspaniały dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jakie przesłanie, ale może się dowiem, a na przyszłość służę pomocą, także tą nieświadomą:-)
      Już się klikam na blog :-)

      Usuń
    2. Jakie przesłanie? Zaczyna się od słów:
      … Do celu można nie dojść, może nie spełnić oczekiwań a nawet rozczarować, albo dać krótkotrwałą satysfakcję i poczucie niespełnienia. Do celu wiedzie droga, czasami długa, zajmująca wiele naszego czasu...

      Dużo, bardzo dużo mi pomogłeś...


      Usuń
    3. Ale gamoń ze mnie! Zamiast przewinąć stronę i przypomnieć sobie, co napisałem w lutym, pytam Ciebie. Przepraszam.
      Janku, cieszę się na wieść o pomożeniu moimi słowami. To przecież coś bardzo ważnego móc pomóc towarzyszowi górskich szlaków.
      Sam powinienem czasami wracać do tego przesłania.

      Usuń